SLD w malignie, lewica w rozsypce

Jestem zaszokowany koincydencją trzech wiadomości, które płyną z SLD: śmierci Józefa Oleksego, wyrzucenia Grzegorza Napieralskiego i nominowania jego byłej asystentki jako kandydatki na prezydenta. Nazwać to połączenie niedelikatnością byłoby nie tyle eufemizmem, ile obłudą. To prostactwo.

Józef Oleksy był wspaniałą postacią środowiska SLD i polskiej lewicy. Partia powinna pozostawać dziś, i nie tylko dziś, w głębokiej żałobie po takiej stracie. Niestety, długoletnie lekceważenie byłego premiera i szefa SLD przez obecne kierownictwo partii przełożyło się na lekceważący stosunek do jego śmierci. Pewnie się jutro zreflektują i poprawią, ale zgorszenie po dzisiejszym dniu pozostanie.

Grzegorz Napieralski to jeden z najinteligentniejszych polityków lewicy, któremu przypięto łatę plastikowego i płytkiego karierowicza. SLD nie zrobiło nic, żeby obronić swego byłego lidera przed tymi krzywdzącymi opiniami. A słaby wynik SLD za kadencji Napieralskiego jako szefa ugrupowania – w świetle dzisiejszej, excusez le mot, mizerii – wcale nie wydaje się aż taki zły.

Zamiast pogodzić się z wewnętrzną krytyką i zrobić z niej konstruktywny użytek, SLD wyrzuca jednego ze swoich najbardziej rozpoznawalnych polityków, mających – jak wykazały wybory prezydenckie 2010 – ogromny potencjał. To głupie i samobójcze. Ale tak właśnie zachowują się padające partie.

Nominację Magdaleny Ogórek można by potraktować w kategoriach kabaretu politycznego, gdyby nie seksistowski i klerykalny posmak tego ekscesu. Kto ten zarzut rozumie, ten rozumie, a kto nie, to trudno. Przemilczać te aspekty sprawy byłoby tchórzostwem, na które zapewne SLD liczy.

Prowokacyjnie i niemądrze brzmiały słowa kandydatki, że pragnie reprezentować całą lewicę. Nikt się lewicy o panią Ogórek nie pytał. A zwłaszcza ona sama nie była łaskawa zapytać.

Sytuacja na lewicy robi się poważnie niepoważna. Wszyscy wiedzą, kto powinien startować, tylko nie umieją się dogadać i powziąć konkretnych kroków w celu stworzenia szerokiego porozumienia programowo-wyborczego lewicy w przeddzień wyborów. To kuriozum – jest kandydatka, tylko nie ma komu pójść i złożyć poważną propozycję.

Jeśli teraz, zimą, nie dojdzie do przełomu i porozumienia organizacji lewicowych, lewicowo-liberalnych i demokratycznych, miliony Polaków pozostaną bez żadnej parlamentarnej reprezentacji, a Polska na wiele lat znajdzie się w rękach trwożliwych klerykałów, jeśli nie w łapach populistów i wrogów wolności.

Czy to za mało, aby poczuć odpowiedzialność? Apeluję do liderów organizacji pozarządowych, partii politycznych, ruchów i innych inicjatyw o charakterze postępowym i demokratycznym, aby zawiesiły na kołku swe urażone ambicje oraz wzajemne animozje i zechciały zachcieć ze sobą rozmawiać. Teraz!