Tragedia. Akt pierwszy

Niemożliwe stało się faktem. Prezydent, którego jeszcze przed kilkoma tygodniami popierało dwie trzecie społeczeństwa, upadł, otwierając drogę pochodowi skrajnej prawicy do pełni władzy. Zbyt bierna, zbyt leniwa, skompromitowana przez aferę taśmową i inne przejawy zepsucia władza właśnie się zachwiała. Kto ją obala? Zjednoczone siły zrewoltowanej młodzieży oraz Kościoła, wygłodzonego i rozdrażnionego spadkiem tempa przyrostu przywilejów i państwowych dotacji.

Od jutra kampania wyborcza KK (PiS), czyli Kościoła i jego politycznego ramienia. Rydzyk z Macierewiczem idą po swoje. Letni, drobnomieszczański i oportunistyczny tuskizm, doktryna PO, mająca zapewnić trwanie partii władzy, okazały się polityką niemocy, ustępującą pola anarchicznemu gniewowi zeźlonej młodzieży. Machiaweliczne zagranie z „wypuszczeniem Kukiza” na PiS skończyło się spustoszeniem. Dżin wyleciał z butelki i rozpalił kadzidła. Odurzeni poszli ukarać władzę, ani myśląc o konsekwencjach. Miała być „czerwona kartka”, a wyszło seppuku.

Mamy dziś społeczeństwo, które nie boi się rządów autorytarnych i klerykalnych. W większości nie zna bowiem wartości demokratycznego państwa prawa. Nie nauczono go, czym jest wolność, równość, praworządność, demokracja, bo słaba, filisterska władza wolała umówić się, że „od wartości jak dawniej będzie Kościół”, a rząd będzie piorunochronem ścigającym na siebie gromy ludowego gniewu. Tak się z nami umówili i tak mają.

PiS wie doskonale, jak wykorzystać podarowany mu instrument w postaci urzędu prezydenta do prowadzenia kampanii przeciwko PO. Posypią się odpowiednie „projekty ustaw”, ze zdwojoną energią ożyje przemysł smoleński i kult Lecha Kaczyńskiego. A co sami nie wymyślą, to PR-owcy podpowiedzą. Misiek Kamiński już nie poradzi.

Poradzić by mogła zmiana premiera i radykalna odnowa PO. Ale kto miałby tę zmianę przeprowadzić? Schetyna? No proszę nie żartować. A co z lewicą? Wspaniała okazja, żeby się skonsolidować w obliczu nadciągającej katastrofy. Lecz ideały zwykle przegrywają z realiami. A realia są takie, że wielu działaczom SLD spodoba się perspektywa „Millera niezbędnego” w grze między poturbowaną Platformą a triumfującym PiS. Może coś spadnie z pańskiego stołu? Oby partyjny koniunkturalizm w SLD nie zwyciężył. Przekonamy się za tydzień…

Idą ciężkie czasy. To dopiero pierwszy akt tragedii. Być może za rok będziemy mogli podać sobie ręce z Węgrami. Tymczasem jednak zrobimy wszystko, aby do tego nie doszło. Ja w każdym razie nie zamierzam się poddawać.