Koniec świata!

Po Internecie i świecie krążą zdjęcia księdza-dyrektora-egzorcysty z bitą śmietaną na golutkim kolanku, scałowywaną przez dziewczynki. To się podobno nazywa „robić salezjana” albo „kremówka salezjańska”. Gazety donoszą, że Jezus zapewne miał żonę (Marię-Magdalenę?) i potomstwo, a mniej dociekliwych teologicznie informują, że pewien ksiądz nie zadzwonił po karetkę, przez co zmarło przy porodzie jego dziecko. Na dobitkę lud dowiedział się, że oprócz papieża jest jeszcze jakiś „Cyryl” i że „katolicyzm” i „chrześcijaństwo” to nie jest jedno i to samo. Ledwo ochłonął po wstrząsie, jaki przyniosła mu wieść, że Biblię napisali Żydzi i o Żydach jest w niej mowa, na czele z Jezusem i apostołami, to teraz znowu okazuje się, że te Ruskie też mają swój całkiem spory kościół i że „nasi” z nimi gadają jak równy z równym. Zresztą i „nasi” jacyś się dziwni zrobili, bo jakze to, żeby ociec świnty był Niemiec, i to taki Niemiec, co to za Hitlera w mundurze stał i „hajlował”, młodzian nabożny. I jeszcze te gejowskie orgietki w Watykanie, o których huczą we włoskiej prasie! Ładna wisienka na torciku paru tysięcy spraw o pedofilię i molestowanie przegrywanych przez najświętszy z kościołów każdego roku. Za dużo na biedną głowę prostego wiernego, więc szczędźmy mu już zgorszenia, bo wiarę utraci a wraz z nią żywot wieczny. Sodoma i Gomora!

Dla inteligencji też niedobra nowina – popularne publikacje pokazują jej w przystępny sposób dramatyczne rozbieżności i po prostu błędy w autorytatywnych tłumaczeniach Biblii, które okazują się delikatnie mówiąc nieprofesjonalnymi trawestacjami oryginału, w żadnym razie zaś wiernymi przekładami „słowa bożego”. W dodatku mieszczanie „po studiach” dowiedzieli się ostatnimi laty, że oprócz czterech ewangelii pełno jest „apokryficznych” opowieści o życiu Jezusa, które choć nie wybrane do kanonu, to jednak tak samo są „z epoki”. Jakiś Judasz, jakiś Filip i Bóg wie, kto jeszcze. I bądź tu, człowieku wierzący! Sorbona i Gomora!

Ale chrzani się nie tylko w tym biznesie. Łeb już pęka od tych zmian. Miała być po wsze czasy Ameryka i dolar, a teraz za dolara to se możesz użyć pisuaru na dworcu w Koluszkach. Chińczyki miały głodować po wsze czasy, a dziś – kto by pomyślał! – potęga, sprzedająca nam wszystko od czosnku po samochody. Grenlandia robi się zielona, a w listopadzie bywa, że Polak chodzi w krótkim rękawku. Chłopy się żenią z chłopami, a baby zmieniają w chłopów i na dobitkę jeszcze rodzą dzieci. Żarcie dla psa sprzedają w konserwach, kolczyki zakładają gdzie bądź i niżej, do Reichu jeździ się bez kontroli na granicy, a rządzi tam jakaś baba. Nad morzem stoją góralskie karczmy, a w górach bary rybne. Człowiek się tentego z Neandartalczykiem i z innymi kolesiami, o których wcześniej nikt nie słyszał, a którzy, jak się okazuje, nie w ciemię bici, choć podobno nie sapiens. W dodatku planet takich jak nasza jest na pęczki i strach pomyśleć, co tam się dzieje. Zresztą na Księżycu woda, na Marsie woda i nikogo już nie zdziwi nius, że odkryto tam bakterię czy inną cholerę. Zdziwić to by się można było, gdyby królowa angielska zatańczyła kankana, ale nie ma już takich, co nie wiedzą, jak wygląda biust młodej księżnej. A jutro zapewne się dowiemy, czy preferuje borsuczka, czy może woli skina. Opowie nam o tym pijany mąż lub zwolniony kamerdyner.

Lód pęka pod naszymi nogami, dryfujemy na krach po niespokojnych wodach. Przed nami majaczy jakiś dziwny, nowy ląd z chipami w mózgach, myślącymi maszynami, sztucznymi macicami, genetycznie modyfikowanymi nadludźmi i inteligentnymi szympansami, totalnym online wszystkiego i wszędzie i co tam jeszcze. Oby tylko ostała się w tym wszystkim pani Wiesia ze ścierą, bo wszyscy zwariujemy. A wtedy to już naprawdę będzie koniec świata!