Zelżywość i zgorszenie

Muzeum św. Jana Pawła II w Świątyni Opatrzności Bożej miejscem świeckim? To wstrętne pomówienie! Nie ma świeckich miejsc na terenie świątyni Pańskiej ani tam, gdzie czci się świętych!

Arcybiskup Kazimierz Nycz dopuścił się kłamstwa teologicznego i obrazy majestatu Ojca Świętego, sugerując, że muzeum Jana Pawła II jest świecką placówką kultury, która mogłaby być finansowana z budżetu państwa, w jego części przeznaczonej na kulturę. Na szczęście zreflektował się i naprawił swój błąd, żądając zniesienia podatku VAT dla budującego ŚOP Centrum Opatrzności Bożej. Niech się zastanowię – ach, skutecznie żądając! Jak nazwać takie żonglowanie świeckością/świętością w celu wzbogacenia się? Sakrofrymarkiem? Prostytucją świętą? Jak zwał, tak zwał. W każdym razie granda i hucpa.

Ledwie parę miesięcy minęło od czasu, gdy min. Zdrojewski, wykonując wasalne obowiązki nałożone na Polskę przez Watykańskiego patrona, zelżył kulturę polską i polskie prawo, zanosząc w zębach do biskupich pałaców 6 mln zł, ukradzione polskim placówkom kulturalnym, w ramach „konkursu”. Gdy przychodzi do wykonywania zobowiązań feudalnych, wstyd się nie liczy i nie liczą się pozory.

Kasa ma być i tyle. Skąd ją weźmiecie, to wasza broszka. Jak dacie za mało albo się spóźnicie, to my tu mamy 10 tys. ambon i radyjko, i powiemy ludowi, na kogo ma głosować. Powiemy, że jesteście dżendery i homosie, liberały i bezbożniki, no i będzie po was. A na wszelki wypadek i tak to zrobimy, żebyście nie myśleli, że wiążemy się z wami jakimiś umowami. Tak więc wy płacicie i robicie, co wam każemy, a my na was plujemy, wchodzimy do komitetów marszów przeciwko wam, podburzamy lud i utrzymujemy własne partie za waszą kasę. Sorry, taki mamy układ.

Kogo by tam obchodziła jakaś tam kultura. „Ynteligencja” sobie poszczeka, powyje i pójdzie do domu. Było 6 baniek, a dziś jest 16 – z budżetu Rzeczypospolitej Polskiej! Razem już ponad 40! Na milion sto pięćdziesiąty szósty kościół w tym nieszczęśliwym kraju. Na rzecz kościelnego muzeum – instytucji należącej w całości do Watykanu i niepodlegającej żadnej kontroli państwa polskiego! Instytucji dla samego Watykanu na tyle marginalnej, że nieotrzymującej z jego strony żadnego dofinansowania!

A może się mylę? Może był jakiś przelew od Franciszka na rzecz muzeum Jego Wielkiego Poprzednika? Posypię głowę popiołem, jak mi pokażecie taki przelew! Czy słyszał ktoś, żeby Watykan dał na coś pieniądze? Ale czy słyszał kto, aby rząd wolnego kraju finansował działalność kulturalną obcego i znacznie bogatszego od siebie kraju na swoim terenie? I to kraju, z którym ma stosunki tak złe, że nie łączy go z nim prosta umowa o ekstradycji i który przejmuje jego obywateli oskarżanych o zbrodnie, dając im swoje immunitety? Kiedy, do jasnej cholery, to się wreszcie skończy!

Kiedy wreszcie zaczniemy nazywać rzeczy po imieniu? Kościół określa sam siebie jako państwo (i to podwójne!) i musi wreszcie zacząć być jako państwo traktowany. I to nie jako państwo zaprzyjaźnione, jakim nie jest i nigdy nie był, ale jako państwo bardzo obce politycznie i ustrojowo. Jak każda monarchia absolutna o niskich standardach demokratycznych. Jeśli chcemy być wreszcie wolnym krajem, musimy nauczyć się strzec autonomii państwa wobec Watykanu, zresztą zapisanej w tzw. konkordacie – tak jak pilnie strzeże jej wobec samego siebie Watykan.

Czy my wtrącamy się w prawo kanoniczne i administrację kurii rzymskiej? Czy dyktujemy Kościołowi, co jest dobre, a co jest złe? Moralizujemy i pouczamy? Więc niechaj i biskupi, nielojalni wobec naszego państwa, bo przysięgający bezgraniczną lojalność i wierność obcemu monarsze, którego interesy zbiegają się z polskimi bodaj tylko wtedy, gdy trzeba dawać odpór Rosji (czyli prawosławiu), zechcą łaskawie powstrzymać się od wtrącania się w sprawy polskie, które nie mają prawa ich obchodzić, oraz od nastawania na nasze pieniądze. Niechaj biskupi mówią, co tylko sobie życzą, bo dostali w prezencie od liberałów i demokratów wolność słowa – ale niech to robią jako osoby prywatne, a nie przedstawiciele monarchii, która od tysiąca lat współpanuje na tej ziemi, pobiera daniny i każe sobie jeszcze dziękować na kolanach za swoje rzekome wielkie zasługi.

