Uczelniany ruch oporu
Jestem pod wrażeniem tekstu Mai Chodzież (pseudonim) „Będąc młodą doktorantką” w Gazecie Świątecznej. Napisany z wielkim talentem i humorem pokazuje czarno na białym, jaki los czeka młodego doktora, który chciałby się poświęcić karierze akademickiej.
Jeśli nie należy do kilku procent absolutnych szczęściarzy, którzy łapią się na dobre granty i stypendia, lecz jest po prostu dobry, szanse jego są marne. W końcu albo pojedzie za granicę na post-doca (ale co po powrocie?), albo wypadnie z gry.
Dawniej wystarczyło mieć mocnego szefa i lądowało się na etacie, nawet jeśli było się przeciętniakiem. Dzisiaj etaty są rzadkością i mocny szef nie wystarczy. Trzeba się tułać po grantach i umowach-zleceniach. Wszystko to buja się w okolicach nieregularnie wypłacanych dwóch tysięcy miesięcznie na rękę, z jakąś niewyraźną perspektywą trzyletniego kontraktu w okolicach habilitacji (przy czym superdoktoranci szczęściarze dostają więcej niż profesorowie!). Doktor fizyki albo biologii, nie mówiąc o humaniście, to w Polsce prekariusz. I to nawet taki z dorobkiem, zajmujący się nauką na serio. Niestety, na Zachodzie też tak bywa.
Reforma, która spowodowała całkowitą zmianę stosunków na uczelniach, była konieczna. Nie ma odwrotu od systemu opartego na grantach, krótkich kontraktach, punktowych wycenach publikacji, kategoryzacji jednostek naukowych, akredytacjach, kontrolach, sprawozdaniach, niezliczonych komisjach i biurokracji. To są wzorce amerykańskie o takim potencjale globalizacji, że jeśli chcemy być w obiegu międzynarodowym, musimy się podporządkować.
Ale system można wdrażać z przekonaniem lub bez, z głową lub bez sensu. A u nas działa to jak siodłanie krowy. Siodło zamówione u dobrego siodlarza, krowa czysta i wypoczęta, tylko brzuch ma za gruby i nie starcza popręgu. A jak się popręg dosztukuje, to jakoś i tak krowa nie chce wozić jeźdźca. Nie wierzga, ale też i nie idzie.
Dlaczego stawiamy bierny opór reformie, czyniąc z niej biurokratyczną mitręgę i fikcję? Powodów jest kilka.
Po pierwsze, profesura buntuje się przeciwko degradacji swojego statusu. Dziś ani tytuł profesorski, ani tym bardziej stanowisko profesora nadzwyczajnego nie dają wiele prestiżu ani pełnej niezależności. Wszyscy muszą się starać, wszyscy są oceniani i kontrolowani, wszyscy są angażowani w prace organizacyjne, które coraz mniej skutecznie spychają na młodszych. W dodatku zarabia się pod warunkiem dostępu do grantów, systemu recenzyjnego i coraz mniej licznych dobrze płatnych zajęć dodatkowych, nie mówiąc już o drugich etatach, które są w zaniku. Dlatego koterie i układy zacieśniają się i robią coraz bardziej szczelne, a rywalizacja między poszczególnymi frakcjami w każdej branży staje się coraz bardziej brutalna. Sfrustrowana i skonfliktowana profesura nie chce poprzeć reformy.
Po drugie, system ocen i awansów oparty na punktowanych publikacjach wywołuje ostre konflikty w okresie przejściowym. Znaczna część profesury nie ma żadnego prawie dorobku, jeśli mierzyć go aktualnymi kryteriami. Po prostu nie publikowali w czasopismach międzynarodowych o wysokiej renomie, a ich prace były rzadko cytowane. Ale to oni ustalają kryteria dla oceny dorobku młodszych kolegów i decydują o ich awansach. Nic dziwnego, że starają się nieraz bojkotować kryteria, których sami przecież nie spełniają.
Po trzecie, z powodów kulturowych takie dobra jak etaty i awanse rozchodzą się w Polsce w trybie towarzyskim, a nie w drodze uczciwych konkursów. Dotyczy to również nauki. Na wschód od Łaby aż po Pacyfik – tak po prostu już jest. Żadne przepisy nie wymuszą zmiany kulturowej. Grzecznościowe recenzje i ustawianie konkursów pod konkretną osobę będzie praktykowane jeszcze przez długie lata. Podobnie jak uwalanie ludzi nienależących do własnego plemienia. Co nie znaczy, że nie trzeba próbować tego zmienić.
Po czwarte, reforma nazbyt skupia się na dokumentach, a za mało na realiach. Wielki proces, zwany Krajowe Ramy Kwalifikacji, zmierzający do uporządkowania dydaktyki, odbierany jest jako czysta „papierologia” i ogranicza się głównie do tworzenia coraz to obszerniejszych i coraz bardziej oderwanych od rzeczywistości sylabusów oraz dokumentów z „zadami” oraz „sprawozdaniami” w tytułach.
Nikt prawie w to nie wierzy, a jeśli ktoś wierzy, to jest traktowany jak jakiś jeleń i zwala się na niego całą tę robotę (niech się męczy, skoro tak lubi). W dodatku cała ta biurokracja jest źle opłacana, więc odwala się ją byle jak. A jeśli zatrudnia się do niej specjalnych urzędników, to ci, żeby się wykazać, mnożą tylko wymagania i dręczą naukowców swoimi coraz to nowymi prośbami o wypełnienie tabeli albo formularza. Praca na uczelni staje się przez to coraz bardziej uciążliwa i coraz mniej naukowa. W dodatku upowszechniły się anonimowe ankiety studenckie, oceniające wykładowców. Kto ma problem z zaliczeniem, ten przywali wykładowcy w ankiecie. Ludziom odechciewa się przez to pracować i czegokolwiek od studentów wymagać. Trzeba być miłym, to jakoś się przetrwa.
Po piąte, obecny reżim ekonomiczny nakłada na każdą jednostkę akademicką, czyli instytut lub wydział, obowiązek bilansowania się. Nie wolno się zadłużać ani generować strat. Dyrektorzy i dziekani czują się jak menadżerowie, którymi zwykle nie są, nie chcą i nie potrafią być. Duże firmy, jakimi są uczelnie, pozostawione są w rękach ludzi, którzy nie umieją zarządzać.
Dlatego uczelnie są źle zorganizowane i w zasadzie mało profesjonalne. Tną koszty, ale nieumiejętnie. Na łapu capu naśladują przypadkowe elementy organizacji korporacyjnej. Nie panują nad doborem kadry, a przepisy wiążą im ręce w wielu kwestiach. Raz zatrudnionego pracownika bardzo trudno się pozbyć przez końcem umowy, nawet jeśli jest do niczego. Niewydolne uczelnie uciekają w to, co najłatwiejsze, czyli w budowanie nowych obiektów. Łatwo zbudować jakiegoś szklaka za państwowe pieniądze na wygonie – znacznie trudniej zrobić coś ważnego w nauce światowej.
Co można na to poradzić? Są dwie rzeczy, które można załatwić od ręki, czyli w czasie jednej kadencji rządowej: polityka kadrowa oraz profesjonalne zarządzanie uczelniami państwowymi. Rzecz jasna wymagałoby to kolejnej zmiany ustawy.
Nowa polityka kadrowa to:
– zakaz habilitowania się na własnej uczelni; sformalizowanie wymogów recenzji, publikowanie wszystkich recenzji awansowych w internecie, organizowanie konkursów na etaty pod warunkiem zgłoszenia się co najmniej dwóch kandydatów, obowiązek podawania uzasadnienia rozstrzygnięcia konkursu z uwzględnieniem porównania dorobku kandydatów, ograniczenie możliwości zatrudniania własnych doktorów do szczególnych przypadków, zakaz wyręczania się tanią siłą roboczą w postaci pracowników na umowę-zlecenie lub umowę o dzieło, prawo do obniżenia pensum dydaktycznego pracowników przynoszących uczelni dochód z intratnych grantów. Jakość nauki zależy od jakości kadry, a jakość pracy tej kadry od mądrego podziału czasu pracy pomiędzy dydaktykę i naukę!
Nowe zarządzanie to:
– ustawowe wyłączenie globalnych zagadnień ekonomicznych uczelni spod autonomicznej władzy rektorsko-senackiej, wprowadzenie dobrze opłacanych menadżerów z doświadczeniem korporacyjnym na stanowiska dyrektorów wykonawczych (kanclerzy), na zasadach partnerskich współpracujących z rektorami, rozliczanie zarządzających uczelnią fachowców z relacji między kosztami budżetowymi generowanymi przez uczelnię a jej mierzalnymi wynikami naukowymi i dydaktycznymi. Celem działania uczelni nie jest bowiem zysk ani minimalizacja kosztów, lecz dobre efekty naukowe za rozsądną cenę. Jest to specyficzna wartość społeczno-ekonomiczna, którą dopiero musimy nauczyć się mierzyć.
Do tego wszystkiego dołożyłbym jeszcze podobny do matur, państwowy egzamin magisterski dla kilkunastu dyscyplin, aby wyrównać szanse uczelni publicznych i niepublicznych oraz szanse ich absolwentów.
Ciekaw jestem, kim jest Maja Chodzież, bo umie pisać. Niech pisze dalej! Może się odezwie? Przecież jej koledzy już i tak ją rozszyfrowali. Odezwie się czy nie, wszystkiego dobrego na Zagranicznej Uczelni!
Komentarze
Obywatelu Hartman, nawazniejszym jest to, ze na wiekszosci, jesli nie na wszystkich uniwersytetach w Polsce ( nie pisze, polskich ), utworzono kierunki judaistyki !
colour 🙂
„Zresztą pomyślmy sami – po cóż właściwie na większości, jeśli nie na wszystkich polskich uniwersytetach, utworzono kierunki judaistyki? – Stanislaw Michalkiewicz zadaje pytanie i odpowiada na nie:
http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3295
Jezeli idzie o ow artykul, to nie tyle ciekawy jest ow artykul, co komentarze do niego. Otoz, P.T. Komentatorzy uwazaja ze po uzyskaniu stopnia doktora NALEZY im sie etat. Jezeli tego etatu nei maja, to tylko dlatego ze w polskiej nauce sa „ustawki”
Tymczasem, jak na moj rozum, to problem polega na tym ze produkujemy smieciowych maturzystow, potem smieciowych magistrow, a potem smieciowych doktorow. I to duzo za duzo. Na mojej polskiej Alma Mater, wtedy gdy tam pracowalem, bronilo sie dwa doktoraty w ciagu roku. Dizsiaj broni sie srednio dwa w ciagu miesiaca. Zaden system, nigdzie na swiecie, tylu doktorow nie potzrebuje. No i poziom tych doktoratow…
Problem zas w naszej nauce to brak selekcji. W Ameryce przyjmuje sie naukowca na „tenure track position” na 3 letni kontrakt. Aby pzredluzyc ten kontrakt, nalezy sie wykazac PRAWDZIWYMI osiagnieciami, przede wszystkim grantami. Nei ma osiagniec, nei ma grantow – do widzenia.
Kontrakt mozna przedluzyc 2 razy. Potem powinno sie dostac „tenure”. Ale tenure dostaje cos 20% chetnych, wiec po 3 kontraktach I braku tenury mowi sie „do widzenia”. Trzeba zmienic zawod. Zaden inny uniwersytet badawczy nie przyjmie kogos kto odpadl na poziomie tenury. Owszem, moze sie zatrudnic w „teaching university”.
W ten sposob „w nauce” zostaja ci ktorzy sie nadaja, a nie ci ktorzy maja chec. Niestety, takiego mechanizmu w polskiej nauce nie ma.
Zas jak idzie o popyt I podaz.. Wszedzie jest nadprodukcja doktorow, bo doktoranci sa potzrebni profesorom do awansu. Gdy na jednym z amerykanskich uniwersytetow gdzie pracowalem pojawila sie nowa pozycja „tenure track”, dostawalismy srednio 30 listow dziennie. Przez 4 miesiace. Oczywiscie, nikt tych listow nie byl w stanie przeczytac. Wiec w takiej sytuacji listy sie ignoruje I pyta sie znajomych z branzy czy nie znaja kogos dobrego. Mlodzi adepci nauki maja zakodowane: nie masz znajomosci, nie masz pracy. To sie po angielsku nazywa „networking”, I jest niezbedne do przezycia. Mlodzi adepci nauki jezdza na konferencje nie po to zeby wysluchiwac referatow, a po to zeby nawiazac znajomosci. A swoj profil nie publikuja na „fejsbuku” a na profeslonalnym serwisie linkedIn
Wiec wymagania polskich swiezych doktorow dziwia mnie nieco
Szanowny Panie Profesorze,
Jeśli będąc samodzielnym pracownikiem naukowym dostaję doktoranta i mam szansę zatrzymać go w zespole po obronie doktoratu (niech sobie raz albo i trzy wyjedzie na postdoc, ale niech wróci), to inwestuję w niego całe swoje siły i uczę go jak własne dziecko. Jeśli ktoś uchwali tak chore prawo, że po obronie doktoratu on będzie miał obowiązek pójść gdzie indziej, to ja mam to wszystko w pewnym miejscu i inwestowanie swego wysiłku w takiego doktoranta uznaję za objaw frajerstwa. I chcę jasno powiedzieć – mam 43 lata, dwa lata temu uzyskałem tytuł profesorski, nie próżnowałem i nie zamierzam próżnować dalej, na ile życie mi pozwoli. Naukowiec z powołania nie musi „pielgrzymować” po kolejnych miejscach pracy, może pracować do emerytury na tym samym uniwerku, na którym studiował. To nie miejsce jest hamulcem jego pracy, tylko jego mentalność i lenistwo. Tylko dzięki temu, że pracuję ciągle na tej samej uczelni godzę pracę naukową z posiadaniem dzieci i pomaganiem licznej rodzinie. Ta cała „mobilność naukowa” jest zamachem na bilans pomiędzy normalnym życiem a pracą (o czym pisała autorka w GW) i ograniczeniem tej działalności dla ludzi bez rodziny o mentalności mnicha benedyktyńskiego albo singla klubowo-rozrywkowego. Jaki jestem szczęśliwy, że nie zaczynam kariery w dobie tych destrukcyjnych pomysłów, a moja stabilizacja na obecnym etacie daje mi poczucie bezpieczeństwa, które przekłada się na tyle naukowych pomysłów, że muszę z nich wybierać.
@lqq: To sie nazywa „wychow wsobny”. Czyli inaczej „robienie pod siebie”. Rozumiem ze Pan Profesor produkuje tylko tylu doktoranow ile ma etatow, lub tez stara sie tylko o niektorych a reszte olewa. A gdzie tak zwana „etyka”, pojecie niepopularne?….
Jak na moj rozum I doswiadczenie, to ze nauka amerykanska radzi sobei calkiem niezle jest miedzy innymi skutkiem tego ze swiezy doktor nie moze pracowac w uczelni ktoara go wypromowala. To zapewnia przeplyw informacji oraz idei. Korzystny zarowno dla mlodego doktora jak I srodowiska
@A.L.
To, o czym napisałem, nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek etyką. Ja tam nikogo nie olewam. Jeśli przychodzi „student-doktorant”, który nie jest etatowym pracownikiem, tylko studentem, mającym odbyć studia doktoranckie, to on ma odbyć studia doktoranckie. Zapewniam temat, sprzęt, środki finansowe, wykonuje doktorat, zalicza inne przedmioty, broni się, dostaje dyplom, publikuje kilka dobrze punktowanych prac z tego doktoratu i niech sobie jedzie gdzie chce. Nie mam i nigdy nie będę miał motywacji inwestować w niego więcej wysiłku, niż wynika z mojego obowiązku w tzw. systemie bolońskim (w końcu o to chodzi na zachodzie). Taką motywację mam tylko w przypadku doktoranta z perspektywą dalszego zatrudnienia albo w przypadku etatowego asystenta który po obronie doktoratu dalej pracuje z szansą awansu na adiunkta.
Przy czym mój dalszy „chów wsobny”, jak to bardzo negatywnie Pan nazywa, polega na nauczeniu na etapie doktoratu znacznie wiecej, znalezienia mu ambitniejszego tematu, załatwieniu takiemu doktorantowi kilku staży podoktorskich w różnych ośrodkach zagranicznych (mimo młodego wieku jakieś tam możliwości mam) po to, aby po powrocie do mojego zespołu wzbogacił mnie swoim zdobytym doświadczeniem i oprócz badań wymyślonych przeze mnie wymyślał sobie sam projekty idące w kierunku habilitacji a następnie miał swoich doktorantów.
Proszę mi uwierzyć, znam środowisko swojej dyscypliny do szpiku kości, zapewniam że to nie brak mobilności jest przyczyną problemów w Polskiej nauce. Problemy leżą gdzie indziej. Tylko jeśli ktoś mówi o prawdziwych problemach, od razu nazywany jest betonem, którego jak najszybciej trzeba roztrzaskać młotem tych reform. Przy okazji roztrzaskując to, co dobre.
Dla mnie do znaczącej poprawy w nauce polskiej wystarczy:
1. Bezwzględne egzekwowanie osiągnięć naukowych pracownika i zwalnianie pracowników, którzy naukowo nie robią nic (ich ilość jest zatrważająca). Z drugiej strony wymagania nie mogą być wygórowane, gdyż wtedy prowadzi się nie badania realnie potrzebne, lecz badania jakiekolwiek, byle generowały punkty. Są tematy, z których można generować dobre publikacje latami bez wielkiego wysiłku, jednak wyniki takich badań mają wartość dużo mniejszą, niż można sądzić po punktach. Podjęcie tematu naprawdę ważnego wiąże się z ryzykiem i nierzadko paradoksalnie generuje publikacje mniej punktowane. Nieustanna presja na punkty i ocenę zniechęca do podejmowania takiego ryzyka i powoduje „produkowanie publikacji” zamiast prowadzenia naprawdę potrzebnych badań. Pracownik nie powinien być oceniany – jak obecnie – co 2 lata, lecz rzadziej, np. co 3-4.
2. Zlikwidowanie ewaluacji jednostek naukowych na podstawie ilości nadanych stopni doktora i doktora habilitowanego oraz uzyskanych tytułów profesorskich. Prowadzi to do tego, że w zasadzie każdy musi stać się kiedyś profesorem, bo to daje punkty, inaczej wyleci z pracy. Powoduje to kolejną (po publikacjach) presję – badania naukowe mają „dać habilitację” a nie być realnie potrzebne ludzkości. Potem taki świeżo habilitowany bierze sobie doktorantów, ale ich badania znowu mają „dać doktoraty” a jemu „dać wypromowanych doktorów”. Realna przydatność badań znowu schodzi na dalszy plan. Chwilami odnoszę wrażenie, że w epoce PRL i wczesnych latach 90. wiele badań było znacznie bardziej wartościowych, niż teraz. Wtedy nikt nie musiał zrobić doktoratu w 4 lata, habilitacji w następne 8 lat, a potem w 6 lat profesora. Niejeden był adiunktem z doktoratem do emerytury, a zrobił dla nauki ogromnie dużo.
3. Wprowadzenie obligatoryjnego zagranicznego post-doca jako wymóg do habilitacji (nóż się w kieszeni otwiera, że obecnie tego nie ma).
3. Uzdrowienie finansowania nauki polskiej. Dążenie do likwidacji funduszy na działalność statutową jest de facto zamachem na polską naukę. Stwierdzenia „jak masz dobry pomysł, to dostaniesz grant, jak nie dostaniesz grantu, to znaczy, że to był zły pomysł” można sobie włożyć między bajki. Chowając aspekt znajomości i nepotyzmu, nie ma najmniejszego sensu sytuacja, gdy na konkurs wpływa 2000 projektów, z czego 200 jest naprawdę dobrych, ale tylko 20 uzyskuje finansowanie. Wtedy ludzie z dobrymi projektami mogą sobie pisać wnioski 8 lat i nie dostawać finansowania. Oczywiście nikogo to nie będzie obchodziło, bo przecież wylecą z pracy za brak publikacji i już!
4. Reforma ustawy o zamówieniach publicznych, dzięki której po uzyskaniu grantu przez pierwszy rok nic nie można robić, bo uczelnia musi zrealizować procedury przetargowe na zakup tego, co jest w tym grancie.
5. Obniżenie obciążenia dydaktycznego dla ludzi chcących realnie naukowo pracować. Chociaż ustawa przewiduje etaty czysto naukowe i czysto dydaktyczne, w praktyce żadna uczelnia z pewnymi wyjątkami nie może sobie na to pozwolić (oczywiście kwestia pieniędzy). Jak ma skutecznie pracować adiunkt mający (oprócz 240 godzin pensum) 150 nadgodzin? Od 8 do 16 dydaktyka, a od 16 do 22 nauka? A gdzie rodzina i życie prywatne?
Serdecznie pozdrawiam!
Prof. Hartman zapomniał o jednym, ale jakże ważnym elemencie. Niech odpowie na pytanie: jak to się dzieje, że bardzo dobrze ocenione przez recenzentów (anonimowych!) wnioski o granty przepadają i to bez żadnego merytorycznego uzasadnienia. Jakieś bliżej nieokreślone komisje te bardzo dobre wnioski odwalają wedle niewiadomych kryteriów. Odpowiedź jest prosta. Bardzo dobrych wniosków jest więcej niż pieniędzy do rozdzielenia. Ktoś w centrali chciałby uprawiać taką naukę, która by nic nie kosztowała. W dalszym ciągu pieniędzy na naukę jest o wiele za mało. W takiej sytuacji żale Hartmana to zwykłe zaklinanie deszczu. Zerowy z tego pożytek. Bicie piany, nic więcej.
@waldi
Właśnie o tym samym napisałem powyżej w punkcie 3 🙂
@lqq: „Taką motywację mam tylko w przypadku doktoranta z perspektywą dalszego zatrudnienia albo w przypadku etatowego asystenta który po obronie doktoratu dalej pracuje z szansą awansu na ”
No wlasnie. To jest to co wydaje mi sie niewlasciwe. Znaczy, ma Pan swoich „pupilkow”. W doktoranta nalezy inwestowac majac na widoku dobro doktoranta. Tu gdzie jestem – a wiadomo ze doktoranta nei da sei zatrudnic na uczelni ktora go wypromowala – obowiazuje zasada „moj doktorant swiadczy o mnie”. A o doktorancie swiadczy to gdzie znalazl prace. Czym bardziej perstizowa praca, tym wiekszy splendor dla promotora. W kazdym razie, koncepcja „pupilkow” zupelnie mi sie nie podoba
Co do reszty: „Uzdrowienie finansowania nauki polskiej. Dążenie do likwidacji funduszy na działalność statutową jest de facto zamachem na polską naukę.”
„Rozumiem ze chodi o pieniazki ktore spadaja z nieba? Na uczelni amerykanskiej dostaje pokoj, biurko, komputer, telefon I krzeslo. Na reszte musze meic wlasne pieneidze. Jak nie mam, to nie bede prowadzil dzilalnosci naukowej. Oraz, na ogol, nie bede mial doktorantow.
„Jak ma skutecznie pracować adiunkt mający (oprócz 240 godzin pensum) 150 nadgodzin? Od 8 do 16 dydaktyka, a od 16 do 22 nauka? A gdzie rodzina i życie prywatne?”
Jak ktos chce miec uczelnie bez dydaktyki, to ma. Nazywa sie Polska Akademia Nauk.
Gdzie rodzina I zycie prywatne? Jak zrobi doktorat I zostanie profesorem. Byc moze wtedy, ale I to niekoniecznie. Proponuje pojsc na dobry amerykanski kampus o polnocy I zobacztc w ilu oknach pali sie swiatlo.
W kazdym razie, gdy ja robilem doktorat (dawno temu, ze wsytdem sie przyznaje) to wlasnei tak pracowalem. Byc moze bylo latwiej, bo Malzonka tez robila doktorat I pracowala w tym samym modzie. Z tym ze nie konczylismy o 22 a deko pozniej
Nie wiem jak dla Pana, ale na podstawie mojego doswiadczenia, praca naukowa to nie jest od-do. I pieniedze tez niespecjalne. To sposob na zycie a nei sposob na zarabianie pieneidzy.
@lqq
Napisałeś. Przyznaję palmę pierwszeństwa. Od siebie dodaję, mam na myśli konkretne przykłady, że podejmowane są dziwne decyzje w oparciu o nie wiadomo jakie kryteria, by wstydliwie ukryć fakt zwyczajnego, banalnego braku pieniędzy na badania. Rząd chciałby zjeść ciastko i mieć ciastko. Badania wspieramy, ale nie wspieramy. Doganiamy Zachód, ale tak naprawdę oddalamy się od niego. Ponieważ to jest niemożliwe, to tworzy się taką zabawę w kotka i myszkę. I to jest dodatkowo frustrujące.
@waldi: ” Bardzo dobrych wniosków jest więcej niż pieniędzy do rozdzielenia. Ktoś w centrali chciałby uprawiać taką naukę, która by nic nie kosztowała. W dalszym ciągu pieniędzy na naukę jest o wiele za mało”
A moze naukowcow jest za duzo?… Wiecej niz Polske stac? Moze sie zastanowic ile mamy pieniedzy, ile mozemy wydac I dostroic to tego rozmiar machiny naukowej? Jak na moj rozum, mniej ludzi, ale lepiej finansowanych, mogloby zrobic wiecej niz caly tlum finansowany kiepsko
@wakdi: „by wstydliwie ukryć fakt zwyczajnego, banalnego braku pieniędzy na badania”
Dlaczego podatnik mialby finansowac prace pod tytulem: „O kulturotworczym znaczeniu koncowek -enc – onc w jezyku polskim na sroodkowym Mazowszu w drugiej polowie 16 wieku”
I jescze pytanie: w jaki sposob polska nauka przyczinila sie/przyczynia do poprawy stanu polskiej gospodarki I jakosci zycia pzrecietnego obywatela? Przypominam ze Polska w 2013 roku miala 100 patentow. Tyle co nieduza amerykanska korporacja. Niemcy – 15 tysiecy
Polska nauka to silnik z zatartymi tlokami. Zeby nei wiem ile oleju dolewac, I tak nei zapali
Ciekawy artykuł. Myślę że trafny. Polska Nauka jest na szarym końcu. Profesorowie się noszà jak pawie. Chicest coś dokonać to emigruj. Niestety.
Aczkolwiek z tym wymogiem hab. na innej uczelni to bym nie przesadzał. W Ameryce, gdzie hab. nie ma, udzie po doktoracie zmieniają uczelnię, ale tam jest ine kultura. W Polsce często trudno się przeprowadzić do innego województwa, a do tego to się często sprowadza.
@A.L.
Jeśli Pana inicjały dobrze kojarzę z usenetu (nie jest to przypadkowa zbieżność), to chcę zaznaczyć, że Pana bardzo cenię i miło mi się czyta wszystko, co Pan na temat nauki pisze. Natomiast z kilkoma procentami nie jestem w stanie się zgodzić, częściowo ze względu na inne polskie realia, częściowo ze względu na moje osobiste dość konserwatywne poglądy na życie, rodzinę i ogólny cel istnienia.
„No wlasnie. To jest to co wydaje mi sie niewlasciwe. Znaczy, ma Pan swoich “pupilkow”. W doktoranta nalezy inwestowac majac na widoku dobro doktoranta.”
Nie pupilków. Wyraźnie rozgraniczam studenta-doktoranta od swojego pracownika. Analogia rynku pracy – jeśli pracownik zatrudni się na czas określony na rok i wspólnie z pracodawcą wiedzą, że potem wyjedzie do innego miasta i znajdzie pracę, czy pracodawca będzie miał motywację, aby np. sfinansować mu pakiet drogich szkoleń? Tylko wtedy (w Polsce nigdy), gdy ma za dużo pieniędzy i musi wygenerować jakieś koszty. W naszym przykładzie nie chodzi o pieniądze, tylko o coś najcenniejszego – czas. Spędzam w pracy bardzo dużo czasu. Chwilami myślę, że za dużo. Nie jestem w stanie wszystkich doktorantów traktować bezgranicznie dobrze, część muszę tylko dobrze, muszę wybrać.
Przy czym – to też bardzo ważne – wynika to również z postawy samych doktorantów. System boloński (o którym cała Europa wypowiada się negatywnie, no ale „unia zrobiła co chciała, co będzie, zobaczymy”) zrobił z doktoratu studia. Student-doktorant nie jest zainteresowany szerokim poszerzaniem umiejętności (jeśli jest – umożliwiam mu to, ale nie jestem w stanie trzymać go za rękę na tej drodze). Studia doktoranckie mają określony program, doktorant chce mieć kolejny dyplom, skrót przed nazwiskiem i wpis w CV. To wszystko chce uzyskać minimalnym wysiłkiem wymaganym przez ów system boloński, w cztery lata. Czy to dobrze? Dzisiejszy doktorat jest zupełnie inny niż ten peerelowski, robiony przeciętnie w 6-8 lat. Nie wiem, już dawno przestałem mieć czas się nad tym zastanawiać, wolę myśleć więcej o badaniach.
Tego klasycznego doktoranta (jak to Pan mówi – nie-pupilka) nigdy nie zaniedbywałem. Wypromowałem dotychczas pięciu doktorów. Średnio z każdego doktoratu wyszło 3-4 publikacje z listy filadelfijskiej, w zakładzie mam nowy sprzęt, który doktorantowi daje doświadczenie do dalszej pracy. Nie mam wyrzutów sumienia – to i tak lepiej niż średnia – przeciętny doktorant w mojej dyscyplinie z badań pracy doktorskiej z bólem publikuje jedną pracę, pisze cykl wypocin do polskojęzycznych zeszytów bez IF, a nawet czasami (tak! to już prawdziwy hardcore) nie publikuje wyników nigdy (po co, promotor ma następne problemy).
Nigdy mój doktorant nie czul się w żaden sposób poszkodowany ani zaniedbywany, gdyż różnica, o której mówię leży w wysokiej strefie „dbania”.
„obowiazuje zasada “moj doktorant swiadczy o mnie”. A o doktorancie swiadczy to gdzie znalazl prace”
Wszyscy moi doktoranci pracę znaleźli. Co nie znaczy, że dzięki mnie. W Polskich realiach powyższa korelacja po prostu nie istnieje.
„Rozumiem ze chodi o pieniazki ktore spadaja z nieba?” Nie, dotacja na działalność statutową wymaga napisania wniosku, rozpisania planu, a jej wielkość zależy od wyników pracy jednostki w ostatnim okresie. Jeśli jednostka ekstremalnie dużo publikuje, może dostać np. 100 tysięcy PLN rocznie. Jeśli nie robią za duzo, dostaną 5 tysięcy rocznie. Znam jednostki, które mają świetne wyniki dzięki dobrym dotacjom statutowym i dzięki oszczędnym gospodarowaniu pieniędzmi. Gdyby te dotacje zabrać, przez następne lata nikt nie dostałby grantu z powodów, o których pisałem. Wszystko by się zawaliło – może o to właśnie komuś chodzi?
„Gdzie rodzina I zycie prywatne? Jak zrobi doktorat I zostanie profesorem.” Tutaj nie zgodzę się nigdy. To właśnie model życia, w którym o rodzinie myśli się w wieku 40 lat jest odpowiedzialny za katastrofę demograficzną oraz – według wielu badań – coraz gorszy stan zdrowia społeczeństwa – po prostu dzieci późno urodzone mają większe tendencje do różnych chorób. Duża różnica wieku między dziećmi i rodzicami generuje następne problemy. Uczelnia powinna ambitnemu pracownikowi zapewnić możliwość pogodzenia pracy i rodziny. Stabilizacja przekłada się na efektywność w pracy, ciągłe funkcjonowanie pod presją tę kreatywność zabija.
Światło palące się o północy ma prawo się palić – dzieci wykąpane i już śpią, rodzice pracują naukowo w ciszy, bo mają ochotę i są bardzo ambitni. Jednak dobra organizacja pracy powinna pracownikowi naukowemu zapewnić osiągnięcie wymiernych efektów (może nie spektakularnych, ale efektów) przez standardowe 8 godzin dziennie. W realiach polskich te 8 godzin dziennie zapewnia dydaktyka i papierologia, a o północy zapalamy światło i dopiero zaczynamy prawdziwą pracę. Albo nadrabiamy zaległości na urlopach, zwolnieniach.
Znam człowieka z nauk humanistycznych, który większość swoich publikacji napisał na konferencjach. Nie chodzi na wykłady-obrady, tylko siedzi w pokoju hotelowym i pisze. Dlaczego? W pracy dydaktyka i papierologia, w drugiej pracy (musi dorabiać, aby spłacić kredyt) się nie da, w domu się nie da, w nocy się nie da – zaśnie nad klawiaturą. Dzięki temu jego habilitacja jest już w toku, a ma dopiero 34 lata. Gdyby nie te konferencje, cały czas by „odpoczywał po doktoracie”. Jesli tak ma wyglądać ten zachodni otoczony kultem model, to ja po prostu dziękuję.
„Nie wiem jak dla Pana, ale na podstawie mojego doswiadczenia, praca naukowa to nie jest od-do. I pieniedze tez niespecjalne. To sposob na zycie a nei sposob na zarabianie pieneidzy.”
Pracy naukowej nie zostawia się po wyjściu z uczelni. Myśli się o tym cały czas. Ale nie może ona zabierać człowiekowi innych sfer życia. I powinna zapewniać minimum komfortowej egzystencji.
Kończąc dyskusję chcę serdecznie pozdrowić Pana i innych czytelników – nasza dyskusja na pewno niewiele zmieni, ale może uświadomi pewne rzeczy.
