Królowa Janda i król Seweryn się znaleźli

Tytuł sugerowałby kolejny napastliwy słowotok wymierzony w rozbisurmanionych celebrytów, którzy śmieli sięgnąć po nienależne im poza kolejnością szczepionki. Otóż nie, nie mam zamiaru przyłączać się do tego polowania z nagonką.

Odnotowuję za to skrzętnie ten wciąż za mało doceniany fakt społecznej psychologii: choćbyś nie wiem jak był zasłużony i wybitny, pod byle pretekstem gawiedź, wiedziona przez cynicznych prowokatorów, gotowa jest skoczyć ci do gardła. Tylko dlatego, że jesteś kimś.

A już szczególnie jest tak we wschodniej Europie, gdzie ludowy resentyment w stosunku do świeckich elit splótł się z populistycznym egalitaryzmem. Pojęcie o moralności publicznej przeciętnego Polaka jest mniej więcej takie: nic nikomu się nie należy dlatego, że jest bogaty i sławny – reguły muszą być takie same dla wszystkich. Jest to piękna zasada, jednak ci, dla których jest jedyną, jaką wyznają, zwykle nie mają nic przeciwko temu, aby korzystać z protekcji, i raczej nie protestują przeciwko zastanawiającemu faktowi, że biskupi nie wysiadują godzinami w kolejkach do przychodni. Raczej nie spodziewają się też spotkać tam Kaczyńskiego – i to bynajmniej nie dlatego, że biskupi z Kaczyńskim z publicznej służby zdrowia nie korzystają.

Kilkanaście osób, które dały się komuś podejść (czy była to prowokacja – tego się pewnie nie dowiemy, choć w przypadku PiS wykluczenie teorii spiskowych jest raczej naiwne i nieracjonalne), popełniło błąd naiwności. Mogli zwąchać pismo nosem albo się kogoś poradzić. Było do przewidzenia, że jeśli się zaszczepią przed medykami, zrobi się z tego afera. Jej podłoże jest czysto resentymentalne – chodzi o zwykłą zawiść w stosunku do ludzi uprzywilejowanych, którzy nie należą do środowisk identyfikowanych przez tzw. klasę ludową (cóż za odrażający i protekcjonalny zwrot!) jako jej rzecznicy i bohaterowie.

Gdyby Jan Paweł II zaszczepił się dla przykładu jeszcze przed ostatnią pielęgniarką, polskie media publiczne i prywatne (z wyjątkiem „Nie”) trzeba by było cucić perfumowanymi solami z powodu omdleń wynikłych z zachwytu nad wielkością i świętością tego męża. Ale Miller? O, nie. To nic, że starszy człowiek i pacjent – pozbawiony władzy, wzgardzony przez lud i odrzucony przez Kościół – ma siedzieć cicho i czekać na swoją kolej.

Rzecz jasna, Krystyna Janda i inni mieli prawo przypuszczać, że zaprasza się ich do szczepień, aby dawali przykład innym. Dziwnym trafem akcja objęła starszych już rodziców oraz ich córkę w średnim wieku – ta ostatnia mogła bardziej podejrzewać, że coś jest nie tak. Znając jednak Marię Seweryn, nie mam wątpliwości, że nie pomyślała sobie, że oto właśnie korzysta z należnych jej przywilejów. Po prostu w ogóle za mało pomyślała. A pozostali, jak Wiktor Zborowski czy Magda Umer? Pomyśleli, że należą do grupy ryzyka, bo są starsi, a że przy tym są bardzo znani, to pewnie dobrze, że zostaną dla przykładu zaszczepieni na samym początku.

