Pańskie jaja lekarzy

Egzaltacja religijna jest tajemniczym zjawiskiem. Wzruszenie, które towarzyszy komuś oddającemu się bez reszty swoim przewodnikom i panom w swoistym wolnym akcie zrzeczenia się własnej wolności, zrównoważonemu i racjonalnemu człowiekowi wyobrazić sobie bardzo trudno. Osobliwość zjawiska fanatyzmu sprawia, że zeloci zdają się nam obcy i szaleni. Boimy się ich, bo w swym zaczarowaniu mogą być nieobliczalni.

No, wyobraźmy sobie, że obawia się w Polsce grupa „lekarzy muzułmańskich”, którzy oświadczają na piśmie, że będą przedkładać prawo boże (którego źródłem jest, jak wiemy i jak się samo przez się wszak rozumie Bóg i natchniony przez niego Koran) nad prawo Rzeczypospolitej Polskiej. Co by na to powiedzieli „lekarze katolicy”? Cóż, zapewne powiedzieliby, że tu jest Polska, a nie Arabia Saudyjska i owszem, prawem Bożym mahometanie kierować się mogą i powinni, ale jedynie w tym zakresie, w jakim prawo koraniczne pokrywa się z Prawdziwym Prawem Bożym, zapisanym w Biblii i wykładanym przez Kościół katolicki. W taki mniej więcej sposób zbudowana była „debata publiczna” w epoce prenowoczesnej: który Bóg i która wiara są prawdziwe i kogo należy wyeliminować jako heretyka.

W niesłychanej i bezprecedensowej tzw. „Deklaracji jasnogórskiej” („Deklaracja wiary lekarzy katolickich i studentów medycyny w przedmiocie płciowości i płodności ludzkiej”), podpisanej przez ponad trzy tysiące lekarzy i pielęgniarek, egzaltowany autor aż dławi się i drży od wzniosłego dogmatyzmu, który stał się jego natchnieniem. Tu nie wyraża się poglądów, przekonań, a nawet wiary. Tu „przyjmuje się prawdę, iż…”. Tu nie mówi się, że zapłodnienie pozaustrojowe jest niezgodne z naszym światopoglądem religijnym i przekonaniami moralnymi – tu snuje się opowieść o świętości organów płciowych, których mogą używać wyłącznie wybrani przez Boga.

To jest naprawdę jazda po bandzie. Dlaczego ludzie to podpisują? Ano zapewne są tacy, którzy owładnięci religijną egzaltacją podpisują to szczerze. Większość robi to jednak z oportunizmu i pospolitej bigoterii. Boją się odmówić, gdy ktoś ich do tego nakłania, albo po prostu mają nadzieję, że złożenie podpisu da im polisę ubezpieczeniową w razie jakichś lekarskich kłopotów. Potężny kościelny protektor sprawi, że są nietykalni. W razie jakiegoś konfliktu będzie można podnieść larum, że prześladują katolików! Między innymi będą mogli sobie dowolnie nadużywać prawa zwanego „klauzulą sumienia” i nikt im nic za to nie zrobi.

Nieszczęsny dokument jest dobitnym wyrazem patologicznych relacji między Kościołem i znaczną częścią środowiska lekarskiego oraz lekarskim samorządem. Kościół dąży do tego, aby w możliwie największym stopniu kontrolować życie społeczne i polityczne danego kraju, w którym jest zainstalowany. Przejawia ambicje w wielu dziedzinach (edukacja, kultura, media), ale jakoś w szczególny sposób interesuje się prawem medycznym (aby w największym możliwym stopniu odzwierciedlało dogmaty katolickie i aktualną ideologię Watykanu)  i kontrolowaniem środowisk medycznych. W Polsce udało się nieźle. Korporacja lekarska jest ogromnie zainteresowana usługami kościelnymi, za które odpłaca się nieformalną ekskluzywną opieką medyczną dla hierarchów, a nawet zwykłych księży. Symbiotyczny układ polega na tym, że strzegąca swej absolutnej suwerenności korporacja chowa się pod parasol kościelny i daje okadzać ze wszystkich stron kościelną retoryką aksjologiczną, dzięki czemu za kurtyną tych kadzidlanych dymów może czuć się całkowicie swobodnie. Nikt nie tknie „lekarzy katolickich” i nikt nie zarzuci im, tak przecież pobożnym, żadnych nadużyć. Atak na lekarzy, atakiem na Kościół! Ratunku, lewacy nas biją! Ostentacyjna czołobitność środowisk lekarskich wobec Kościoła jest sygnałem dla społeczeństwa i władzy: jesteśmy prawie święci, a jeśli coś wam się nie podoba, to pamiętajcie, że zadzierając z nami, zadzieracie z Kościołem, a może i z samym Bogiem. Symbioza dwóch potęg przybiera czasami postać groteskową. Wyobraźcie sobie, że nawet komisje bioetyczne, wydające zezwolenia na prowadzenie badań biomedycznych z udziałem ludzi, zatrudniają księży w charakterze bioetyków. Dzięki temu nikt spoza „swoich” nie wtrąca się do „wewnętrznych spraw” medycyny.

Cena, którą płaci korporacja medyczna, za protekcję książąt Kościoła, jest niska. Wystarczy okresowe rytualne potwierdzanie kościelnych dogmatów i aktualnej linii kościelnej propagandy. Trzeba czasem coś tam wspomnieć w przemówieniu o godności, świętości lub dżender, zaprosić biskupa na imprezę i powitać go przenajserdeczniej, wreszcie kogoś tam bez kolejki zoperować. Drobiazgi. Dużo to nie kosztuje.