Jeszcze raz @ A.L. – nie zauważyłem w innych wpisach
„Dlaczego podatnik mialby finansowac prace pod tytulem: “O kulturotworczym znaczeniu koncowek -enc – onc w jezyku polskim na sroodkowym Mazowszu w drugiej polowie 16 wieku””
Pewnych sfer działania państwa nie da się postrzegać wyłącznie z punktu widzenia menedżerskiego. Państwo to nie jest przedsiębiorstwo mające dawać wyłącznie dochód w każdej dziedzinie. Powyższy temat badawczy jak najbardziej zasługuje na finansowanie, ale adekwatne do jego realnych kosztów – wystarczy kilka tysięcy? Tymczasem każdy we wniosku napisze kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy, no bo trzeba kupić 500 książek, 20 komputerów, laptopy dla całego wydziału, może da się pojechać na Hawaje z projektu – to tutaj mamy problem.
„A moze naukowcow jest za duzo?… Wiecej niz Polske stac? Moze sie zastanowic ile mamy pieniedzy, ile mozemy wydac I dostroic to tego rozmiar machiny naukowej? Jak na moj rozum, mniej ludzi, ale lepiej finansowanych, mogloby zrobic wiecej niz caly tlum finansowany kiepsko”
Więc nie wymagajmy od tych ludzi, którzy mają nie być finansowani, punktów i publikacji. Niech mają te 360 godzin dydaktyki (zamiast 240) i skupiają się głównie na nauczaniu studentów. Tymczasem zmierzamy do sytuacji „pieniędzy Ci nie damy, bo nie zasługujesz; ale publikacje masz produkować z niczego, inaczej do widzenia”.
Skrajnie materialistyczne podejście do pewnych dziedzin życia organizmu, jakim jest państwo, powoduje same problemy. Nie da się traktować nauki i szkolnictwa jako przedsiębiorstwa mającego dawać dochody. To dziedzina inwestycji, dochody z tej inwestycji pojawiają się gdzie indziej i po pewnym czasie.
„takie dobra jak etaty i awanse rozchodzą się w Polsce w trybie towarzyskim, a nie w drodze uczciwych konkursów”…
Czyżby Hartman opisał swoją postawę? Czy nie postępuje, jak wszyscy? Jest rodzynkiem nikomu niczego niezałatwiającym w trybie towarzyskim? A poza tym Hartman nie ma moralnego prawa nikogo w niczym pouczać, bo jako szef politycznej rady krajowej partii Palikota publicznie milczał, gdy partia robiła czystki i wywalała Nowicką, Grodzką…
lqq etc.
Polska nauka i polskie szkolnictwo wyższe są dziś w stanie głębokiego kryzysu – patrz np. ekspertyzy OECD (2007) i Banku Światowego (2004). Obecny, tragiczny wręcz stan polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego jest bezpośrednim rezultatem „zgniłego kompromisu” osiągniętego ponad 20 lat temu przy tzw. Okrągłym Stole przez rządzące wówczas Polską „komunistyczne” elity z elitami „solidarnościowymi”, reprezentowanymi dziś w nauce polskiej np. przez byłego wiceprezesa PANu, prof. Karola Modzelewskiego. Na skutek owego kompromisu, okazała się niemożliwa radykalna wymiana kadry zarządzającej polską nauką (w tym głównie PAN) oraz polskimi wyższymi uczelniami, które to „postkomunistyczne” kadry, w olbrzymiej większości ukształtowane i wykształcone w PRLu, skutecznie torpedują, i to od ponad 20 lat, jakiekolwiek próby realnego uzdrowienia polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego. A nie wymaga chyba udowadniania twierdzenie, iż obecna jakość uczelni wyższych i ich absolwentów decydować będzie o przyszłości Polski w następnych dziesięcioleciach (Thieme 2009).
O tragicznym wręcz stanie polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego zaczynają zresztą dziś otwarcie pisać nawet członkowie senatów uniwersyteckich. Najnowszym takim przykładem (w czasie pisania tego opracowania) jest list otwarty doktora Andrzeja Dybczyńskiego zamieszczony w Gazecie Wyborczej z dnia 28 stycznia 2011 roku, zaś na forach internetowych (np. wspomnianej już Gazety Wyborczej, polskiego wydania Newsweeka czy też Polityki) toczy się od lat ożywiona (czasami nawet aż za bardzo) dyskusja na ten temat, jednakże (niestety) nie zabierają w niej (na ogół) głosu osoby rzeczywiście decydujące o kształcie polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego.
A tymczasem polskie realia są takie, iż najlepsze nasze wyższe uczelnie, czyli Uniwersytet Jagielloński (UJ) i Uniwersytet Warszawski (UW) lokują się w rankingach czołowych wyższych uczelni świata dopiero w czwartej setce (p. np. Ranking Szanghajski i Ranking THES), a o całej ich reszcie nie warto już nawet wspominać. Pod względem całkowitego kapitału intelektualnego w badaniach 23 krajów europejskich w 2007 roku Polska zajęła ostatnie 23 miejsce (Białowolski P. i Więziak, D. 2008). Według rankingu innowacyjności przeprowadzonego w tym samym roku znaleźliśmy się na dalekim 21 miejscu w Unii Europejskiej. Co roku zgłaszamy do europejskiego urzędu patentowego średnio zaledwie 2.7 patentów na milion mieszkańców (a średnia unijna to 133.6 patentów). W latach 1995-2005 ukazało się zaledwie 230 publikacji polskich naukowców cytowanych na świecie więcej niż 40 razy (Thieme 2009), a Polska ma także jeden z najniższych udziałów wyrobów wysokiej techniki w eksporcie.
Jeśli chodzi o efektywność nakładów na Polska naukę, to prezentuje się ona bardzo źle. Wyliczone przeze mnie syntetyczne wskaźniki efektywności plasują Polskę na najniższych miejscach, jeśli chodzi o efektywność nakładów na naukę per capita liczoną w stosunku do ilości uzyskanych patentów na milion mieszkańców. Dla przykładu: jeśli chodzi o syntetyczny wskaźnik patentów, to jest on dla Polski 1.0, jeśli chodzi o patenty amerykańskie, a 0.4 dla patentów europejskich, podczas gdy liderami, jeśli chodzi o patenty USA, są oczywiście Stany Zjednoczone (24.4), a tuż za nimi Japonia (21.3), dalej zaś Niemcy (19.6), Italia (6.4), Zjednoczone Królestwo (5.5) oraz Francja (4.8), a jeśli chodzi o patenty europejskie to liderami są tu: Niemcy (10.4), Francja (2.0) oraz Italia (1.2). Polska znajduje się w towarzystwie takim, jak np. Grecja (wskaźniki dla USA i Europy odpowiednio 1.4 i 0.5), czy też Portugalia (0.5 i 0.6). Jeśli chodzi zaś o wskaźniki oparte na uzyskanych nagrodach Nobla, to Polska się w nich w ogóle nie liczy, jako iż w bieżącym stuleciu żaden Polak nie zdobył takowej nagrody w dziedzinach uważanych za naukowe, czyli niebędące literaturą albo polityka (tzw. walką o pokój).
Polska nauka to jest więc dziś taka artyleria, której liderzy (dowódcy baterii i wyżej) nie znają się na najnowszych modelach dział: nie potrafią ich obsługiwać (gdyż nie potrafią przeczytać instrukcji ich obsługi, jako iż są one napisane po angielsku), i co gorsza, jako artylerzystów dobierają swoje (na ogół mało rozgarnięte) potomstwo, które w ogóle nie potrafi nawet załadować działa, nie mówiąc już o jego wycelowaniu… Taka artyleria potrafi więc zmarnować praktycznie każdą sumę pieniędzy, przeznaczoną na jej modernizację.
Tak wiec, aby uzdrowić polską naukę trzeba najpierw, moim skromnym zdaniem, zamiast wyrzucania pieniędzy na obecny, skompromitowany system przystąpić do wprowadzenia w życie reform: radykalnych, głębokich a bolesnych, przynajmniej dla przynajmniej dla przynajmniej dla polskiej profesury, czyli inaczej „grupy trzymającej dziś władzę nad polską nauką”.
Więcej na: http://static.t-code.pl/Keller-Reforma03B.pdf
A.L.
Pełna zgoda: w obecnej sytuacji olbrzymiego deficytu budżetu nie ma nawet najmniejszego sensu aby polski podatnik miał finansować pracę pod tytułem: “O kulturotwórczym znaczeniu końcówek – enc – onc w języku polskim na środkowym Mazowszu w drugiej połowie 16 wieku”.
A co do twego pytania „w jaki sposób polska nauka przyczyniła się/przyczynia do poprawy stanu polskiej gospodarki i jakości życia przeciętnego obywatela?” to odpowiedź jest prosta jak budowa cepa: polska nauka PRZYCZYNIŁA SIĘ NEGATYWNIE do rozwoju Polski, pogarszając standard życia przeciętnego Polaka oraz opóźniając jeszcze bardziej rozwój polskiej gospodarki poprzez marnowanie przeznaczonych na nią nakładów. Wiadomo przecież, że w polskiej „nauce” i na polskich uczelniach „wyższych” panuje kumoterstwo i łapówkarstwo, że handluje się na polskich wyższych uczelniach licencjatami, magisteriami oraz doktoratami, że zatrudnia się w nich po znajomości poprzez ustawiane z góry a za zgodą ministerstwa pseudo-konkursy, że wreszcie w Polsce nie uznaje się dyplomów najlepszych wyższych uczelni świata, ale uznaje się na nich „habilitacje” z Ukrainy czy Słowacji. Jak już pisałem: jedyną drogą wyjścia z tego bagna jest zamknięcie na kilka lat wszystkich polskich wyższych uczelni, aby przeprowadzić ich radykalna reformę połączoną z wymianą co najmniej 90% ich kadr, a przez ten czas kształcić najlepszych polskich maturzystów na uczelniach zagranicznych, także na studiach doktoranckich, aby mogli oni w przyszłości stanowić trzon kadry przyszłej, zreformowanej nowej polskiej nauki.
Pozdrawiam!
lech.keller@gmail.com
A.L.
Ad chów wsobny:
Nieingerencja władz państwowych w wewnętrzne sprawy wyższych uczelni powoduje takie patologiczne zjawiska jak np. wsobny chów naukowców oraz prorodzinną politykę zatrudniania, czyli tolerowanie zatrudnienia na tym samym wydziale osób spokrewnionych i spowinowaconych ze sobą, co w skrajnych przypadkach kreuje tzw. rodzinne katedry. Zakłada się tu milcząco, iż tylko rektor wybrany przez profesorów wie, jak najlepiej zarządzać wyższą uczelnią i jak dbać o interesy swych profesorów. Podobnie zakłada się też, iż tylko potomstwo naukowców, wychowane w atmosferze naukowej od wczesnej młodości, ma szansę zostać naukowcem i efektywnie współpracować z podobnymi sobie osobami. Oto co pisał na temat chowu wsobnego Stanisław Lem (“Posłowie” do Philip K. Dick UBIK (Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1975. str. 245-246).):
Możliwe są wszakże okoliczności, w których (…) dobór naturalny ulega porażeniu. W ewolucji biologicznej skutkiem będzie uwstecznienie, degeneracja a co najmniej stagnacja rozwojowa, charakterystyczna dla odciętych od świata populacji, wyjałowionych wsobnym chowem, gdyż takim najbardziej zbywa na płodnej różnorodności, którą zapewnia tylko otwarcie na wszystkie wpływy świata. W kulturze prowadzi analogiczna sytuacja do powstawania enklaw zamkniętych w getta, w których produkcja duchowa też popada w zastój od wsobnego chowu, jako bezustannej repetycji tych samych wciąż wzorców i taktyk kreacyjnych. Wewnętrzna dynamika getta może się wydawać intensywna, po latach widać jednak, że to ruch pozorny, bo donikąd nie prowadzi, bo ani nie przyjmuje dopływów z otwartego obszaru kultury, ani sam się jej dopływem nie staje, bo nie tworzy nowych wzorców ani prądów, bo żywi wreszcie najfałszywsze wyobrażenia na własny temat, jako że brak mu idącej z zewnątrz sprawiedliwej oceny poczynań.
A przecież „profesor” Jan Hartman jest wręcz klinicznym przykładem takiego „chowu wsobnego”, jako że gdyby nie jego ojciec, wybitny swoją drogą matematyk, czyli Stanisław Hartman, to pan Jan Hartman wykładał by dziś na uniwersytecie najwyżej posadzki albo kafelki a nie filozofię! 🙁
lech.keller@gmail.com
Tylko skończony dureń może postulować zamknięcie wyższych uczelni choć na semestr
Generalnie:
Tak więc, moim skromnym zdaniem, to w obecnej sytuacji nie ma sensu wydawać pieniędzy na polska naukę, bez uprzedniej gruntownej reformy, polegającej m. in. na:
– zniesieniu habilitacji i zastąpieniu jej prawdziwym doktoratem czyli PhD, na poziomie „zachodnim”,
– zniesieniu „belwederskiej” profesury i zastąpieniu jej uczelnianą,
– automatycznym uznawaniu w Polsce dyplomów z czołówki światowej (uczelnie z pierwszej setki rankingów typu THES, a wiec głównie z USA i UK i Zachodniej Europy), a nieuznawaniu doktoratów czy habilitacji ze Słowacji czy też innej Albanii,
– wprowadzeniu angielskiego jako języka prac naukowych (poza filologiami nieangielskimi i historią Polski) oraz
– last, but not least, wprowadzenia uczciwych, otwartych konkursów na każde akademickie stanowisko, a decydowały by tu opinie zagranicznych naukowców, wybranych losowo…
Więcej tu:
http://wojciech.pluskiewicz.pl/2011/09/diagnoza-stanu-nauki-polskiej.html
http://static.t-code.pl/Keller-Reforma03B.pdf
A teraz czekam na „hate mail” i wyzwiska na tym blogu. Ale uprzedzam, że mi nic teraz już nie zrobicie, jako że przeszedłem właśnie na australijską emeryturę i tym samym stałem się w 100% niezależny od tej całej kliki rządzącej polską nauką i polskimi szkolnictwem wyższym! 😉
lech.keller@gmail.com
mpn
A masz coś do powiedzenia ad rem? Jaki jest sens wydawania pieniędzy polskich podatników na pseudo-wyższe uczelnie handlujące dyplomami ich ukończenia? Kim ty w ogóle jesteś?
Panie Hartman
Ja to już pisałem dawno temu, np. tu:
http://wojciech.pluskiewicz.pl/2011/09/diagnoza-stanu-nauki-polskiej.html
Cytuję fragment: III. PROGRAM NAPRAWY
Co więc należy zrobić, aby powstrzymać dalszy upadek polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego? W wielkim skrócie proponuję, aby:
1. Zlikwidować dożywotnie, belwederskie profesury, jako relikt (przeżytek) feudalizmu i lat PRLu, gdyż po ich nadaniu nie ma już żadnej motywacji do dalszego rozwoju naukowego (zapewniona praca a później wysoka emerytura). Likwidacja obecnej procedury nadawania tytułu profesora przez Prezydenta RP jest niezbędna, gdyż jest tytuł ten wyraźnym przeżytkiem feudalno-„komunistycznym”. Nigdzie bowiem na swiecie, gdzie nauka stoi wysoko, nie ma dożywotnich, państwowych tytułów profesorskich. To właśnie ci „belwederscy” profesorzy są głównymi winnymi zapaści polskiej nauki. Taka profesura to zresztą przeżytek, jak to już napisałem, feudalno-„komunistyczny”. Zniechęca ona do dalszej pracy nad sobą, a zachęca tylko do nieróbstwa, gdyż taki profesor to dziś istna “święta krowa”, a na takowe nie ma po prostu miejsca w nowoczesnym państwie.
2. Zlikwidować habilitację, jako niekompatybilną ze standardami światowej nauki i uniemożliwiającą zatrudnienie w Polsce najlepszych uczonych, w tym także Noblistów, a jednocześnie postuluję aby zweryfikować uprzednio nadane doktoraty i podwyższyć wymogi ich uzyskiwania. Innymi słowy, habilitacja powinna zostać zastąpiona międzynarodowym konkursem na stanowisko profesora nadzwyczajnego bądź docenta (Żylicz 2004 str. 677). Wymaga to oczywiście wyższych wymogów przy nadawaniu stopnia doktora. Jest tu więc miejsce co najmniej jedną zagraniczną recenzję, obowiązek publikacji w czasopiśmie o obiegu światowym itp. Nie ma co się też martwić spodziewanym spadkiem ilości doktoratów, wywołanym owymi zwiększonymi wymogami, gdyż lepiej jest mieć w Polsce kilkadziesiąt doktoratów na rok, ale dobrych, niż, jak dziś, tysiące, ale w praktyce (na ogół) nic nie wartych. Warto tu też wspomnieć, iż według danych MNiSW, aż 64% osób uzyskuje w Polsce stopień doktora habilitowanego po ukończeniu 45 roku życia. Jest kolejny silny argument za zniesieniem habilitacji. Pamiętajmy bowiem, iż przeciętny polski uczony, zanim osiągnie samodzielność, to swój najbardziej twórczy okres ma już dawno za sobą.
3. Znieść wymóg nostryfikacji zagranicznych dyplomów akademickich, a szczególnie doktoratów, czyli inaczej nie uznawać dyplomów z podejrzanych wyższych uczelni (np. ze Słowacji czy Libii), choćby nawet były one unijne, gdyż przedstawiają one (w olbrzymiej większości) wręcz żałosny poziom, natomiast uznawać, ze względu na ich wysoką jakość, dyplomy czołowych uczelni świata, niezależnie od kraju, w którym zostały one uzyskane. Przykładowo: w Polsce nie uznaje się dziś doktoratu z nauk politycznych z Monash University w Melbourne, który to uniwersytet jest na 25 miejscu światowej listy THES jeśli chodzi o nauki społeczne. Wypadałoby by natomiast przestać wreszcie uznawać doktoraty z Libii i habilitacje ze Słowacji. Umiędzynarodowienie uczelni i nauki jest bowiem niezbędnym warunkiem ich dalszego rozwoju. Zniesienie wymogu nostryfikacji dyplomów jest wręcz niezbędne, gdyż zamyka ona sztucznie dostęp do polskiego rynku pracy, szczególnie, jeśli chodzi o absolwentów czołowych wyższych uczelni świata. Co smutniejsze to fakt, iż zatrudnia się dziś w Polsce na państwowych wyższych uczelniach cudzoziemców, a dla Polaków z zachodnimi doktorami to już w Polsce pracy nie ma, gdyż widziani są oni jako niebezpieczni konkurenci. Przykładowo: autor tego opracowania ma australijski doktorat (PhD), który nie jest jednak uznawany w Polsce, a więc pracy musiał on poszukać za granica, czyli na zachodzie Europy, gdyż tam uznają automatycznie australijskie doktoraty. Tak więc Polak z australijskim doktoratem mieszka, pracuje i płaci podatki na zachodzie Europy a nie w Polsce, a jego dorobek naukowy liczy się do dorobku kraju, w którym mieszka, a nie do dorobku nauki polskiej. Czy ma to jakikolwiek sens?
4. Umiędzynarodowić polskie wyższe uczelnie i polska naukę, między innymi poprzez wprowadzenie uczciwych, otwartych konkursów na stanowiska od asystenta do profesora, w których jury składałoby się conajmniej w połowie z cudzoziemców, wylosowanych przez komputer z puli ekspertów (na to musza się znaleźć fundusze) po to, aby na polskich wyższych uczelniach pracowali najlepsi naukowcy, a nie, jak dziś, naukowcy z najlepszymi znajomościami. Proponowany przez Minister Kudrycką, w jej projekcie reformy, wymóg posiadania 5 lat pracy na stanowisku kierowniczym i wypromowania co najmniej jednego doktora skutecznie zamyka drogę cudzoziemcom i Polakom z zagranicy na polskie wyższe uczelnie, co wyraźnie pokazuje, iż projekt ministerialny jest wyraźnie przeciwko umiędzynarodowieniu polskiej nauki. Autorzy Raportu o Kapitale Intelektualnym Polski (2008) wyraźnie przecież twierdzą, iż:
Z kolei większej wymianie międzynarodowej kadry akademickiej nie sprzyja – niekompatybilny z zagranicznymi – polski model kariery naukowej, co objawia się np. przypadkami deprecjonowania tytułów i doświadczeń naukowych zdobytych w innych krajach europejskich. Zbyt skomplikowane są wciąż procedury przyjazdowe dla studentów i pracowników naukowych z zagranicy. Brak sprzyjających regulacji ułatwiających legalizację pobytu i możliwość pracy dla zagranicznych studentów i nauczycieli spoza krajów UE to z pewnością kolejne wyzwanie stojące przed polskim systemem edukacyjnym.” (str. 82).
5. Nauczyciele akademiccy (w tym obywatele innych krajów) powinni być zatrudniani w Polsce na podstawie międzynarodowego konkursu. Jeśli, o czym już pisałem, pozbędziemy się z polskich państwowych wyższych uczelni studentów, którzy nie nadają się na studia i tej całej masy obecnie tam zatrudnionych pseudouczonych, to starczy pieniędzy na zatrudnienie prawdziwych uczonych, w tym nawet światowej klasy, co jest niezbędnym warunkiem poprawienia międzynarodowej pozycji polskiej nauki. Skład komisji konkursowych powinien być zaś zdecydowanie międzynarodowy. Wprowadzenie tego systemu wymaga więc spójnych procedur nostryfikacji dyplomów, bądź tez, idealnie, odejścia od tego, mocno już dziś przestarzałego wymogu.
6. Tam, gdzie jest to możliwe, wprowadzić zasadę, iż wykłady i seminaria powinny odbywać się w języku angielskim, aby umożliwić studiowanie w Polsce osobom nieznającym naszego języka (obecnie mamy w Polsce, według danych MNiSW, tylko 0,6% studentów obcokrajowców), oraz poprawić znajomość angielskiego, tej współczesnej łaciny, wśród polskich studentów i naukowców.
7. Przestać wymagać od kandydatów na samodzielne stanowiska habilitacji, gdyż w ten sposób odcinamy się od świata, gdzie na czołowych uczelniach wyższych nie ma przecież ani doktorów habilitowanych ani tez dożywotnich profesorów z prezydenckiej nominacji. Niestety, ale konkursy na stanowiska nauczycieli akademickich, jak tez i ocena ich pracy, są dziś w Polsce fikcją. Standardem są ustawiane konkursy, które prowadzą w naturalny sposób do upadku polskiej nauki i polskich wyższych uczelni, który to upadek widać dziś w Polsce tzw. gołym okiem. Aby uniknąć takiej sytuacji, proponuje więc następujące rozwiązania:
Po pierwsze publiczna samo-prezentacja kandydatów, czyli coś na wzór publicznej obrony doktoratu.
Po drugie komisja oceniająca kandydatów powinna być wieloosobowa, w tym co najmniej 50% jej składu powinno być z zagranicy, z uczelni będących w światowych bądź europejskich rankingach na pozycjach nie gorszych niż uczelnia, która ogłasza ten konkurs.
Oraz po trzecie to powinny być jasne i czytelne procedury odwoławcze, podobne jak w przypadku przetargów np. na budowę dróg czy mostów.
8. Wprowadzić zasadę, iż na jednej uczelni otrzymuje się dyplomy licencjata i magistra, na drugiej się doktoryzuje a na trzeciej pracuje i zostaje profesorem. Innymi słowy bezwzględnie obowiązywać powinna w Polsce conajmniej 6-8 letnia karencja na zatrudnianie na stanowiskach profesorskich osób, które w tej samej uczelni uzyskały stopień magistra bądź doktora, gdyż inaczej grozi nam w dalszym ciągu „wsobny chów naukowców”, co, jak wiadomo, prowadzi do ostrej patologii, tak dziś powszechnej na polskich wyższych uczelniach.
9. Wprowadzić zasadę, iż nie mogą pracować na tym samym wydziale osoby spokrewnione bądź też spowinowacone ze sobą (także de facto), gdyż inaczej pozwalamy na tworzenie się tzw. rodzinnych katedr, które są oczywista patologią polskiego szkolnictwa wyższego.
10. Wprowadzić zasadę, aby wykładowcami na kierunkach technicznych były (szczególnie na stanowiskach profesorskich) osoby posiadające aktualne uprawnienia zawodowe z danej dziedziny, gdyż tylko osoba posiadająca aktualną praktykę w swym zawodzie może skutecznie i poprawnie formować przyszłych inżynierów. Mamy tu zresztą bardzo bliską analogię z medycyną, gdzie nie jest do pomyślenia, aby przyszłych medyków uczyły przedmiotów specjalistycznych osoby niemające uprawnień do wykonywania zawodu lekarza.
11. Zlikwidować siatkę płac i pensum dydaktyczne, jako przeżytek z epoki PRLu, a w zamian wprowadzić systemy rzetelnej oceny osiągnięć dydaktycznych (w tym oceny dokonywanej przez studentów) i naukowych, aby dobra praca była dobrze wynagradzana.
12. Ponieważ w kapitalizmie (gospodarce rynkowej) płaci się za wyniki pracy, a nie za dobre chęci, to należy urealnić zarobki w sektorze polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego. Polski robotnik z fabryki Fiata, VW czy Opla może dziś wymagać, aby płacono mu to samo co się płaci podobnemu robotnikowi na Zachodzie, bowiem wytarza on produkt zachodniej jakości i ma tę samą, jak nie wyższą, wydajność pracy, w porównaniu do jego zachodniego kolegi. Jednakże polski naukowiec, który wytwarza znacznie gorszy produkt niż jego zachodni kolega, zasługuje tym samym na znacznie niższą płacę niż pracownik zachodniego uniwersytetu. Szczegóły odnośnie wynagrodzeń polskich naukowców są do dyskusji, ale nie ulega wątpliwości, iż płace podstawowe (czyli niezależne od efektów pracy) są generalnie w Polsce zbyt wysokie w sektorze nauki i szkolnictwa wyższego, szczególnie dla profesury.
13. Wprowadzić zasadę, iż uczelnią zarządza jej prezydent będący zawodowym menedżerem albo ekonomistą, a nie profesor wybrany w plebiscycie popularności (czy też w swoistym „konkursie piękności”), który często podczas wyborów nie wahał się głosić najbardziej populistycznych haseł wyborczych, a po swym wyborze będzie przede wszystkim starać się zapewnić zachowanie bezpiecznego dla wszystkich interesariuszy status quo, gdyż umie on jedynie zarządzać uczelnią jak swoistą „socjalistyczną spółdzielnią pracy”.
14. Zmienić system zarządzania uczelniami. Oprócz wspomnianej już zasady iż uczelnią zarządzać powinien prezydent będący zawodowym menedżerem albo ekonomistą, to rektor wyższej uczelni publicznej (czyli osoba odpowiedzialna tamże za działalność naukową i dydaktyczną) powinien być powoływany i odwoływany przez radę powierniczą, w skład której, poza prezydentem uczelni i delegatami jej pracowników i studentów, wchodziliby także przedstawiciele ministerstwa właściwego dla szkolnictwa wyższego oraz przedstawiciele środowiska naukowego i gospodarczego danego regionu.
15. Wprowadzić w Polsce jako prawo, w celu uzdrowienia procesu rekrutacji na stanowiska naukowe i dydaktyczne oraz dostosowania go do najlepszych światowych standardów, Europejska Kartę Naukowca oraz Kodeks Postępowania przy Rekrutacji Pracowników Naukowych.
16. Wprowadzić bardzo ostre ograniczenia w wieloetatowości, gdyż nie jest fizycznie możliwe prowadzenie wysokiej jakości działalności naukowej i dydaktycznej na więcej niż jednej uczelni i na więcej niż jednym etacie. Nie ulega też chyba wątpliwości, iż osoby pełniące jakiegokolwiek funkcje na wyższej uczelni (czy też w instytucie naukowo-badawczym) nie mogą pracować więcej niż na jednym etacie, stąd też mój postulat ustawowego zakazania jakiegokolwiek dodatkowego zatrudnienia (w tym też w ramach umów cywilnoprawnych) dla kierowników zakładów i katedr, dziekanów i prodziekanów, rektorów i prorektorów oraz dyrektorów instytutów.
17. Zlikwidować autonomię uczelni państwowych, gdyż są one finansowane przez podatników, a więc przed podatnikami muszą one odpowiadać. Obecna autonomia polskich wyższych uczelni oparta jest bowiem na tzw. modelu humboldtowskim, dającym dużą autonomię szkołom wyższym, ale autonomia ta służy dziś, szczególnie w Polsce, bardziej interesom profesury i gwarancjom zatrudnienia pracowników naukowych niż obronie wolności akademickiej, której współcześnie to przecież właściwie nic już nie zagraża. Autonomia wyższych uczelni doprowadziła więc w Polsce do eksplozji na nich korupcji i kumoterstwa. Te dwa obrzydliwe zjawiska są skutkiem demoralizacji środowisk, w których one występują i zostały wzmocnione właśnie autonomią państwowych wyższych uczelni. Autonomia instytucji finansowanych przez skarb państwa (czyli podatników) prowadzi zawsze, szczególnie w nauce, do korupcji i kumoterstwa, gdyż wtedy ci, którzy finansują naukę, nie maja wpływu na to, co się w niej dzieje. A tymczasem nauka, dla całości społeczeństwa, nie jest celem, a tylko środkiem osiągnięcia różnych celów społecznych, o czym polscy naukowcy zdają się dziś zapominać. Likwidacja autonomii PANu i wyższych uczelni jest więc w Polsce konieczna, gdyż, jak to już pisałem, maja one służyć nie sobie i swemu kierownictwu, jak to się dziś dzieje w Polsce, a tym, którzy finansują tą naukę, czyli całemu społeczeństwu. W instytucjach nieautonomicznych ciągle wychodzą na jaw przeróżne afery, a w nauce nie, gdyż w polskiej nauce korupcja i kumoterstwo osiągnęły dziś takie rozmiary, ze jedyną radą na ich usunięcie jest niemalże totalna wymiana kadr, a szczególnie kadr kierowniczych. Urzędnik mianowany przez ministerstwo będzie się bowiem bardziej kierować dobrem państwa, niż partykularnym dobrem konkretnej uczelni. Jeśli będzie trzeba, to zamknie ją, a nie będzie marnować pieniędzy podatników, tak, jak to dziś robią obecni rektorzy pochodzący z wyboru pracowników uczelni.
18. Wprowadzić zasadę, iż wszelkie fundusze na badania powinny być w formie kredytu który poręcza uczelnia, aby można było później rozliczyć beneficjentów tychże funduszy z efektów ich pracy.
19. Ograniczyć finansowanie nauki z budżetu, ze względu na skandalicznie wręcz niską efektywność wykorzystania funduszy przeznaczonych w budżecie państwa na naukę i szkolnictwo wyższe. Pomogłoby to zmniejszyć deficyt budżetu a więc i dług publiczny oraz uaktywnić naukowców i zbliżyć ich do praktyki, gdyż zostali by oni w ten sposób zmuszeni do szukania funduszy w sektorze prywatnym a więc też i do przekierunkowania swych badań w stronę oczekiwań społecznych.
20. Wprowadzić zasadę, iż uniwersytety oraz ich pracownicy powinni konkurować ze sobą nie tylko o fundusze, ale także w zakresie proponowania innowacyjnej dydaktyki i być za to oceniani, (nagradzani, etc.), ale równocześnie ta działalność powinna być oddzielona finansowo od ich działalności badawczej.
21. Zróżnicować wyraźnie szkoły wyższe na akademickie i zawodowe oraz skomasować uczelnie na poziomie akademickim. W Polsce jest dziś miejsce na nie więcej niż kilka dużych uniwersytetów, obejmujących także obecne politechniki, akademie (uniwersytety) medyczne, rolne, ekonomiczne i pedagogiczne. Tylko duże uniwersytety są bowiem w stanie być konkurencyjne w skali europejskiej i światowej. Ambicje profesorów chcących być rektorami nie powinny stać na przeszkodzie rozwoju polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego. Przykładowo, w Warszawie docelowo powinna istnieć tylko jedna, bardzo silna, państwowa wyższa uczelnia, zwana dalej Uniwersytetem Warszawskim, w skład której mogłyby wejść: obecny Uniwersytet, Politechnika, SGH, Akademia Medyczna i SGGW. Chodzi tu jednak nie tyle o łączenie uczelni, ale o to, aby znieść podziały na wąskie kierunki, i wprowadzić tylko szeroko pojęte “makrodziedziny”, takie jak np. nauki ściśle, techniczne, medyczne, społeczne i tzw. humanistykę. Należy się też zastanowić, jaki sens mają dziś słabe uniwersytety w średniej wielkości miastach RP, takich jak np. Białystok, Olsztyn, Opole, Rzeszów czy Zielona Góra? Moim zdaniem to żaden. Wystarczą przecież całkiem dobre uniwersytety w sąsiednich dużych miastach: Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu, Katowicach czy Krakowie.
22. Zlikwidować PAN (dyrekcję, a nie instytuty, które powinny być połączone z uczelniami wyższymi), też jako relikt feudalizmu i PRLu, niemający racji bytu w realiach XXI wieku i gospodarki rynkowej.
23. Skomasować fundusze przeznaczane na naukę: zamiast rozpraszać owe fundusze na finansowanie małych, nieefektywnych ekonomicznie i niekonkurencyjnych laboratoriów, przeznaczyć je na udział Polski w takich instytucjach międzynarodowych jak CERN czy ESA, gdyż inaczej to nawet te skromne fundusze, które przeznaczamy dziś na naukę, są po prostu marnowane.
24. Popierać interdyscyplinarność kształcenia i badań, gdyż bez niej czeka nas dalszy zastój i w konsekwencji całkowity upadek polskiej nauki.
25. Należy też radykalnie obniżyć ilość studentów na uczelniach państwowych, jako iż powszechność edukacji na szczeblu akademickim oraz zasada równego dostępu do kształcenia na tymże wyższym poziome jest utopią i automatycznie doprowadza do obniżenia poziomu nauczania (Thieme 2009). Dlatego tez, między innymi, proponuję znaczne podniesienie poziomu trudności matur i niezależnie od tego przywrócenie egzaminów wstępnych. Należałoby także ograniczyć drastycznie ilość studentów na zasadzie: kierunki ściśle i techniczne 1 doktor na 10 studentów, a kierunki humanistyczne 1 doktor na 20 studentów. Inaczej to będzie, tak jak dziś, parodia studiów wyższych, a nie prawdziwe, dogłębne studia. Obecnie w Polsce mamy nadmiar studentów, gdyż mamy podobny odsetek studentów co Japonia, przy znacznie mniejszej, mniej nowoczesnej, mniej innowacyjnej i znacznie mniej rozwiniętej gospodarce.