Poza tym z pewnością władze medyczne mają dla nich (tak jak dla większości z nas) wielki autorytet. Skoro więc przychodzi zaproszenie od władz, to rzecz jasna, trzeba na nie odpowiedzieć pozytywnie. Nie uważali, że należy im się coś więcej niż innym – uważali, że mogą się przydać. Toteż ja pomyślę to i powiem publicznie za nich: osobom takim jak Krystyna Janda i Andrzej Seweryn, które są dumą narodową, nie takie należą się przywileje! Państwo powinno takich ludzi wozić limuzynami na sygnale i zwalniać z podatków. Na razie przywileje mają Miśkiewicze, Kaczyńscy i biskupi, bo taki to jest kraj i taka jest w nim kultura.

Myśliwym, gdy poczują krew, niepotrzebna jest prawda. Wystarczy, że ktoś się „pcha bez kolejki”, a można go już bardzo „etycznie” zlinczować. Tak jak uczynił to w swym niesłychanym liście otwartym do Krystyny Jandy Jan Śpiewak. Warto przeczytać ten moralitet, bo wygląda jak średniowieczna bulla nakładająca kary pokutne na niesfornego cesarza. Jednakże mimo całej wrogości i nienawiści, jaką potknięcie Jandy i kilku innych celebrytów wywołało, dając okazję do ekstatycznych popisów świętego oburzenia zawistnych obłudników, warto wskazać to realne zło, które przedwczesne zaszczepienie się przez te osoby wywołało.

Zło to jest bezsporne, lecz jednocześnie bezspornie małe. Otóż z powodu tych kilkunastu niefortunnych szczepień prawdopodobnie kilka osób z personelu medycznego otrzymało swoją dawkę z jednodniowym opóźnieniem, w związku z czym kolejne kilka osób mogło mieć podobne jednodniowe opóźnienia w kolejnych dniach. Być może w ostatecznej konsekwencji nawet kilkadziesiąt osób otrzyma szczepienie dzień później, niż byłoby to możliwe; na całość harmonogramu kilkanaście osób spoza grupy docelowej nie ma jednakże wpływu. Jeśli, powiedzmy, połowa z tych osób musi pracować w specjalnym reżimie i stroju ochronnym, to przez Jandę i innych te kilkanaście, a może i 20 osób będzie musiało tak pracować o dzień dłużej.

Wymierzyć się tego ściśle nie da, lecz prawie na pewno takie osoby są. Można porównać zaszczepienie się Jandy przed ostatnią pielęgniarką do niefrasobliwego niezgłoszenia się jakiegoś medyka na wskazany mu (albo jej) termin szczepienia. To jest dokładnie ta skala zawinienia. Nic więcej. Tyle że pani Janda zapewne nie wiedziała, że tak to działa. Nie sądzę, żeby przyszło jej do głowy to, co tu napisałem, bo też nikomu prawie nie przychodzi i mało o tym jest w mediach. Tym bardziej trzeba to jasno powiedzieć.

Wina Jandy et consortes jest bezsporna, podobne jak bezsporne jest to, że wina ta jest bardzo niewielka. Za to wina tych, którzy do tej sytuacji doprowadzili, oraz tych, którzy się teraz pastwią w mediach nad ludźmi, którym niegodni są buty czyścić, jest z gatunku tych średnich. Tylko do czego jeszcze ci ludzie są zdolni?

PS Mój szwagier zauważył przytomnie, że obecna afera bardzo się przysłuży propagowaniu szczepień. Gdy ludzie zobaczą, że wielcy i bogaci biją się o te szczepionki, to sami też je zechcą. Jak coś „dają spod lady”, to pewnie jest to coś dobrego. Ja też tak myślę. I skorzystam z zaproszenia, jakie dostałem. Nie na dziś ani na jutro, bo Collegium Medicum najpierw szczepi, rzecz jasna, medyków. Niemniej liczę na luty. Mimo że na covid już chorowałem, rwę się do tego, aby zostać na chwilę obywatelem pierwszego sortu. Będę na widok nieszczepionych jeszcze pariasów krzywił się i odsuwał na dwa kroki. Podobne uczucie musieli żywić w stosunku do swoich ziomków moi przodkowie, którzy kiedyś tam, przed stu laty, dla kariery wybrali chrzest. Ale to już całkiem inna historia.