Ja, ja, Frau Duda!

Pierwsza dama nareszcie przemówiła! I to od razu po niemiecku…

Że Agata Kornhauser-Duda jest ładna, to słyszałem. Ale nigdy nie widziałem, jak mówi. Byłem ogromnie ciekaw tego głosu. No i doczekałem się. Oto co Pani Prezydentowa ma do powiedzenia na początek swojej oratorskiej kariery.

Piękny głos! Tylko co znaczy ten szwargot? Do kogo ta mowa? Po polsku nic, ale po niemiecku to proszę bardzo! W obronie demokracji albo praw kobiet nic, ale dla propagowania imprezy katolickiej i Kościoła katolickiego to jak najbardziej! Jednak ma się ten głos i jak trzeba, to się go daje…

Otóż, Pani Prezydentowo, rad bym posłuchać Pani głosu w bardziej zrozumiałym jakimś języku, najchętniej polskim. I, rzecz jasna, w lepszej sprawie. Niemcom też wystarczy kluskowato-uczniacka angielszczyzna Pani męża, bo znają ten język lepiej od niego. Zresztą ich zainteresowanie Światowymi Dniami Młodzieży jest umiarkowane. Katolików jest w Niemczech jedna trzecia, a i to najczęściej nie za bardzo zaangażowanych. Lepiej było coś po hiszpańsku albo maltańsku… A może chodzi o to, że papieże Pius XI i XII, ci z czasów hitlerowskich, tak bardzo kochali Niemcy i Niemców, ciągle powtarzając, jak drogi i umiłowany jest dla nich ów naród? A może to aluzja do tysięcy esesmanów, którzy po wojnie otrzymali watykańskie papiery i dzięki Kościołowi katolickiemu znaleźli schronienie w Ameryce Południowej?

A może sentymentalne wspomnienie papieskiego zakonu, popularnie krzyżackim zwanego, który tak pięknie i po niemiecku krzewił Dobrą Nowinę na ziemiach polskich i litewskich w XIV wieku? Zachodzę w głowę, skąd ten niemiecki i nic. Na szczęście ktoś mi tu zza pleców podpowiada: jak to dlaczego po niemiecku? Bo umie! Umie, to i gada! Ach, oczywiście! Umie, to gada! Proste jak dyplomacja i racja stanu!

No właśnie… racja stanu… Nie wiem, jak to Pani wytłumaczyć, może lepiej by było po niemiecku… Ale wtedy Pani mąż by nie zrozumiał i wyszłoby jak z tym tweetowaniem leśnym ru…em, o którym Pani nie wiedziała (ja też nie) – mianowicie, że my tu sobie gadu-gadu, a on nic… No więc może jednak po polsku. Otóż, proszę sobie wyobrazić, że w naszym państwie jest konstytucja, a tam jak byk napisane jest nie tylko o tym całym Trybunale i publikowaniu wyroków, lecz również i to, że Polska jest państwem neutralnym religijnie. Znaczy to, że nie angażuje się w propagowanie żadnego z wyznań. Co więcej, mamy takie zwyczaje w naszym kraju, całkiem podobne jak w innych krajach, że jeśli jakieś obce państwo chce u nas zrobić sobie imprezę propagującą jego wizerunek i tradycje, to sobie za to płaci.

Służą do tego różne instytuty kultury itp. Gdybyście chcieli trochę się polansować, jako para prezydencka, w Rzymie, to trzeba by było sobie to opłacić. A tymczasem… A tymczasem głowa dwóch państw, Stolicy Apostolskiej i Watykanu, twierdzi, że państwa powinny być świeckie… I że najważniejsi są ubodzy… Nie przeszkadza jej to wszelako nic a nic sięgać po polskie 200 mln złotych i za te polskie, od ust odjęte na przykład pielęgniarkom z CZD (to nie populizm – ta kwota akurat by wystarczyła!), pieniądze urządzać sobie imprezę promującą religię, wobec której konstytucja RP deklaruje neutralność. Hipokryzja papieża to zresztą nie moja broszka. Niechaj wstydzą się jej katolicy. Co innego mój kraj i jego konstytucja. A jak się ma ŚDM i radykalne uprzywilejowanie tej imprezy w stosunku do wszystkiego, co dzieje się w przestrzeni publicznej, pretendując do publicznego mecenatu, do polskiej konstytucji i zasad sprawiedliwej dystrybucji środków, to chyba nie muszę Pani tłumaczyć. Jeśli 200 mln na ŚDM nie kłóci się z neutralnością religijną państwa, to co się z nią do cholery kłoci? Miliard? Przecież jest miliard na Kościół! I to nie jeden. Każdego roku!

Światowe Dni Młodzieży to dla wielu Polaków ważna impreza. Nie jest prawdą, że świeckość państwa wymaga absolutnej sterylności w kwestiach finansowania religii. Religia to także kultura, a kulturę państwo sponsoruje. Tylko z zachowaniem proporcji i uczciwych zasad. Gdyby nasz partner w organizacji ŚDM, czyli Stolica Apostolska, umówił się z nami, że dzielimy koszty pół na pół, to można by przynajmniej powiedzieć, że dochowano pewnych elementarnych zasad fair play. Ale chyba Pani wie, że Watykan aż taki głupi nie jest, żeby tak za swoje pieniądze… W końcu od czego jest ten namolnie ścielący się u jego stóp od ćwierć wieku polski rząd? Kościół do frajerów nie należy. A komu ta Polska nie da tych marnych 200 mln (cóż to jest wobec tych corocznych miliardów?), które wyda na promowanie (jakże mało w Polsce wypromowanego!) katolicyzmu, to już nie jest problem miłującego ubogich Franciszka. Ani prezydenta. Niech obetną coś z funduszy na uchodźców i pedałów, to się uzbiera, prawda?

Dobrze Pani wie, że ŚDM to dla Polski i naszego Krakowa nie tylko straszliwy wydatek, ale i utrapienie. Wszystkie służby modlą się, żeby to wszystko bezpiecznie przeszło i jak najszybciej się skończyło. Nie ma żadnej atmosfery radości. Nie ma żadnego entuzjazmu. Jest lęk i świadomość, że miasto nie jest w stanie odpowiednio się przygotować. Że skazani jesteśmy znowu na prowizorkę i polski jakośtobędyzm. A w Krakowie katoliccy mieszkańcy mówią tylko jeden drugiemu, gdzie uciekają z miasta w te dni. Bo nie będzie się tu dało żyć. Takiego tłumu przez kilka dni nie było jeszcze w historii miasta nigdy. Mamy tylko nadzieję, że w końcu przyjedzie znacznie mniej ludzi, niż zapowiadano. Tak, proszę Pani. Prawda jest taka, że Kraków po prostu boi się ŚDM. Jeśli mi Pani nie wierzy, to proszę zadzwonić do rodziny i przyjaciół.

Strasznie mi przykro, że swoją karierę pierwszej damy inicjuje Pani, wpisując się w nieszczęsny polski klerykalizm i poniżające łaszenie się polskiej władzy do biskupich kolan. Sądziłem, że jest Pani inna. Można powiedzieć – oceniłem Panią po wyglądzie, a to jest głupie i seksistowskie. Przepraszam!

Trotzdem: schlecht gebrüllt, Löwin!