26. W nauce powinna działać „zasada merytorycznej selekcji”, czyli że najlepsze wykształcenie powinni otrzymywać najzdolniejsi i najlepiej umotywowani, a nie najlepiej urodzeni. Stąd też kandydat na studia, po zdaniu egzaminu wstępnego (który trzeba znów wprowadzić, aby uniknąć przypadkowych wyborów kierunku studiów) powinien otrzymywać bon edukacyjny, który pozwoli na to, że fundusze na nauczanie będą szły za studentem, a nie będą rozdzielane, jak dziś, arbitralnie. W tym celu należałoby też prowadzić zasadę, iż każdy, kto zda państwowy konkursowy egzamin wstępny na studia wyższe, powinien otrzymać automatycznie stypendium, aby stać go było na studia i powinien mieć też taki kandydat możliwość wyboru uczelni Jeśli na daną uczelnie będzie zaś więcej chętnych niż miejsc, to dostaną się na nią najlepsi z najlepszych, a reszta będzie musiała iść na inne uczelnie bądź też nawet studiować za granica (za to państwowe stypendium w formie bonu edukacyjnego).
27. Odstąpić od jednolitego państwowego dyplomu licencjackiego i magisterskiego a wprowadzić na ich miejsce dyplomy uczelniane i egzaminy państwowe, obowiązkowe jednak tylko dla lekarzy, prawników, księgowych i inżynierów. Owe państwowe egzaminy powinny być składane przed państwowa komisja, niezależną od uczelni, a wiec złożoną z osób niepracujących na polskich wyższych uczelniach.
28. W celu obiektywnej oceny jakość kształcenia, należałoby przeprowadzać systematyczne badania mające wykazać ile czasu zajmuje absolwentom danej uczeni i kierunku znalezienie pracy, ile zarabiają oni po roku, 2 i 3 po ukończeniu studiów, i jak są oni porównywani z absolwentami innych uczelni.
29. Przestać ciągle mówić o reformie nauki i szkolnictwa wyższego, a zacząć ją wreszcie wdrażać! Myślę, iż to ostatnie to chyba nie wymaga komentarza, niemniej przypominam, iż w przeciwnym wypadku, nawet najlepsze polskie uniwersytety, takie jak UW czy UJ albo SGH, nadal znajdować się będą na końcu światowych rankingów (albo też poza nimi), a pozostałe polskie wyższe uczelnie nie będą miały nawet najmniejszej szansy na międzynarodowe uznanie.
Czekam na merytoryczne komentarze choć wiem, że doczekam się najwyżej wyzwisk od osób reprezentujących status quo w polskiej „nauce”. 🙁
„Po trzecie, z powodów kulturowych (…) Na wschód od Łaby aż po Pacyfik – tak po prostu już jest.” – takie pisanie to jest przejaw postawy rasistowskiej. A poza tym, Hartman chyba słyszał o lwowskiej szkole, o tym, jak hołubiona przez Hartmana lewica rozprawiła się z Lwowem (wspólnie z faszystami), ilu lwowskich uczonych zabito np. w Katyniu… Hartman, To nie są powody kulturowe, bo Polacy niczym gorszym od innych nie byli i nie są, to było świadome niszczenie polskiej inteligencji. A „Gazeta Wyborcza” mogłaby choć raz zachować przyzwoitość i milczeć, przecież nie zapomniała, jak była przeciwna zmianom na uczelniach po 1989, jak zaciekle broniła komunistów-na uczelnianych etatach, mających te etaty tylko dlatego, że byli komunistami…
Hartman mógłby też przeczytać w onecie o Jacku Karpińskim, może by w postawie Hartmana nie było rasistowskich cech… http://biznes.onet.pl/wiadomosci/kraj/jacek-karpinski-polski-steve-jobs/pr1j3d
Takei
Nie pisz bzdur! Stefan Banach został mianowany przez Sowietów dziekanem wydziału matematyczno-fizycznego na lwowskim uniwersytecie, a Boya zamordowali Niemcy. Młody S. Lem zaczął po wejściu Bolszewików do Lwowa studia na wydziale medycznym uniwersytetu a jego ojciec został wtedy ordynatorem w szpitalu miejskim. Tyle tego „prześladowania” polskiej inteligencji przez Bolszewików. Pamiętaj, że w Katyniu nie zginęli inteligenci, a w ogromnej większości tylko policjanci, zawodowi wojskowi, celnicy i inne polskojęzyczne bydło odpowiedzialne za dyskryminację Ukraińców i Białorusinów a więc także i częściowo za te okrutne pogromy dokonane przez UPA na nic nie winnych polskich chłopach z Wołynia!
PS:
Kumoterstwo jest dziś prawie wszędzie na wyższych uczelniach świata a wynika ono głównie z ich autonomii, która jest niedopuszczalna w sytuacji, kiedy te uczelnie są finansowane głównie z budżetu czyli przez podatników!
steaktartar
4 stycznia o godz. 11:19 122336
„A teraz czekam na „hate mail” i wyzwiska na tym blogu.”
Proszę bardzo. Najłatwiej krytykować były własny kraj z antypodów i perspektywy wygodnego fotelika, będąc zapewne byłym beneficjentem systemu, który się teraz z takim zapałem krytykuje.
Artykuł w GW czytałem z niejakim przygnębieniem, bo jako młodemu doktorowi nieobce mi są wszystkie obawy i rozgoryczenie autorki. Sam mam szczęście, będąc prowadzony przez fachowca chcącego zaszczepić na gruncie nauki polskiej zachodnie do niej podejście. Nie wiem jednak, czy wystarczyłoby mi samozaparcia, gdybym przez kolejnych przełożonych był traktowany jako stażysta do pracy w biurze. Dlatego ściskam kciuki za panią Maję.
lukasso
Znów tylko ad personam? Poza tym, nie mieszkam od pewnego czasu na antypodach i nigdy nie byłem beneficjentem systemu, który krytykuję od wielu lat. Jak widzę, doktorat dostałeś po znajomości, jako że krytykujesz mnie bez zapoznania się z moimi poglądami. Wystarczy, że mnie nie lubisz, aby uznać me poglądy za nie warte merytorycznej dyskusji. No cóż, tacy jak ty tylko dalej pogrążą polską naukę w kryzysie. 🙁
Generalnie:
Największą tragedią polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego jest to, że nikt z osób w niej dziś zatrudnionych nie chce w niej zmian. „Starzy” chcą tylko doczekania do emerytury, możliwie jako profesorowie „belwederscy”, aby mogli oni oficjalnie dorabiać „pracując” na państwowych synekurkach aż do 75 roku życia, a „młodzi” zwyczajnie też boją się zmian, jako iż dobrze oni wiedzą, ze ich dyplomy są tak naprawdę nic nie warte, że ich wiedza jest w najlepszym wypadku przestarzała a w najgorszym wręcz błędna, a więc dobrze oni wiedzą, ze jakiekolwiek otwarcie polskiej nauki na zewnątrz zweryfikowałoby negatywnie ich kwalifikacje i kompetencje. Stąd też polska nauka i polskie szkolnictwo wyższego stały się dziś tylko pasożytami czerpiącym swe soki życiowe od ciężko pracujących polskich podatników, a nawet rodzajem złośliwego nowotworu toczącego od lat polską gospodarkę i społeczeństwo. 🙁
lech.keller@gmail.com
http://wojciech.pluskiewicz.pl/2011/09/diagnoza-stanu-nauki-polskiej.html
A tymczasem:
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,17203380,Lodz_sie_kurczy__Konsekwencje__Protesty__pustostany___.html?biznes=warszawa#BoxBizTxt
Ciekawe, o co zostanę teraz oskarżony… 😉
Także: http://www.polityka.pl/forum/1213547,reforma-polskiej-nauki.thread
No i co? Dyskusja padła, kiedy pojawiły się na niej rzeczowe argumenty i pozytywny program ratowania polskiej nauki… 🙁
steaktartar
4 stycznia o godz. 11:39
Najadłeś się szaleju?
„tragicznej śmierci wielu jej członków (Stefan Kaczmarz został zamordowany w Katyniu, Władysław Hepter umarł w sowieckim łagrze”
http://pl.wikipedia.org/wiki/Lwowska_szko%C5%82a_matematyczna
steaktartar
4 stycznia o godz. 12:06 122345
Doprawdy? Zaczynam swoją karierę naukową, więc proszę dać mi jeszcze trochę czasu, zanim zacznę ją „pogrążać”. Swój doktorat napisałem samodzielnie, po 3 latach dłubania w laboratorium. Publikuję, staram się rozwijać i wyjeżdżam. Co do postulowanych zmian- są powolutku wdrażane, choć z perspektywy antypodów, czy gdzie tam pan spożywa owoce swej sutej emerytury, może trudno je dostrzec. Studentów na „uczelniach prywatnych” jest coraz mniej i zaczną one stopniowo upadać. Na uczelniach państwowych jest coraz więcej studentów zagranicznych. Ankiety oceny pracowników dydaktycznych wprowadzono już jakiś czas temu. Są jednostki zajmujące się monitorowaniem kariery absolwentów. Pracownik naukowy ma ograniczone możliwości pracy na drugim etacie. Na naukę i badania przeznaczony jest coraz większy procent PKB. Powstają nowe, interdyscyplinarne jednostki zajmujące się nauką na serio. Sam w takiej pracuję (http://www.jcet.eu). Nie mam lekko, choć i tak mogę uważać się za szczęściarza. Pozdrawiam wszystkich młodych doktorów i doktorantów psujących polską naukę.
A Stefan Banach?
Lukasso
Znów nie przeczytałeś mego wpisu… 🙁
Tragedią też jest, że w Polsce na „naukę i badania” marnowany jest coraz większy procent PKB. 🙁
steaktartar
4 stycznia o godz. 13:20 122354
Podyskutowałbym o marnotrawieniu pieniędzy z budżetu, ale wobec katyńskich i łódzkich rewelacji jakoś straciłem ochotę. Pozdrawiam i spadam.
Skro Banach został członkiem korespondentem Akademii Nauk Ukraińskiej SRR – to jak to? Czy stał kolaborantem? Czy ocalał, bo przeszedł na stronę wroga? Czy ukraińska uczelnia to polska uczelnia? Nie oceniam, nie osądzam. Pytam. Pytam, bo ocalenie na ogół wiązało się z kolaboracją…
Piszesz: „polskojęzyczne bydło odpowiedzialne za dyskryminację Ukraińców i Białorusinów” Tak: bydło? Czy indywidualnie im coś udowodniono? Był proces? Sąd? Czy też odpowiedzialność zbiorowa? Jak można ludzi nazywać bydłem? To czysto rasistowska postawa takie nazywanie.
Takei
Banach był genialnym samoukiem pochodzącym z tzw. nizin społecznych, któremu cudem udało się w przedwojennej Polsce zdobyć wykształcenie. Wmawianie mu kolaboracji z kimkolwiek jest zaś z twej strony jednym wielkim świństwem – po prostu dopiero Sowieci w pełni docenili jego zdolności i wiedzę. Przypominam, że kiedy Niemcy wkroczyli do Lwowa, to zamknęli oni uniwersytet, a wiec S. Lem musiał przerwać swe studia medyczne i zatrudnić się w warsztacie samochodowym, a Banach musiał, aby przeżyć, karmić wszy (służące do produkcji szczepionki na tyfus). Kiedy tylko Armia Czerwona wygnała Niemców ze Lwowa, to zarówno Banach jak i Lem wrócili na uniwersytet: ten pierwszy jako profesor, a drugi jako student.
Poczytaj też o tym, jak to sanacyjne władze dyskryminowały Ukraińców i Białorusinów na tzw. wschodnich kresach Rzeczypospolitej, o tym jak to sanacyjne władze burzyły na tych kresach cerkwie, jak zamykały szkoły z ukraińskim i białoruskim językiem wykładowym itp. Niestety, ale ponad 90% polskich „oficerów” zabitych w Katyniu to byli zawodowi przestępcy kryminalni z sanacyjnej „granatowej” policji i wojska, w tym szczególnie z pewnej paramilitarnej organizacji przestępczej czyli tzw. Korpusu Ochrony Pogranicza, zawodowi bandyci odpowiedzialni za pacyfikację ukraińskich wsi i inne przestępstwa kryminalne. Niestety, ale gdyby polscy urzędnicy, policjanci i wojskowi nie dyskryminowali Ukraińców, nie pacyfikowali ukraińskich wsi i nie burzyli ukraińskich cerkwi, to by też najprawdopodobniej nie doszło do późniejszych pogromów Polaków na Wołyniu… 🙁
lukasso
Po prostu brak ci argumentów ad rem i tyle… 🙁
Takei
P.S. Dodam tylko, że kryminalne praktyki polskich panów z sanacyjnej administracji a szczególnie zaś z granatowej policji, KOP i WP na tzw. kresach wschodnich RP w latach 1918-1939 w niczym nie usprawiedliwiają późniejszych, jakże okrutnych zbrodni popełnionych na Polakach przez ukraińskie bandy spod znaku OUN i UPA, ale jednak wyjaśniają one genezę tychże zbrodni popełnionych podczas II Wojny Światowej na Polakach przez ukraińskich faszystów spod znaku Bandery, czyli tych samych ukraińskich bandytów, którzy dziś są uznawani za narodowych bohaterów przez obecny, podobno propolski i podobno proeuropejski reżym kijowski. 🙁
@A.L.
Pełna zgoda!
Takei
Mam nadzieję, ze wstydzisz się za ten wpis o Banachu. Swoją drogą, to taki Banach nie zrobiłby dziś kariery w polskiej nauce, jako że nie był on synem profesora uniwersyteckiego a tylko Stefana Greczka, górala z Ostrowska, służącego jako żołnierz w wojsku austriackim (a później pracujący jako urzędnik w Krakowie) zaś jego matka jest nieznana (prawdopodobnie była to góralka Katarzyna Banach). Wychowywał się on w rodzinie zastępczej (właścicielki pralni Franciszki Płowej i jej córki, Marii Puchalskiej).
Matematykę studiował jako samouk. W latach 1911–1913 zaliczył egzaminem częściowym (tzw. półdyplom) dwa lata studiów na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Lwowskiej.
W 1916 dr Hugo Steinhaus zainteresował się przypadkowo spotkanym Banachem (przechodząc Plantami w Krakowie usłyszał dwóch młodych ludzi rozmawiających o poważnej matematyce, według krążącej wśród matematyków legendy rozmawiali o całce Lebesgue’a, jednym z nich był Banach). Spotkanie zaowocowało wspólną publikacją i wieloletnią współpracą. W 1920 dzięki wstawiennictwu Steinhausa Banach otrzymał asystenturę (do 1922) w Katedrze Matematyki na Wydziale Mechanicznym Politechniki Lwowskiej u prof. Antoniego Łomnickiego. W 1920 (nie mając dyplomu ukończenia studiów) doktoryzował się na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie na podstawie rozprawy: Sur les opérations dans les ensembles abstraits et leur application aux équations intégrales (Fundamenta Mathematicae, III, 1922), w której zawarł podstawowe twierdzenia analizy funkcjonalnej, nowej dyscypliny matematyki.
Po zajęciu Lwowa przez wojska sowieckie (22 września 1939) był profesorem Uniwersytetu Lwowskiego, dziekanem Wydziału Matematyczno-Fizycznego, został też członkiem korespondentem Akademii Nauk Ukraińskiej SRR. Chociaż stronił od polityki, zgodził się zostać delegatem do Lwowskiej Rady Miejskiej.
W czasie okupacji niemieckiej (1941–1944) Lwowa, z powodu zamknięcia przez Niemców uczelni wyższych, pozbawiony możliwości pracy zawodowej, wraz z wieloma innymi przedstawicielami nauki, kultury, członków ruchu oporu, młodzieży gimnazjalnej i akademickiej we Lwowie był wraz z synem Stefanem, studentem medycyny, karmicielem wszy w Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym i Wirusami profesora Rudolfa Weigla, dzięki czemu posiadał dokument, który skutecznie chronił go przed represjami okupantów. Od 1942 do 1944 był wykładowcą matematyki na Państwowych Technicznych Kursach Zawodowych.
Po ponownym zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną (27 lipca 1944) kontynuował swoją pracę na Uniwersytecie Lwowskim jako kierownik katedry matematyki. Wykładał też w Lwowskim Instytucie Politechnicznym. (http://pl.wikipedia.org/wiki/Stefan_Banach).
Hugo Steinhaus zawsze twierdził, że jego największym odkryciem był Stefan Banach. Niestety, ale dziś, po 25 latach „wolności”, nie ma już w Polsce uczonych klasy Banacha czy Steinhausa, ale są za to dziś w Polsce masy miernot z nic nie wartymi poza Polską tytułami typu „ks. prof. zw. dr hab. inż. arch. (eu)Geniusz (prze)Mądraliński”. 🙁
lqq;
Zwolnienie pracownika, który naukowo nic nie robi, jest praktycznie niemożliwe. Stanie się możliwe dopiero wówczas, gdy trwanie takich ludzi zacznie w bezpośredni i znaczący sposób wpływać na zarobki ich przełożonych.
Tak, obecny sposób ewaluacji prowadzi do dalszej inflacji stopi i tytułów. Z tym, że ta inflacja jest wbudowana w system: nie zostałby waćpan profesorem bez wypromowania N >1 doktorów!
Co do uzależnienia habilitacjo od zagranicznego stażu – zgoda. Tzn. ja bym zostawił furtkę na przypadki losowe (choroba etc.) i szczególne (np. prawnicy), ale wtedy brak zagranicznego stażu trzeba by kompensować naprawdę wybitnym dorobkiem.
Finansowanie nauki to jest trudny problem. Zamiana systemu statutowego na grantowy bez dorzucenia dodatkowych pieniędzy powoduje, że kilka (dosłownie kilka) ośrodków drenuje cały system. Nie ma jednak dowodów, że dzięki temu uprawia się w Polsce lepszą naukę. Poczekajmy parę lat, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Moim zdaniem nic dobrego. Problem widzę w kadrach: znalezienie rozgarniętego i utalentowanego doktoranta graniczy z cudem. Drugi problem to brak koordynacji: ci sami ludzie zagarniają całą pulę w kilku konkursach grantowych na raz, co tylko przyspiesza drenaż kasy do kilku wybranych ośrodków. Jednak kadry wykształcone w tych ośrodkach raczej uciekną za granicę niż pójdą do pracy na polską naukową prowincję.
Ustawa o zamówieniach publicznych – problem nie jest w ustawie, tylko w ludziach, którzy ją stosują. Administracja wyznaje zasadę dupochronu i stosuje ustawę tak, by nikt nigdy nie miał za co zakwestionować podejmowanych decyzji.
Obniżenie obciążenia dydaktycznego dla ludzi chcących realnie
naukowo pracować – tak, to jest problem. Sprawa rozbija się o pensje: adiunkt, który zrezygnuje z połowy dydaktyki i nadgodzin nie będzie miał co o garnka włożyć. Sam przestałem dawać korepetycje dopiero w okolicach habilitacji – tylko dzięki znalezieniu skuteczniejszych sposobów na dorobienie do uczelnianej pensji.
Serdecznie pozdrawiam!
Lukasso
1. To, że zaczynasz swoją karierę naukową od falstartu, pod kierunkiem zdemoralizowanych i doszczętnie skorumpowanych polskich pseudonaukowców nie jest żadnym powodem do chwały.
2. A co jest wart ten twój doktorat? Obroniłbyś go na uczelni z pierwszej setki światowych rankingów?
3. Moja emerytura nie jest wcale taka znów „suta”, a poza tym nie przebywam od dość dawna na antypodach.
4. Gdzie konkretnie te zamiany są w Polsce wdrażane, przez kogo i jak?
5. Studentów na „uczelniach prywatnych” jest w Polsce coraz mniej, gdyż coraz mniej jest Polaków w Polsce, a szczególnie zaś młodych Polaków.
6. Studenci zagraniczni obniżają poziom studiów, jako że oni płacą za studia, a więc muszą oni dostać dyplom ich ukończenia. Ta chora sytuacja panuje zresztą nie tylko w Polsce – zerknąłem się z nią także n.p. na Cyprze, w Portugalii a nawet w Australii, gdzie też postawiono na studentów zagranicznych (głównie z Chin i Indii), a co doprowadziło ostatnio do drastycznego obniżenia się poziomu nauczania na australijskich uniwersytetach. Znam to z pierwszej ręki po tym, jak dziekan delikatnie dal mi do zrozumienia, aby zaliczyć egzaminy zagranicznym studentom, jako że na nich (dokładniej na czesnym przez nich płaconym) opiera się dziś w dużej części budżet australijskich uniwersytetów. Jeśli tak źle jest dziś w Australii, to nie muszę chyba pisać, jak to źle jest z tego samego powodu dziś w Polsce…
7. Ankiety oceny pracowników dydaktycznych powodują, że wykładowcy boją się narazić studentom, a więc „przepychają” oni nawet najgorszych studentów, aby mieć dobre oceny od tejże studenterii. 🙁
8. Pracownik naukowy ma dziś w Polsce ograniczone możliwości pracy na drugim etacie tylko dla tego, że brakuje dla nich nawet tych pierwszych etatów.
9. Co z tego, że mamy jednostki zajmujące się monitorowaniem kariery absolwentów, skoro olbrzymia większość tych absolwentów kończy dziś na bezrobociu albo przysłowiowym zmywaku w londyńskim pubie?
10. Co z tego, że na naukę i badania przeznaczony jest coraz większy procent PKB, skoro to oznacza w praktyce tylko jeszcze więcej pieniędzy zmarnowanych na pseudo-naukę i pseudo-badania?
11. Co z tego, że powstają w Polsce nowe, interdyscyplinarne jednostki, skoro kontroluje je ta sam, skompromitowana i doszczętnie skorumpowana polska mafia profesorska?
12. Czym tak dokładniej zajmuje się to „Jagiellonian Centre for Experimental Therapeutics (JCET)”? Jakie ma ono osiągnięcia na skale ponad-krakowską? Jakieś patenty może?
zz
1. Zwolnienie pracownika, który naukowo nic nie robi, jest dziś w Polsce praktycznie niemożliwe, jako że uczelnie stały się klubami wzajemnych adoracji, zarządzanymi przez ich pracowników, ale finansowanymi przez budżet czyli podatników. Wyjście jest proste – każdy kto zda maturę, powinien otrzymać od rządu bon edukacyjny warty tyle, aby pokryć z niego koszta studiów. Najlepsi absolwenci dostali by bony w takiej wysokości, aby mogli sfinansować z nich studia na dobrej zagranicznej (n.p. brytyjskiej, nieniemieckiej czy francuskiej) wyższej uczelni. W ten sposób studenci by zagłosowali „nogami” i zrezygnowali ze studiów na polskich „uczelniach”, których dyplom nie dawał by im perspektyw na przyszłość.
2. Bez sensu jest utrzymywanie tych, iście stalinowskich tytułów profesorskich oraz habilitacji, a potrzebna jest zaś nam reforma doktoratu, aby został on rzeczywiście stopniem naukowym, odpowiednikiem PhD z najlepszych wyższych uczelni świata.
3. Po co nam tyle ośrodków nauki – wystarczy nam kilka, ale dobrych. Z miejsca należy więc zamknąć 99% uczelni powstałych po roku 1980. Nie ma po prostu sensu utrzymywać na siłę „uniwersytetów” w tych różnych Białystokach, Olsztynach, Opolach czy też innych Zielonych Górach czy Gorzowach!
4. Dobrzy doktorzy i doktoranci w Polsce są, ale nie ma dla nich pracy ani stypendiów, jako że na etaty asystenckie przyjmuje się dziś w Polsce głównie potomków profesury, a oni także są tymi, którzy dostają stypendia doktoranckie.
5. Zamówienia publiczne zawsze i wszędzie są korupcjogenne, a więc należy ograniczyć do minimum styk sektora budżetowego z prywatnymi firmami.
6. Należy też podzielić pracowników wyższych uczelni na naukowych i dydaktycznych.
ZZ
A nie lepiej by było, jakbyś poszukał pracy zagranicą? Przecież żadna uczciwa praca nie hańbi, a zmywaku w Londynie zarobiłbyś więcej niż na polskiej wyższej uczelni!
PS:
Uprzedzam, że „zz” to znany syjonista z blogu P. Zagner…
Także: http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1595535,1,po-co-polakowi-doktorat.read
@lgg: „Pewnych sfer działania państwa nie da się postrzegać wyłącznie z punktu widzenia menedżerskiego. Państwo to nie jest przedsiębiorstwo mające dawać wyłącznie dochód w każdej dziedzinie.”
Owszem, ale spolecenstwo moze oczekiwac ze wydane pieniedze przyniosa JAKIS efekt, I bedzie t oefek twiekszy niz osobista satysfakcaj naukowca. Jezeli to jest tylko osobista satysfakcja, to znaczy ze podatnik finansuje czyjes hobby. Malo jest krajow na swiecei ktore sa w stanei finansowac czyjes hobby
Od naukowcow „technicznych” zdecydowanie domagam sie nowych technologii, patentow I tak dalej. Jakos tego nei widze (przypominam: 2 patanty rocznei na million meiszkancoow). Co wiecej. efektywne nayczanie inzynierii musi is w parze z dzialalnoscia przemyslowa. Na jednej ze znanuch mi Katerde Budowy Mostow, ostatni professor ktory samodzielnie zbudowal most, zmarl 30 lat temu. Teraz budowy mostpw ucza afceci znajacy sztuke budowy mostpw z podrecznikow. Mapisanych pzrez takich samych ekspertow jak oni
W dziedzinacj nietechnicznych, efekt ysa trudniej wymierzalne. Ale chaialoby sie widziec ze skutkiem imwestowanai w nauke jest podniesienie pozycji w rankingach, o 10 punkotw, czy tez stworzenie „polskie jszkoly” czegos tam o ktorej w swiecie woadomo ze jest polska. Niestety, jakos tego nei widac.
Raz jeszcze: podatnik ma prawo zapytac: wydalismy na nauke XXX. Co z tego mamy? Jezeli odpowiedz brzmi „napisalismy 3 papiery na konferencje”, to podatnik bedzei mial zasadnicze watpliwosci cz ydolozyc wiecej. I ja sie podatnikowi nie bede dziwil
„Powyższy temat badawczy jak najbardziej zasługuje na finansowanie, ale adekwatne do jego realnych kosztów – wystarczy kilka tysięcy? Tymczasem każdy we wniosku napisze kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy, no bo trzeba kupić 500 książek, 20 komputerów, laptopy dla całego wydziału, może da się pojechać na Hawaje z projektu – to tutaj mamy problem.”
Owszem, to jest problem, nie tylko polski, zreszta. Gdy bylem w pzremysle, nie miale mczasu zrobic dosyc prostych badan I sprobowalem zaangazowac lokalny uniwersytet. Na mysli mialem 10 tysiecy dolarow. Dostalem „proposal” na 200 tysiecy
„Więc nie wymagajmy od tych ludzi, którzy mają nie być finansowani, punktów i publikacji. Niech mają te 360 godzin dydaktyki (zamiast 240) i skupiają się głównie na nauczaniu studentów. Tymczasem zmierzamy do sytuacji “pieniędzy Ci nie damy, bo nie zasługujesz; ale publikacje masz produkować z niczego, inaczej do widzenia”.”
Trafil Pan absolutnei w sedno. Amerykanskei uniwersytety dziela sie na „research” I „teaching”. Tych „teaching” jest wiekszosc. W owych nei wymaga sie badan naukowych, papierow I grantow. Jedynym obowiazkiem jest nauczanie. Oczywiscie, pensum jest wysokie. Oczywiscie, nei zabrania sie badan naukowych jak ktos chce, ale nie kosztem nauczania. Wiekszosc, I to zdecydowana wiekszosc polskich uczelni powinna byc zakwalifikowana jako „teaching”. Zlikwiduje sie fikcje w posatci „publikacji” na poziomie Mlodego Technika, po polsku, w Doroczniku Instytutu X, naklad 100 egzemplarzy.
„Skrajnie materialistyczne podejście do pewnych dziedzin życia organizmu, jakim jest państwo, powoduje same problemy. Nie da się traktować nauki i szkolnictwa jako przedsiębiorstwa mającego dawać dochody. To dziedzina inwestycji, dochody z tej inwestycji pojawiają się gdzie indziej i po pewnym czasie.”
Wiec proponuje dokonac analizy „post mortem” I pokazac jak finansowanei nauki w ciagu ostatnich 20 lat przelozylo sie na korzysci dla spoleczenstwa. Czyli, krotko mowiac, co spoleczenstwo z tego ma.
@kagan: „Pracownik naukowy ma dziś w Polsce ograniczone możliwości pracy na drugim etacie tylko dla tego, że brakuje dla nich nawet tych pierwszych etatów.”
Znany mi professor (ktorego zreszta skondinad bardzo szanuje) calkiem niedawno zatrudniony byl na 5 etatach, w roznych szkolach „wyzszych”. Figurowal na stronei kazdej z nich, z lista publikacji, co sprawialo wrazenie ze te publikacje pochodza wlasnei z tej „uczelni”.
O ile wiem, ten proceder zostal ograniczony, ale chyba nei zupelnie ukrocony
AL
Zgoda, że pewnych sfer działania państwa nie da się postrzegać wyłącznie z punktu widzenia menedżerskiego i że państwo to nie jest przedsiębiorstwo mające dawać wyłącznie dochód w każdej dziedzinie, ale to nie zanczy, że panbstwo ma finansowac czyjeś hobby, a czymże innym jest tzw. humanistyka z filozofią na czele, jak nie bhibby osób ją uprawiających.
Chyba o tym dyskutowalismy na blogu „szalonych naukowców”.
Napisałem wtedy do „Kingi.B.”: „Zaprawdę nie rozumiem, dlaczego podatnicy mają finansować twoje hobby? Nie wystarczy ci, ze finansują już oni twój etat? Ja bym też chciał, aby podatnicy finansowali moje hobby, a jest ono dość kosztowne (modelarstwo kolejowe), a więc do pełnego szczęścia brakuje mi m. in. domku czy apartamentu mającego co najmniej 100m2, jako iż potrzebuję co najmniej jednego dużego pokoju aby zmieścić w nim moją planowaną makietę. Pewnie odpowiesz mi, że twoje hobby jest bardziej szlachetne oraz bardziej pożyteczne niż moje, ale ten pierwszy argument nie jest testowalny empirycznie, a wiec nie jest on naukowy, a drugi upada, jako że modelarstwo jest znacznie pożyteczniejsze społecznie niż humanistyka, jako iż podnosi ono poziom wiedzy technicznej w społeczeństwie oraz, co jest chyba tu najważniejsze, daje ono społecznie pożyteczne zajęcie nie tylko emerytom, czyli osobom takim jak ja, ale także i młodzieży, przez co m. in. spada przestępczość wśród młodocianych!”
A co do mojego hobby – ja mam stare modele, głównie PIKO (made in DDR), a więc sterowane analogowo, ale nowoczesne modele lokomotyw czy też pociągów (EMU, DMU, DRC etc.) są sterowane cyfrowo, tak więc zawansowane modelarstwo kolejowe wymaga dziś także znajomości elektroniki oraz programowania komputerów. Wydaje mi się więc, że gdyby „przesunąć” pieniądze marnowane dziś na tzw. humanistykę na finansowanie modelarstwa (nie tylko przecież kolejowego, ale także lotniczego, samochodowego, okrętowego etc.) to pozytywne efekty społeczno-gospodarcze były by zapewne znacznie lepsze niż to, co otrzymujemy dziś od tej, pożal się nieistniejący (niestety) Panie Boże, „chómanistyki”.
Pozdr.
AL – errata
Powinno być we wstępie:
Zgoda, że pewnych sfer działania państwa nie da się postrzegać wyłącznie z punktu widzenia menedżerskiego i że państwo to nie jest przedsiębiorstwo mające dawać wyłącznie dochód w każdej dziedzinie, ale to nie znaczy, że państwo ma finansować czyjeś hobby, a czymże innym jest tzw. humanistyka z filozofią na czele, jak nie hobby osób ją uprawiających?
Tak zupelnie na marginesie… W wydawnictwie pewnego instytutu (polskiego jak najbardziej) pojawila sie publikacja nei nadajaca sie nawet do Mlodego Technika. Ma mocy posiadanej „mocy” przeprowadzilem sledztwo. Wynik: „Nie, nei czytalem artykulu. Dalem facetowi grzecznosciowa recenzje bo potrzebowal punktow do awansu”
Zeby nei bylo ze pluje na Polske… Kiedys wyladowalem w Ameryce jako Visiting Professor. Drugiego czy trzeciego dnia miejscowy przyszedl sie pochwalic artykulem. Przelecialem szybko I pokazalem palcem: „O, ale tu jest blad (facio odwarcal macierz ewidentnie osobliwa, co bylo widac golym okiem). „Ale papier juz jest przyjety na konferencje”, „No tak, ale jest blad”, „No, ale mowilem ze papier jest przyjety na konferencje”. „Ale jest blad” upieralem sie. „Fuck out off me” zakonczylo dyskusje
Wiezialem ze dlugo tam miejsca nie zagrzeje
Nauka jest chora. Nie tylko w Polsce
@kagan: „a czymże innym jest tzw. humanistyka z filozofią na czele, jak nie hobby osób ją uprawiających?”
Dlatego nawoluja aby uczeni uprawiajacy te dyscypliny I domagajacy sie wiekszych pieneidzy pokazali spoleczenstwu jak owe dyscypliny I wieksze pieneidze pzreloza sie na dobrobyt spoleczenstwa – niekoniecznei materialny, a byc moze duchowy.
