Jak rozbójnik Wałęsa Żydom bułeczki piekł

Pluralizm dosięgnął niepokornych, jak jakaś liberalna zaraza. W osobliwym „wydaniu specjalnym” czasopisma „Do rzeczy”, zatytułowanym „Ludzie”, wielkie piszą dziwy. Redaktor Cenckiewicz pewną kreską szkicuje żywot „kombinatora z Lenia Wielkiego”, znanego jako Lech W. Ów zabijaka i pijaczyna rozbijał się na motorze po okolicznych wsiach, bałamucąc i porzucając panny, a dla lepszego efektu zrobił sobie własnoręcznie fajną spluwę i założył bajeranckie ciemne bryle. Jak już za dużo nabroił, to i musiał ze wsi uciekać. Z braku lepszego zajęcia został regularnym esbeckim kapusiem w Stoczni Gdańskiej, donoszącym na kolegów z niespotykaną wprost gorliwością. Czerwoni mieli go w garści i nadal mają. Nikoś Dyzma przy tej historii wysiada w przedbiegach! Koleś W. z układu, Wojciech J., też doczekał się tzw. sylwetki w tym fascynującym (bez ironii!) wydawnictwie. Jakim ów jenerał jest szubrawcem, gnidą, kłamcą i megalomanem, łacno przekonamy się z lektury obszernego artykułu red. Gontarczyka.

No dobrze, ale gdzie tu pluralizm? Ano przebrnąwszy przez oceany pomyj wylanych na głowy różnych mężów i dam, tych wszystkich obmierzłych Geremków, Wajdów (w oczach red. Horubały zakłamany sługus z obozu morderców!), Lisów, Paradowskich, Olejnik i innej zdradzieckiej swołoczy, dobijemy do wyspy zamieszkałej przez „dobrego Żyda”, pożytecznego idiotę, jak zapewne postrzegają go prawi i niepokorni, który dostarcza im niezbitych dowodów na niepokalanie antysemityzmem. Ów starszy pan z tupecikiem, o wdzięcznym imieniu Szewach, zapewne wymyślił sobie, że jako członek zespołu prawicowego tygodnika będzie stał na straży antyantysemickiej prawomyślności nowej polskiej endecji. Co mu tam! Da się wykorzystać, ale swój cel osiągnie. Ceną za tę obopólnie korzystną dialektykę jest glejt na pisanie, co chce. A niech sobie Żyd pisze, co mu w duszy gra, to się publiczność sama przekona, ile można spodziewać się po Żydzie, nawet tym dobrym i oswojonym. No to Żyd pisze. W tym samym wydaniu gazetki, żeby nie było wątpliwości. O swoim przyjacielu Leszku Millerze, o swoim przyjacielu Józefie Oleksym, a wreszcie o swoim przyjacielu Lechu Wałęsie, z którym to w miasteczku Kfar Chabad czytał Talmud, dyskutował o ucieczce Izraelitów z Egiptu, a potem jeszcze przez godzinę pracował w piekarni. Bardzo się wzruszyłem, ale co prawda, że komuniści z Żydami, a Wałęsa (zbój, okrutny zbój) z nimi wszystkimi, to i prawda.

Ethos i ethnos „Do rzeczy” złożone są. Jeszcze jeden redaktor Żyd, o polskobrzmiącym imieniu, niewątpliwie Żyd dobry, a nawet najlepszy i prawie wybielony, łaje na swych dorzecznych łamach niedobrego Żyda, Adama Michnika, za „tramwajowy antyklerykalizm” oraz łażenie z gorylami i obnoszenie swej nomenklaturopodobnej mordy po tym wciąż niezlustrowanym świecie. Przy okazji ów polskoimienny trefniś wali w znanego Kaszuba o szkockim dla odmiany imieniu (jakkolwiek posiadającego słuszne korzonki!), że „najprawdopodobniej stał się współwinnym katastrofy smoleńskiej”. Leszka M. przedstawia zaś jako gangstera, który swego czasu chciał „podporządkować sobie sojuszników z Agory”, ale tramwajowy antyklerykał się nie dał i ujawnił aferę Rywina.

Nie mnie sądzić, czy „Do rzeczy” pisze prawdę. Bo cóż to jest prawda? Każden jeden ma swoją – tę polską albo tę żydowską, albo tę sprzedawczykowską. Jest prawda pokornych i prawda niepokornych. Prawda IPN i prawda „Trybuny ludu”. Prawda katolików i prawda ateistów. Jest też i prawda obiektywna a nawet subiektywna. Nie mówiąc już o prawdzie świętej i g-prawdzie. Gdy patrzę na swoją facjatę w „Do rzeczy” i czytam, że jestem „największym żyjącym filozofem” i „osobą dwóch pasji: seksu i religii”, to wszystko we mnie rośnie i omdlewa ze wzruszenia. Dziękuję, piszcie tak dalej! Taka prawda jest dobrą prawdą i prawdziwą. Ja też, wierzcie mi, oddaję się prawdzie w pacht i słodkie jej jarzmo noszę po gazetach. Czego dowodem niniejsze. Braciaśmy, bracia!

 

PS. Obrzydliwy jest tonik mojego felietoniku, co nie, panowie niepokorni? Ano obrzydliwy, że aż rzygać się chce. Wasza szkoła, panowie. Wasza szkoła.