Doda patrzy na Fagatę
Dedykowane profesorom Koziołkowi i Śliwińskiemu.
Początek stulecia w polskiej popkulturze należał do hardej śpiewającej dziewoi z Ciechanowa. Królowa była tylko jedna, a była nią Doda. To ikoniczna postać małomiasteczkowej wyzwolonej kobiety, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, robi, co chce, lecz w gruncie rzeczy jest porządną i nieco konserwatywno-romantyczną osobą, jak przystało na prowincjuszkę.
Przyznam, że od dwudziestu lat z uwagą przysłuchuję się temu, co mówi Doda – zarówno jej głupiej paplaninie i ocierającym się o wulgarność grepsom, jak i jej mądrościom życiowym, które z roku na rok stają się coraz mądrzejsze. Dziś Doda ma lat 40 i pomimo różnych zakrętów życiowych i wpadek – jest kimś. Jest mądrą i piękną kobietą, która ma swój styl i niejedno do powiedzenia. Tylko głupiec może ją uważać za głupią, choć jeszcze kilkanaście lat temu była przecież taka seksistowska pokusa. Ot, niedouczona i niezbyt dobrze wychowana blondynka. Teraz byśmy sobie nie pozwolili. I ona się zmieniła, i my wiele się – także dzięki niej – przez te lata nauczyliśmy.
Mogłoby się wydawać, że z pomocą Dody odrobiliśmy lekcję feminizmu, szacunku dla aspiracji i kultury ludzi, którzy nie mogli skorzystać z przywilejów, jakie daje inteligenckie pochodzenie, a także po prostu lekcję kulturowej tolerancji i elastyczności. To jednakże tylko złudzenie. Gdy już wydawało się, że wyszliśmy na wysoką połoninę tolerancji i akceptacji, mogąc iść dalej pewnym krokiem i rozkoszując się widokami, spadło na nas kolejne wyzwanie kulturowe, klasowe i obyczajowe. Na nas – łącznie z Dodą, która chcąc nie chcąc znalazła się z nami na pokładzie ludzi dojrzałych i wywyższonych przez swoją pozycję zawodową i społeczną.
To wyzwanie też się dziwnie nazywa i pochodzi z małego miasteczka. To Fagata (Agata Fąk z Konina, lat 23), wijąca się i bełkocząca na wpół zrozumiałe niby-slangowe pornowulgaryzmy o złozonej tematyce erotyczno-związkowo-rodzinnej, mające przypominać hip-hop. Fagata podbija internet niczym Mokra Jolanta (Jolanta Mokrzyńska), do której najnowszego utworu (nagranego z Cypisem, poświęconego sprzeczności, jaka zachodzi pomiędzy zewem namiętności a lękiem przed ciążą) dziesiątki wytwórców filmików produkuje pastisze i przeróbki. Jedno trzeba jej przyznać: udało jej się zainteresować sobą miliony zwykłych „przewijaczy” internetu. Kulturotwórczy potencjał Cypisa, Mokrej Jolanty i Fagaty stał się faktem.
Bełkotliwe pornorapy Fagaty nie są jedne, ale na pewno najbardziej rozpoznawalne, obok wspomnianej Mokrej Jolanty oraz Cypisa, który jednakowoż jest mężczyzną. I to właśnie Fagata, a nie kto inny, weszła w „kulturowy dialog” z Dodą, która w oczywisty sposób jest dla niej wzorem. Chce być – i chyba jest – Dodą 2.0 i niezależnie od tego, jak ocenimy jej pierwsze wysiłki w tym kierunku, trzeba uznać, że jest to kierunek, w którym poszła kultura masowa i może nawet coś więcej.
Przede wszystkim całkowicie i bez reszty (i zapewne też nieodwołalnie) padło tabu seksualne. Nie ma już nawet śladu po wstydliwości, szacunku dla intymności, nie mówiąc już o „niewieścich cnotach” czystości i skromności. Fagata nie rzuca już żadnego wyzwania ani nie prowokuje. Po prostu jest już od dawna i w naturalny sposób poza granicą oddzielającą wstyd od bezwstydu. Jej bezwstyd jest niewinny i nieświadomy siebie, jak nagość Ewy w raju. Podobnie jej wulgarność. Jest to wulgarność bezgraniczna, lecz nieostentacyjna. Ostentacja jest bowiem demonstracją, prowokacją, czyli pewną formą walki. A Fagata nie jest już „artystką zbuntowaną”, jaką jeszcze była Doda. Na tle Fagaty Doda jawi się dziś jako „klasyczka”, legenda małomiasteczkowej kobiecej emancypacji z okresu transformacji. Patrząc na Fagatę, widzimy zaś efekt tego procesu.