Kazdy, ale to KAZDY wykladajacy pieneidze pyta sie „a co ja z tego bede mial?”. Jezeli odpowiedz brzmi „nic”, to pieniedzy raczej nie bedzie
Moj komentarz czeka na moderacje. Ciekawe dlaczego
Wiecej moich postow czeka namodearcje. Czyzbym byl nieporawomyslny (posty sa dosyc krotkie I nei zawieraja linkow ani slow obrazliwych)
W 1980 roku w Opolu na festiwalu piosenki, satyrycy śpiewali:”Coś niedobrego zrobiło się z naszym narodem, bo nie ma humoru ludowego”.
Dzisiaj profesor filozof śpiewa” „Coś niedobrego zrobiło się z nauką,bo nie ma pieniędzy na jej utrzymanie”.
Wtedy w 1980 r. za trzy miesiące od tego śpiewania w Opolu zdarzyły się strajki
na Wybrzeżu. Co będzie teraz? Nie wiadomo. Wtedy też nikt nie przewidywał zmian.
Większość tekstów, które przeczytałem, pod wstępniakiem znajdujące się, i sam wstępniak : jest opisem stanu jaki jest i próbą opisu zmian, na miernym poziomie.
Przypomina mi to dramat związany ze zdrowiem, Arłukowiczem, PZ, nieudolną próbą reformowania, za pomocą pakietu biurokratycznego, który moim zdaniem, słusznie oprotestowują lekarze.
To jest ten sam problem.
Nazywa się to upadkiem rozumu, patologiczną czynnością klasy politycznej, naukowej,co owocuje marnowaniem środków, tolerowaniem pracy bezużytecznej, której celem jest utrzymanie rządzących do następnych wyborów, i wygrane wybory na następne 4 lata. Innych celów nie ma, chodzi o przetrwanie.
Trzeba szukać rozumu. Innej rady nie ma.
Pan Daniel Passent na sąsiednim blogu zatytułował swój ostatni wstępniak „Nie ma mądrych? Ano nie ma.
Co mogę jeszcze napisać? Że rozum znajduje się na talerzu, w pokarmach, które dostarczamy do mózgu?
Zwracam uwagę: to co naukowcy, politycy, i cała reszta kupuje w sklepach ; nawet dla świń się nie nadaje, gdyby te zwierzaki były karmione jak dzisiaj ludzie, to dość szybko by pozdychały, krowy straciły zdolność do produkcji mleka….
AL
Racja: podatnik ma prawo zapytać się: „wydaliśmy na naukę tyle a tyle złotówek (co łatwo jest dziś przeliczyć na dolary czy też euro), ale co z tego mamy?” Jeżeli odpowiedz brzmi „napisaliśmy 3 papiery na konferencje”, to podatnik będzie miał zasadnicze i jakże słuszne wątpliwości czy dołożyć więcej. I ja też się takiemu podatnikowi nie będę dziwił!
Dodam też, ze w Australii czy też w UK uniwersytety też dzielą się na „badawcze” („research”) i „dydaktyczne” („teaching”), podobnie jak pracownicy zatrudnieni w nich – w tych badawczych jest przewaga badaczy, a w tych drugich – dydaktyków. Tu nie trzeba Einsteina, a tylko dobrego administratora, aby zaprowadzić podobne porządki w Polsce.
Proszę też o nieszkalowanie „Młodego Technika”. Jego poziom w latach PRLu był wyższy niż poziom ponad 90% obecnie wydawanych w Polsce pism tzw. naukowych. A poziom PRL-owskich „Horyzontów Techniki” to byłby dziś niedoścignionym celem marzeń dla ponad 99% współczesnych polskich „naukowców”…
Proponowana przez ciebie analiza “post mortem” wykazałaby, że praktycznie nic z finansowania polskiej nauki w ciągu ostatnich ponad 20 lat nie przełożyło się na jakiekolwiek korzyści dla polskiego społeczeństwa. Czyli, krotko mówiąc, polskie społeczeństwo nic nie ma z polskiej nauki.
Und hier liegt der Hund begraben. 🙁
Wacław1
Sporo masz racji, ale po co ten fragment o świniach?
A.L.
Za dużo linków? Zakazane słowa?
A.L.
Nie jest aż tak źle. Kiedyś dano mi do przetłumaczenia na język polski artykuł prof. Stanisława Gomułki (tego z LSE). Ponieważ zawierał one elementarne błędy w całkowaniu, to zwróciłem na to delikatną uwagę profesorowi, który mi te tłumaczenie zlecił, i stal się cud: ten artykuł nie ujrzał (według mej najlepszej wiedzy) światła dziennego!
A.L.
Zgoda: ja też nawołuję, aby uczeni uprawiający te humanistyczne dyscypliny a domagający się przy tym większych pieniędzy pokazali społeczeństwu jak owe dyscypliny oraz większe pieniądze przełożą się na dobrobyt społeczeństwa – niekoniecznie materialny, a być może duchowy. Niestety, ale zbyt dobrze wiem, że oni tego wykazać nie są w stanie… 🙁
A.L.
Są różne definicje tzw. słów obraźliwych. Na blogach POLITYKI to nawet tak niewinny wyraz jak „e k o n o m i a” jest często na indeksie!
@steaktartar
„Największą tragedią polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego jest to, że nikt z osób w niej dziś zatrudnionych nie chce w niej zmian”
Skoro jestem etatowym profesorem jednej z polskich uczelni i napisałem powyżej, jakie zmiany mogą pomóc polskiej nauce, to powyższe zdanie jest nieprawdą.
Nauce polskiej nie pomoże – przepraszam za szorstkość języka – rozpieprzenie jej młotem reform i wywrócenie jej do góry nogami. Nauce polskiej pomoże sprawienie, aby pracowali w niej ludzie chcący coś robić i mieli zapewnione do tego warunki. A takimi warunkami jest dofinansowanie badań (z jednoczesnym wymaganiem efektów) i zapewnienie ludziom, którzy faktycznie pracują, stabilności i spokoju.
Przez cały czas swojej pracy, od ukończenia studiów do dzisiaj (pisałem wyżej, ale robi się dużo tekstu, mam 43 lata i szczęśliwie jestem profesorem belwederskim) uzbierałem około setkę publikacji, w tym większość z listy filadelfijskiej, łączny IF około 120, indeks h=10. Przy czym nikt nigdy na ładne oczy do żadnego artykułu mnie nie dopisał (a wręcz chcieli odwrotnie). Byłem na kilku krótkich stażach naukowych, które wystarczyły mi do zasiania w mojej głowie tuzinów nowych pomysłów. Wypromowałem – powtórzę – pięciu doktorów. Nie zamierzam zwalniać, jeśli mi zdrowie pozwoli i nie wyrzucą mnie z roboty. Nie potrzebuję nigdzie wyjeżdżać, ani zmieniać pracy. Tutaj mam sprzęt, zespół rodzinę, warunki. W dobie internetu mogę pracować praktycznie wszędzie (poza częściami eksperymentalnymi), a konsultacje ze znajomymi specjalistami z całego świata prowadzić z laptopa w pociągu.
Tak, wiem proszę Państwa, do noblisty albo pracownika CERN, MIT czy czegoś podobnego jest mi być może daleko. Być może moje badania dla szarego człowieka są zupełnie odległe od rzeczywistości. Ale w swojej wąskiej dyscyplinie jestem autorem referencyjnym, piszą do mnie ludzie z całego świata, czasami nie nadążam odpisywać. Nie mam wyrzutów sumienia, ponieważ całą karierę zawodową zachrzaniałem jako mały samochodzik i nie bardzo wiem, co mógłbym zrobić, aby było jeszcze lepiej… Obniżyć mi pensję i postraszyć zwolnieniem?
Jakich chcę zmian? Aby chociaż 80% pracowników naukowych miało takie podejście, jak mam ja. To naprawdę wystarczy.
Tymczasem czytając ostatnie komentarze mogę odnieść przekonanie, że jestem pasożytem żyjącym na koszt społeczeństwa, którego należałoby zniszczyć, albo zamienić jego pracę na bardziej stresującą (ciągła perspektywa zwolnienia, jeśli zabraknie jednego punktu). Ja nie jestem wyrobnikiem punktów. Naukowiec z powołania pracuje, bo ma powołanie, punkty i publikacje są efektem ubocznym! Ja chcę mieć warunki do uprawiania nauki, a nie mieć nad sobą odgórny rozkaz „rób co chcesz, ale mają być punkty!”. Co Szanowni Czytelnicy chcielibyście ze mną zrobić i co takiego Wam zawiniłem (poza inwestycją we własnego pracownika, którą A.L. nazwał – moim zdaniem niesłusznie – chowem wsobnym) ?
I jeszcze raz – bo ten aspekt ginie w gąszczu postów – błagam: nie mam nic przeciwko podziałowi uniwersytetów na naukowe i dydaktyczne. Ale wtedy pracownicy tych drugich mają być rozliczani z dydaktyki, a nie z nauki. Tymczasem jeśli w Polsce do tego dojdzie, to ja już czuję, jak to będzie wyglądało. Dotacje się obetnie, dług i deficyt załatany, ale pracownicy mają dalej wykazać tyle samo punktów i publikacji. Z czego???
@A.L. „Od naukowcow “technicznych” zdecydowanie domagam sie nowych technologii, patentow I tak dalej. Jakos tego nei widze (przypominam: 2 patanty rocznei na million meiszkancoow).” – ile z tych zachodnich „masowych” patentów to patenty zgłoszone przez uczelnie? Niewielka część, większość zgłaszają korporacje, które mają własne zaplecze R&D. U nas to zaplecze starannie wyrżnięto w ramach „reformy”, gdy sprzedawano przemysł, a kupujący albo likwidowali go (w ramach wrogich przejęć), albo zamieniali w prymitywne montownie. Od uczelni żąda się obecnie, aby pełniły rolę taką, jak na Zachodzie pełnia korporacyjne ośrodki R&D lub uczelnie sprzęgnięte z poszczególnymi korporacjami. A takie żądanie to nonsens, bo w Polsce nie ma tego członu przemysłowego.
@lqq: „Tymczasem jeśli w Polsce do tego dojdzie, to ja już czuję, jak to będzie wyglądało. Dotacje się obetnie, dług i deficyt załatany, ale pracownicy mają dalej wykazać tyle samo punktów i publikacji. Z czego???”
A dlaczego nie moze byc NORMALNIE? W Polsce sie nei da?
@steaktartar
„W latach 1995-2005 ukazało się zaledwie 230 publikacji polskich naukowców cytowanych na świecie więcej niż 40 razy (Thieme 2009)”
To jest jakieś dziwne i nie bardzo mi się chce w to wierzyć. Dwie najlepsze pod względem publikacje, w których jestem pierwszym autorem, i to opublikowane w 2011, dopiero zaczynają łapać cytowania, a mają już powyżej 30 i powinny dobić do 40 w ciągu 2-3 lat. Nie bardzo wierzę, że wkraczają aż w taką czołówkę.
@StaryZgred: ” ile z tych zachodnich “masowych” patentów to patenty zgłoszone przez uczelnie? Niewielka część, większość zgłaszają korporacje, które mają własne zaplecze R&D. ”
Owszem ale nie calkiem. Akurat tak sie sklada ze pracowalem w akademii I w pzremysle (amerykanskim) wlasnie w R&D gdzie bylem czyms w rodzaju „chief scientist”
Otoz, przemysl nie ma czasu, checi I umiejetnosci do wykonywania badan podstawowych. Przemysl rozwiazania czerpie z uczelni, w roznej postaci, przewaznie zas od startupow kreowanych pzrez uniwersyteckich profesorow. Albo od startupa kupuje licencje, albo kupuje startupa. To co startup wyprodukowal, neispecjalnei nadaje sie wprost do produkcji, wiec R&D zajmuje sie, jak to ladnie sie mowi „productization”. Stad sie biora patenty. Samo R&D nie da rady.
To jest caly lancuch – od uczelni, przez startupy po przemyslowe R&D. Kultura I infrastruktura.
Corka znajomych studiuje na MIT. Jak jakis student na 3 roku nei ma wlasnego startupa, uwaza go sie za obywatela nizszej kategorii, ignoruje I nei zaprasza na party. Oczywiscie, wiekszosc tych startupow pada, ale wyksztalca w studencie pewne umiejetnosci. Uniwersytety wspieraja kreowanie profesorskich startupow – jest cala infarstruktura do tego. Nei mowiac o Venture Capital ktory takie przedsiewziecia finansuje
Ale calosc opiera sie na tym ze PRZEMYSL „ssie”. Pzremysl domaga sie nowych rozwiazan. A u nas?… Kto bedzi ssal? I co? Montownie azjatyckich telewizorow? Call centers? Metoda pchania nic sie nie da zrobic.
Tym niemniej, w Polsce sa przykaldy ze sie da – ostatni amerykanski lazik marsjanski ma detektory podczerwieni wymyslone I wyprodukowane pzrez mala firma w Polsce. Inna nieduza polska firma jest swiatowym potentatem w dziedzinei produkcji materialow do produkcji polpzrewodnikow (gallium nitrite). Tylko dlaczego dwie? Nawet jezeli polski pzremysl nei „ssie” to przemysly innych krajow I owszem moga possac nawet z Polski. Pod warunkiem ze bedzie sie uparwialo nauke na poziomie swiatowym. Zas poki co, obowiazuje zasada „wicie, rozumicie, moze to I nei najlepsza nauka, ale jak na warunki polskie calkiem neizla”
@lqq: „(poza inwestycją we własnego pracownika, którą A.L. nazwał – moim zdaniem niesłusznie – chowem wsobnym) ?”
Moze nei zrozumialem, ale wydaje mi sie ze szlo o inwestycje w DOKTORANTA ktorego Pan widzi przyszlym pracownikiem. Jezeli tak, to w jakim trybie ow doktorant – gdy zostanei doktorem, jest zatrudniany? W drodze konkursu?
@A.L.
Nie przewiduję w Polsce w najbliższym czasie jakiegokolwiek powrotu do normalności w żadnej dziedzinie. Wszystko, co zreformowano w ciągu minionych 10 lat, ucierpiało w praktyce z tego powodu. Wszyscy chcieli dobrze, a wyszło, jak wyszło.
@lqq: „Co Szanowni Czytelnicy chcielibyście ze mną zrobić i co takiego Wam zawiniłem”
Zgola nic. Tym niemniej, otwarte pozostaje pytanie ogolne: co spoleczenstwo ma z finansowania nauki? Co akurat nei odnosi sie do Pana, ale do nauki w ogolnosci.
Prosze sobie wyobrazic, calkiem abstrakcyjnie, ze ma byc referendum w sparwie finansowanai nauki. Narodowe. Pan Zenek I Pani Kazia maja zaglosowac. Jaki bylby „message” wyslany do Pana Zenka I Pani Kazi? Tak aby z pzrekonaniem siegnel ido kieszeni?
@lqq: „Nie przewiduję w Polsce w najbliższym czasie jakiegokolwiek powrotu do normalności w żadnej dziedzinie. Wszystko, co zreformowano w ciągu minionych 10 lat, ucierpiało w praktyce z tego powodu. Wszyscy chcieli dobrze, a wyszło, jak wyszło.”
Dosyc radykalne stwierdzenie, ale w zasadzie wypada sie zgodzic. Pozostaje pytanie: dlaczego tak jest?…
@A.L.
„Moze nei zrozumialem, ale wydaje mi sie ze szlo o inwestycje w DOKTORANTA ktorego Pan widzi przyszlym pracownikiem. Jezeli tak, to w jakim trybie ow doktorant – gdy zostanei doktorem, jest zatrudniany? W drodze konkursu?”
Na pięciu doktorantów, których miałem, dwóch było od początku etatowymi pracownikami przyznanymi do mojego zespołu. Pozostali – typowi doktoranci – po obronie wyfrunęli i poszli pracować gdzie indziej.
Obecnie u mnie doktoratu nie robi nikt, wszyscy doktoranci są pod opieką nowych młodszych habilitowanych w mojej jednostce. Ja chwilowo od przewodów doktorskich odpoczywam, bez tego też mam co robić.
Doktrorant z ochotą do przyszłej pracy i realną szansą na jego zatrudnienie (a o tym napisałem) jest sytuacją hipotetyczną. Inwestowałbym w niego tak samo, jak w pracownika.
Zatrudniony by był w drodze otwartego konkursu, bez stuprocentowej szansy wygrania tegoż konkursu. Od kilku lat nie pamiętam konkursu o etat na moim wydziale, na którym byłby tylko jeden kandydat. I na szczęście Rada Wydziału głosuje na podstawie obiektywnej oceny, a przynajmniej jej większość. Pod tym względem akurat nie muszę się swojego miejsca pracy wstydzić…
lqq
Niestety, ale największą tragedią polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego jest to, że nikt z osób w niej dziś zatrudnionych nie chce w niej zmian. A najbardziej nie chcą ich właśnie etatowi profesorowie „belwederscy” z polskich „wyższych” uczelni, jako że oni na prawdziwej reformie polskiej nauki najwięcej muszą stracić: przede wszystkim te swoje profesorskie stołki, wysokie emerytury i możliwość dorabiania do wieku 75 lat.
Polskiej nauce pomóc może bowiem tylko rewolucja, czyli zmiana ekipy nią zarządzającej, a nie pseudo-reformy, które obserwujemy od roku 1990, a które tylko pogłębiają jej zapaść. Najgorszym ze wszystkiego rozwiązaniem jest zaś zwiększenie finansowania czegoś, co od lat już nie działa, co nie przynosi żadnych efektów, a więc powtarzam, że każda dodatkowa złotówka przeznaczona obecnie na polską naukę i polskie wyższe uczelnie jest z definicji złotówką bezpowrotnie straconą, jako ze zostanie ona bezproduktywnie skonsumowana przez mafię profesorską, która od lat rządzi polską nauką i polskim szkolnictwem wyższym.
Poza tym, to ilość publikacji jest dziś już tylko miernikiem tego, jak dobrze jest ktoś dziś w nauce ustawiony i jakie ma znajomości wśród redaktorów „punktowanych” pism. Wypromowanie pięciu doktorów też o niczym nie świadczy – ważny jest tu bowiem ich poziom a nie ilość.
Ja się też raz jeszcze pytam nie o ilość publikacji czy też o „impact factor”, ale o to, w jaki sposób twoja praca naukowa przyczyniła się do poprawy stanu polskiej gospodarki i jakości życia przeciętnego obywatela?>/b> Potrafisz odpowiedzieć na to pytanie? Obawiam się, że odpowiedź jest prosta jak budowa cepa: TWOJA „PRACA NAUKOWA” PRZYCZYNIŁA SIĘ NEGATYWNIE DO ROZWOJU POLSKI, pogarszając standard życia przeciętnego Polaka oraz opóźniając jeszcze bardziej rozwój polskiej gospodarki poprzez marnowanie przeznaczonych na nią nakładów. Wiadomo przecież, że w polskiej „nauce” i na polskich uczelniach „wyższych” panuje kumoterstwo i łapówkarstwo, że handluje się na tych polskich „wyższych” uczelniach licencjatami, magisteriami oraz doktoratami a nawet habilitacjami, że zatrudnia się w nich po znajomości poprzez ustawiane z góry a za zgodą ministerstwa pseudo-konkursy, że wreszcie w Polsce nie uznaje się dyplomów najlepszych wyższych uczelni świata, ale uznaje się na nich „habilitacje” z Ukrainy czy Słowacji. Jak już pisałem: jedyną drogą wyjścia z tego bagna jest więc tylko zamknięcie na kilka lat wszystkich polskich wyższych uczelni, aby przeprowadzić ich radykalna reformę połączoną z wymianą co najmniej 90% ich kadr, a przez ten czas kształcić najlepszych polskich maturzystów na uczelniach zagranicznych, także na studiach doktoranckich, aby mogli oni w przyszłości stanowić trzon kadry przyszłej, zreformowanej nowej polskiej nauki.
Zgoda, ty nie potrzebujesz, jako profesor „belwederski” nigdzie wyjeżdżać, ani zmieniać pracy, bo nigdzie indziej by ciebie przecież nie zatrudnili, no może na zmywaku, z twoimi polskimi, a więc nic nie wartymi pseudonaukowymi pseudo-kwalifikacjami. Ale pamiętaj, ze jesteś parazytem, marnującym pieniądze podatników, a więc uważaj, bowiem gdy tak naprawdę zabraknie pieniędzy w polskim budżecie, czyli kiedy skończą się dotacje unijne, to za takich oszustów, szarlatanów i złodziei jak ty wezmą się odpowiednie czynniki… 🙁
I jakim ty niby jesteś „autorytetem”? Masz jakiejś zamówienia z przemysłu? Nie, nie masz. Masz tylko „zamówienia” od podobnych pasożytów, oszustów i szarlatanów jak ty – ich na świecie przecież nie brakuje!
Zrozum, że ty na nic nie zasługujesz, najwyżej na zasiłek socjalny. Nie da się bowiem ukryć, że jesteś tylko nędznym pasożytem żyjącym na koszt społeczeństwa, którego należałoby zniszczyć, tak jak to się robi ze wszystkimi pasożytami. Pamiętaj, że gdybyś przepracował tak jak ja, ponad 20 lat w prywatnym sektorze, mając tą ciągłą perspektywa zwolnienia, jeśli zabraknie np. jednego zamówienia, a więc twoja praca stanie się zbędna dla firmy, to byś inaczej patrzał na takich samo-zadowolonych pasożytów jak ty. 🙁
Jakie masz w ogóle prawo żądać czegokolwiek od ciężko pracujących podatników? Masz tzw. powołanie, to je sam sobie finansuj, albo sam znajdź sobie sponsora aby finansował on to twoje, jakże przecież kosztowne hobby! A ty bezczelnie domagasz się od polskich podatników aby mieć takie jak chcesz warunki do uprawiania swego hobby, a nie mieć nad sobą odgórny rozkaz „rób co chcesz, ale mają być punkty!”. Nie podobają ci się te punkty, to znajdź sobie inną pracę. Sek w tym, że w twoim przypadku to była by najwyżej tylko praca na przysłowiowym londyńskim zmywaku… 🙁
Nic więc dziwnego ze panicznie wręcz boisz się jakichkolwiek zmian w polskiej nauce, tchórzliwy anonimie! 🙁
@kagan: “W latach 1995-2005 ukazało się zaledwie 230 publikacji polskich naukowców cytowanych na świecie więcej niż 40 razy (Thieme 2009)”
Ksiazka Jerzego Thieme to dosyc ciekawa lektura. Aczkolwiek nei ze wszystkim sie zgadzam (w szczegolnosci z pochwalami amerykanskiej edukacji) to warta przeczytania
Jerzy Thieme, Szkolnictwo wyższe: wyzwania XXI wieku : Polska, Europa, USA
Znow moj komentarz zmoderowany
@lqq: „Na pięciu doktorantów, których miałem, dwóch było od początku etatowymi pracownikami przyznanymi do mojego zespołu. Pozostali – typowi doktoranci – po obronie wyfrunęli i poszli pracować gdzie indziej.”
Rozumien, wyjasnia watpliwosci
A.L.
Wiadomo, że konkursy w polskiej „nauce” są od początku do końca ustawiane. 🙁 Nieliczne wyjątki niczego tu nie zmieniają!
StaryZgred2012
To dlaczego nie pracujesz w ośrodku badawczo-rozwojowym zagranicznej korporacji, a preferujesz bezpieczną synekurkę na polskiej państwowej uczelni?
Lqq
Liczą się tylko prawdziwe cytaty w liczących się pismach, a nie autocytaty w pisemkach uczelnianych.
lqq
Albo też ci twoi doktoranci nie dostali posady, gdyż miałeś zbyt słabą pozycję na radzie wydziału? Albo też mieli ciebie albo generalnie twej uczelni dość? Albo też…
lqq: “Co Szanowni Czytelnicy chcielibyście ze mną zrobić i co takiego Wam zawiniłem?”
Zwolnić ciebie z zajmowanego przez ciebie stołka („oderwać od żłoba”), abyś dalej nie marnował pieniędzy, jakie podatnicy muszą teraz na ciebie płacić, nic za to nie uzyskując w zamian! Jasne?
lqq
Jak widać, polska nauka nie ma szans wyjścia z dołka, w jakim siedzi ona od wielu lat, skoro rządzą nią tacy ludzie jak „lqq”, którzy najwyżej cenią sobie bezpieczeństwo zatrudnienia, a każdą próbę oceny ich działalności z góry odrzucają jako „zamach na ich elementarne swobody”. Zachowują się oni więc jak ci polscy szlachcice z XVII i XVIII wieku, którzy wszelakie próby zniesienia ich swobód, z liberum veto na czele, zwalczali jako ograniczenie ich „złotej wolności”. Jak się to dla Polski skończyło, doskonale wiemy… 🙁
Niestety, ale chów wsobny i związany z nim brak mobilności jest jedną z głównych przyczyn problemów w polskiej nauce. Oto co pisał na temat chowu wsobnego Stanisław Lem (“Posłowie” do Philip K. Dick UBIK (Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1975. str. 245-246):
„Możliwe są wszakże okoliczności, w których (…) dobór naturalny ulega porażeniu. W ewolucji biologicznej skutkiem będzie uwstecznienie, degeneracja a co najmniej stagnacja rozwojowa, charakterystyczna dla odciętych od świata populacji, wyjałowionych wsobnym chowem, gdyż takim najbardziej zbywa na płodnej różnorodności, którą zapewnia tylko otwarcie na wszystkie wpływy świata. W kulturze prowadzi analogiczna sytuacja do powstawania enklaw zamkniętych w getta, w których produkcja duchowa też popada w zastój od wsobnego chowu, jako bezustannej repetycji tych samych wciąż wzorców i taktyk kreacyjnych. Wewnętrzna dynamika getta może się wydawać intensywna, po latach widać jednak, że to ruch pozorny, bo donikąd nie prowadzi, bo ani nie przyjmuje dopływów z otwartego obszaru kultury, ani sam się jej dopływem nie staje, bo nie tworzy nowych wzorców ani prądów, bo żywi wreszcie najfałszywsze wyobrażenia na własny temat, jako że brak mu idącej z zewnątrz sprawiedliwej oceny poczynań.”
A teraz ad wpis lqq nr 122319:
1. Zwalnianie pracowników, którzy naukowo nie robią nic, doprowadziło by szybko do spadku ilości polskich profesorów do okolic zera. Przecież publikowanie przez nich pseudonaukowego bełkotu nie jest działalnością naukową!
2. Zlikwidowanie ewaluacji jednostek naukowych na podstawie ilości nadanych stopni doktora i doktora habilitowanego oraz uzyskanych tytułów profesorskich nie jest złym pomysłem, ale czym to zastąpić? Ilością patentów? A co z naukami społecznymi i humanistyką? Jak je więc oceniać? Po ilości publikacji? Ale to jest taki sam bezsens, jako że w nauce nie liczy się ilość, a tylko jakość!
3. Kto i z czego będzie płacić za ten staż za granicą po uzyskaniu doktoratu?
4. Dążenie do likwidacji funduszy na działalność statutową jest naturalne, jako że podatnicy nie mają żadnej kontroli nad wydawaniem tych pieniędzy!
5. Zamówienia publiczne są zawsze korupcjogenne, a więc należy je ograniczać do niezbędnego minimum.
6. Wystarczy podzielić pracowników na naukowych i dydaktycznych!
Waldi
Rozdawanie tzw. grantów zawsze jest oparte na arbitralnych decyzjach podjętych na podstawie arbitralnie przyjętych kryteriów. Wiem to dość dobrze jako długoletni asesor „naukowego komisariatu” UE i d. polskiego KBNu.
steaktartar
4 stycznia o godz. 16:42
„Mam nadzieję, ze wstydzisz się za ten wpis o Banachu”
Pytania nie są twierdzeniami, sądami ani zdaniami oznajmującymi. Taki spec jak ty to powinien wiedzieć.
takei-butei
4 stycznia o godz. 21:06
Natomiast ty nazwałeś wprost bydłem ludzi, którzy zostali zabici tylko dlatego, że byli Polakami, zabici przez stalinowców-komunistów wspierających hitlerowskich nazistów faszystów. Co z twoim wstydem? Ja niczego nie określiłem wprost, jeśli chodzi o Banacha, i nigdy nie określę.
steaktartar
4 stycznia o godz. 15:40
Podłym świństwem z twojej strony jest pisanie, że wmawiam Banachowi kolaborację. Draństwo. Natomiast bez wahania nazywasz zakatowanych w Katyniu przez oprawców stalinowskich współpracujących z nazistą Hitlerem – „zawodowi przestępcy kryminalni”. To jest podłość z twojej strony, okrutne świństwo. Masz jakiś konkretny dowód, ze ten a ten zabity w Katyniu mordował? I kto miałby go osądzać? Stalinowiec-komunista współpracujący z Hitlerem?
@lqq: “Nie przewiduję w Polsce w najbliższym czasie jakiegokolwiek powrotu do normalności w żadnej dziedzinie. Wszystko, co zreformowano w ciągu minionych 10 lat, ucierpiało w praktyce z tego powodu. Wszyscy chcieli dobrze, a wyszło, jak wyszło.”
To zdanie opiera się na błędnym założeniu, że kiedyś było normalnie. Nigdy nie było.
@A.L. Dlaczego tak jest?
Wszystkie reformy (w polskiej nauce) zatrzymano nawet nie w połowie drogi; zatrzymano je w przedsionku. Kluczem nie są pieniądze tylko zarządzanie. Gospodarz ma całkowitą rację, gdy pisze, że polską nauką – na każdym szczeblu, od szefa zakładu, przez dziekanów po rektorów i ministra, rządzą amatorzy, którzy w zdecydowanej większości swojej pracy wykonywać nie potrafią i którzy jej najzwyczajniej w świecie nie lubią. Tak właśnie jest – największymi przedsiębiorstwami w regionie rządzą amatorzy! System prawny skonstruowany jest tak, że nawet skończony kretyn na odpowiedzialnym stanowisku administracyjnym w szkolnictwie wyższym nie jest w stanie rozwalić uczelni, ale też nawet administracyjny geniusz nie jest w stanie tej uczelni zmodernizować.
W chwili obecnej w nauce wszystkie trzy władze – „ustawodawcza”, „wykonawcza” i „sądownicza” należą do korporacji profesorskiej. To profesura z kilku uczelni pisze kolejne ustawy o nauce i szkolnictwie wyższym, ustala zasady finansowania badań, kategoryzacji jednostek, awansów naukowych, i realizuje własne korporacyjne zarządzenia jako rektorzy, dziekani, dyrektorzy – to jest całkowicie zamknięty świat. Póki się nie rozbije tej szklanej kuli – nic naprawdę się nie zmieni. Prawdziwe próby reform podjęła dopiero Kudrycka, bo jako pierwsza spróbowała zrobić coś WBREW środowisku. Dlatego środowisko jej szczerze nienawidzi.
Nauka musi przestać zajmować się sama sobą, a zacząć identyfikować i odpowiadać na potrzeby społeczeństwa. Mam niemal pewność, że 5 doktorów wypromowanych przez lqq ma obiektywnie znacznie większą wartość niż te jego 100 publikacji.
Śledziłem swego czasu doniesienia na temat „niebieskiego lasera”…..
Polska przeznaczyła na grant badawczy 10 milionów zł.
Któraś z japońskich korporacji 100 milionów $……
Taka mniej więcej jest różnica w skali możliwości, Panowie Profesorowie?
No to goniąc, dostaniemy zadyszki…….
Skąd się biorą gigantyczne pieniądze w systemie uniwersyteckim wielu krajów?
1- przemysł
2-sponsorzy
3-zamówienia rządowe
Coś pominąłem?
Jakie źródła finansują polską naukę?
Poza rządowymi dotacjami i czesnym, chyba nie występują.
JAK to zmienić?
Ps.
Jesteście Panowie strasznie utytułowani, aż strach głos zabierać, ale jako prosty magister starego chowu pozwolę sobie na to.
Stare systemy dopracowywały swój sposób funkcjonowania setki lat, aż doszły do obecnego poziomu wydolności i wydajności.
A my beztrosko rozpieprzamy zamiast doskonalić, choć wiadomo z góry że świętego Graala nie ma.
@steaktartar
Sposób, w jaki Pan się do mnie odnosi, wystawia o Panu określone świadectwo wśród czytelników tego bloga. Niezależnie od tego, ile by Pan miał racji w jakimkolwiek temacie, nie będzie Pan traktowany poważnie po takich wyskokach.
Nic Pan o mnie nie wie, poza informacjami, które podałem powyżej. Pewne założenia na temat mojej osoby, które poczynił Pan w sposób na granicy ewidentnego braku kultury, świadczą o zakorzenionych w Pańskiej psychice problemach, stereotypach i uprzedzeniach oraz o zachowaniu na granicy chamstwa. Po przeczytaniu tego nie mam ochoty z tym dyskutować, poza tym w natłoku emocji nie czyta Pan uważnie poprzednich moich wypowiedzi pytając o to, co już napisałem.
Jeśli już się uda przekonać Panu cały świat do zamknięcia większości uniwersytetów w Europie, z przyjemnością wyemigruję gdzieś daleko. Mój zawód jest cały czas na liście poszukiwanych np. w Australii i Nowej Zelandii, więc z tym zmywakiem to po prostu się Pan ośmieszył.
Proszę mnie też nie wyzywać od tchórzliwych anonimów. Dla mnie Pan jest również anonimem i nie odczuwam potrzeby zmiany tego.
Do dalszej dyskusji na poziomie rynsztoka nie mam obowiązku się zniżać.
Życzę wszystkim miłego wieczoru.
@takei-butei
Z kim kolega chce dyskutować?
steaktartartar przecież k.a.g.a.n, e.k.o.n.om, b.a.d.n.i.c.k, l.e.c.h k.e.l.l.e.r, pierwszy troll blogów i forum „Polityki”.
zz
4 stycznia o godz. 21:20
Święta racja, tylko że po opadnięciu kurzu rewolucji, trzeba czekać ze 20 lat na efekty.
Nie lepiej poczekać na to następne pokolenie?
