Robercie Biedroniu, musisz!

Mogło byś tak pięknie! Gdyby Barbara Nowacka posłuchała dobrych rad… Gdyby przed paroma miesiącami przyjęła koronę królowej polskiej lewicy, niesioną jej na atłasowej poduszeczce przez wszystkie bodaj liczące się ugrupowania… W wyborach prezydenckich dostałaby jak nic 10 proc., nikt by nie mówił, że lewica pada, a prezydentem przez kolejne pięć lat byłby Komorowski.

Ale nie, zalotników przepędziła, nie chciała dać się „wykorzystać”. Uległa dogmatowi o konieczności ostatecznego upadku Millera i SLD jako warunku odrodzenia lewicy. Nie miała racji. W polityce ma się swój „gwiezdny czas” i albo się leci do gwiazd, albo się do emerytury siedzi w loży krytyków i recenzentów. Barbara wybrała to drugie i wielu ma o to do niej żal. Ja również. Bo mogło być tak pięknie…

Ale polska lewica miała nie tylko królową in spe. Ma jeszcze króla in spe. Wiadomo, Roberta Biedronia. Polityk powszechnie poważany, a nawet uwielbiany, doświadczony, lecz wciąż młody, elegancki, kompetentny i jako jedyny w tych chudych latach na lewicy – mogący poszczycić się poważnym sukcesem.

Wcale nie na żarty mówi się o nim jako poważnym kandydacie w wyborach prezydenckich za pięć lat. I co na to Biedroń? Oczywiście to samo: nie czas jeszcze, to wszystko musi się przewalić, wypalić. Ba, dodaje przewrotnie, że lewica potrzebuje mesjasza, czyli lidera.

Tak? A kogo niby, jeśli nie Ciebie? To wcale nie jest śmieszne, że jedyny realny kandydat na lidera polskiej lewicy żarty sobie z tego stroi i chowa się za herbem Słupska. A niby dlaczego bycie prezydentem Słupska miałoby przeszkadzać w jednoczeniu lewicy? Jak do Warszawy tak daleko panu prezydentowi, to my się pofatygujemy w te nadmorskie krainy.

Ale Robertowi się chyba nie chce. Po co się użerać i nadwerężać piękne oblicze w partyjniackich potyczkach? Lepiej z uśmiechem i dystansem, ze słupskiej perspektywy, w otoczeniu fanów wszystko dobrotliwie sobie oceniać i ważyć. Rowerkiem przez politykę. Tylko że to tak nie działa. Ludzie lewicy mają oczekiwania i jeśli zostaną zawiedzione, na nic nie zdadzą się niezbrukane partyjnym pokerem ręce. Powiedzą: zawiedliście nas, towarzyszu. Nie było was, gdy najbardziej was potrzebowaliśmy.

Dlatego mówię Ci, Robercie, zamiast robić za słodziaka ze Słupska, weź się do roboty, bo jest słabo. To tylko kilka miesięcy pracy na rzecz koalicji lewicy, a potem możesz sobie dalej być bezpartyjnym prezydentem. Nikt Ci nie każe porzucać Słupska ani startować do Sejmu. Po prostu pomóż kolegom i pomóż Polsce. Jak się ma autorytet, to ma się też zobowiązania.

Wkrótce w Warszawie Okrągły Stół Lewicy. Jakaś szansa na porządną, uczciwą koalicję, otwartą na różne organizacje i nowych ludzi. Przyjdziesz? Czy może ograniczysz się do wywiadu, w którym powiesz „życzę wszystkiego dobrego, ale nic z tego nie będzie”?

Tak, ja wiem, że Ty nic nie musisz. Jesteś wolnym człowiekiem. Ja też nie muszę. Z polityką same mam utrapienia, a i żyję z czego innego. Ale coś tam męczę. Tyle że niewiele mogę. A Ty akurat możesz i potrafisz. Tylko Ci się nie chce robić i rąk sobie brudzić. Tak po prostu. Ale jak się nikomu nie będzie chciało, to jeszcze się będzie chciało starym aparatczykom…

Jesteś jedynym człowiekiem w tym kraju, który może przywołać do porządku rozleniwionych i rozkapryszonych polityków lewicy, a jednocześnie być wiarygodnym liderem dla tych wszystkich autentycznych, ideowych środowisk, które są nadzieją na nową lewicę i nowy styl w polityce. Twój styl.

Prowadź nas do boju, królu lewicy!