Szanowne bydło
Towarzyskim stworzeniem jest bydło. I męski jest jego świat. Same tam byczki, byki i buhaje. Od piersi odstawione, o piersi ciepłej skrycie marzące. Poznajcie bydło!
Bydło ryczy po nocach chamskie przyśpiewki na cześć koleżki, który dop…ł Żydziakom. Bydło się tym w dodatku chełpi w parlamencie. Dlaczego akurat w parlamencie? Bo bydło dostało od szefa poselskie legitymacje i teraz może wszystko. A przynajmniej tak się bydłu wydaje. We własnym mniemaniu, będąc królami życia, bydło jest z siebie arcyzadowolone i żeby się jeszcze w tej samoafirmacji utwierdzić, wszystkiemu, co delikatne, słabe i kulturalne, zawzięcie rechocze i pluje w twarz. Miarą jego nieustannie wymagającej potwierdzania wspaniałości są bowiem pieniądze, a przede wszystkim buta. Buta okazywana zawsze w grupie i pod wezwaniem wielkiego capo, któremu bydło wiernie służy i który zapewnia mu ojcowską ochronę. Gdy ojciec się uśmiecha, wódka się leje, a dziewczyna czeka, bydło jest w raju. A swą szczęśliwość i radość życia wyraża odwieczną bydlęcą modlitwą – rechotem pogardy, szyderczymi okrzykami i pijackim rykiem. Żyć, k…, nie umierać!
Bydło generalnie jest młode albo młodawe, bo starzejąc się, zapada się we własną nicość i znika z pola widzenia. Bydło we łbach ma pstro, a raczej g… Przyjmie tam wszystko, co tylko utwierdzi je w poczuciu, że jest wyjątkowe i zwolnione z wszelkich zasad moralnych. Załaduje pod czerep każdą brednię, którą podsunie mu szef, a przede wszystkim własna pycha i kompleksy. Każdy mit o wspaniałości jego „swoich” i obrzydliwości jego „innych”. Bo ono jest bydłem krew z krwi bohaterów i ulubieńców bogów. Ono jest bydłem prawym i prawdziwym. Bydłem krzepkim i rasowym. A inne zwierzęta są słabe i przez swą słabowitość zdane na oślizłą chytrość i zdradzieckość. Obrzydliwe są inne zwierzęta i ohydna ich wątłość. Niech pierzchają, gdy z tętentem tysiąc kopyt pędzi bydło!
Bydło żłopie wódę, bydło ma bulwiaste mięśnie i wiecznie sterczące, wszechmogące prącia. Bydło poklepuje się po plecach, obejmuje się z pijackim rozrzewnieniem, bełkotliwie wspomina swoje chuligańskie wybryki niczym żołnierze swe szarże na wroga. O, ma bydło swoje życie duchowe! I jakże jest ono wzniosłe! Są w nim i rycerze, i boginki przepiękne a czyste. Są zdrady i zdrad tych pomsty. Są plemiona żmijowe i krew błękitna. Mesjasze zstępujący z niebios i bydlęta klękające. A nade wszystko jest w nim Wielka Pramać, której szerokie łono przytuli całe umęczone własnym dokazywaniem, pobekujące, skacowane i zapłakane bydełko. O, bydło uskrzydlone! O, bydło do łona przytulone! Jakaż piękna z ciebie młodzież!
Bydło wypieszczone przez mamusie, od małego nauczone pokory wobec siły i podziwu dla pieniądza, gdy tylko dojdzie swych lat, udaje się na popas. Najpierw podwórko, potem dzielnia, potem całe miasto, a jak się da, to cały kraj i cała ziemia. Nie ma granic, kto na nie nie zważa – świat należy wszak do bydła! Niech mięczaki mają skrupuły. Bydło wie, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Kto odrzuca głupie wątpliwości i podszepty słabości, kto potrafi wiernie służyć swemu panu i nie cofnie się przed żadnym czynem przez godnych pogardy słabeuszy uważanym za łajdactwo, ten doczeka się nagrody. Będzie miał drogie samochody, drogie zegarki i drogie kobiety, krzyczące tak, aby cały hotel wiedział, jak rządzi i posuwa zwycięskie, triumfujące bydło.
Bydło ryczy i tratuje. Lecz nigdy nie robi tego bez pozwolenia. A najczęściej po prostu na rozkaz swego pasterza. Bez niego jest nikim. To pasterz, wielki il capo del bestiame, zamienia cielęta swoich mamuś w bydlęcych chwatów. Idą za nim jak zaczarowani, wiedzeni jego życzliwą pochwałą i pieniądzem, który jak zaczarowany deszcz spada na nich tym obficiej, im bardziej są posłuszni i wyzbyci zahamowań.
Bydło jest tylko bydłem. Jest wulgarne, żałośnie dziecinne i głupiutkie. Jest uciążliwe, jak wszystkie źle wychowane a podrośnięte już dzieci. Niewiele by trzeba, aby nauczyć je mores. Jednakże capo już zadba, aby nigdy się to nie zdarzyło. To on, wielki hodowca bydła, jest prawdziwym autorem całego zgorszenia i spustoszenia, które czynią jego stada. To on jest prawdziwym winowajcą. To jego ryk jest w ich ryku. To jego pogarda i jego nienawiść powielana jest w tysięcznych obscenicznych gestach ich bezmyślnej, bydlęcej nienawiści i pogardy. To jego zawiść, jego zgorzknienie, jego paranoja odzywają się w pustoszącym kraj marszu bydła. Bez niego bydło rozpierzchłoby się po mniejszych i większych pastwiskach – czasami wychodząc na ludzi, czasami lądując w kryminale.
Jednak on potrafi je zagnać do swojej zagrody i uczynić sobie posłusznym. Na jego chciwości i naiwności capo buduje swoją niszczycielską potęgę i za jego pomocą przejmuje bogactwa, które mu następnie wydziela – w nagrodę za wierność. Wielki pasterz bydła sam nie wie, po co to robi. Może po prostu tylko tego fachu się wyuczył i nic innego nie potrafi? A może zawsze marzył, aby być jednym z nich – byczkiem pośród byczków – lecz zabrakło mu odwagi albo nie pozwoliła mu mamusia? Kto to wie? Zresztą dopóki bydło pije i ryczy, wszystko gra i darmo pytać. Co za różnica?