Uzdrowień przez likwidację mieliśmy sporo, jakoś nic dobrego z tego nie wyszło- biorąc pod uwage historię, nie tylko ostatnich 25 lat.
Rewolucja, czy ewolucja?
Mam mieszane uczucia.
Priorytety, budowa powiązań kooperacyjnych, wymiana międzynarodowa, wydają się jedyną metodą. W międzyczasie, stetryczali dziadkowie sami odejdą.
Likwidacja i budowanie od podstaw czegoś nowego, wydaje się emocjonalne, a nie przemyślane, raczej nieefektywne.
lqq
4 stycznia o godz. 21:24
Bardzo ciekawe uwagi wnosi pan w swoich wpisach.
A szczególnie kwestię funkcjonowania pod presją, zamiast z pasją.
Wychowankowie korporacji nawet ślinią się na komendę, wykształcono w nich doskonale jeden z odruchów Pawłowa.
Zmiana ma byc wszystkim, efektywność jedynym kryterium, czas dla korporacji nieograniczony, dyspozycyjność pełna.
Cóż, jeżeli naukowiec ma być traktowany jak rekrut i czerpać z tego jeszcze satysfakcję, to chyba coś nie tak……z optującymi za takim życiem.
Niech pan nie rezygnuje z wpisów, są zbyt wiele wnoszące.
@Wiesiek59
Czy Pan coś wie o dotacjach na te badania w innych krajach? Dlaczego od razu mamy porównywać się z Japonią?
Czy zdaniem Pana większa dotacja pomogłaby polskim badaczom? Czy oznaczałaby wywalenie pieniędzy w błoto, bo polską nauką
„rządzą nią tacy ludzie jak „lqq”, którzy najwyżej cenią sobie bezpieczeństwo zatrudnienia, a każdą próbę oceny ich działalności z góry odrzucają jako „zamach na ich elementarne swobody” (co jest ewidentną nieprawdą i wystarczy wszystkie moje wypowiedzi przeczytać ze zrozumieniem; osobiście przeszedłbym pozytywnie ocenę nawet po kilkukrotnym zaostrzeniu wymogów, jedyne co krytykuję, to zbyt częstą ocenę, a to w ogóle co innego)
Akurat Pana zdanie jest dla mnie bardzo cenne.
@Wiesiek59
Gdzieś po twitterze krążył wykres, w którym było pokazane, że po przekroczeniu pewnego granicznego czasu pracy drastycznie spada ogólna efektywność pracownika. Biurokracja i wiele bezsensownych obciążeń zaczyna przesuwać naukowców w Polsce coraz bardziej w stronę takiego przeciążenia. „Z niewolnika nie ma pracownika”.
Historia nauki zna przypadki wielkich i przełomowych odkryć, dla których sprzyjającym czynnikiem była swego rodzaju życiowa beztroska (pierwszym przykładem jaki mi się nasuwa jest okres pracy Einsteina w urzędzie patentowym).
Gdy Mendelejew wygłosił na konferencji propozycję stworzenia układu okresowego, popatrzono na niego z politowaniem, a jeden ze słuchaczy zapytał, czy nie próbował układać pierwiastków w porządku alfabetycznym. Czy Mendelejew podczas swojej pracy zastanawiał się – parafrazując @steaktartar „w jaki sposób jego praca naukowa przyczyniła się do poprawy stanu ówczesnej rosyjskiej gospodarki i jakości życia przeciętnego obywatela?”
@wieseik59: „Wychowankowie korporacji nawet ślinią się na komendę, wykształcono w nich doskonale jeden z odruchów Pawłowa.”
Czy pracowal pan kiedys w korporacji? Albo chociaz byl w poblizu takowej?
@lqq: „Historia nauki zna przypadki wielkich i przełomowych odkryć, dla których sprzyjającym czynnikiem była swego rodzaju życiowa beztroska (pierwszym przykładem jaki mi się nasuwa jest okres pracy Einsteina w urzędzie patentowym). ”
Trudno ten oktes w zyciu Einsteina nazwac „beztroskim”. Mial juz zone z ktora sie nie ukladalo najlepiej, I nechciane dziecko ktorego sie w tajemniczy sposob pozbyl. Wkrotce urodzilo mu sie drugie dziecko. Posada w urzedzie patentowym byla zwienczeniem nieudanych prob zaczepienia sie na jakejkolwiek uczelni. Trudno o lepsza „beztroske”
No wlasnie. Na przyklad taka Maria Sklodowska Curie czy Liza Meitner. Pelne „beztroski”
@A.L.
Nie jestem w stanie w tej chwili dać za to głowy, gdyż książkę z tym faktem z jego życia czytałem kilka lat temu. Ale o ile dobrze pamiętam, to Einstein w swoich pamiętnikach pisał, że ta praca była na tyle lekka, że miał przy okazji bardzo dużo czasu na rozmyślanie o fizyce i nigdy już w życiu nie miał tego czasu tak dużo. Co nie znaczy – uprzedzając ewentualne krytyczne wypowiedzi – że popieram rozmyślanie w pracy na temat hobby!
zz
4 stycznia o godz. 21:25
Hm, ale ja nie dyskutuję, natomiast nie mogę się godzić z tym, że bydłem nazywa się ludzi, których zabili stalinowcy wspierający Hitlera, i nie mogę przystać na to, aby wmawiano mi to, czego nie napisałem, wręcz przeciwnie, zaznaczałem, że tego nie piszę…
@lqq: ” Ale o ile dobrze pamiętam, to Einstein w swoich pamiętnikach pisał, że ta praca była na tyle lekka, że miał przy okazji bardzo dużo czasu na rozmyślanie o fizyce i nigdy już w życiu nie miał tego czasu tak dużo.”
Z lekturuy Issacsona na przyklad, wywnioskowac mozna ze ten okers zycia Einsteina nie byl ani lekki ani przyjemny. Owszem, w pracy mial luz., ale potem tez niespecjalnie zajmowal sie czynnosciami biurowymi czy uczeniem studentow. Institute For Advanced Studies byl zaprojektowany tak aby scientysci mogli robic to co chca, bez zadnych obowiazlkow ubocznych. Podobnie w Berlinie nie mial zadnych obowiazkow ubocznych
” że popieram rozmyślanie w pracy na temat hobby!”
Najlepiej meic takie hobby za ktore placa 🙂
@takei-butei: „natomiast nie mogę się godzić z tym, że bydłem nazywa się ludzi, których zabili stalinowcy wspierający Hitlera”
A moze Pan zmienic temat?
@takei
Są ludzie, którzy przyjmują argumenty i tacy, którzy każdego rozmówcę sprowadzają do swojego poziomu i pokonują doświadczeniem. Pan Mielonka należy do tej drugiej kategorii. Nikt z nim w potyczkach słownych nie wygrał, ale też wygrać nie mógł.
A.L.
4 stycznia o godz. 22:20 122417
Mogę, ale zmienię, gdy Hartman przestanie pisać o kulturowej niższości Polaków, co jest postawą (POSTAWĄ) rasistowską. Czy Hartman może zmienić swoją postawę? Nie może.
zz
4 stycznia o godz. 23:13
Wygrana – przegrana, to nie to, nie można się godzić na nazywanie ludzi bydłem.
wiesiek,
Na następne pokolenie to już wszyscy czekają od czasów mojej młodości 🙂 Nie tędy droga! Choć, dalibóg, nie wiem gdzie ta droga. Kiedyś to przynajmniej uczelnia dla młodych zdolnych ludzi była atrakcyjnym miejscem pracy, oknem na świat, przepustką do biura paszportowego. Przecież roczny wyjazd ustawiał na całe życie. A dziś? Najzdolniejszych wsysają korporacje (hurrrrrraaaa! absolwenci mają ciekawą i dobrze płatną pracę!) a nawet zagraniczne (lub choćby stołeczne) studia doktoranckie. Ci którzy zostają, zwykle po prostu nie mają lepszego pomysłu na życie. A i tak koniec końców okazuje się, że nie ma etatów (państwowych)!
To jest ciekawy problem społeczny. Większość obecnych polskich uczelni „drugiego rzutu” szybko rozwijała się do końca lat 70. Wtedy o etat było jeszcze stosunkowo łatwo, tym bardziej, że część etatów „zwolniła się” po marcu ’68. Wystarczy porównać czas „robienia habilitacji” w latach 60., 70. i obecnie. Jakimś oddechem była nie tak dawna akcja przekształcania różnych uniwersytetów pedagogicznych i szkół inżynierskich w uniwersytety bezprzymiotnikowe / techniczne (trzeciego rzutu). Te etaty jednak się pokończyły. Dla młodych-zdolnych miejsca (opłacanego przez podatnika) NIE MA.
takei,
To nie jest Twój (ani mój) blog. Świata nie zmienimy. Ja bym takiego dziada wyrzynał, bo byłoby mi zwyczajnie wstyd, gdyby pod moim wpisem pojawiały się takie komentarze, ale widocznie Hartman nie ma czasu na aktywną moderację. Więc po prostu nie czytam, nie odpowiadam, nie karmię trolla.
Jakieś warunki brzegowe i transformacyjne usiłowała sprecyzować Kudrycka.
Jakiś krok w sensownym kierunku został chyba dokonany?
Definiować, analizować, wdrażać, wydaje się sensowniejszym niz burzyć całą strukturę.
Inaczej będziemy skazani na odpływ najlepszych mózgów, wykształconych niemałym kosztem. A to bezsensowne ekonomicznie- kształcić kadry dla kogos za darmo.
Pomiędzy skrajnym merkantylizmem a sztuką dla sztuki, musi być jakaś ścieżka.
Rozumiem, ze wsrod swych starszych kolegow robi Pan za te czarna owce co to (eufemistycznie) wlasne gniazdo kala. 🙂
„W dodatku upowszechniły się anonimowe ankiety studenckie, oceniające wykładowców. Kto ma problem z zaliczeniem, ten przywali wykładowcy w ankiecie.”
Panie Profesorze, studiujac w Stanach wilokrotnie wypelnialem takie ankiety, przy czym nie przypominam sobie przypadku negatywnej oceny ktoregos z moich profesorow.
Administracja uniwersytetu ma jednak prawo wiedzic jak wypada dany pracownik w oczach studentow, ktorzy – prosze zauwazyc – sa tymi ktorzy utrzymuja tenze uniwersytet, wraz z jego profesorami. Bo placac za kwartal placilem takze za jakosc nauczania, a wiec i za kulture osobista mojego nauczyciela. Sam nie mialem zastrzezen, gdyz uniwersytet od dawna rozumial jak wazny jest psychiczny komfort studenta oraz jego zadowolenie z faktu studiowania na tym wlasnie uniwersytecie. Moim zdaniem te ankiety byly swoistym przezytkiem na amerykanskich uniwersytetach, gdyz kultura osobista obowiazuje tu wszedzie i na codzien.
W warunkach polskiego feudalizmu uczelnianego, pamietam, gdzie profesor czesto byl Bogiem i dzierzymorda, pomiatajacym studentami jak smieciami, takie ankiety moga tylko podciagnac kulture osobista wielu wykladowcow. A z ta kultura w dalszym ciagu bywa przeroznie – tak jak z rzetelnym przygotowaniem wykladu.
@krzys52: „Panie Profesorze, studiujac w Stanach wilokrotnie wypelnialem takie ankiety, przy czym nie przypominam sobie przypadku negatywnej oceny ktoregos z moich profesorow.”
Niestety, owe „teaching evaluations” bynajmniej obiektywne nie sa. Studenci mszcza sie na profesorach za stopnie nie takie jak by chcieli miec(bywalo ze B+ bylo powodem do afery I sprawy w sadzie). Wiele jest tez w tym zupelnie idiotycznych rzeczy, na przykald ze „macha palcem”, „sie rusza” albo „sie nei rusza”. Oczywiscie, sporo jest rzetelnych opinii z ktorych mozan to I owo wyciagnac.
Skutek jest taki ze malo kto sie owymi „teaching evaluations” przejmuje. Mnei powiedziano na pewnym zebraniu ze „dopoki nei zgwalcisz studentki, nikt sie nei bedzie interesowal twoimi teaching evaluations”. I tak to mniej wiecej jest.
Zas jak idzie o kulture… Z tym na ogol jest w porzadku, bo trudno w AMeryce znalezc wsrod profesury chamow. To w ogole dosyc kulturalny kraj. No I profesorstwo wie ile student placi. Jezeli student placi za moj wykald 2 tysiace dolcow, to uwazam ze powinienem go traktowac gzrecznie I dac mu dobry „show”.
Co nei znaczy ze nei ma roznych anomalii, ale nei chce mi sie o tym pisac
@A.L.
5 stycznia o godz. 1:27 122425
Skutek jest taki ze malo kto sie owymi “teaching evaluations” przejmuje. Mnei powiedziano na pewnym zebraniu ze “dopoki nei zgwalcisz studentki, nikt sie nei bedzie interesowal twoimi teaching evaluations”. I tak to mniej wiecej jest.
****
Tak to z grubsza wyglada, ale gdy idzie o duperele. Gdy jednak na wielu ewaluacjach powtorzy sie np. zarzut o seksistowskie zapedy danego wykladowcy to wowczas raczej nie trafi to do kosza.
Mnie glownie chodzilo jednak o to, ze takie ankiety moga podciagnac poziom na polskich uczelniach. Uwazam, ze akurat w tym punkcie p.Hartman niepotrzebnie wybrzydza. Zgadzam sie, ze jest to dodatkowa uciazliwosc, na ktora patrzy sie jak na nie majaca nic wspolnego z Nauka, ale moim zdaniem Nauka przez duze N, to takze klasa i kultura kadry naukowej. Nie wyobrazam sobie pracowania na konto jakiegos utytulowanego chama, przez ktorego, zauwaz, nauka moze stracic bardzo tworczego studenta.
@krzys52: „Gdy jednak na wielu ewaluacjach powtorzy sie np. zarzut o seksistowskie zapedy danego wykladowcy to wowczas raczej nie trafi to do kosza”
Czy Pan naprawde studiowal w USA?… Sprawa seksismu, I to wielokrotnego, to nei sparwa teaching evaluations. Na kazdej uczelni jest Biuro Rownego Traktowania, gdzie wypadek seksizmu znalazlby sie ciagu milisekundy, a w ciagu nastenej professor bylby na zielonej trawce
Jako doktorantce, marzy mi się, aby reforma szkolnictwa wyższego była wprowadzana „z głową”, a nie była kopiowana ctrlC ctrlV. Argumenty Pana @lqq są bardzo istotne. Mój doktorat jest z „tych odważnych” i ryzykownych i mam problemy z publikacją z listy A. Bardzo chciałabym móc odbywać zagraniczne staże (semestralne, roczne), ale nie chciałabym być skazywana „na banicję” z mojej macierzystej uczelni, którą kocham i szanuję. Nauka to jest styl życia, nie zawód, jak wspomniał @lqq. Bardzo chciałabym móc z godnością, z tej nauki żyć, mieć rodzinę i wychowywać dzieci. Oczywiście dostrzegam patologie polskiej nauki np. konkursy NCN, gdzie, obok planowanej generyczności badań, 50% oceny wniosku stanowi: posiadanie publikacji z listy A a drugie 50% to osiągnięcia i nagrody itd. Jak mam mieć publikacje i osiągnięcia, jak nie mam środków na badania? Jak mam mieć środki z NCN, jak nie mam publikacji? 🙂 Konkursy są pisane tak, aby można było uzasadnić każde odrzucenie, jak nie uzyskam grantu, nie utrzymam miejsca pracy. Mogłabym wybrać łatwiejszy temat, mniej ryzykowny jak radził promotor, ale ja nie chcę być naukowcem, który „dzieli włosa na czworo”:) Nauka nie dla Ambitnych? 🙂 System „boloński” też nie jest idealny. Marzy mi się, aby polscy Profesorowie, bez obrzucania się inwektywami, na poziomie znacznie wyższym niż prezentowany przez polityków, znając wszystkie wady środowiska, w którym pracują, zreformowali je tak, aby nie musieli się tego wstydzić. Aby nie przyjmowali wszystkiego bezkrytycznie jak małpy, ale aby też nie zawracali kijem Wisły, bo ani jedno ani drugie nie przystoi.
A.L.
5 stycznia o godz. 2:22 122427
Mialem na mysli np. komentarze czy sugestie, ktore ktos mogl odebrac jako seksistowskie. O ile pamietam uwagi tego typu mozna bylo wcisnac pod ktorys z punktow. Nawiasem mowiac tak jak wszekie inne uwagi, ktore nie odpowiadaly wprost na pytania ankiety.
Polska, jak na swój PKB(i nie tylko), ma za dużo studentów, „naukowców” i uczelni – w efekcie zajmują się wszyscy(prawie!) pozorowaniem edukacji i nauki!!!No a w świecie pozorów …. 😉 Trzeba podziękować prof.Januszowi Czapińskiemu&Co za wizje wyższego wykształcenia i matury dla każdego – to są skutki!!!
zz
4 stycznia o godz. 23:32
Skoro prywatna „Polityka” wzięła od rządu PO-PSL publiczne pieniądze (nikt nie zaprzecza), to jest to także mój blog, bo płacę podatki.
steaktartar
co czytam, były zdrajca i złodziej za czasów PRL, proszący o azyl w RFN i rozmawiający z CIA ,BND próbuje pouczać innych a szczególnie Hartmana.
Teraz to mnie już nic nie dziwi dlaczego ciebie badnick/steaktartar i inne wcielenia nie chcieli zatrudnić na Uniwersytecie Warszawskim.
Motyl1
Znów tylkoad personam? Uważaj, bo w twojej sprawie toczy się obecnie dochodzenie w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Ochota (numer akt PG II 1 Ko/1973/13).
FloraK
Jako doktorantka, to masz dziś w Polsce szanse na karierę naukową tylko wtedy, jeśli jesteś córką albo kochanką profesora. Tertium non datur. I niby kto ma finansować te twoje zagraniczne staże? Polski podatnik? A co on będzie z tego miał? Pytałaś się go o zgodę, skoro wyciągasz żebraczą rękę po jego pieniądze?
I nie licz na to, że polscy profesorowie zreformują polską naukę, jako że obecny system, oparty na korupcji, nepotyzmie, chowie wsobnym i braku odpowiedzialności za wydawane pieniądze podatników najbardziej im odpowiada… 🙁
Lqq
1. Mendelejew był szeroko doceniany przez cały europejski świat nauki (a więc de facto w tamtym okresie – cały świat nauki, bowiem wiodące dziś amerykańskie czy japońskie instytucje badawcze po prostu jeszcze nie istniały). Otrzymał m. in. Medal Copleya przyznany przez Royal Society z siedzibą w Londynie. Na drodze jego kariery naukowej jednak stanęły jego liberalne poglądy. Kiedy w 1890 roku Mendelejew ujął się za studentami domagającymi się liberalizacji systemu władzy, minister oświaty przysłał mu ordynarny list z naganą. Urażony tym Mendelejew 17 sierpnia 1890 r. zrezygnował z posady na Uniwersytecie Petersburskim.
Od 1893 roku był dyrektorem Głównej Izby Miar i Wag. Tutaj opracował nowe państwowe przepisy dotyczące produkcji spirytualiów i sprecyzował w sposób naukowy, niejasne dotąd, potoczne pojęcie „wódka”. Jako skutek jego prac, w 1894 roku zostały wprowadzone ukazy carskie określające zawartość etanolu w wódce na poziomie 40% objętościowych, a przyjęty przez władze oficjalnie jako narodowy trunek o nazwie Moskiewski Specjał został opatentowany. (Wikipedia)
Tak więc Mendelejew cały czas myślał o przydatności swej pracy dla ogółu społeczeństwa i nie bal się mieć inne stanowisko niż jego przełożeni. Dziś w Polsce nie zrobiłby on więc nawet doktoratu, podobnie jak n.p. Banach.
2. Nic nie rozumiesz. Twoja pozytywna ocena jest spowodowana tylko i wyłącznie twoim konformizmem, żeby nie powiedzieć lizusostwem i donosicielstwem. Ale gdyby sprawdzić społeczną użyteczność twej pracy, to okazała by się nie zerowa, ale wręcz ujemna: pochłaniasz bowiem ograniczone zasoby nic za to społeczeństwu nie dając, ergo jesteś zwyczajnym pasożytem, a więc nadajesz się tylko jako cel dezynfekcji, dezynsekcji i deratyzacji, jak to się mawiało w wojsku! 🙁
3. Odnoszę się do ciebie tak jak podatnik, którym jestem, odnosi się do pasożyta, którego musi on otrzymywać, czyli z pełną pogardą. Twoja arbitralna ocena mnie zaś nic a nic nie obchodzi.
4. Wiem o tobie aż nadto, jako że znam kopy takich „naukowców” jak ty, którzy mają ujemną społeczną użyteczność twej pracy, jako że ty tylko pochłaniasz ograniczane z definicji zasoby nic za to społeczeństwu nie dając w zamian, ergo jesteś tylko zwyczajnym pasożytem, a więc nadajesz się tylko jako cel dezynfekcji, dezynsekcji i deratyzacji, jak to się mawiało w wojsku, a czym już pisałem… 🙁
5. Nie mam zamiaru zamykać większości uniwersytetów w Europie, jako że za mało o nich wiem, ale chce zamknąć większość polskich uniwersytetów, jako że nie są to uniwersytety, a tylko szkółki na poziomie niższym niż PRLowskie licea.
6. Proszę mnie nie rozśmieszać – z tego, że twój zawód jest cały czas na liście poszukiwanych np. w Australii i Nowej Zelandii nie znaczy, że dostał byś tam wizę, jako że wymagają tam także realnej praktyki w wyuczonym zawodzie, a tym masz tylko praktykę na polskiej „wyższej” uczelni, a więc nie otrzymał byś z ambasady Australii owego zaproszenia do złożenia podania o wizę emigracyjną, jako że wymogi stawiane imigrantom do Australii są dziś bardzo wysokie, choćby tylko dla tego, że realna stopa bezrobocia jest tam szacowana na pomiędzy 20 a 30%. To akurat wiem dobrze, jako że długo zajmowałem się problemem niedoszacowania stopy bezrobocia w rożnych krajach, a szczególnie zaś w Australii.
7. Nie jestem anonimem. Podałem link do mojego programu reformy polskiej nauki (http://static.t-code.pl/Keller-Reforma03B.pdf), podpisanego mym pełnym imieniem i nazwiskiem oraz mój adres e-mail (lech.keller@gmail.com). A ty chowasz się wciąż tchórzliwie pod pseudonimem „lqq”… 🙁
8. Rejterujesz z braku argumentów ad rem. Ale czego można oczekiwać dziś od polskiego prof. zw. dr hab.?
ZZ
1. Potrafisz tylko mnie obrażać? Ale uważaj, bo w twojej sprawie toczy się obecnie dochodzenie w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Ochota (numer akt PG II 1 Ko/1973/13).
2. Polską nauką – na każdym szczeblu, od szefa zakładu, przez dziekanów po rektorów i ministra, rządzi klika, albo jak kto woli, mafia profesorska, nie mająca pojęcia o zarządzaniu, ale doskonale umiejąca ciągnąć pieniądze od podatników via budżet państwa oraz zabezpieczać swe stołki przed jakąkolwiek konkurencją. Stąd też w Polsce do dziś nie uznaje się do dziś doktoratów z najlepszych wyższych uczelni świata oraz obowiązuje w niej wciąż ta stalinowsko-feudalna habilitacja, przez co blokuje się w sposób naturalny możliwość zatrudnienia w Polsce profesorów z najlepszych uniwersytetów, jako ze kraje, gdzie nauka stoi dziś najwyżej, nie znają takiego pojęcia jak owa „habilitacja”…:-( Doszło więc dziś w Polsce do takich absurdów, że mój doktorat (PhD) z Monash University w Melbourne (Australia) nie jest w niej uznawany, choć uznają go wszędzie w Europie na zachód i północ od Polski. 🙁
Takei
1. O co masz pretensje do Gospodarza tego blogu? Hartman jest przecież Żydem, a więc z mlekiem matki wypił on to swoje poczucie wyższości wobec gojów (goim)!
2. Niestety, ale sanacyjna administracja na tzw. kresach wschodnich RP zachowywała się wobec tamtejszej lokalnej ludności jak bydło, za co później wysoką cenę zapłacili polscy chłopi z Wołynia… Wiem że prawda w oczy kole, ale to nie znaczy, że należy ją przemilczać!
Wiesiek59
1. Kudrycka pozorowała tylko reformę. Nie udało się jej nawet zlikwidować habilitacji, a problemu profesury belwederskiej to ona nawet nie poruszyła w swych planach reform. 🙁
2. Na komendę rektora czy dziekana, to ślinią się dziś pracownicy polskich „wyższych” uczelni… 🙁 A w korporacjach, które działają przecież na zasadzie komercyjnej, ocenia się zaś pracowników według ich wydajności, a nie uległości wobec przełożonych.
3. Polska nauka jest dziś w tak tragicznym stanie, że tylko rewolucja, czyli radykalna zmiana elit nią rządzących, może ją uratować!
4. Pytasz się skąd się biorą gigantyczne pieniądze w systemie uniwersyteckim wielu krajów?
Oto odpowiedź:
1. Wojsko.
2. Wojsko.
3. Wojsko.
Krzys52
Ankiety wypełniane przez studentów z reguły obniżają poziom nauczania, jako że studenci oceniają w nich najwyżej najmniej wymagających wykładowców. To jest zrozumiale – ci studenci postępują przecież racjonalnie, chcąc uzyskać swój cel czyli dyplom możliwie najmniejszym nakładem środków, a więc będą ono preferować tych wykładowców, którzy im stawiają najmniejsze wymagania.
A.L.
1. Tyle, że te uczelniane komórki do spraw równego traktowania służą na ogół temu, a by bronić pracowników przed oskarżeniami ze strony studentów. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale to nie one decydują o regule…
2. Nie każdy naukowiec jest Einsteinem ale każdy chciałby, aby go traktowano jak Einsteina. 😉
Tak jak się obawiałem. >b>Zamiast rzeczowej dyskusji nad przedstawionym przeze mnie programem ratowania polskiej nauki (http://static.t-code.pl/Keller-Reforma03B.pdf), obrzucono mnie tu takimi wyzwiskami jak złodziej, oszust, komuch, agent CIA, KGB czy tez innego Mossadu. 🙁
No cóż, nie moja to wina, że mym adwersarzom brakuje rzeczowych argumentów, że zamiast dyskutować ad rem, dają oni pokaz braku kultury osobistej atakując mnie ad personam.. 🙁
@FloraK
1. Po to ma się promotora, by nie było (nieprzezwyciężalnych) kłopotów z „publikacjami na liście A”. Jeżeli nie ma Pani takiego wsparcia, radzę pomyśleć o zmianie promotora/uczelni.
2. Obowiązujący w Polsce model to (a) zatrudnienie na uczelni i (b) wyjazd na rok-dwa na zagraniczny staż, o ile się znajdzie finansowanie takiej imprezy (zwykle koszty pokrywa strona zapraszająca). Żeby jednak znaleźć finansowanie, trzeba być dobrym i pracować w dobrym zespole, bo konkuruje się z całym światem.
3. Co do konkursów NCN, to proszę włożyć buty dyrekcji NCN, komu by Pani dawała granty, tym co mają publikacje, nagrody, zrealizowane granty czy tym, którzy nie mają żadnych osiągnięć? Za to, by Pani miała te osiągnięcia, odpowiada nie tylko Pani, ale i PROMOTOR. Wraca więc pytanie, czy pani ukochana uczelnia nie jest aby prowincjonalną dziurą przerabiającą diamenty w węgiel. Nie dowie się tego Pani, jeśli nie spróbuje szczęścia w innej „dziurze”.
4. Niestety, polscy profesorowie NIE SĄ W STANIE skutecznie zreformować polskiej nauki i szkolnictwa wyższego, zwłaszcza że robią to od 25 lat. Autor obecnej ustawy, Woźnicki (ten elektronik, co recenzował doktorat Goliszewskiego z zarządzania, „afera Goliszewskiego” to przecież tak naprawdę „afera Woźnickiego” była) zaoferował niedawno chęć napisania nowej ustawy – hospodyn, pomyluj!!! Podstawowy kłopot jest taki, że profesura to zwykli (starszawi) ludzie, co to mają rodziny, znajomych i reumatyzm a do tego są uwikłani w przeszłość: dla moich kolegów idealny system to taki, który znają ze swojej młodości, czyli późny Gomułka a najlepiej – wczesny Gierek. Jeżeli 20 członków rzeczywistych PAN nie potrafi obsługiwać e-maili, to jak tego typu środowisko może reformować polską naukę, wytyczać kierunki jej rozwoju w XXI wieku?
ZZ
A więc zgoda, że polscy profesorowie NIE SĄ W STANIE skutecznie zreformować polskiej nauki i szkolnictwa wyższego!
ZZ
Wniosek: polską profesurę należy odsunąć od jakiegokolwiek wpływu na polską naukę i polskie szkolnictwo wyższego, a to da się zrobić tylko zwalniając natychmiast z pracy wszystkich polskich profesorów belwederskich i doktorów habilitowanych, jako osoby z definicji niereformowalne.
steaktartar
donosicielem i kłamcą byleś już zawsze , ale oszustem stałeś się jak zobaczyłeś dolarki. A za azyl w RFN sprzedałeś nawet Polskę u CIA i BND.
I przestań wypisywać głupoty o Polskich uczelniach, bo jakby takich zdrajców i oszustów zatrudniano w nich to by nauka w Polsce całkowicie już upadła , ale na szczęście takich jak ty nie zatrudnia się w Uniwersytetach.
Motyl,do pierona,nie czujesz tego:on nie jest klamca=jest pieniaczem!Poco sie wkurzasz???
Jakie czynniki powodują, że niektóre uniwersytety są twórcze, a niektóre odtwórcze?
Niektóre są w stałym intelektualnym fermencie, generującym nowe idee, a inne nadają się jedynie do produkcji solidnych inżynierów, czy rozwijania i doskonalenia pomysłów powstałych gdzie indziej?
Bo tak mniej więcej bym to podzielił.
Produkujemy podobno wspaniałych informatyków, regularnie mieszczących się w pierwszej dziesiątce na różnych zawodach międzyuczelnianych świata.
Ale, nie przekłada się to jakoś na równie genialne wdrożenia…..
Brak ludzi z pasją, pieniędzy, skłonności do ryzyka, jakieś czynniki psychologiczne?
Jakaś bariera do zidentyfikowania i pokonania…..
steaktartar
4 stycznia o godz. 18:47 122378
================================
Poniosło mnie z tą świnią.
Nie jestem człowiekiem nauki,ale interesuje mnie ten problem,
tu roztrząsany. Jest tak samo waży , jak każdy inny. Szukam przyczyny.
Ten mój wypadek przy pracy, nie jest bez uzasadnienia.
Człowiek żyje dzięki Słońcu, zajmuje najwyższe miejsce w świecie zwierzęcym,
musi być tego przyczyna. Wg mojej wiedzy, stało się to przypadkiem, że człowiek stał się istotą rozumną; stanął na dwóch nogach, mózg mu się odpowiednio ukształtował, potrafił rozniecić ogień, ,który wykorzystał do poprawiania jedzenia,
usuwał z jedzenia pasożyty, nauczył się polować, pasterstwa, aż w końcu stał się istotą społeczną. Mamy niezbite dowody, że były w dziejach człowieka okresy czasu, miejsca, że człowiek stał znacznie wyżej intelektualnie niż obecnie.
Od tego czasu, nazywanego czasem – rajem, następuje degradacja w czynności umysłu ludzi. Dlaczego?
Są tacy, którzy mówią, że człowiek zlekceważył energię słoneczną. Nie potrafi z niej korzystać z właściwym pożytkiem.
Człowiekowi, ta wysoka pozycja, nie została dana raz na zawsze.Tą wysoką pozycję daje nam pożywienie, bo w nim są zawarte dary słoneczne. I tu jesteśmy przy świni, która jest źródłem pokarmu dla człowieka, przy niej krowa, owca. ….
To te zwierzęta najlepiej, w najlepszej formie przekazują energię człowiekowi,
w postaci pokarmów odzwierzęcych , zwierząt roślinożernych.
I co się dzieje dzisiaj: te pokarmy dane nam przez naturę, ze swej bezmyślności,
psujemy, degenerujemy, usprawniamy tak, że staje się nieodpowiednim pokarmem głównie dla naszego mózgu. I jakie mamy skutki: głupiejemy, ubywa nam rozumu. Oczywiście wszyscy ludzie mają wysokie mniemanie o swojej sprawności intelektualnej, ale jest to złudzenie, tak nie jest.
To złożony proces, przebogaty, nawet nie próbuję go wyjaśniać; – jak niszczenie żywności wpływa na nasz intelekt? Nikt tego nie bada, bo niby po co, jesteśmy tacy genialni..
W największym skrócie: upodabniamy się do zwierząt roślinożernych.
Mam nadzieję , że nikogo nie obraziłem.
@ steaktartar
Co cię obchodzi, kim jeste? Co, argumentów ad personam się zachciało, jak się okazało, że ludzie nie kupują zamieszczanych przez ciebie bzdur?
Z obserwacji własnych i zasłyszanych historii wyłania się dość podobny pesymistyczny obraz, choć oczywiście w tak dużej masie zdarzają się wyjątki i porządni „starsi koledzy”. Cóż cechy w populacji „rozkładają się Gaussem”, z tym, że w tzw. Nauce Polskiej niestety wartości (w przenośni i dosłownie) najczęściej spotykane budzą zażenowanie, jeśli miało się okazję zobaczyć coś więcej niż swój lokalny grajdołek. I nawet nie musiał być to Oxford, czy Cambridge, aby niestety zbyt często odczuwać niesmak.
Z drugiej strony trzeba jednak powiedzieć, że empiryczne obserwacje tzw. narybku, w tym młodych doktorów, też nie napawają optymizmem – oto „niczym ananasy w oranżeriach” dojrzewają kolejni pracownicy Nauki Polskiej . Aż chce się zacytować 1. część filmu ‚Matrix’: „many of them are so inured, so hopelessly dependent on the system …”.