Efekt ten jest niejednoznaczny. Po stronie bolesnych strat należy zapisać destrukcję polszczyzny, uwiedzenie przez emocję pogardy, swego rodzaju uporczywe „ubezmyślnienie”, odarcie z refleksyjności oraz idącą za tym utratę zmysłu ironii. Ale właśnie ta bezironiczność wulgarnych przyśpiewek Fagaty uwalnia je od – w sposób niedostępny dla inteligentnej niewątpliwie Dody – funkcjonowania z sofistykalnych, na potrzeby klas wyższych skrojonych kategoriach spontaniczności i refleksyjności, dosłowności i ironii, ironii i autoironii, stylu i pastiszu. Fagata jest od tego wszystkiego wolna, a przez to zajmuje na powrót miejsce dawno opuszczone przez pastuszka.
Odzyskana naturalność Fagaty jest nie tylko czymś fascynującym i wyzwalającym, lecz ma również wymiar moralny i polityczny. Fagata należy do pierwszego pokolenia realnie wyemancypowanego od rewolucji, uwolnionego od rewolucyjnych zobowiązań i wszelkich historyczno-ideologicznych uwikłań. Doda wie, ile kosztuje emancypacja. Wie, czym była walka i jaką płaciło się cenę. Fagata tego wszystkiego nie tylko nie wie, lecz i wiedzieć nie może. I to nie tylko dlatego, że utraciłaby przez tę „złą nowinę” swoją cudem odzyskaną niewinność, jeśli nie wręcz – o ironio! – dziewiczość, lecz po prostu dlatego, że cała jej godność istoty ultranowoczesnej i odmawiającej jakiegokolwiek udziału i zobowiązań wobec heroin rewolucji feministycznej polega na radykalnym odrzuceniu kultu dziewictwa, czyli również niewinności, we wszelkiej jej postaci.
Fagata jest arcyniedziewicą, niedziewiczą boginią, przenajnieświęszą i przedziwną panną spodkonińską. Nie jest ani niewinna, ani winna. Nie jest niepokalana ani pokalana. Ma na to wszystko wyrąbane, żeby nie powiedzieć dosadniej.
I tylko pod jednym względem wszystko pozostaje po staremu. Gdy mowa jest o ciąży i posiadaniu dziecka, cały wulgaryzm znika jak kamfora. Nie ma nawet slangowych słów na określenie macierzyństwa. Bycie w ciąży i urodzenie dziecka nadal jest sprawą poważną. A wraz z tym zapewne i miłość, rodzina i jej trwałość. Nadal to całe rozpasanie, którym przechwalają się rozmaici raperzy, influencerzy i jak ich tam jeszcze zwał, zachowuje swój konserwatywny wektor aksjologiczny. Nadal dobrem jest miłość, a tragedią zdrada. Nadal miłość to potencjalne rodzicielstwo, a rodzicielstwo to odpowiedzialność. Niektórzy propagatorzy lumpen-konserwatyzmu (jak Mokra Jolanta, bodajże jedna z autorek „pasków grozy” w TVP) działają w logice misji, miotając się między ideowością a żądzą zysku. Ale Fagata zdaje się wolna również od tego.
No i co mamy z tym konserwatyzmem, który już nawet nie jest (świadomym) konserwatyzmem, począć? Pogłaskać po główce „dobre dziecko”? Pewnie jest w tym jakaś pociecha dla rodziców, a zwłaszcza dziadków Fagaty spod Konina. Mogą mieć nadzieję, że ich córka i wnuczka ustatkuje się, wyjdzie za mąż i urodzi dzieci. Urodzi je po to, by mogły oddawać się rozpasanym namiętnościom, a następnie przekazać tę możliwość kolejnemu pokoleniu.
Z nowoczesności Fagata i jej pokolenie kobiet wzięli hedonizm. Z prenowoczesnego dziedzictwa – zainteresowanie życiem rodzinnym. Ich filozofia życiowa to wobec tego dwa razy „u”: użyć i urodzić. Zawsze to jakiś postęp w stosunku do naszego (kobiet z naszych, starszych pokoleń) dwa „r”: robić i rodzić. Jedno wszak się nie zmienia. W mocy pozostaje niepokojący dopisek „i tak w kółko”.