Niestety, tym razem oni zażądali więcej. Każą podpisać akt bezapelacyjnej wiernopoddańczości. No, trudno. Dobrze, że to tylko podpis. Ważne, że kasy nie chcą. Więc się podpisuje. Tak to działa. Lojalki były, są i będą. Prawda?

Tylko że tym razem, Drodzy Państwo, przeholowaliście. Mieszanina pychy i obskurantyzmu w „Deklaracji wiary lekarzy” i sposobie jej upowszechniania, bezprzykładna bufonada waszych „kamiennych tablic” sprawiają, że buntuje się przeciwko wam nie tylko przerażone waszym fanatyzmem społeczeństwo, lecz również duża część środowiska lekarskiego, w tym również wielu lekarzy-katolików, którzy muszą się za was wstydzić. Możecie sobie leżeć krzyżem albo plackiem przed ołtarzem. To wasza sprawa. Dzięki liberalnej rewolucji, która zwyciężyła feudalizm i fanatyzm państwa wyznaniowego, żyjemy w wolnym kraju. Owoce wielkiej etycznej rewolucji epoki liberalnej są dla wszystkich – dla was również. Dawno już zgasły stosy a kościelne sale tortur oglądamy już tylko w muzeach. Każdy może sobie wierzyć w dowolnych Bogów i dowolne Prawa Boże swoich objawień. Mogą być one żydowskie, chińskie, a nawet czeskie. Stare albo nowe. Jesteśmy wolni i możemy żyć wedle zasad dowolnej wiary. Wy też! Byle w granicach prawa. Wy tymczasem mieliście czelność rzucić wyzwanie swojemu państwu i jego prawu, powiadając, że uznajecie „pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim”. Czym jest owo „prawo Boże”? Kto je zna i autorytatywnie podaje jego treść? Czy może Budda? Mahomet? Czy jednak może Jezus? A za Jezusem czy może Koptowie albo Zielonoświątkowcy? Chyba jednak Kościół Rzymskokatolicki, czyż nie? Oto polscy lekarze, wykonujący zawód zaufania publicznego, śmią nazywać swoje przekonania metafizyczne i religijne „prawem Bożym”, tak jakby było czymś bezspornym, że jest Bóg i jaka jest treść jego objawień. Jakby nadal trwało średniowiecze. Śmią wypowiadać posłuszeństwo prawu swojego państwa, przedkładając nad nie prawo, którego manifestacją jest korpus prawny obcego państwa – Stolicy Apostolskiej. Bo tylko tam – w rozumieniu sygnatariuszy i ich pojmowania „prawa Bożego” – żadnej sprzeczności między „prawem Bożym” i „ludzkim” być nie może. Otóż tego tolerować nie wolno. To nie jest zwykle nieposłuszeństwo obywatelskie. To jest wyparcie się obywatelstwa. Jeśli macie honor, zapłaćcie za swoje przekonania. Jeśli przedkładacie lojalność wobec prawa Bożego, a tym samym wobec prawa kanonicznego, nad lojalność wobec praw swej ojczyzny, podajcie się do dymisji. Za swoje przekonania trzeba umieć płacić cenę! Waszą ojczyzną jest od dziś to państwo, w którym konflikt między prawem ludzkim i Bożym jest nie do pomyślenia. Tym państwem jest Watykan. Jeśli nie umiecie być lojalnymi obywatelami Polski, wiernymi polskiemu prawu w wykonywaniu zawodu znajdującego się pod szczególną opieką państwa, jedźcie i pracujcie tam, gdzie stać was będzie na lojalność wobec państwa i jego prawa. Jedźcie do Watykanu! Bo tu jest Polska! Świecka, demokratyczna i wolna! Ani katolicka, ani ateistyczna. Nasza wspólna. Nie uda wam się jej zawłaszczyć. Jeśli jednak zabraknie wam odwagi, niech wasi pracodawcy zadbają o to, by nie leczyli nas lekarze jawnie deklarujący, że gotowi są łamać polskie prawo, gdy jego litera nie będzie odpowiadać ich wyobrażeniom i lojalnościom religijnym, czyli „prawu Bożemu”, tak jak sami je rozumieją. Obowiązkiem pracodawcy, który dowie się, że jego pracownik zapowiada złamanie prawa, jest zażądać od tego pracownika jasnej i jednoznacznej deklaracji: czy będzie pan/i zawsze przestrzegać przepisów polskiego prawa? Brak takiej jednoznacznej odpowiedzi oznacza, że pracownik stracił prawo do zaufania publicznego, a tym samym stracił zdolność prawną do wykonywania zawodu. Taką osobę trzeba natychmiast zwolnić. Takie stanowi zresztą również prawo Boże. Czy wyobrażacie sobie, lekarze katoliccy, że jakiś lekarz watykański podpisuje deklarację, z której płynie wniosek, iż gotów jest nie respektować prawa kanonicznego, jeśli nie będzie się ono zgadzać z jego sumieniem? Naprawdę myślicie, że pozwolono by mu nadal praktykować za murami? No więc nie dziwcie się, gdy was spotkają podobne konsekwencje. Za swoje słowa trzeba ponosić odpowiedzialność.