Jak zostałem biskupem

Śniło mi się, że znalazłem się w pałacu biskupim, pośród złota i purpury. Niby że miałem ciąć gałęzie w parku przy pałacu (trudniłem się takimi rzeczami w czasach taternickiej młodości), ale już w następnej scenie awansowałem na samego biskupa. Księża i zakonnice kłaniali mi się w pas, a tego, co mówili, wywnioskowałem, że jestem przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. Musiała spłynąć na mnie w tym śnie jakaś szczególna łaska, bo nagle z libertyna, masona i ateisty stałem się chrześcijaninem.

Począłem więc działać, jak mi moja religia i jej etyka nakazywała. Przejęty losem nienarodzonych natychmiast zorganizowałem konferencję, na której poprosiłem specjalistów o informacje na temat sposobów efektywnego zmniejszania liczby dokonywanych aborcji. W szczególności interesowało mnie pytanie, czy prawo zakazujące aborcji faktycznie pomaga ograniczyć liczbę takich zabiegów, czy może wręcz przeciwnie. Ponadto w wąskim gronie swoich zaufanych współpracowników otworzyłem dyskusję na temat zagrożenia aborcją w nieformalnych związkach księży. Bardzo troskałem się tym, czy przypadkiem kobiety żyjące z księżmi i zachodzące z nimi w ciążę nie znajdują się pod jakąś presją aborcyjną, czy otrzymują należytą pomoc i opiekę, czy może zdarza się, że decydują się na przerwanie ciąży z powodu fatalnej sytuacji życiowej, w której się znalazły.

W tym pięknym, etycznym śnie ogromnie bolałem nad mnożącymi się informacjami na temat malwersacji wokół procedur zwrotu majątków odebranych Kościołowi przez władze komunistyczne. Szczególnym wzburzeniem przejmowały mnie te przypadki, w których za łapówkę zdobywano zaniżone wyceny gruntów, a jeszcze bardziej proceder wielokrotnego przedstawiania tych samych roszczeń i wielokrotnego pobierania odszkodowań z tego samego tytułu. Natychmiast wydałem oświadczenie, w którym zadeklarowałem wobec władz RP pełną współpracę w prowadzonych śledztwach, zachęcając prokuratorów, by nie wahali się, z obawy przed skandalem, wzywać na przesłuchania nawet najwyższych kościelnych hierarchów. Postawiłem sprawę jasno: Kościół nie będzie krył przestępców i jednoznacznie potępia wszelkie kryminalne nadużycia, których dopuszczono się w procesie odzyskiwania utraconego mienia kościelnego. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej powiedziałem: „Być może nie warto o tym wspominać, bo przecież jest to rzecz oczywista dla każdego przyzwoitego człowieka, niemiej jednak dla uniknięcia wszelkich nieporozumień pragnę zapewnić, że jeśli potwierdzą się informacje, iż Kościół wszedł w posiadanie jakichkolwiek dóbr albo środków finansowych z naruszeniem prawa, bezzwłocznie zwróci je prawowitym właścicielom”.

Chwilę później widziałem się na spotkaniu z prezydentem, któremu składałem wyrazy wdzięczności za ogromne przywileje i wielkie kwoty, które szerokim strumieniem płyną z kas państwowych na rzecz Kościoła. W serdecznej rozmowie ustaliliśmy, że finanse Kościoła powinny być o wiele bardziej przejrzyste zarówno dla wiernych, jak i dla państwa oraz samorządów, które Kościół tak hojnie wspierają. Powiedziałem również, że odczuwam dyskomfort z racji niepłacenia przez biskupów podatku dochodowego. Jako Polak i patriota chciałbym płacić podatki, tak jak wszyscy Polacy. Obiecaliśmy sobie wzajem podjęcie prac nad nowelizacją ustaw regulujących stosunki finansowe między państwem i Kościołem, aby były one bardziej transparentne, zgodne ze standardami państwa prawa i nie stwarzały pola do nadużyć.

W moim śnie mogłoby zdarzyć się jeszcze bardzo wiele cudów, lecz niestety wszystkie je zniweczył masońsko-libertyński budzik, wzywający mnie do codziennego trudu niszczenia Narodu i Kościoła, w imię zbrodniczej ideologii komunistycznej, z ramienia światowej żydo-masonerii.