Kontynuując jednak tę analogię, dobra wiadomość jest także, że istnieje i możliwość przyjęcia „czerwonej pigułki”: http://www.maths.com.pl/joinus i to nie tylko dla ścisłowców/technicznych – np. utalentowani humaniści też się odnajdują. Dobra, akademicka instytucja macierzysta, uczciwe zasady rekrutacji i niezłe wynagrodzenia. Robi się nowoczesną i prawdziwą naukę i to w warunkach rynkowych, więc nie ma miejsca na np. ustawiane konkursy. Tylko trzeba mieć coś do zaoferowania poza dyplomem i się naprawdę napracować … A z tym często jest problem, niestety lata spędzone w polskim systemie edukacyjnym skutkują często efektami, których nie da się łatwo i szybko odwrócić. Ale chętnych do spróbowania oczywiście zapraszamy – w liście motywacyjnym warto powołać się na dyskusję pod artykułem „Będąc młodą doktorką” – zobaczymy ile osób będzie spróbować działać zamiast narzekać.
Wiesiek,
Kluczem do zrozumienia stanu polskiej nauki jest artykuł Balcerowicza „Renta zacofania” (2004), http://polskagmina.pl/organizo/swiat/renta.pdf. Proszę nie traktować zawartych tam tez dogmatycznie (choć Balcerowicz ma dużo racji), ale raczej jako materiał do refleksji nad polityką naukową państwa.
Co do wydatków na niebieski laser, to być może sednem problemu były zbyt niskie nakłady, ale być może – nasze zacofanie cywilizacyjne. Chodzi mi o to, że Polacy opracowali DROGĄ technologię produkcji superczystych kryształów, a Japończycy TANIĄ technologię produkcję „byle jakich” kryształów; tyle że to te tanie kryształy mają lepsze właściwości technologiczne od tych super czystych. Gdzie rola zacofania? A no w tym, że ktoś na odpowiednim etapie powinien był się zorientować, że celem jest komercjalizacja a nie piękno produktu. Innymi słowy: sami naukowcy do komercjalizacji nie wystarczą. Potrzeba całego zaplecza i środowiska nastawionego na sukces – komercyjny a nie naukowy.
@FloraK:
„Oczywiście dostrzegam patologie polskiej nauki np. konkursy NCN, gdzie, obok planowanej generyczności badań, 50% oceny wniosku stanowi: posiadanie publikacji z listy A a drugie 50% to osiągnięcia i nagrody itd. Jak mam mieć publikacje i osiągnięcia, jak nie mam środków na badania?”
Nie napisała Pani o jednym detalu. Podstawowym warunkiem otrzymania grantu jest obecnie DOŚWIADCZENIE W REALIZACJI GRANTÓW. Czyli grantu się nie dostanie, jeśli się wcześniej nie miało grantu. Podkreślam z całą stanowczością – jest to stan PO REFORMIE. Czy w jakimś FAQ na stronie NCN jest odpowiedź na pytanie, jak należy dostać PIERWSZY GRANT? Pomijając już kwestie znalezienia się w tych kilku procentach czołowych wniosków, aby mieć finansowanie.
lqq
A co to za problem zdobyć to doświadczenie w realizacji grantów? Wystarczy być w zespole, który taki grant realizował, niekoniecznie przecież w Polsce. Ale zapomniałem o tym, że polska profesura nie zna języków obcych, jako że jest ona wynikiem chowu wsobnego. 🙁 Poza tym rozczuliło mnie wręcz, to że polski prof. zw. dr hab. nie wie jak zdobyć swój pierwszy grant. Czy naprawdę habilitacje i profesury przyznaje się w Polsce tylko osobnikom z IQ poniżej normy?
zz
5 stycznia o godz. 18:18
Tekst zapewne pochodzi jeszcze z czasów, gdy Balcerowicz nie był dogmatykiem…
Ale sensowny.
Zbieżny zresztą z moimi odczuciami.
Kulturę techniczna i zdolność absorpcji nowych osiągnięć, buduje się latami, stopniowo.
Mamy nowy przemysł, choć w ograniczonym zakresie, nowe metody organizacji pracy, na tym gruncie wyrośnie COŚ nowego.
Co zreszta już na przykładzie PESA, CD Projekt i kilku innych firm, widać.
Na tej bazie dopiero będą powstawały laboratoria badawcze i zamówienia na badania dla uniwersytetów.
Długa droga przed nami. Ale kilka pierwszych kroków zostało dokonanych…..
Co do lasera, zwizualizowałem sobie prosto.
Taniej z setek tysięcy kryształów powstałych w masowej produkcji wybrać za pomocą automatycznej selekcji 10% zdatnych do użytku, niż pieczołowicie hodować kilka doskonałych….
Ekonomika wysiłku.
ZZ
Powoływanie się na Balcerowicza jest dowodem zaawansowanego niedorozwoju umysłowego i emocjonalnego. 🙁
ZZ – p.s.
To przecież nie kto inny jak Balcerowicz zniszczył polski przemysł, a wraz z nim polską myśl techniczną i polską naukę! Przecież w założeniach tzw. Planu Balcerowicza było kupowanie technologii i know how zagranicą, na zasadzie, że „nie opłaca się prowadzić badań naukowych w Polsce – ani podstawowych ani nawet badań z zakresu nauk technicznych”. To przecież w ramach Planu Balcerowicza zlikwidowanio w Polsce produkcję półprzewodników, układów scalonych, i mikroprocesorów, aby wymienić tylko przykłady z informatyki i elektroniki. 🙁
mpn
Zauważ, że ja przedstawiłem na tym blogu pozytywny plan ratowania polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego, a w odpowiedzi otrzymałem same wyzwiska, bluzgi i pogróżki od anonimowych tchórzy takich jak właśnie ty. 🙁
Wiesiek59
Mylisz konkursy w pisaniu na czas programów typu „Mickey Mouse” z informatyką. 🙁
Luap
To znasz się też na nauce. No proszę. Czekam więc na twojego Nobla!
Motyl1
Ile razy mam ci tłumaczyć, że azylu w Niemczech nigdy nie dostałem ani go nawet nie chciałem, a że nie masz pojęcia o nauce, to nie zanieczyszczaj tego blogu i pamiętaj, że w twojej sprawie toczy się obecnie dochodzenie w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Ochota (numer akt PG II 1 Ko/1973/13).
Na temat niebieskiego lasear prosze sobie wygoglowac artykul
Polski niebieski laser wielki sukces czy manipulacja doskonała?
Opublikowany w branzowym pismie Elektronika
Tak w ogole, od pomyslu do pzremyslu jest bardzo dluga I kosztowna droga. Czerwony laser wymyslili Amerykanie, ale na masowa skale zaczeli go produkowac Japonczycy
@FloraK
No widzi Pani, dalszą dyskusję proszę prowadzić z jedynym ekspertem nieustannie dostępnym online. Nie wiedzącym, co to jest pytanie retoryczne (w końcu nie jest – jak sam pisze – „chómanistą”), ale doskonale wiedzącym, czyją powinna Pani zostać kochanką. I – podobnie jak poprzednio – wiedzącym o Pani więcej, niż Pani sama. O mnie też wie lepiej, ile miałem grantów.
Ja już stąd wychodzę. Dziękuję wszystkim za (w większości przypadków miłą) dyskusję i życzę Autorowi bloga zdrowia przy czytaniu komentarzy pod swoim wpisem. Do zobaczenia gdzieś, kiedyś.
Co tu wejdę, to widzę kolejną erupcję intelektu steaktartara albo groźbę doniesienia do prokuratury na kolejnego blogowicza, który jakoby go znieważył.
Czym prędzej więc wychodzę, bo czuję się jak na planie filmu „Lot nad kukułczym gniazdem”.
Miłej zabawy życzę, również Gospodarzowi, ale beze mnie.
mag
Nic nie poradzę na to, że na tym blogu łamane jest prawo, a ani jego gospodarz ani też redakcja Polityki nie reagują na to. Przypominam też, że przedstawiłem na tym blogu pozytywny plan ratowania polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego, a w odpowiedzi otrzymałem same wyzwiska, bluzgi i pogróżki od anonimowych tchórzy takich jak właśnie ty, mag. 🙁
lqq
Masz coś do powiedzenia ad rem? Jak widać nie, a więc nie zanieczyszczaj tego blogu!
A.L.
Nie jest sztuką coś dziś wymyślić czy też wyprodukować – sztuką jest dziś to sprzedać z zyskiem w warunkach globalnego kryzysu kapitalizmu czyli chronicznej i wciąż rosnącej nadwyżki podaży nad popytem. A tym zajmować powinna się ekonomia, ale jak widać, nie zajmuje się ona dziś realnymi problemami gospodarki, jako że nie tylko w Polsce katedry ekonomii opanowały miernoty będące na usługach kapitału i prawicowych polityków.
lqq
Jaki był społeczny pożytek z tych grantów, które otrzymałeś?
mag
Nie widzisz tu chamskich ataków na mnie? Masz więc bardzo selektywny wzrok… 🙁
A.L.: Ciekawy artykuł (Elektronika) – dziękuję.
Wiesiek:
Ja to widzę tak. Do ’89 w Polsce przemysł „wysokich technologii” to był przemysł państwowy, zaś instytuty PAN stanowiły (w teorii) jego zaplecze. Jedni i druzy nastawieni byli na gonienie/kopiowanie/(kradzież intelektualną) tego, co już było znane na Zachodzie. Po zmianie systemu politycznego przemysł państwowy musiał upaść (ze względu na archaiczny sposób zarządzania), popyt na usługi instytutów PAN spadł więc do zera (zwłaszcza że szybko zorientowano się, że zamiast kraść – lepiej technologię KUPIĆ). Zgodnie z koncepcją renty zacofania, państwowe finansowanie B&R spadło z nieco ponad 1% PKB (niewiarygodnie wysoki poziom!) w okolice 0,3%, czyli do poziomu kroplówki niepozwalającej ani obumrzeć, ani się rozwijać. Efekt jest taki, że co prawda przez 25 lat państwo przyoszczędziło na R&D, ale obecnie ma system, w którym biznes (jaki by nie był, ale jednak jest) jest całkowicie oddzielony od publicznego (krajowego) R&D. Czy Pan wie, że Orlen nie ma żadnego działu R&D? Żadnego!!! Jedyną korzyścią z istnienia szkolnictwa wyższego są jego absolwenci, wskazanie korzyści z istnienia instytutów badawczych jest naprawdę trudne. Miną lata i grube miliardy, zanim da się to zszyć. Teraz usiłuje się w tym celu wykorzystać pieniądze unijne, ale czyni się to chaotycznie, bez planu, opierając się na naiwnej nadziei, że sam zastrzyk gotówki dla ośrodków, które napiszą najlepsze wnioski, spowoduje cuda. Nic z tego nie wyjdzie, bo problemy są systemowe. W szczególności konfrontacja publicznych uczelni/instytutów (innych nie ma) z prywatnym biznesem (innego nie ma) prowadzi do serii działań pozornych: z obawy przed posądzeniem o niegospodarność, żadna osoba decyzyjna w publicznej uczelni nigdy nie podejmie jakiejkolwiek decyzji niosącej znamiona ryzyka (biznesowego), a tylko takie decyzje byłyby interesujące w kontekście współpracy z biznesem. Co więcej, cała kadra zarządzająca uczelniami i instytutami całe swoje doświadczenie zawodowe wiąże z etatową pracą w jednostkach publicznych i nie rozumie sposobu działania biznesu. Trzeba co najmniej pokolenia, by wyjść z modelu opartego na „rencie zacofania”.
Problem nie jest w pieniądzach, tylko w głowach.
Oto co otrzymałem w odpowiedzi na moją propozycję programu ratowania polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego
(http://static.t-code.pl/Keller-Reforma03B.pdf):
1) mpn 4 stycznia o godz. 11:16 122335
Tylko skończony dureń może postulować zamknięcie wyższych uczelni choć na semestr
2) lqq 4 stycznia o godz. 21:24 122406
@steaktartar
Sposób, w jaki Pan się do mnie odnosi, wystawia o Panu określone świadectwo wśród czytelników tego bloga. Niezależnie od tego, ile by Pan miał racji w jakimkolwiek temacie, nie będzie Pan traktowany poważnie po takich wyskokach.
Nic Pan o mnie nie wie, poza informacjami, które podałem powyżej. Pewne założenia na temat mojej osoby, które poczynił Pan w sposób na granicy ewidentnego braku kultury, świadczą o zakorzenionych w Pańskiej psychice problemach, stereotypach i uprzedzeniach oraz o zachowaniu na granicy chamstwa. Po przeczytaniu tego nie mam ochoty z tym dyskutować, poza tym w natłoku emocji nie czyta Pan uważnie poprzednich moich wypowiedzi pytając o to, co już napisałem.
Jeśli już się uda przekonać Panu cały świat do zamknięcia większości uniwersytetów w Europie, z przyjemnością wyemigruję gdzieś daleko. Mój zawód jest cały czas na liście poszukiwanych np. w Australii i Nowej Zelandii, więc z tym zmywakiem to po prostu się Pan ośmieszył.
Proszę mnie też nie wyzywać od tchórzliwych anonimów. Dla mnie Pan jest również anonimem i nie odczuwam potrzeby zmiany tego.
Do dalszej dyskusji na poziomie rynsztoka nie mam obowiązku się zniżać.
Życzę wszystkim miłego wieczoru.
3) zz 4 stycznia o godz. 21:25 122407
@takei-butei
Z kim kolega chce dyskutować?
steaktartartar przecież k.a.g.a.n, e.k.o.n.om, b.a.d.n.i.c.k, l.e.c.h k.e.l.l.e.r, pierwszy troll blogów i forum “Polityki”.
4) zz 4 stycznia o godz. 23:13 122418
@takei
Są ludzie, którzy przyjmują argumenty i tacy, którzy każdego rozmówcę sprowadzają do swojego poziomu i pokonują doświadczeniem. Pan Mielonka należy do tej drugiej kategorii. Nikt z nim w potyczkach słownych nie wygrał, ale też wygrać nie mógł.
5) zz 4 stycznia o godz. 23:32 122422
takei,
To nie jest Twój (ani mój) blog. Świata nie zmienimy. Ja bym takiego dziada wyrzynał, bo byłoby mi zwyczajnie wstyd, gdyby pod moim wpisem pojawiały się takie komentarze, ale widocznie Hartman nie ma czasu na aktywną moderację. Więc po prostu nie czytam, nie odpowiadam, nie karmię trolla.
6) Motyl1 5 stycznia o godz. 9:30 122432
steaktartar
co czytam, były zdrajca i złodziej za czasów PRL, proszący o azyl w RFN i rozmawiający z CIA ,BND próbuje pouczać innych a szczególnie Hartmana.
Teraz to mnie już nic nie dziwi dlaczego ciebie badnick/steaktartar i inne wcielenia nie chcieli zatrudnić na Uniwersytecie Warszawskim.
7) Motyl1 5 stycznia o godz. 12:52 122445
steaktartar
donosicielem i kłamcą byleś już zawsze , ale oszustem stałeś się jak zobaczyłeś dolarki. A za azyl w RFN sprzedałeś nawet Polskę u CIA i BND.
I przestań wypisywać głupoty o Polskich uczelniach, bo jakby takich zdrajców i oszustów zatrudniano w nich to by nauka w Polsce całkowicie już upadła , ale na szczęście takich jak ty nie zatrudnia się w Uniwersytetach.
8) Luap 5 stycznia o godz. 15:17 122446
Motyl,do pierona,nie czujesz tego:on nie jest klamca=jest pieniaczem!Poco sie wkurzasz???
9) mpn 5 stycznia o godz. 17:52 122449
@ steaktartar
Co cię obchodzi, kim jeste? Co, argumentów ad personam się zachciało, jak się okazało, że ludzie nie kupują zamieszczanych przez ciebie bzdur?
🙁
@zz: ” publicznej uczelni nigdy nie podejmie jakiejkolwiek decyzji niosącej znamiona ryzyka (biznesowego), a tylko takie decyzje byłyby interesujące w kontekście współpracy z biznesem”
Niestety, polski prywatny biznes tez nie podejmie inwestycji w dziedzine gdzie jest chociaz deko ryzyka I nie ma gwarantowanego zysku.
Nie wiem jak jest w Polsce, ale tu I owdzie gdzie indziej maly I sredni biznes otrzymuje ulgi podatkowe za inwestowanie w innowacje I R&D. I to calkiem znaczace. USA na te znizki wydaje 12 miliardow (billions) rocznie
ZZ
Zgoda, że do roku 1989 istniał w Polsce państwowy przemysł wysokich technologii (high tech), zaś instytuty „resortowe” i PANu stanowiły jego zaplecze. Ale kłamstwem i obrzydliwą insynuacją jest twierdzenie, że jedni i druzy nastawieni byli na kradzież intelektualną tego, co już było znane na Zachodzie. To raczej Zachód wykradał wtedy z Polski polskie pomysły, często wraz ich autorami (tzw. brain drain). Nie jest też prawdą, że po zmianie systemu politycznego przemysł państwowy musiał upaść ze względu na archaiczny sposób zarządzania nim, a upadł on głównie ze względu na to, że tzw. Plan Balcerowicza zakładał likwidację tego przemysłu, aby nie był on konkurencją dla zachodniego przemysłu. Przecież w założeniach tzw. Planu Balcerowicza było kupowanie technologii i know how zagranicą, na zasadzie, że „nie opłaca się prowadzić badań naukowych w Polsce – ani podstawowych ani nawet badań z zakresu nauk technicznych”. To przecież w ramach Planu Balcerowicza zlikwidowano w Polsce produkcję półprzewodników, układów scalonych, i mikroprocesorów, aby wymienić tylko przykłady z informatyki i elektroniki. 🙁
A ta cała koncepcja „renty zacofania” jest jednym wielkim intelektualnym oszustwem, jak zresztą wszystko co głosił i dalej zresztą głosi Balcerowicz, który przecież od lat jest na żołdzie CIA. 🙁
Orlen to jest zaś dawny CPN, a więc przetwórca i dystrybutor paliw płynnych, a to nie jest przecież żaden przemysł wysokich technologii a tylko tzw. milk cow, czyli głównie stara, sprawdzona technologia, przynosząca duże zyski głównie dlatego, że nakłady na jej wyprodukowanie się dawno temu zamortyzowały.
Poza tym, to tego obecnego zacofania technologicznego Polski spowodowanego Planem Balcerowicza nie da się nadrobić w obecnych warunkach, czyli w ramach UE, jako że Bruksela (KE) nie pozwoli na to, aby państwo polskie odbudowało swój własny przemysł a przy okazji swą własną myśl techniczną, które mogły by przecież stać się konkurencją dla przemysłu Niemiec i innych wysoko rozwiniętych państw Zachodu. Przecież w planach unijnych to Polska ma być tylko rynkiem zbytu dla zachodniej produkcji oraz źródłem taniej siły roboczej, stąd też mamy dziś w Polsce to wysokie, chroniczne i strukturalne bezrobocie, wprowadzone przez Balcerowicza a mające na celu głównie utrzymanie niskich płac w Polsce, co też zmusza miliony Polaków do emigracji a w Polsce powoduje zapaść demograficzną.
Zgoda, że konfrontacja publicznych uczelni i instytutów (a innych dziś w Polsce w zasadzie nie ma) z prywatnym biznesem (a innego dziś też w Polsce już w zasadzie nie ma) prowadzi do serii działań pozornych: z obawy przed posądzeniem o niegospodarność, żadna osoba decyzyjna w publicznej uczelni nigdy nie podejmie jakiejkolwiek decyzji niosącej znamiona ryzyka biznesowego, a tylko takie decyzje byłyby przecież interesujące w kontekście współpracy z biznesem. Ale rozwiązanie jest tu proste: należy stworzyć polskie państwowe koncerny, posiadające swoje własne zaplecze badawczo-rozwojowe, z naukowymi instytutami typu Instytut Chemii Przemysłowej czy też Przemysłowy Instytut Elektroniki, a te z kolei współpracować powinny z instytutami dawnego PANu, np. z Instytutami Fizyki czy też Chemii (zakładam, że PAN powinien być rozwiązany, jako przeżytek z epoki stalinowskiej, ale powinna zostać większość instytutów wchodzących obecnie w jego skład).
Częściowa więc zgoda na to, że problem nie jest tu tylko w pieniądzach, ale także i w głowach: pieniądze są tu ważne i potrzebne, ale na początek należy odrzucić ten cały szkodliwy balast ideologii (neo)liberalnej i pozwolić na znaczną interwencję państwa w gospodarkę, szczególnie zaś w przemyśle wysokich technologii, który przecież nigdzie na świecie, z USA na czele, nie powstał bez znacznej pomocy państwa.
A.L.
Ustrojem gospodarczym USA jest od wielu lat tzw. militarny keynesizm, a więc daleko idąca ingerencja państwa w gospodarkę, w celu utrzymania za wszelką cenę obecnej pozycji USA jako lidera w zakresie technologii militarnych, a to, jak wiadomo, wymaga bardzo dużych nakładów, w tym też i na naukę oraz tzw. wdrożenia (R&D).
A te 12 mld USD na popieranie R&D w małych i średnich firmach to jest zaś tylko malutki procent całych wydatków rządowych na R&D, a pośrednio na zbrojenia, które są przecież od lat głównym motorem gospodarki USA, która to gospodarka bez zbrojeń a więc bez wojen szybko wpadła by recesję bez wyjścia. Tak więc USA są skazane, aż do swego niechybnego końca, na prowadzenie wojen, a że wojny potrzebują wciąż nowych rodzajów broni, to pracy dla dobrych naukowców w USA zapewne nigdy nie zbraknie. Jedyny problem to jest tylko ten, czy naukowcowi wypada brać udział w badaniach, o których on(a) doskonale wie, że prowadzą one do stworzenia jeszcze skuteczniejszych środków zabijania oraz kaleczenia ludzi. Ale tu wkraczam już w dziedzinę etyki nauki i naukowców, a więc wykraczam jakby poza temat tego wątku. 🙁
Dodam jeszcze, że w Polsce nie ma dziś już naukowców, a są tylko, pasożytniczy zresztą, pracownicy pseudo-naukowi. Stąd też rząd RP powinien zamknąć na jakieś co najmniej 20 lat wszystkie obecne polskie wyższe uczelnie, a po zweryfikowaniu ich studentów, umożliwić tym, którzy przeszli by przez odpowiednie egzaminy, studiowanie na zagranicznych uczelniach, n.p. fundując im odpowiednie stypendia. W ten sposób, za jednym zamachem, oszczędzili byśmy ponad połowę pieniędzy wydawanych dziś w Polsce, bez większych efektów, na szkolnictwo wyższe, oraz radykalnie podnieślibyśmy poziom absolwentów wyższych studiów, którzy przynieśli by do Polski nie tylko dobrą znajomość języków obcych, ale także aktualną wiedzę, niemożliwą do uzyskania dziś w Polsce. Oczywiście, gwarancją powrotu tych absolwentów do Polski byłoby notarialne podpisane zobowiązanie odpracowania w Polsce co najmniej 10 lat, przy jednoczesnym zapewnieniu przez państwo odpowiednich miejsc pracy dla tych absolwentów, co jednocześnie rozwiązało by problem bezrobocia wśród absolwentów wyższych studiów.
Oto trochę danych ilustrujących upadek polskiej nauki po roku 1989:
1. Według nauka.polska.pl to mamy obecnie w Polsce (stan na dzień 21/09/20 godz.14 17) 12842 osób z tytułem profesora oraz 17697 doktorów habilitowanych.
2. Polska wydaje na naukę ok. 0.4% PKB, dla porównania: USA ok. 1.2%, Korea Płd. Ok. 1.1%, a Japonia i UE jako całość ok. 0.8 swego PKB (smarterpoland.pl),
3. Polska wydaje na naukę mniej więcej połowę średniej unijnej i około 1/3 tego co w USA.
4. Polska wydaje per capita na badania co roku 14% tego co USA, a ma wciąż tylko dokładnie zero procent nagród Nobla i medali Fieldsa co USA.
5. Do polskich Noblistów zaliczono:
Georges Charpak, born in then Poland (Second Polish Republic), now Ukraine, Physics, 1992
Roald Hoffmann, born in then Poland (Second Polish Republic), now Ukraine, Chemistry, 1981
Andrew Schally, born in Wilno, Second Polish Republic (now Vilnius, Lithuania), Medicine, 1976
Tadeus Reichstein, born in partitioned Poland (Russian Empire), Physiology or Medicine, 1950
Marie Skłodowska-Curie, born in partitioned Poland (Russian Empire), Chemistry, 1911
Albert Abraham Michelson born in partitioned Poland (Prussian Empire), Physics, 1907
Marie Skłodowska-Curie, born in partitioned Poland (Russian Empire), Physics, 1903
Z powyższej listy tylko Maria Skłodowska była Polką, a reszta ma jedynie formalne związki z Polską, może jeszcze tylko poza Reichsteinem.
WNIOSEK: jako iż efekty tych polskich wydatków na naukę są praktycznie żadne, a więc z punktu widzenia ekonomii to najlepiej byłoby zrezygnować w Polsce z owych wydatków na naukę, skoro obecne nic nie dają, a na więcej nas nie jest po prostu stać.
Myślę, że prof. Hartman powinien zwinąć już kramik i zgasić światło, bo blog został przejęty przez steartaktara.
Dobranoc Państwu!
http://www.nowakonfederacja.pl/gangsterzy-w-gronostajach/
http://www.nowakonfederacja.pl/ukarac-zdolnych-zwasalizowac-miernych/
http://www.nowakonfederacja.pl/dzien-z-zycia-mafii/
ocena przez studentow, ocena ilosci cytatow i dorobku w formie publikacji badan jest podstawa amerykanskich uczelni. obok badan dochodzi dydaktyka, zwalnia sie nawet nobliste gdy nie jest nauczycielem. wiec nie ma sie na co droczyc drogi profesorze – tytulancie, wasz dorobek jest zaden. w usa tak sie dzieje z jednej przyczyny, tam licza sie tylko najzdolniejsi i jest ich cale mnostwo. kiedys to i taki sredniak jak ja moglem sie zalapac, dzis odpadlbym w przedbiegach. jest za duzo mlodych, wybitnych talentow i geniuszy z calego swiata, roznych kolorow skory i religii.
¥Bever : Prosze o przyklad zwolnionego noblisty
mag
zgłaszam protest: steaktartar to majątek wszystkich, prawie blogów POLITYKI.
A gdzie ja nieboraczek cokolwiek mądrego przeczytam?
steaktartar
5 stycznia o godz. 22:52 122473
Taki z ciebie, Kagan, mondrala a nawet wlasnego bloga nie potrafisz zmontowac, matole.
Wacław
Chcesz mnie znacjonalizować? To znaczy że teraz podatnicy przejmą mnie na utrzymanie, tak samo jak profesurę belwederską? Nie mam nic na przeciwko! 😉
Szalone Szalom!
A.L.
Noblistę zwolnić może tylko firma działająca na zasadach komercyjnych, nieważne państwowa czy prywatna. Żadna uczelnia nie zwolni zaś noblisty – najwyżej odsunie go od zajęć ze studentami i zamknie przed nim swoje laboratoria ale dalej będzie mu płacić pensję, aby dostawać za niego punkty w rankingach. Przypominam, że za noblistę wśród swej profesury to uczelnia dostaje mnóstwo punktów w owych rankingach, a że epidemia punktozy objęła dziś praktycznie wszystkie wyższe uczelnie świata… 🙁
Bever
OK, jeśli chodzi o Polskę, ale jak to już napisałem do A.L., żadna uczelnia nie zwolni zaś noblisty – najwyżej odsunie go od zajęć ze studentami i zamknie przed nim swoje laboratoria ale dalej będzie mu płacić pensję, aby dostawać za niego punkty w rankingach. Przypominam, że za noblistę wśród swej profesury to uczelnia dostaje mnóstwo punktów w owych rankingach, a że epidemia punktozy objęła dziś praktycznie wszystkie wyższe uczelnie świata… 🙁
mag
Zamiast pouczać Gospodarza skomentujesz może w punktach moją propozycję ratowania polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego?
mag
Gdzie jest ta Twoja propozycja, ratowania ….nie mogę jej znaleźć?
Wacław
Wpis na tym blogu z 4 stycznia o godz. 10:36 122332 oraz:
http://static.t-code.pl/Keller-Reforma03B.pdf
http://wojciech.pluskiewicz.pl/2011/09/diagnoza-stanu-nauki-polskiej.html
badnick i jak ci tam dalej…..
pracując w Centrali Handlu Zagranicznego spowodowałeś tam wielkie szkody dla PRL przez tą twoją inkompetencje i co zrobiłeś uciekł z Polski 1981 prosząc o azyl w RFN. Twoje propozycje o reformie szkolnictwa wyższego są tak śmieszne jak ty i ten twój „PhD” , którego żadna normalna wyższa uczelnia nie chce uznać. „Jakieś tam siły kosmiczne” chrońcie nas i Polskę przed takimi badnickami .
Motyl1
Masz może coś do napisania ad rem? Nie! A więc nie zaśmiecaj kolejnego blogu…:-(
Poza tym, to wszystko co tu piszesz jest zwyczajną kalumnią, czyli inaczej oszczerstwem, a więc pamiętaj, że w twojej sprawie toczy się obecnie dochodzenie w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Ochota (numer akt PG II 1 Ko/1973/13).
A jeśli według ciebie Monash University jest „nienormalną” uczelnią, to ja już na to nic nie poradzę i mogę ci tylko poradzić wizytę u dobrego psychiatry. Nie wiem ja to jest dziś z dostępem do takowego w Polsce w ramach tzw. NFZ, ale podobno w Izraelu ich nie brakuje i dla Żydów z Polski mają oni całkiem ciekawe oferty! 😉
P.S. Motyl1
Wręcz przeciwnie – SB ostrzegło mnie, że mogę mieć kłopoty zarówno w Polsce jak i na tzw. Zachodzie demaskując te niekorzystne dla Polski transakcje. Nie każdy zatrudniony w ówczesnym SB był bowiem skończoną świnią, a ja, z dwojga złego, wybrałem jednak emigrację. Ale ty tego nigdy nie pojmiesz swym mikroskopijnym rozumkiem! 🙁
mag
Gratulacje za znalezienie się w tym samym obozie z „motylem” i „luapem”! 😉
steaktartar
6 stycznia o godz. 10:57 122486
=======================================
Świat w obecnej postaci, nie nadaje się do naprawy.
Wszystko co jest naprawiane jest gorsze od pierwowzoru.
Żeby wstać , trzeba najpierw upaść.
Próba mojej oceny rzeczywistości,i przyczyna zapaści jest 05,17:42.
Światem rządzi przypadek, i tylko przypadkiem zdarzają się ludzie,
społeczności z rozumem na właściwym miejscu.
Przypadkowi można pomóc, ale do tego potrzebne są wybitne osobistości,
a takich w naszych czasach nie posiadamy. Bo potrzebne są wielkie decyzje,
na które stać wybitne postaci. Było takich ludzi w historii ludzkości niewielu,
na palcach można policzyć, z Polaków tylko ksiądz Stanisław Staszic.
Wybitne osobistości zdarzają się przypadkiem , najczęściej po rewolucjach,
wojnach. Przy czym nie rewolucje, wojny są przyczyną, ale zmiana sposobu odżywiania,zmiana nawyków, generalnie środowiska – że ludzie odzyskują
rozum.
Tego rozumowania , jak wyżej, ludzie nie są w stanie akceptować, nawet gdyby chcieli, z powodu braku rozumu, zdolności do zrozumienia drugiego, nawet
wtedy ,jak ktoś głupio mówi, czy pisze.
W największym skrócie: mądrość u człowieka/społeczności/ zależy od ilości energii słonecznej wchłoniętej do ustroju, organizmu. Cała reszta argumentacji, jest tylko pochodną , uzupełnieniem, treści poprzedniego zdania.
Chodzi tutaj o energię zawartą w pokarmach spożywanych przez człowieka,
a nie tą, którą człowieka wchłania uwalony na plaży: ta jest dla człowieka prawie bezużyteczna, użyteczna w niewielkim stopniu, do pewnych procesów biochemicznych/dzieciom jest potrzebna energia słoneczna,bezpośrednio ze słońca,
żeby nie miały krzywicy/.
A.L.
Wyjątkiem potwierdzającym regułę, że nie zwalnia się z pracy noblistów, jest chyba Watson (ten od DNA), ale on musiał zrezygnować z posady w Cold Spring Harbor Laboratory (CSHL) na Long Island w stanie New York, z powodów w 100% politycznych.
http://en.wikipedia.org/wiki/James_Watson
Wacław
OK, ale po co te dygresje o żywieniu? Przecież nasz organizm rozkłada żywność na te same proste elementy, niezależnie od ich pochodzenia. Eskimosi jedzą same ryby i żyją, a słońca oni nie mają przez pół roku…
Wacłw1
A czy ja zgłaszałam jakieś propozycje ratowania nauki polskiej? Skądże! To steaktartar coś wypichcił od czapy ( np. wysyłać masowo młodych Polaków na studia za granicę, zamiast kształcić ich w kraju).
Nie zabieram w ogóle głosu w sprawach, na jakich się nie znam, a więc również w tym przypadku, bo nie śledzę pilnie działania, efektów itp. struktury szkolnictwa zarówno wyższego, jak i niższych szczebli w Polsce, ani nie tkwię w tym środowisku, choć mam sporo znajomych, a nawet przyjaciół „czynnych ” profesorów i dr hab. na uczelniach warszawskich i krakowskich.