Już dziękujemy! Z Bogiem! Polska jest wolna! Tysiąc lat danin i ciężarów starczy! Ile jeszcze, do cholery? Czy jest jakiś „punkt sytości”, czy też ta święta łapa będzie już zawsze drżeć rozczapierzona pod nosem polskiego rządu?

A polski rząd? Czy kiedyś zdobędzie się na to, by powiedzieć pas? By powiedzieć: dość polskiego serwilizmu, wtrącania się przez Watykan do naszych spraw i dojenia polskiego budżetu! Te miliardy płacone każdego roku katechetom straszącym dżenderem, te niezliczone działki, budynki, oddawane z 1 proc., te niekończące się roszczenia, te „ulgi” podatkowe – na Boga, czy są jakieś granice?!

Zabieranie pieniędzy polskiej kulturze narodowej w celu finansowania kultu religijnego, zwłaszcza w jego politycznej formule „papiestwa”, jest nie tylko zniewagą dla wolnego narodu. Jest świętokradztwem. Bo kultura narodowa to Prawda, Dobro i Piękno w jego narodowych kształtach. To nasza świętość. A państwa kościelne to polityka, to interesy i ideologia. A jeśli również religia, to religia do cna upolityczniona. Okraść kulturę to jak okraść dziecko. To bezwstyd!

A jeśli ktoś chciałby tu użyć argumentu, że Jan Paweł II był nie tylko szefem obcego państwa, ale również wybitnym Polakiem, to zapytam: ile jeszcze pomników, ulic, muzeów i szkół? Czy są jakieś granice tego kultu? Czy ponad 1200 szkół JPII nie wystarczy? Czy nie wystarczą setki pomników, ulic placów, centra i muzea, lotnisko i sopockie molo na dobitkę? Czy są granice tego serwilizmu i tego lęku przed powiedzeniem stop!, dość tego szaleństwa!? Kult jednostki jest czymś strasznym!

Gdybym był katolikiem, spaliłbym się ze wstydu, że moja religia musi korzystać ze środków państwowych i państwowego aparatu administracyjnego i propagandowego. Że musi wdzierać się do szkół i żerować na podatkach, zamiast opierać się na dobrowolności. I że mój papież otaczany jest państwową chwalbą, jak jakiś Piłsudski czy inny dyktator. Czy pamiętacie, że Kościół rozpadł się w XVI wieku, gdy papieże zaczęli sobie stawiać pomniki? A dziś słyszymy jeszcze, że rząd chce pozwolić, aby obywatele-katolicy płacili o 1 proc. niższy podatek, przeznaczając ów 1 proc. na cele obcego państwa i do jego kieszeni!

Bo celem obcego państwa, czyli Stolicy Apostolskiej, jest propagowanie w Polsce wiary katolickiej – celem Rzeczypospolitej Polskiej propagowanie żadnej wiary ani ateizmu nie jest i być nie może, gdyż konstytucja nakazuje państwu religijną neutralność. Czy wy tam, w sejmie, w rządzie, macie choć odrobinę poczucia państwowego? Odrobinę kultury konstytucyjnej i jakiejś instytucjonalnej godności?

Przez stulecia było jasne, że Kościół jest siłą polityczną sprawującą władzę razem z królami. Tę dwuwładzę regulowało prawo i nikt nie udawał, że jej nie ma. Nie tylko w I RP, ale jeszcze w II, przed wojną, biskupi składali przysięgę na wierność Rzeczypospolitej, bo było dla wszystkich jasne, iż może dochodzić do konfliktów interesów między władzą świecką i duchowną oraz między Polską i Watykanem. Nikt nie wstydził się o tym mówić – i to pomimo jednoznacznie wyznaniowego charakteru państwa polskiego.

Było jasne, że Kościół rzymski nie jest instytucją krajową. Dziś nie ma nawet tej przysięgi. Pozostała czysta obłuda – udawanie, że Kościół jest „apolityczny” (czy wręcz „ponadpolityczny”), żadnej władzy politycznej Kościoła nie ma, a tym bardziej nie ma żadnej kwestii lojalności, bo przecież Kościół zawsze chce tego, co najlepsze dla Polski i zawsze jej służył; a w ogóle to jest „polski” i „arcypolski”. Mój Boże! Cóż za bezgraniczna hipokryzja i jak bezdenne zakłamanie.

Och, dlaczego Polacy nie zdołali stworzyć swojego Kościoła, jak tyle innych narodów! Dlaczego muszą przeżywać w XXI wieku to, z czym inne narody uporały się już w XVII wieku. I gdybyż ten polski Kościół był chociaż katolicki. Nie jest. Ma się tak do rzymskiej ortodoksji jak brukiew z rzodkwią do włoskich winogron i pomidorów. Watykan ma go w całości w sobie i kontroluje pod każdym względem – tylko nie jest w stanie spowodować, aby polscy księża zapoznali się z doktryną, filozofią i duchem katolickiego chrześcijaństwa. A szkoda, bo w oryginale wygląda to o wiele lepiej niż w karykaturach, które tu na co dzień oglądamy. Ale to już inna historia.