Homo secator

Wiosna nadeszła. Człowiek sekator już wyciąga swe straszliwe elektryczne nożyce i spalinowe kosiarki, by jak co roku objąć swą od Boga daną władzę nad światem. Będzie ciął do samej skóry ziemi, eliminując każdy przejaw słabości i niesubordynacji: każdą trawkę, gałązkę, krzaczek, każde Bogu ducha nie winne stworzonko. Koty, szczury i gołębie, mlecze, perz i topole, menele, Cyganie i wsioki won ze dwora! A co zostanie: wygolone, okaleczone, związane, zabetonowane i ogrodzone wciąż musi mieć się na baczności. Pod ręką dobrego pana czuwa kosiarka, piła i dmuchawa, szpachlówka, silikon i zaprawa. Nie przegapi żadnego powodu ni pretekstu, by ich użyć. Najlepiej o świcie, by jak tamci dzwonem grzmiącym na jutrznię przypomnieć obcym, co w noc grzeszyli nad książką i chcieliby spać jeszcze, czyja jest ta ziemia, ta ziemia. Bo niczemu żyć nie wolno bez pozwolenia, bez kontroli gospodarza, który na wszystko ma oko i nie zniesie żadnego bałaganu ni samowoli. Jest Gospodarz niebieski i jest jego rządca na ziemi. A więc dzwonem ich i piłą. Przez megafon i kosiarką. A na wieczór grill i disco. Bo gdy już wytnie i wygoli, to biesiadować chce nasz Sarmata z odzysku. Nie podoba się? Wszak wolno-ć Tomku. Jest demokracja, którą sobie kosztem takich ofiar wywalczyliśmy, a jak się nie podoba, to spadać na drzewo!

Homo secator przybył ze wsi i z robotniczych osiedli. Jego dziad babrał się w gnoju i smarach za nędzny kawałek chleba. Lecz teraz świat należy do niego, bo jest demokracja i taka jest sprawiedliwość. Historia potoczyła się kołem – kto u spodu, ten dziś na górze. Triumfuje. Szeroką ławą idzie przez wieś i przez miasto. Odbiera hołdy od polityków z prawa i z lewa, a gdy w telewizji mizdrzą się do Widzów, on wie, że to o niego chodzi. Dla niego Sopot i Hurghada. Dla niego tańczy Halka i dla niego Zosia wiąże kokardki. Dla niego umarł Bóg na krzyżu. Dla niego dwoją się i troją uczeni, by żył w zdrowiu i erekcji po wieki wieków.

A jednak nie. Bo wróg czyha. Nie inteligent, nie Niemiec, nie Żyd nawet. To homo secator jest największym wrogiem samego siebie. Jest faszystą, co stoi z pejczem nad samym sobą, gotów chłostać się za wszystkie słabości i winy swoich upodlonych przodków. A gdy i to nie wystarczy, gdy wódka i kac któregoś razu nie dadzą mu już rozgrzeszenia, wiesza się w garażu. Synowie o byczych karkach znajdą kluczyki.