Jednego natomiast jestem pewna. Nie powinno być tzw. belwederskich nominacji na profesora jako wyniku „uznania zasług” niekoniecznie tylko naukowych. No i w ogóle mam wrażenie, że wielu rodzimych profesorów z różnych zresztą uczelni na ten tytuł po prostu nie zasługuje. A już nie daj bóg, jak się angażują w politykę!
mag
Jeśli nie masz nic do powiedzenia ad rem na temat ratowania nauki polskiej, to po co zaśmiecasz ten blog atakami ad personam na mą skromną osobę? Co też widzisz złego w mej propozycji aby wysyłać masowo młodych Polaków na studia za granicę, na najlepsze wyższe uczelnie świata, zamiast kształcić ich w kraju, na marnych polskich pseudo-wyższych pseudo-uczelniach? Jednymi osobami, które by na tym straciły, to byli by przecież tylko polscy pseudonaukowcy, a zyskali by na tym nie tylko młodzi Polacy, utrzymując najlepsze z możliwych wykształcenie, ale wraz z nimi cala Polska, mając wreszcie dobrze wykształcone kadry!
Stąd też, moim zdaniem, rząd RP powinien zamknąć na jakieś co najmniej 20 lat wszystkie obecne polskie wyższe uczelnie, a po zweryfikowaniu ich studentów, umożliwić tym, którzy przeszli by przez odpowiednie egzaminy, studiowanie na zagranicznych uczelniach, n.p. fundując im odpowiednie stypendia. W ten sposób, za jednym zamachem, oszczędzilibyśmy ponad połowę pieniędzy wydawanych dziś w Polsce, bez większych efektów, na szkolnictwo wyższe, oraz radykalnie podnieślibyśmy poziom absolwentów wyższych studiów, którzy przynieśli by do Polski nie tylko dobrą znajomość języków obcych, ale także aktualną wiedzę, niemożliwą do uzyskania dziś w Polsce. Oczywiście, gwarancją powrotu tych absolwentów do Polski byłoby notarialne podpisane zobowiązanie odpracowania w Polsce co najmniej 10 lat, przy jednoczesnym zapewnieniu przez państwo odpowiednich miejsc pracy dla tych absolwentów, co jednocześnie rozwiązało by problem bezrobocia wśród absolwentów wyższych studiów.
Generalnie, to NIE są nam dziś potrzebne w Polsce wyższe uczelnie, jako że tak naprawdę, to potrzebujemy tylko góra 10 tys, absolwentów wyższych uczelni, a tych można przecież znacznie taniej i co ważniejsze znacznie lepiej wyszkolić za granicą! A jak wielkie by były oszczędności dla podatników gdyby zamknąć polskie szkolnictwo wyższe! Przecież Polska wydaje dziś około 1.5% PKB na szkolnictwo wyższe, czyli około 1.5% z 517 mld USD to jest około 7.8 mld USD na rok, od czego należy odjąć wydatki na szkolenie tych 10 tys. Polaków za granicą (ok. 10 tys. USD na studenta) czyli ok. 100 mln USD co daje oszczędność w wysokości znacznie ponad 7 mld USD na rok (a wciąż prawie 7 mld USD szkoląc w ten sposób nawet do 100 tys. studentów!).
Pozdrawiam!
@steaktartar
ratowania przez zniszczenie? Dziękuję za taki ratunek.
O, wiedziałem, że będzie ad personam 🙂
mag
Bardzo często jedyną metodą ratowania budynku z doszczętnie przegniłymi fundamentami jest jego zburzenie i wybudowanie od nowa. Powie ci to każdy dobry inżynier czy technik budowlany!
Pozdr.
@A.L.
Drobny komentarz do pańskiego wpisu nr 1.
To prawda, produkujemy astronomiczną liczbę doktorów. Liczba doktorantów na samym UW przekracza liczbę doktorantów w całej Polsce w roku 1989. Jak Pan przejrzy komentarz pod artykułem w GW, to trafi Pan na informację o wydziale biologii i kategoryzacji B, na którego studium doktoranckim kształci się ponad 100 doktorantów. Studia na kierunkach społeczno-humanistycznych są jeszcze bardziej obłożone, bo młodzież traktuje je jak ucieczkę przed dorosłością i… bezrobociem lub zmianą zawodu, a dla uczelni każdy doktorant to 5 studentów plus „dorobek” do czyjegoś wniosku profesorskiego. Z kolei na studiach doktoranckich z informatyki nie ma prawie nikogo, bo specjaliści w tej branży mają *bardzo* przyzwoite oferty pracy (praktycznie wszyscy pracują już na studiach).
Od czasów Kudryckiej u nas też polikwidowano mianowania. Pierwsze zatrudnienie po doktoracie rzadko jest na dłużej niż 2 lata. Drugie (prawdziwa rzadkość!) ustawia się tak, by w sumie młody człowiek nie był zatrudniony dłużej niż 6 lat. Potem można dostać przedłużenie do 8 lat na dokończenie habilitacji. „Tenure” to mniej więcej habilitacja (chociaż nawet habilitowani nie maja już mianowania) i uzyskuje ją może właśnie z 20% startujących po doktoracie w konkursach na pierwsze zatrudnienie. Tak więc pod tym względem „dogoniliśmy” Amerykę. Nie wydaje mi się, by doprowadziło to do poprawy poziomu czegokolwiek, ale może za wcześnie, by dojrzeć owoce.
ZZ
1. Przepraszam, ale jak się można doktoryzować z informatyki? Owszem, można doktoryzować się z matematycznych podstaw informatyki, ale na wydziale matematycznym a nie informatyki! W ogóle nieporozumieniem są doktoraty z tzw. nauk technicznych, jako że dobry inżynier jest bardziej rzemieślnikiem a nawet artystą niż naukowcem, a więc doktorat może mu tylko przeszkadzać w pracy!
2. A gdzie na świecie ma ktoś dziś zagwarantowaną pracę? Dlaczego polskie wyższe uczelnie miały by tu być wyjątkiem? Zgoda, sama niepewność zatrudnienia nic nie zdziała, jeśli naukowiec będzie mieć głupszego od siebie szefa i brakować mu będzie pieniędzy na badania. Ale z kolei finansowanie nauki polskiej w jej obecnym stanie NIE ma przecież sensu. Tu trzeba więc zacząć reformę od zburzenia obecnych fundamentów gmachu polskiej nauki, jako że z chorych korzeni nigdy nie wyrośnie zdrowe drzewo!
steaktartar
Czyli proponujesz zburzyć np. UJ, jeden z najstarszych uniwersytetów w Europie?
Twoje propozycje są tyleż utopijne, co śmieszne i można je określić przysłowiowym wylewaniem dziecka z kąpielą.
steaktartar
6 stycznia o godz. 11:50 122493
=========================================
Nie zrozumiałeś co do Ciebie napisałem, z całym szacunkiem.
Jesteś mocny w wiedzy humanistycznej, nie czujesz biochemii, chemii,
techniki…
Rozczarowałeś mnie, niemożebnie ….
Eskimos, właśnie jedząc ryby, konsumuje energię słoneczną,pomimo tego,
że słońce widzi przez pół roku. Ryba dla życia, potrzebuje dużo energii słonecznej.
Z kolei Afrykańczyk ma słońca do jasnej cholery, tylko nie potrafi z niego
korzystać. Jest tam plemię, który żyje z hodowli krów,i żyje bardzo zdrowo.
Proszę , błagam, przeczytaj moje teksty, starając się zrozumieć, to co
napisałem, najlepiej kilka razy. Nie jestem zaskoczony oporem materii,
czasami co z wierzchu wydaje się proste, w istocie jest złożone.
Wiedza jest w Wikipedii,rozeznaj temat co się dzieje z energią słoneczną zanim dotrze do ustroju człowieka, że tam po drodze są rośliny,że świat zwierzęcy dzieli się na roślinożerców, i zjadaczy zwierząt roślinożernych, jakie są tego skutki.
Itd itd
Marks dużo napisał o związkach żywienia człowieka z jego świadomością.
Jesteś ekonomistą, wiesz więcej o Marksie i jego filozofii ode mnie. Studiując Marksa pominąłeś byt człowieka, jako kategorię ekonomiczną.
Sam musisz dojść do tego: – w których pokarmach jest dużo energii słonecznej, a w innych mniej. W Polsce nie ma takiego uniwersytetu, który o tym uczy, może z wyjątkiem weterynarii, bo weterynarze mają wiedzę o karmieniu zwierząt, w
odróżnieniu od lekarzy dla ludzkich chorób/ludzkiego niezdrowia/.
Z Japonią jest bardzo interesująca sprawa, po wprowadzeniu silnika
na łodzie rybackie, niecałe sto lat temu, poprzez zwiększenie połowów ryby,
stali się potęgą gospodarczą, drugą po USA – tak im się rozum naprowadził na właściwe tory.
Zastanawiam się czy człowiek piszący takie bzdury o uczelniach Polskich , żyje na ziemi? wątpię raczej na marsie . Ci którzy pokończyli w Polsce Uniwersytety, są chętnie zatrudniani na zachodzie.
„Bardzo często jedyną metodą ratowania budynku z doszczętnie przegniłymi fundamentami jest jego zburzenie i wybudowanie od nowa. Powie ci to każdy dobry inżynier czy technik budowlany!”
… a ty jesteś na pewno tym „dobrym inżynierem”, a ja powiem tylko ratujcie nas przed czymś takim. Wystarczy tylko przypomnieć upadek PRL-u , do którego właśnie tacy pracownicy jak ty w Centrali Handlu Zagranicznego przyczynili się.
mag, 6 stycznia o godz. 0:47 napisała:
„Myślę, że prof. Hartman powinien zwinąć już kramik i zgasić światło, bo blog został przejęty przez steartaktara.”
Nic dodać, nic ująć.
mag, Motyl, Wacław, mpn, A.L. i inni
Po co w ogóle czytacie i komentujecie te wypociny chorego z nienawiści antysemity?
ZZ
Ty musisz być zaś, tak jak Motyl1, syjonistą chorym z nienawiści do gojów (goim). 🙁
Motyl1
Tak, absolwenci polskich wyższych uczelni są dziś z chęcią zatrudniani jako „scullery maids” w londyńskich pubach… 🙁
(http://en.wikipedia.org/wiki/Scullery_maid)
Mag,
Co to ma do rzeczy to, że UJ ma tyle a tyle lat? Ważne jest tylko to, że to była praktycznie zawsze, poza jego chwilowym okresem świetności za rządów Jagiellonów, tylko marna, prowincjonalna szkółka, na którą nie ma sensu wydawać pieniędzy podatników. Nie wszystko co stare, jest przecież dobre i warte zachowania, n.p. niewolnictwo czy tez feudalizm! Jeśli dziecko jest potworkiem niezdolnym do samodzielnego życia, to nie ma przecież sensu utrzymywać je za wszelką cenę przy życiu! Takie sztuczne utrzymywanie przy życiu bezmózgiego potworka oznacza bowiem tylko niepotrzebne przedłużanie jego agonii, a zabiera ono deficytowe środki, które można przeznaczyć na rozwój zdrowych dzieci albo też leczenie lekko chorych. Podobnie jest z UJ – ta „uczelnia” jest przecież od lat przesiąknięta nepotyzmem i korupcją, nie ma ona żadnych realnych osiągnięć, a zużywa ona mnóstwo pieniędzy i deficytowej przecież energii (n.p. elektrycznej), a więc z punktu widzenia prakseologii i ekonomii to jedynym wyjściem jest jego zamknięcie i próba utworzenia na jego miejscu, od podstaw, czyli ze 100% zmienioną i odmłodzoną kadrą, nowego, tym razem prawdziwego uniwersytetu, tym razem światowej klasy.
Pozdr.
Wacław
A ty z kolei nie masz pojęcia o fizyce, chemii czy biologii, a więc „przyganiał kocioł garnkowi”, zaś twa obsesja na punkcie żywienia jest wręcz patologiczna… Ponadto twe wpisy są wyraźnie rasistowskie! Zrozum też, że energia jest jedna, równoważna z materią (E=mc^2), a jej najmniejszymi cząstkami czyli kwantami są fotony. A więc nie jest ważne, czy energia elektryczna, którą czerpiesz z gniazdka w ścianie, pochodzi z ogniw słonecznych czy też ze spalania n.p. węgla kamiennego – ona jest transmitowana do twego mieszkania jako uporządkowany strumień elektronów porcjami składającymi się z poszczególnych fotonów.
A Japończycy to jest naród pracowitych, ale bardzo tępych i pozbawionych wyobraźni ludzi: najpierw chcieli oni podbić na spółkę z Hitlerem Azję, a później uzależnili się od USA, co spowodowało, że z „tygrysa” światowej gospodarki spadli oni do roli półkolonii Ameryki co spowodowało, że ich gospodarka znajduje się od wielu dekad w stanie permanentnej recesji… 🙁
Pozdr.
ZZ
Widzę, że został ci już tylko „argument” przylepienia mi łatki „antysemity”, czyli osoby będącej w opozycji do syjonizmu i zbrodni popełnianych przez Izrael. 🙁
Polecam także:
http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,95288,17206862,Komu_przeszkadza_doktorat_w_CV.html#BoxBizTxt
Niedługo będzie: „komu przeszkadza w CV dyplom ukończenia polskiej wyższej uczelni„?… 😉
Nie no, 7 komentarzy pod rząd, weź się człowieku opanuj. Załóż własny blog i tam wypisuj swoje myśli, a nie tutaj.
Tak jak wczoraj przewidziałam, steaktartar wszystkich z blogu przepłoszy, czyli de facto go przejmie i będzie na koniec „dialogował” sam ze sobą.
mag
A gdzie jest w polskim prawie jakiś limit ilości wpisów na blogu (na dzień, godzinę etc.)? Czy naprawdę nie masz się już do czego przyczepić, stara zrzędo? 😉
I co mnie to obchodzi „co ludzie powiedzą”? Nie jestem przecież Hiacyncią Bucket (wymowa z francuska czyli „buke”, z akcentem na „e”).
Masz coś do napisania w obronie UJ (domyślam się, że twojej „alma mater”) a generalnie polskiej nauki? Nie, to nie zaśmiecaj tego bloga wpisami nie na temat. A swoją drogą, to ja od dawna ubolewam nad upadkiem SGH (dawnej SGPiS), która obecna profesura, pod „światłym” ideologicznym kierownictwem „profesora” Leszka Balcerowicza, a więc wyznająca ortodoksyjną, neoklasyczno-monetarystyczną szkołę w teorii ekonomii doprowadziła do de facto bankructwa (gdyby nie finansowa kroplówka dozowana dla SGH przez ministerstwo, a więc podatników, to ta czołowa niegdyś polska uczelnia ekonomiczna nie była by dziś w stanie płacić swoich rachunków). Tak więc uważam, że ta uczelnia powinna być dawno temu zamknięta, a na jej „ruinach” powinna być zbudowana nowa uczelnia, o innej nazwie (n.p. Warsaw School of Economics), z nową kadrą i nowym programem nauczania, oczywiście głównie w języku angielskim, gdyż taki jest dziś na świecie język nauki, a szczególnie zaś nauk ekonomicznych. A tymczasem to spora część profesorów SGH nie zna tego języka, w tym nawet profesorowie Kolegium Gospodarki Światowej. 🙁
To by było na razie tyle.
Powyższy wpis odnosi się też do „mpn”. 🙁
mpn,
Przecież kagan ma swój blog, chazaria.blox.pl, czegoś równie debilnego ze świecą szukać.
mpn,
Przecież kagan ma swój blog, chazaria-blox-pl, czegoś równie debilnego ze świecą szukać.
mpn,
Przecież k.a.g.a.n ma swój blog, chazaria.blox.pl, czegoś równie debilnego ze świecą szukać.
zz
Przecież każdy wpis kagana to żenua. Ale niech się kompromituje. Co mnie to w końcu obchodzi. Masz rację – olewać, nie reagować
c.b.d.o.
zz
No cóż, prawda w oczy kole…
ZZ
P.S. Masz coś do napisania ad rem?
Przypominam, ze steaktartar vel kagan to wariat. Owszem posiada on sporo wiedzy, ale od jej nadmiaru nie wytrzymal mu jego maly leb. Juz kiedys wyslal mnie do ciupy, za to, ze nazwalem go wariatem. teraz pewnie znow mnie tam wysle. Ale je nie potrafie ukrywac prawdy
steaktartar
opanuj się.
nie tylko twoja prawda się liczy,
za dużo wolności sobie dajesz,
a wolność bez ograniczeń staje się anarchią,
w końcu wychodzi z tego bełkot,
uszanuj innych , to i ciebie uszanują
ad rem?
Dyskusja nad wypocinami Pana Mielonki odbyła się na forum GW kilka lat temu. Pan Mielonka nie wyciągnął z niej żadnych wniosków.
ad rem?
Proszę bardzo:
„X jest chorobą rozpoznawaną w medycynie dość rzadko, jednak wielu autorów skłania się ku przypuszczeniu, że jest to stan patologiczny występujący znacznie częściej, niż wynika to z oficjalnych statystyk. Wynika to z tego, że w chorobie tej doznawane przez chorego urojenia są na tyle prawdopodobne, że otoczenie traktuje to raczej jako cechę charakteru, niż chorobę. Można pokusić się o stwierdzenie, że każdy zna jakąś osobę, która ma pewne poglądy nie oparte na żadnych przesłankach, które podzielałoby otoczenie i w tych poglądach jest niewzruszona. Choć wszyscy wokół uważają, że poglądy tej osoby są niezwykłe, to jednak wskutek częstego faktu, że człowiek ten właściwie wypełnia swoje role społeczne (pracownika, ojca/matki, kolegi itp.) urojenia paranoiczne nie są uważane przez innych za chorobowe.”
Lewy
7 stycznia o godz. 7:25 122522
===============================
Moim zdaniem, nazwanie Kagana wariatem jest grubym nadużyciem.
Lewy!
Ten stan podwyższonej agresji można u człowieka wywołać dietą; w
przypadku Kagana dzieje się to prawdopodobnie z nadmiaru białka
w diecie. Jeżeli poważnie potraktuje moją sugestie: powinien dokonać
analizy swojego sposobu odżywiania. Niewielka korekta diety wystarczy,
i w przeciągu kilku dni zauważy sam zmianę w swoim zachowaniu.
Kagan!
Potrzebujemy Twojej wiedzy! Na gwałt!!!.
Ty, jako jeden z nielicznych, dostrzegasz głupotę panującą na tym świecie,
na polskich uniwersytetach w szczególności.
Dzeń doberek!
Nadzorcy think-tanku czuwają. Moje wpisy u p. Passenta wcięło.
wiesiek59
Nie mam pretensji, zdaję sobie sprawę, że wielu ludziom w Polsce słowo “żyd” nie przechodzi przez gardło, nawet jeśli dotyczy Kuby Rozpruwacza. Tak zostali wytresowani i każdy, kto pisze zgodnie z zaleceniem Cypriana Kamila Norwida, tak za tak mając, a nie za nie, bez światłocienia, musi zostać napiętnowany przez niecnoty manipulujące saloon’em. Mnie opinia saloonu kompletnie nie interesuje. Staram się iść prosto, jak śpiewa Kazik.
No to pogratulować profesorowi! Olewa blog, więc mu się ściek zrobił. Niedługo pozostaną tu same spady z innych blogów, których Gospodarze choćby przez szacunek dla Gości przynajmniej przywołują do porządku różnych jurodiwych i dopiero w ostateczności banują.
Poczekam sobie z boku. Może wreszcie prof. zareaguje.
@ mag
raczej bym powiedział nie olewa, po prostu chce być „miły”, bo jak sama wiesz pewne osobniki napiszą zaraz do niego ze Żyd ich cenzuruje i to w dodatku w polskiej gazecie ( a jak sama wiesz, właśnie ci chłopcy tak a tak uważają ze „polityka” jest w rekach żydów 🙂 ).
Motyl1
Aj tam, aj tam. To ty nie wiedziałeś, że wszyscy jesteśmy Żydami?
Nawet biskupi. Któryś z oszołomów, bodaj Janusz Z. albo coulor zamieścił niedawno całą listę.
@ mag
ze ja to tak , ale ze ty? to nie 🙂
mag
Gdybym nie był taki grzeczny, jak jestem, tobym ci powiedział, żebyś liczyła się ze słowami, bezmyślna pindo. Oszołomem to możesz sobie nazywać swojego męża, jeśli masz.
mag,
Chciałem zauważyć, że ktoś uwalnia moderowane komentarze, a więc akceptuje i bierze odpowiedzialność za wszystkie publikowane tu wpisy, włącznie z tym ostatnim. Wypadałoby, by ktoś powiedział „przepraszam”. Ja mogę tylko tyle napisać, że jak czytam coś takiego, to jest mi zwyczajnie wstyd.
SZANOWNY GOSPODARZU, PROSZĘ WYWALIĆ CO PONIEKTÓRE KOMENTARZE. RYNSZTOK SIĘ ZROBIŁ
JanuszZ
Trafnie określiłeś tę starą a mocno skretyniałą dewotkę ukrywającą się pod nickiem „mag”! 🙂
mpn
A jak na mnie wylewano tu pomyje, to milczałeś… 🙁
zz
Mnie też. Czuję po prostu zażenowanie, jak by mi ktoś narobił na wycieraczkę, ale co ja mówię, w salonie gospodarza, bo tu przecież sami jego goście.
mag
Jeśli Biblia (właściwie Tora) ma rację, to pochodzimy od dwójki Żydów: Adama i Ewy, ale jeśli rację ma nauka, to pochodzimy od jednokomórkowców oraz mamy wspólnych przodków z małpami, co jakże wiele wyjaśnia, także twą iście małpią złośliwość… 🙂
ZZ
Myślisz chamie, ze możesz mnie tu bezkarnie obrażać i wyzwać od „mielonek”? Ale pamiętaj, że że w twojej sprawie toczy się obecnie dochodzenie w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Ochota (numer akt PG II 1 Ko/1973/13).
Wacław
A kogo tu niby mam szanować? Tych, którzy z braku argumentów ad rem sięgają w polemice ze mną do chamskiej oraz naruszającej prawo pseudo-argumentacji typu ad personam?
Generalnie
Polscy naukowcy z braku merytorycznych (kontr)-argumentów tak oto odpowiadają na mój program ratowania polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego: “Lewy 7 stycznia o godz. 7:25 122522 (…)
Przypominam tylko tchórzowi ukrywającym się pod nic-kiem “Lewy”, że w jego sprawie toczy się obecnie dochodzenie w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Ochota (numer akt PG II 1 Ko/1973/13).
Od dawna nie wszedłem na ten blog pełen chamstwa i antysemityzmu komentatorów. Ponadto niezbyt mnie interesowały same wpisy profesora etyki. Dzisiejszy (tj. wczorajszy?) był jednak dla mnie istotny, bo pracowałem ponad 42 lata w jednej z tych prowincjonalnych szkół wyższych, gdzie dokładnie obserwowałem wszelkie próby reform, zawsze z pozycji warszawskiej. Niestety tzw. dyskusja została opanowana przez jednego blogowicza, takie skrzyżowanie Korwina-Mikke i Kononowskiego, z przewagą tego drugiego.
Naprawa szkolnictwa ma polegać na kompletnej likwidacji wszystkich uczelni polskich i imporcie 10000 absolwentów zagranicznych uczelni – czysty Kononowicz. Korwin chce tego samego z d***kracją, więc się uzupełniają. Nie ma też litości dla naukowców, żądając:
***Wniosek: polską profesurę należy odsunąć od jakiegokolwiek wpływu na polską naukę i polskie szkolnictwo wyższego, a to da się zrobić tylko zwalniając natychmiast z pracy wszystkich polskich profesorów belwederskich i doktorów habilitowanych, jako osoby z definicji niereformowalne.***
Hitlerowcy mieli podobne zdanie, ale nawet poszli dalej i uzdrawiali w Krakowie polski uniwersytet. Szkodniki się unicestwia!
Raczej nie podejmę dyskusji, poza tym nie dotyczy to już mojej osoby. Ja już wystarczająco dużo szkodziłem Narodowi samym moim istnieniem, jak Droga Urszula Kochanowskiemu. Nie jest jednak prawdą ta „suta” lub „tłusta” emerytura, bo jest dużo niższa od średniej krajowej świata pracującego.
Materiał jest tak bogaty, że komentarz byłby tasiemcowy. Zwrócę tylko uwagę na niektóre wypowiedzi pozostałych komentatorów, którzy próbowali nieśmiało wtrącić się w genialne wypowiedzi „startreckera”(ktoś te smaczne mięsa nazwał Mielonką).
@wiesiek59
4 stycznia o godz. 21:31 122408
***Rewolucja, czy ewolucja? […] Likwidacja i budowanie od podstaw czegoś nowego, wydaje się emocjonalne, a nie przemyślane, raczej nieefektywne.***
Próbowali tej sztuki Enerdowcy, usuwając wszystkich nauczycieli i powierzając młodym ignorantom szkolenie dzieci w duchu komunistycznym. Wyniki były żałosne.
@zz
4 stycznia o godz. 23:13 122418
***Są ludzie, którzy przyjmują argumenty i tacy, którzy każdego rozmówcę sprowadzają do swojego poziomu i pokonują doświadczeniem. Pan Mielonka należy do tej drugiej kategorii. Nikt z nim w potyczkach słownych nie wygrał, ale też wygrać nie mógł.***
Nie komentuję!
@FloraK
5 stycznia o godz. 5:46 122428
***Jako doktorantce, marzy mi się…***
i dalej bardzo rozsądna wypowiedź, natychmiast chamsko skomentowana:
@steaktartar
5 stycznia o godz. 10:57 122434
***Jako doktorantka, to masz dziś w Polsce szanse na karierę naukową tylko wtedy, jeśli jesteś córką albo kochanką profesora. Tertium non datur. ***
@qq
5 stycznia o godz. 18:24 122452 ***
***Podstawowym warunkiem otrzymania grantu jest obecnie DOŚWIADCZENIE W REALIZACJI GRANTÓW. Czyli grantu się nie dostanie, jeśli się wcześniej nie miało grantu. ***
Pamiętam podobne diabelskie koło z PRL. Aby zdobyć pastę do zębów, trzeba było oddać w sklepie zużytą tubkę. Jeśli w rodzinie ktoś umarł, można było dopiero dziecku kupić pierwszą tubkę. Dlatego dzieci miały kiepskie zęby, a teraz starcy.
@ zz
6 stycznia o godz. 14:49 122504
***mag, 6 stycznia o godz. 0:47 napisała:
“Myślę, że prof. Hartman powinien zwinąć już kramik i zgasić światło, bo blog został przejęty przez steartaktara.”
Nic dodać, nic ująć.
mag, Motyl, Wacław, mpn, A.L. i inni
Po co w ogóle czytacie i komentujecie te wypociny chorego z nienawiści antysemity?***
Ten chory z nienawiści odpowiedział po swojemu:
@steaktartar
6 stycznia o godz. 15:25 122505
***ZZ Ty musisz być zaś, tak jak Motyl1, syjonistą chorym z nienawiści do gojów (goim).
@mag
6 stycznia o godz. 22:03 122513
***Tak jak wczoraj przewidziałam, steaktartar wszystkich z blogu przepłoszy, czyli de facto go przejmie i będzie na koniec “dialogował” sam ze sobą.***
Mądrze mówisz, choć jesteś „starą zrzędą”!
PS
Na tym przerywam swój i tak luźny kontakt z tym blogiem.
@Janusz Z
7 stycznia o godz. 15:47 122526
Nie mam pretensji, zdaję sobie sprawę, że wielu ludziom w Polsce słowo “żyd” nie przechodzi przez gardło, nawet jeśli dotyczy Kuby Rozpruwacza.
****
Bo jesli uwazasz, ze Kuba Rozpruwacz byl pochodzenia zydowskiego to powinienes byl napisac ‚Zyd’, z duzej litery. Tu kontekst narodowosciowy jest bardzo wyrazny.
Gdybys natomiast pisal o czlonku wspolnoty wyznaniowej to poprawna jest pisownia ‚zyd’, z malej litery – tak jak ‚katolik’, na przyklad.
Z powodu nagminnego nakladania sie etnicznosci na wyznaniowosc, w tym przypadku – dla unikniecia niepoprawnosci – nalezy nakreslac kontekst w ktorym wlasciwie umiejscowiony bedzie ‚Zyd’ lub ‚zyd’.
Antonius
1. Tłumaczyłem ci już, że jeśli dom ma przegniłe fundamenty, to się go burzy, podobnie jak też wycina się drzewa z chorymi korzeniami.
2. Poza tym, to szkolnictwo wyższe nie istnieje po to, aby dać pracę profesurze, ale po to, aby kształcić kadry dla gospodarki narodowej. Jeśli zaś ten sam cel, czyli wykształcenie kadr można osiągnąć taniej i lepiej (w sensie wyższej jakości absolwentów) kształcąc Polaków za granicą, to każdy ekonomista wytłumaczy ci, ze jedyną racjonalną drogą jest likwidacja polskiego szkolnictwa wyższego oraz kształcenie za granica owych, niezbędnych dla gospodarki narodowej, kadr.
3. Hitlerowcy ustanowili w Krakowie (Krakau) na bazie UJ-u tzw. Institut für Deutsche Ostarbeit (w skrócie IDO; Instytut Niemieckich Prac na Wschodzie), gdzie zatrudniali oni ok. 150 polskich naukowców (w różnych okresach, w tym ok. 70 na etatach), głównie z UJ, takich jak Włodzimierz Antoniewicz (archeolog i przedwojenny rektor UW), Mieczysław Małecki (językoznawca), Władysław Semkowicz (historyk mediewista), Franciszek Sławski (slawista), Marian Plezia (filolog klasyczny), Przemysław Dąbkowski (historyk prawa, profesor Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie), a także Tadeusz Ulewicz (historyk literatury z UJ). Pracownikiem IDO był także Tadeusz Kantor – więcej tu:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Instytut_Niemieckich_Prac_na_Wschodzie.
Okupant niemiecki utworzył też wyższe szkoły inżynierskie (na poziomie obecnych politechnik) na bazie zlikwidowanych polskich wyższych uczelni technicznych w Warszawie i Lwowie (we Lwowie wykładał na niej nawet sam Stefan Banach) oraz pozwalał na działalność warszawskiej Miejskiej Szkoły Handlowej, utworzonej na bazie SGH, a kształcącej de facto na poziomie nawet magisterskim. Prawda nie jest bowiem czarno-biała, a więc jest ona bardziej złożona niż ty potrafisz to sobie wyobrazić swym, jakże mocno ograniczonym rozumkiem… 🙁
4. Proponuję wykształcenie przyszłych kadr zreformowanej polskiej nauki na najlepszych uniwersytetach świata, a nie metodą „komsomolsko-pionierską”, co mi tu nieuczciwie imputujesz!
5. Nie moja to wina, że doktorantka ma dziś w Polsce realne szanse na karierę naukową tylko wtedy, jeśli jest ona córką albo kochanką profesora. Za długo pracowałem w Polsce w tzw. szkolnictwie wyższym, aby tego nie zauważyć!
6. Tubki do pasty od zębów były wówczas aluminiowe, a więc były cennym surowcem wtórnym, ale oddawało się je w sklepie tylko po to, aby dostać zniżkę na zakup pasty do zębów. Kolejne kłamstwo przemycone przez lqq na ten blog. 🙁
7. Nie komentuję za s tu twych chamskich aluzji co do mego rzekomego antysemityzmu, a tylko przypominam, że także w twojej sprawie toczy się obecnie dochodzenie w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Ochota (numer akt PG II 1 Ko/1973/13). 🙁
Pytam się raz jeszcze: co widzicie złego w mej propozycji aby wysyłać masowo młodych Polaków na studia za granicę, na najlepsze wyższe uczelnie świata, zamiast kształcić ich w kraju, na marnych polskich pseudo-wyższych pseudo-uczelniach? Jednymi osobami, które by na tym straciły, to byli by przecież tylko polscy pseudonaukowcy, a zyskali by na tym nie tylko młodzi Polacy, utrzymując najlepsze z możliwych wykształcenie, ale wraz z nimi cala Polska, mając wreszcie dobrze wykształcone kadry!
Stąd też, moim zdaniem, rząd RP powinien zamknąć na jakieś co najmniej 20 lat wszystkie obecne polskie wyższe uczelnie, a po zweryfikowaniu ich studentów, umożliwić tym, którzy przeszli by przez odpowiednie egzaminy, studiowanie na zagranicznych uczelniach, n.p. fundując im odpowiednie stypendia. W ten sposób, za jednym zamachem, oszczędzilibyśmy ponad połowę pieniędzy wydawanych dziś w Polsce, bez większych efektów, na szkolnictwo wyższe, oraz radykalnie podnieślibyśmy poziom absolwentów wyższych studiów, którzy przynieśli by do Polski nie tylko dobrą znajomość języków obcych, ale także aktualną wiedzę, niemożliwą do uzyskania dziś w Polsce. Oczywiście, gwarancją powrotu tych absolwentów do Polski byłoby notarialne podpisane zobowiązanie odpracowania w Polsce co najmniej 10 lat, przy jednoczesnym zapewnieniu przez państwo odpowiednich miejsc pracy dla tych absolwentów, co jednocześnie rozwiązało by problem bezrobocia wśród absolwentów wyższych studiów.
Generalnie, to NIE są nam dziś potrzebne w Polsce wyższe uczelnie, jako że tak naprawdę, to potrzebujemy tylko góra 10 tys, absolwentów wyższych uczelni, a tych można przecież znacznie taniej i co ważniejsze znacznie lepiej wyszkolić za granicą! A jak wielkie by były oszczędności dla podatników gdyby zamknąć polskie szkolnictwo wyższe! Przecież Polska wydaje dziś około 1.5% PKB na szkolnictwo wyższe, czyli około 1.5% z 517 mld USD to jest około 7.8 mld USD na rok, od czego należy odjąć wydatki na szkolenie tych 10 tys. Polaków za granicą (ok. 10 tys. USD na studenta) czyli ok. 100 mln USD co daje oszczędność w wysokości znacznie ponad 7 mld USD na rok (a wciąż prawie 7 mld USD szkoląc w ten sposób nawet do 100 tys. studentów!).
Pozdrawiam!
Przypominam też, że proponuję wykształcenie przyszłych kadr zreformowanej polskiej nauki na najlepszych uniwersytetach świata, a NIE metodą „komsomolsko-pionierską”, co mi tu nieuczciwie imputują takie tchórzliwe anonimy jak n.p. „Antonious”!
@Antoni,
A szkoda! Przecież my tu nie o Panu Mielonce, który syci się każdym takim wpisem, tylko o Nauce i Szkolnictwie wyższym; np. mnie (średnia prowincja) bardzo interesowałoby zdanie na ten temat osoby deklarującej przynależność do „głębokiej naukowej prowincji” (cokolwiek to w erze Internetu znaczy), mającej też dużo większe ode mnie doświadczenie akademickie.
ZZ
Znów mnie utytułowany chamie obrażasz, wyzywając od „mielonek”. Przypominam więc ci znów, że w twojej sprawie toczy się obecnie dochodzenie w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Ochota (numer akt PG II 1 Ko/1973/13). 🙁
krzys52
Zaszło nieporozumienie. Zawsze pisząc krytycznie o żydach, mam na myśli tych z Pisma Świętego, którzy „mówią o sobie, że są Żydami, a nimi nie są, lecz kłamią”.
Niestety, to właśnie oni w świadomości społecznej funkcjonują jako Żydzi, naród swego czasu pobożny, który już w starożytności kompletnie zawalił sprawę niestety, wypiął się na Pana Boga i upadł na samo dno; można by rzec, zaprzedał duszę diabłu, gdyż z wolnej woli tarzał się w rozpuście, kłamstwie, mordzie, sodommii i złodziejstwie, o czym możemy przeczytać w ich Biblii, w świadectwie ich własnych proroków, których zresztą pomordował.
Nie uważam więc tych współczesnych oszustów, wspominanych niegdyś w Piśmie Świętym za Żydów, tylko za żydów, za internacjonalistyczną korporację, dlatego piszę o nich a małej litery. Zresztą sama idea wielkiego narodu żydowskiego jest dziś nonsensem, to pstry konglomerat ludzi cęsto obcych sobie kulturowo oraz światopoglądowo, dość dobrze przedstawiony w książce prof. Shlomo Sanda pt.: „The Invention of The Jewish People”. Notabene, prof. Sand zrzekł się właśnie swojego żydostwa, ze względu na zbrodnie wojenne ludzi, którzy podają się za Żydów i rządzą – jak mawia p. Grzegorz Braun (Grzegorz Braun na prezydenta!) – państwem położonym w Palestynie, z którymi nie chce mieć nic wspólnego, wstydzi się ich, i bardzo słusznie, bo żaden porządny człowiek nie powinien im podać ręki; to źli ludzie, których świat poznał po uczynkach.
Nie odnoszę się zatem do narodu, tylko do członków korporacji, swoistej międzynarodowej mafii o charakterystycznych predyspozycjach, złodziejskiej globalnej finansjery, sprzedajnych, amoralnych polityków, urzędników wysokiego szczebla, terrorystów, masonów, działających wspólnie i w porozumienia z niskich pobudek, kierowanych szowinizmem, megalomanią oraz kosmicznym zakłamaniem, które najlepiej chyba obrazuje rodzina Dustina Hoffmana z nim samym na czele (genialny!), w filmie „Śmierć Komiwojażera”. To dokładnie ten przypadek funkcjonowania ludzi miernych, biedaków intelektualnych, nieszczęśników, w wyimaginowanym świecie, w kłamstwie i obłudzie. Chciałbym położyć nacisk właśnie na zakłamanie oraz schizofreniczne szaleństwo tej korporacji, gdyż nawet ludzie twierdzący, że są ateistami, uważają się tam za „wybranych”, są tego absolutnie pewni, chociaż musiałby ich przecież wybrać Bóg, w którego nie wierzą.
Swoistą grupą oszustów podających się za Żydów, notabene ściśle współpracującą z tamtymi, są talmudyści, którzy żadną miarą nie mogą być wybrańcami Boga, gdyż ich pismo, Talmud, które stworzyli sobie sami z głowy, czyli z niczego, przeczy wszystkiemu, co Boskie i nie ma znaczenia, że zawiera także piękne fragmenty, albowiem – jak powiadał prof. Justyn Pranajtis – nawet na krowim łajnie wyrośnie czasem śliczny kwiatek. Dla niezorientowanych fragmenty Talmudu rzygającego nienawiścią na innych ludzi były do niedawna dostępne w Wikipedii przy notce o prof. Justynie Pranajtisie, ale obecnie link już nie działa, choć jeśli kto ciekaw, to odnajdzie je bez problemu w Internecie.
Co do samego Kuby Rozpruwacza, to niewątpliwie był psychopatycznym, masowym mordercą korporacyjnego pochodzenia żydowskiego i miał na imię Aaron.
@Janusz Z :
W imieniu Gospodarza i woasnym dziekuje za konstruktywny wklad do dyskusji o nauce
Janusz Z.
Dziękuję za ciekawy wpis. I czy masz informację o tym w jaki sposób prof. Szlomo Sand zrzekł się właśnie swojego żydostwa? Zrezygnował on może z izraelskiego obywatelstwa i wyjechał z Izraela?
A propos: Izrael NIE jest przecież demokracją, a tylko rabinistyczną, talmudystyczną teokracją, jako że nie ma tam n.p. ślubów cywilnych a „żydostwo” ustala się tam według „krwi” i wiary. Po prostu żydowski charakter Izraela, jak to słusznie zauważyłeś „państwa” położonego w Palestynie, wyklucza równouprawnienie w nim zarówno Muzułmanów jak też Chrześcijan oraz Ateistów. Chyba znasz ten przypadek polskiego Żyda, Szmula Oswalda Rufeinsena, któremu odmówiono obywatelstwa Izraela, ponieważ został on karmelitą (Bratem Danielem), a więc w swym izraelskim dowodzie osobistym miał on wpisane „Narodowość: Nieustalona” (więcej w książce Szlomo Sanda p.t. „The Invention of the Jewish People” – dostępna także po hebrajsku jako „?מתי ואיך הומצא העם היהודי?” czyli „Matai ve’ech humtza ha’am hayehudi?” – dosłownie „When and How Was the Jewish People Invented?”, podobno dostępna jest ta rozprawa także też w języku polskim). Polakiem zostaje się zaś nie na podstawie „krwi” czy też wyznawanej wiary, a więc odchodząc z kościoła katolickiego nie traci się polskości, jako że katolicyzm rzymski nie jest jednak w Polsce religią państwową, zaś odchodząc od religii mojżeszowej, przestaje się być obywatelem Izraela, jako że w Izraelu tylko wyznawcy judaizmu są uważani za Żydów, a więc pełnoprawnych obywateli tego „państwa”..
Tak więc państwo żydowskie NIE oznacza to samo, co państwo polskie, łotewskie, litewskie, węgierskie, itp., itd., jako że pełnoprawnym obywatelem Izraela można zostać tylko albo rodząc się z matki Żydówki, albo też przechodząc na Judaizm, z tym, że to drugie jest bardzo trudne, jako że władze Izraela uznają tylko konwersję zaakceptowana przez talmudyczną, ortodoksyjną synagogę.
Co więcej – gdyby gdzieś w Europie było takie prawo jak w Izraelu, to takie państwo byłoby automatycznie wyłączone ze wspólnoty państw europejskich. I nie mówię tu tylko o UE, ale także o państwach uznający Europejski Sąd (wł. Trybunał) Praw Człowieka. Obecne, wyraźnie rasistowskie i klerykalne prawo izraelskie wyklucza przecież jakąkolwiek możliwość przyjęcia Izraela zarówno jako członka (a nawet kandydata) UE oraz jako stanu USA, czy nawet państwa stowarzyszonego z USA. Tylko tacy agencji syjonizmu i zarazem CIA, jak n.p, obecny na blogu p. Zagner „Koraszewski” mogą popierać Izrael – państwo mające wyraźnie rasistowskie prawodawstwo, państwo prowadzące od lat politykę apartheidu, dyskryminujące nie tylko ludność okupowanych przez nie terenów, ale nawet swych własnych obywateli, państwo prowadzące od lat brudne, kolonialne wojny, państwo będące największym zagrożeniem dla pokoju światowego, będące także największą na świecie bazą terrorystów. 🙁
Szalom!
A.L.
Wpis Janusza Z. jest bardzo na temat, jako że to Żydzi wprowadzili w Polsce te stalinowsko-feudalne instytucje typu PAN, dominowali oni długo naukę i szkolnictwo wyższe w PRLu oraz dalej stanowią oni znaczne i mocno wpływowe lobby stojące za niereformowaniem polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego, jako że ich celem NIE jest przecież silna, zasobna i nowoczesna Polska, a coś zupełnie, ale to jak najbardziej zupełnie przeciwnego. 🙁
Z setki tekstów o „naprawie Rzeczpospolitej” wybrałem króciutki fragment:
***Stąd też, moim zdaniem, rząd RP powinien zamknąć na jakieś co najmniej 20 lat wszystkie obecne polskie wyższe uczelnie, a po zweryfikowaniu ich studentów, umożliwić tym, którzy przeszli by przez odpowiednie egzaminy, studiowanie na zagranicznych uczelniach, n.p. fundując im odpowiednie stypendia. W ten sposób, za jednym zamachem, oszczędzilibyśmy ponad połowę pieniędzy wydawanych dziś w Polsce, bez większych efektów, na szkolnictwo wyższe, oraz radykalnie podnieślibyśmy poziom absolwentów wyższych studiów, którzy przynieśli by do Polski nie tylko dobrą znajomość języków obcych, ale także aktualną wiedzę, niemożliwą do uzyskania dziś w Polsce. Oczywiście, gwarancją powrotu tych absolwentów do Polski byłoby notarialne podpisane zobowiązanie odpracowania w Polsce co najmniej 10 lat, przy jednoczesnym zapewnieniu przez państwo odpowiednich miejsc pracy dla tych absolwentów, co jednocześnie rozwiązało by problem bezrobocia wśród absolwentów wyższych studiów.***
W zasadzie dyskusja z człowiekiem o takich poglądach nie ma sensu, można mu jedynie współczuć – i prokuraturze!!!
Weźmy jednak taki krótki tekst i zastanówmy się, jak mogłaby wyglądać realizacja takiego niewątpliwie genialnego programu naprawczego.
1) Likwidacja szkół wyższych jest najłatwiejszym problemem, tzn. likwidacja szkół państwowych, bo prywatne natychmiast uzupełnią lukę i będą szkoliły odpadki użytkowe, tak jak obecnie. Część profesorów tam znajdzie zatrudnienie, część za granicą w swojej branży, reszta na zmywakach, starszych poddać przymusowej eutanazji, bo przecież szkoda pieniędzy podatników na emerytury – tu blogowy „Kononowicz” (spec od unicestwiania wszystkiego, aż zostanie „nic”!) współgra z Korwinem. Przecież nieważny jest fakt, że ci profesorowie kilkadziesiąt lat płacili na ZUS. Ktoś te pieniądze ukradł i ich nie ma.
2) Kto i jak ma zweryfikować możliwości intelektualne kandydatów na zagraniczne studia? Profesury i reszty personelu naukowo-dydaktycznego już nie będzie, chałturzą w pubach londyńskich.
Może partie wyślą swoich kandydatów? Prezes PiSu nie ma dzieci, ale jego bratanica ma.
Proboszczowie mogliby decydować, wiedzą jakie ci kandydaci mieli stopnie z religii na maturze.
Jeśli z tymi kandydatami ma być tak jak z Ziobrą, którego prezes wysłał na kilka lat na „stypendium” zagraniczne, aby się nauczył angielskiego, to jakie będą szanse tych studentów? Kto wybierze dziś 10000 absolwentów z dobrą znajomością angielskiego w Polsce? W Niemczech język angielski jest na maturze tak traktowany jak ojczysty, oni by może zebraliby tylu kandydatów.
3) Jakie kierunki studiów będą preferowane lub dozwolone i kto o tym będzie decydował? Podejrzewam, że IPNy stracą narybek, bo takich pierdół nie uczą renomowane uczelnie zagraniczne.
4) Dlaczego nie iść za ciosem? Zlikwidować wszystkie szkoły (do zerówki włącznie), bo będą oszczędności finansowe i w złych wynikach w tych szkołach leży przyczyna słabych wyników na studiach, a nie w zapyziałej profesurze. Przedszkolanki przekwalifikować na opiekunki geriatryczne, ewentualnie część nauczycieli tez. Bogatsze kraje zachodnie potrzebują opiekunów ludzi starszych, potrzebna jest czasem komunikatywna znajomość języka, szczególnie języka niemieckiego. Codziennie słyszę w lokalnym radiu propozycje zatrudnienia. Zostawić tych kilku nauczycieli niemieckiego, pozostałych, starszych nauczycieli (po 40-ce) unicestwić.
5) Nie wiem czy nie rozszerzyć programu unicestwienia, aby się odrodził nowoczesny, konkurencyjny wobec Chińczyków, Naród Polski???
Ustalić, kto naprawdę jest prawdziwym Polakiem, tych zostawić i kazać się ostro rozmnażać (darując prezesowi), a „społeczeństwo” wysłać na Madagaskar, co kiedyś proponowano polskim Żydom, tylko Malgasze protestowali. Przekonać ich siłą (siłom, łom). Po 30 latach Polska Rzplita będzie prezydowała na spotkaniach G6, 7, 8 lub dalej.
6) Jest pewien problem z zobowiązywaniem rządu do zapewnienia zatrudnienia w Polsce. Musiałby ten rząd być bardzo twórczy, można polityków importować z zagranicy (może od Putina lub Łukaszenki?), oraz dobrze dobrać kierunki studiów do potrzeb tak świetnie rozwijającego się, nowoczesnego przemysłu polskiego (ekspedientki/ów do supermarketów – pamiętając o parytecie!). Raczej nie kształcić połowy (5000) na etyków, tych zastąpią kapelani, których u nas mamy pod dostatkiem.
7) Pomysł z nakazem pracy to oczywiście żart! W porządnym kraju można by zmodyfikować konstytucję (w PRL były nakazy – 3 lata). Podobno mamy wysłać najmądrzejszych kandydatów – nie kretynów! Zacznie się nowa fala „emigracyjna” polskich absolwentów zagranicznych uczelni, ułatwiona faktem, że już tam są, mają kontakty i na pewno dobre propozycje – jak blondynki w Harvardzie.
Powróci mały ułamek i nawet ten nie znajdzie zadowalających warunków życia i zatrudnienia. Wypisanie co roku kilka tysięcy europejskich nakazów aresztowania to straszny kłopot. Poza tym trzeba mocno rozbudować infrastrukturę więzienną, bo już teraz nie spełnia unijnych norm i Polska przegrywa kolejne procesy w tej sprawie. Na to też trzeba pieniędzy podatników.
8) W kraju, w którym nawet lekarzy nie można zmusić do pracy, ani wziąć w kamasze, proponować nakazy pracy? Paranoja!
PS
Mógłbym dalej uzupełnić program naprawczy prezentowany na blogu przez geniusza, ale opadam z sił. Poza tym – „moja chatka z kraju”! Skoro prezes umieścił mnie w tym wrzodzie na dupie narodu polskiego, tzn. w „zakamuflowanej opcji niemieckiej”, to sprawa jest prosta. Przypomnieć sobie pierwsze lata po wojnie, reaktywować „Muzeum w Łambinowicach” – i „heim ins Reich”, niech oni mi dadzą emeryturę za 52 lata żmudnej i w miarę uczciwej pracy w Polsce, z kagankiem oświaty w drżącej ręce – niech cierpią za dawne winy!
@zz
Próbowałem i pierwszy raz „komentarz czeka na moderację”
Antonius
Pewnie użyłeś jakiegoś „trefnego” wyrazu typu „e k o n o m i a”... 🙁
Albo też za dużo linków? Eksperymentuj, wysyłając swój tekst kawałkami…
steaktartar
7 stycznia o godz. 22:17 122547
=====================================
Twoja propozycja dotycząca reformowania polskiej nauki jest słuszna.
To może zrozumieć,wnioskować, człowiek wolny,za takiego Ciebie uważam,
bo cała reszta , ta większość, to niewolnicy, bo taką mentalność mają dzisiaj Europejczycy.
Człowiekiem wolnym, podobnym do Ciebie jest JKM, którego, ta
niewolnicza partyjnie hołota, wywaliła ze stanowiska przewodniczącego partii,
za to, że w zaawansowanym wieku potrafi robić dzieci.Tylko niewolnicy
mogą mieć taki rozum.
Widzisz @steaktartar , ja potrafię zrozumieć Twoją prawdę, natomiast,
Ty moją nigdy, bez zrozumienia istoty rzeczy, wmawiasz mi rasizm – ni
przypiął ni przyłatał. Nie możesz zrozumieć, marksistowskiego stwierdzenia,
że byt kształtuje świadomość. Źle Ciebie uczono ekonomii na SGPiS
w Warszawie, po łebkach.
Żeby naprawić, a właściwie zmienić polskie uniwersytety, trzeba zburzyć ich
fundamenty, nie chodzi mi o budynki, te mogą zostać nienaruszone.
Fundamentem uniwersytetu jest sprawność intelektualna , czynność
umysłu pracowników nauki, zdolność przyjmowania wiedzy przez studentów,
a tą stanowi „świadomość”, a tą z kolei kształtuje byt, czyli środowisko, czyli żywienie.
Dodatkowo trzeba uwzględnić żywienie pokoleniowe. Profesorem, biskupem
– może być człowiek,który jest synem, wnukiem, prawnukiem … inteligenta,
głównie.
To nie jest przypadek, że nasi, niektórzy; biskupi, kardynałowie… mają pochodzenie żydowskie, jakby dobrze poszperał, to okazałoby się, że są synami, wnukami… rabinów, którzy z reguły wiedzą jak się odżywiać, żeby im Talmud w głowie nie poprzewracał.
Jakie mają pochodzenie nasi profesorowie: to dzieci robotników i chłopów- głównie.
Czołowa europejska polityk pani Merkel – jest córką pastora, może również wnuczką. Protestanci, wyznawcy tej religii dbają o swoich kapłanów, po to, żeby im mądre SŁOWO głosili .
Człowiek syty nie zrozumie głodnego, tak głosi porzekadło.
Żeby był zgoda w małżeństwie: potrzebne jest jednakowe, w miarę, pochodzenie społeczne. Pochodzenie społeczne z kolei łączy się ze środowiskiem, w jakim żyli
rodzice młodych ludzi, którzy zamierzają stworzyć nową „komórkę”, i tu znowu dochodzimy do sposobu odżywiania. brak tego uwarunkowania – daje mezalians,
on w głowach ludzi tkwi, w mózgu.
Wacław
OK, dziękuję za poparcie mych idei, choć jestem na przeciwstawnym biegunie politycznym niż pan Mikke.
I zgoda, że uniwersytet to NIE są budynki, a jego „Faculty”, rozumiane jako „academic staff”, czyli ludzie tam uczący i prowadzący badania. Skuteczna reforma polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego musi więc polegać na radykalnej wymianie owego „Faculty”, o czym już przecież nie raz i nie dwa już pisałem.
Pozdr.
Antoni,
Moderowane są frazy k.a.g.a.n, e.k.o.n.o.m., b.a.d.n.i.c.k, s.a.u.r.o.m, a więc w szczególności tak niewinne słowo, jak ekonomia.
Tylko płatne studia NAUCZA debili pracy.Nawet bogaci idioci tez bankrutują bez ochrony przez kretynow.Zdolni znajduja pieniądze na ulicy.
Wacław,
Przyznaj Pan, żeś jest Pan pacynką Pana Mielonki.
Antonius,
Zwracam uwagę, że obecna p. minister musi być fanką Pana Mielonki, albowiem ogłosiła program wysłania na zagraniczne studia iluś-tam-set studentów. To jest durny pomysł z wielu względów, z których wymienić można następujące:
– poziom polskich studiów nie odbiega w jakiś szczególny sposób od studiów na Zachodzie; istotne różnice zaczynają się pojawiać w okolicach studiów doktoranckich, a potem już coraz gorzej (jeśli porównujemy się z najlepszymi, bo jeśli porównujemy się z przeciętną, to nie ma wstydu).
– wyrwanie kilkuset najzdolniejszych studentów z polskich uczelni wpłynie na nie destrukcyjnie (profesura dostosowuje się do studentów, których uczy).
– nie ma żadnych mechanizmów gwarantujących, że ci wykształceni na Zachodzie będą mieli gdzie i po co wrócić.
Reasumując, nasza pani minister nie ma najbledszego pojęcia o realiach polskich uczelni i tym, co im jest naprawdę potrzebne. Szkoda tylko, że sobie z tego nie zdaje sprawy. Jej zadaniem jest przecież dotrwanie o wyborów, mogłaby więc sobie odpuścić robienie czegokolwiek, skoro się na niczym nie zna.
zz
Nie masz większego idyjoty nad c e n z o r a!
zz
Nie mam żadnych pacynek. Nie sądź innych po sobie!
A za nazwanie mnie „mielonką” odpowiesz przed sądem. Czy naprawdę numer akt PG II 1 Ko/1973/13 nic ci nie mówi?
zz
8 stycznia o godz. 17:25 122561
Przyznaj Pan, żeś jest Pan pacynką Pana Mielonki.
===================================
Jestem niezależnym bytem, od nikogo.
Pochlebia mi takie podejrzenie.
ekonomia
E tam, nie ma żadnej bariery przez słowem ekonomia
ZZ
Pani minister zna doskonale mój program, podobnie jak jej poprzedniczka, ale żadna z nich nie miała „jaj” aby je wprowadzić.
A pomysł wysłania na studia zagraniczne polskich studentów jest swoją drogą dobry, jako że jest to jedyna okazja, aby w Polsce pojawili się naprawdę dobrze wykształceni Polacy.
Niestety, ale poziom polskich studiów odbiega w znacznym stopniu oraz na minus od poziomu studiów na Zachodzie, poza oczywiście uczelniami drugiej czy też trzeciej kategorii, których jest dziś sporo także na Zachodzie, np. prowincjonalne angielskie uniwersytety utworzone na bazie tzw. polytechnics, czyli czegoś w rodzaju dawnych polskich pomaturalnych techników.
Zgoda, „wyrwanie” kilkuset najzdolniejszych studentów z polskich uczelni wpłynie na nie destrukcyjnie, ale to będzie to tzw. twórcza destrukcja, jakże niezbędna w kapitalizmie rynkowym. Przypominam, że wyrażenie twórcza destrukcja występowała w pracach Michała Bakunina, Fryderyka Nietzschego oraz Wernera Sombarta, a termin ten spopularyzował oraz pogłębił znany austriacki ekonomista Joseph Schumpeter, używając go do opisu procesu transformacji, która towarzyszy każdemu przełomowemu odkryciu. W wizji kapitalizmu Schumpetera ciągłe pojawianie się nowych przedsiębiorców z rewolucyjnymi pomysłami stanowi siłę, która jest w stanie podtrzymywać długotrwały rozwój ekonomiczny. Schumpeter akceptował więc fakt, że taka zmiana powoduje utratę pozycji przez przedsiębiorstwa, które wcześniej cieszyły się ugruntowaną, nawet monopolistyczną, pozycją rynkową. To samo odnosi się do polskich wyższych uczelni, które dotychczas, to jest do wejścia Polski do Unii i rozpoczęcia epoki globalizacji, cieszyły się w Polsce ugruntowaną a nawet monopolistyczną, pozycją rynkową, ale nie są one w stanie wytrzymać konkurencji ze strony znacznie od nich lepszych uczelni zagranicznych.
Zgoda, że nie ma żadnych mechanizmów gwarantujących, że ci wykształceni na Zachodzie Polacy będą mieli gdzie i po co wrócić, ale tu chodzi przecież o wykształcenie przyszłych polskich elit, dla których praca w Polsce będzie, a których nie są dziś już w stanie wykształcić obecne polskie wyższe uczelnie, pogrążone od lat w kompletnym bałaganie, źle zarządzane, z coraz to niższym poziomem nauczania spowodowanym głównie tzw. wsobnym chowem kadr, o czym już zresztą pisałem.
Po prostu polska profesura dobrze wie, że jej koniec nadchodzi, jako że coraz więcej młodych Polaków będzie podejmować studia za granicą, wiedząc, że dyplom nawet najlepszej polskiej uczelni jest dziś nic nie wart na rynku pracy, a więc z braku studentów, polskie wyższe uczenie zostaną tak czy inaczej zamknięte nawet bez decyzji administracyjnej, proponowanej przeze mnie.
Reasumując, nasza Pani Minister ma chyba wreszcie pojęcie o o realiach polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego i chyba wreszcie wie, że są one skazane na upadek z powodu ciągle pogarszającego się ich poziomu, spowodowanego korupcją, kumoterstwem oraz chowem wsobnym kadr.
Szalom!
mpn
Teraz może już nie ma, ale do nie dawna był na tym blogu (i innych) zapis c e n z u r y na słowo „ekonom” i jego pochodne.
imaman
Racja, tylko płatne studia mają sens, jako że wtedy studenci będą studiować tylko na tych uczelniach, których ukończenie da im realną wiedzę oraz realną szansę znalezienia pracy w wybranym przez nich zawodzie.
Ponieważ obecna sytuacja w polskiej nauce i polskim szkolnictwie wyższym jest wręcz tragiczna, to przede wszystkim potrzebujemy jej prawdziwej reformy (w tym zniesienia habilitacji, belwederskiej profesury i konieczności nostryfikowania w Polsce doktoratów z czołowych uniwersytetów świata), a później dopiero będzie mieć sens zwiększenie funduszy przeznaczonych na nią. Inaczej bowiem zostaną one zmarnowane przez obecna polska profesurę, która, z nielicznymi wyjątkami potwierdzającymi regule, potrafi za granica porozumieć się bez tłumacza tylko w słowackim Rużomberku.
Polskie szkolnictwo wyższe (podobnie jak w reszcie Europy) oparte jest dziś zasadniczo na dwóch podstawowych przesłankach:
1. bezpłatności i
2. egalitarności.
Efekt tego jest zaś taki, iż system polskiego szkolnictwa wyższego jest permanentnie niedofinansowany, społecznie niesprawiedliwy, gubiący talenty, systematycznie obniżający efekty nauczania i uniemożliwiający jakąkolwiek konkurencję między uczelniami. Brak lub też bardzo tolerancyjna selekcja przy naborze studentów, a często obowiązek przyjmowania praktycznie wszystkich, którzy zdali maturę, musi prowadzić do obniżenia jakości wykształcenia oraz do odpadania studentów w trakcie studiów.
Jednakże próby dokonania zmian w zasadach finansowania uczelni wyższych, polegające na wprowadzeniu czesnego, wywołują na ogół sprzeciwy polityków, powołujących się fałszywie pojęte zasady sprawiedliwości społecznej. Zaś w rzeczywistości bezpłatne wyższe studia uprzywilejowują elity, gdyż to właśnie dzieci elit mają znacznie większe szanse podjęcia owych „bezpłatnych” studiów niż młodzież pochodząca spoza elit. Tak więc okazuje się, iż to całe społeczeństwo (a dokładniej wszyscy podatnicy), w tym więc także najmniej zamożni, płaci podatki na wykształcenie dzieci elit, co musi prowadzić do pogłębienia zróżnicowania społecznego. Co jest też ważne, to fakt, iż ów populizm pojawia się zarówno na prawicy, jak też i na lewicy. Zdaniem Thieme („Szkolnictwo wyższe. Wyzwania XXI wieku. Polska – Europa – USA” Warszawa: Difin S.A., 2009) tylko selekcja jakości przyjmowanych studentów połączona ze zróżnicowanym czesnym daje szansę na konkurencję między uczelniami i większą niż obecne gwarancję, że najbardziej utalentowani będą mieli okazję uzyskania najlepszej jakości wykształcenia. Sprawiedliwość społeczna nie koliduje bowiem z potrzebą indywidualnego płacenia za studia, zaś czesne może być finansowane, jak to się dzieje np. w Australii czy w Wielkiej Brytanii, z pożyczek udzielanych bądź też gwarantowanych przez rząd.
Jeśli zaś chodzi o finansowanie nauki, to pamiętajmy, iż w USA naukę finansuje głównie Pentagon: bezpośrednio i pośrednio, poprzez składanie olbrzymich zamówień w takich firmach jak np. Boeing, General Electric czy General Dynamics, które później jest stać na finansowanie nauki, we własnym, dobrze pojętym interesie. Jeśli więc chcemy mieć w Polsce prawdziwą naukę, to musimy mieć przed wszystkim nasz własny przemysł oraz naszą własną myśl techniczną. Fabryki mogą być, oczywiście, za granica (off shore), ale musimy stać się eksporterem netto myśli technicznej (know how, patenty etc.). Bez rozwiniętego sektora badań (R&D) nie może być bowiem rozwiniętych wyższych uczelni, nie tylko technicznych. Zostaną nam tylko „uczelnie” typu rzeszowskiej WSIiZ czy łódzkiej AHE, które będą sprzedawać nic nie warte dyplomy mało rozgarniętym i niedouczonym absolwentom.
Należy więc poświęcić uwagę problemowi niskiej jakości edukacji dostarczanej przez polskie prywatne uczelnie, np. przez łódzką AHE czy też rzeszowską WSIiZ oraz Wyższą Szkołę Prawa i Administracji w Rzeszowie (daje tu przykłady z Łodzi czy Rzeszowa tylko jako ilustrację, a nie dla tego, ze łódzkie czy rzeszowskie wyższe uczelnie prywatne są szczególnie złe). Poprzez utworzenie prywatnych wyższych uczelni zwiększono w Polsce ilość studentów, ale bez istotnego zwiększenia ilości wysoko wykwalifikowanych wykładowców (czyli z doktoratami) i bez istotnego zwiększenia nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe. Owe nowo-powstałe prywatne uczelnie wyższe na ogół pasożytują na istniejących uczelniach państwowych, umożliwiając pracownikom uczelni państwowych „dorabianie” do pensji. Oczywiście, takie „fuchy” nie są brane na poważnie, szczególnie, iż prywatne uczelnie, z nielicznymi wyjątkami, są finansowo słabe, a więc mogą zbankrutować w każdej niemal chwili, szczególnie, że ich ilość do niedawna wciąż wzrastała, a ilość ich potencjalnych studentów wciąż maleje, nadchodzi bowiem w Polsce tzw. niż demograficzny. Jako środek zaradczy niektóre polskie prywatne uczelnie, np. WSHiP im Łazarskiego w Warszawie, próbują zachęcić do studiowania u siebie studentów zagranicznych, ale na przeszkodzie stoi tu stosunkowo mała atrakcyjność Polski dla zagranicznych studentów oraz brak dobrej znajomości języków obcych, w tym szczególnie angielskiego, wśród polskiej kadry naukowo-dydaktycznej. Stad tez uważam, iż należy zakazać pracownikom uczelni państwowych pracy w prywatnych uczelniach, ze względu na konflikt interesów i z tego też powodu, iż nie ma mowy o wysokiej jakości nauczania, jeśli ktoś przychodzi do drugiej pracy zmęczony pracą w pierwszej.
Należy w tym miejscu także wspomnieć o prywatnych uczelniach wyższych, które, jak np. łódzka AHE, stały się ofiarami własnego sukcesu. Ta (przynajmniej do niedawna) duża uczelnia, która na serio zainwestowała w infrastrukturę w Łódzkiem, jak się to dziś okazuje najbiedniejszym regionie Polski, stała się obiektem zmasowanego ataku ze strony niektórych dziennikarzy Gazety Wyborczej. Przyczyną tego ataku było zapewne to, iż AHE stała się zbyt dużą konkurencja dla pozostałych prywatnych uczelni wyższych w Polsce, a szczególnie w swym regionie. Rezultatem tej nagonki stały się dodatkowe kontrole ze strony Ministerstwa, które to, jak to każda niemal kontrola, znalazły liczne formalne uchybienia i spowodowały zamkniecie szeregu kierunków na łódzkiej AHE. Spowodowało to trudności finansowe w AHE, a wiec też i masowe zwolnienia pracowników, w tym głównie w regionie łódzkim, znanym z wysokiego bezrobocia. Nie znaczy to oczywiście, ze AHE była bez winy, ale ciekawe, czemu Gazeta Wyborcza zaatakowała „po imieniu” tylko łódzką AHE, a zostawiła w spokoju jeszcze gorsze uczelnie, w tym np. rzeszowską WSIiZ, w której też pracowałem, i o której mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, iż nie zasługuje ona na miano wyższej uczelni, a to ze względu na skandalicznie niski poziom nauczania, a szczególnie z tego powodu, ze jej rektor, profesor Pomianek, wręcz zakazuje wykładowcom „oblewania” studentów. Stąd więc można śmiało powiedzieć, iż rzeszowska WSIiZ to nic innego, jak sklep z dyplomami, tyle że taki, gdzie się płaci ratami z góry przez 3 lata, aby wreszcie odebrać upragniony dyplom, ale bez uzyskania odpowiedniej wiedzy czy umiejętności, które ów dyplom ma w teorii potwierdzać.
Podsumowując: proponowana przeze mnie reforma polskiej nauki musi być dziś, po tylu latach poważnych zaniedbań, radykalna, a więc i bolesna. Jednakże jej zaniechanie, czyli dalsze tolerowanie obecnego status quo, grozi kompletną zapaścią polskiej nauki, szczególnie, iż polscy studenci, zorientowawszy się w tragicznie niskim poziomie polskiego szkolnictwa wyższego, niedającemu swym absolwentom realnych szans powodzenia na rynku pracy, mogą zacząć masowo studiować za granicą (głównie w UE), co pozbawi polskie szkolnictwo wyższe racji swego istnienia (raison d’être)>/i>.
lech.keller@gmail.com
Prof. Hartman wystraszył się dyskusji na tym wątku a więc szybko wziął się on za bezpieczniejszego dla niego Owsika. 🙁
Hartman jest wielki!
Tyle kundli przy nim.