Katastrofa wizerunkowa Polski

Jestem może nieco prowincjonalny, lecz mimo to trochę do czynienia z szerokim światem mam. Rozmowy z cudzoziemcami, zarówno zwyczajnymi ludźmi, jak i z przedstawicielami elit społecznych, połączone z lekturą prasowych doniesień na temat Polski – pozwalają mi wyrobić sobie opinię o tym, jak postrzegają nas na Zachodzie w ciągu ostatniego półrocza.

Otóż wizerunek Polski legł w gruzach – i to zarówno w znaczeniu prestiżu państwa, jak i obrazu polskiego społeczeństwa w oczach naszych niedawnych przyjaciół. Jest naprawdę źle, a odzyskanie sympatii naszych sąsiadów i sojuszników zajmie bardzo dużo czasu. Łatwo burzyć, trudniej budować – ot, mało odkrywcza sentencja na obciachowe czasy.

Wszystko zaczęło się za rządu Ewy Kopacz, która w obawie o wynik wyborczy PO wdała się w żenujące przepychanki z Niemcami, czy przyjmiemy 2600, 3500 czy może 7000 uchodźców. Żadna z tych liczb nie ma znaczenia w ogólnej puli nowych emigrantów, których jest ponad milion, i nijak się ma do siły ludnościowej i ekonomicznej naszego kraju. Chodziło wyłącznie o symboliczne zaznaczenie solidarności z Europą. A więc o wizerunek właśnie.

Głupota i krótkowzroczność rządu doprowadziły do tego, że zamiast zyskać w relacji z Zachodem uznanie z racji pozytywnego i partnerskiego stosunku do państw ponoszących ciężary potężnych problemów Unii, straciliśmy tyle, ile stracić się dało. Na razie wizerunek – w przyszłości też pieniądze. Bo niewdzięczności i egoizmu się nie zapomina. Rachunek będzie wystawiony.

Sobkowstwo Polski wzbudziło zażenowanie i gniew nie tylko polityków, ale również milionów zwykłych Europejczyków. Jak to? Zachód przyjął setki tysięcy uchodźców z Polski w latach stanu wojennego, a potem jeszcze ze dwa miliony emigrantów zarobkowych i teraz ta sama Polska nie chce przyjąć choćby jednego procenta z tej masy ludzi zalewającej Grecję, Włochy, Niemcy, Francję?! To się ludziom nie mieści w głowie. A jakby tego jeszcze było mało, tłem dla wiadomości o polskiej gościnności i otwartości są nagrania z faszystowskich burd i palenia kukły Żyda.

Niestety, po dojściu do władzy PiS oprawiło nasz idiotyczny, ksenofobią i populizmem podszyty egoizm w ramy arogancji i głupoty. Śmieszność kraju, który przez dziesięciolecia wysyła emigrantów i rok w rok bierze miliardy, a teraz poucza Unię o „partnerstwie”, „odpowiedzialności” i daje „dobre rady”, że trzeba „uszczelniać zewnętrzne granice Unii” i „rozmawiać z Turcją” (no po prostu heureka!), jest upokarzająca dla nas wszystkich. Te buńczuczne tony, to „wstawanie z klęczek”, ta „asertywność”… Z czym do ludzi, panie Waszczykowski! Nawet żałosna historia z interwencjami pierwszego PiS z powodu nazwania Lecha Kaczyńskiego ziemniakiem (burakiem) przez jakieś pismo satyryczne niczego ich nie nauczyła. Robienie kwestii dyplomatycznej z karykatury Kaczyńskiego na prywatnej paradzie jest dowodem takiego „odpału”, że może tylko zdumiewać i przerażać partnerów. Jak to? Po 26 latach demokracji nie nauczyli się, że rządy nie zajmują się działalnością satyryczną swoich obywateli? Skąd się urwali ci ludzie? Jak to możliwe, żeby nie wiedzieli, że tupanie nóżką i wymachiwanie szabelką może przynieść im tylko szkody?

Sam nie wiem, jak oni się uchowali i co mają w głowach. Z pewnością jakieś ciężkie kompleksy niedowartościowania. Myślą, że Polska była „na klęczkach”, a teraz oni „pokażą”. Tak, Mazowiecki, Wałęsa, Skubiszewski, Olechowski, Rotfeld i inni tak klęczeli, że aż jesteśmy w Unii i NATO, a przewodniczącym Rady UE jest były polski premier. Teraz za to Duda z Waszczykowskim będą stać i perorować, że aż zadziwią świat swoją mądrością. Wreszcie nauczą Zachód, że z nami trzeba się liczyć! Wreszcie będę nas szanować i dadzą to, co nam się słusznie należy. A my łaskawie to przyjmiemy – bez wdzięczności, boć dumnym narodem jesteśmy i dziękować nikomu nie zamierzamy.

Kiedyś, w latach karnawału Solidarności, w stanie wojennym, a potem przez pierwsze lata transformacji, setki milionów Europejczyków szczerze nam kibicowało. Nazwa naszego kraju była wymawiana z szacunkiem. Nawet w ostatnich latach chwalono nas za dobrą politykę gospodarczą w dobie kryzysu, choć z pewnością miesiąc miodowy naszego mariażu z Zachodem już się skończył.

Dziś jednak, po dojściu Kaczyńskiego do władzy, jesteśmy już tylko kłopotem i rozczarowaniem. Dawni sceptycy, którzy nie chcieli nas w Unii, powtarzają: „i co, a nie mówiłem?”. I jakoś nie widać dobrej na to odpowiedzi. Wiadomości z Polski, docierające znów do setek milionów ludzi na całym Zachodzie, wprost zdumiewają: supremacja szefa partii rządzącej nad wszystkimi konstytucyjnymi organami władzy, prezydent niewykonujący wyroku Trybunału Konstytucyjnego, skazany sądownie na zakaz pełnienia funkcji publicznych urzędnik ułaskawiony i mianowany szefem służb, sparaliżowany ustawą Trybunał Konstytucyjny, upartyjniona służba publiczna i telewizja, ręczne sterowanie śledztwami przez ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w jednym, inwigilacja internetu bez zgody sądu, nieokiełznany nepotyzm, totalne czystki we wszystkich instytucjach i spółkach… A za chwilę kolejne sensacje… Ludzie słuchają, czytają o Polsce i oczom nie wierzą. Przecież zdążyli się już przyzwyczaić, że to jest normalny kraj… Media z lewa i prawa robią materiały o Polsce, a w nich same proste fakty – taka ustawa, taka nominacja, taka wypowiedź… Pali mnie wstyd, gdy to oglądam.

Na domiar złego z tą oszalałą Polską nie ma kontaktu. Formalne władze są marionetkowe, a realna władza podzielona pomiędzy dwóch dziwaków, nieznających języków, kompletnie nie nadaje się do rozmowy. W jaki sposób Merkel albo Hollande mogą porozumieć się z Kaczyńskim czy Rydzykiem? Przez Szydło? Dobre sobie. Zresztą o czym? Wszystko to jakiś horror.

Co się z wami dzieje?! – pytają przyjaciele z Zachodu. Jak doszło do tej katastrofy? I co teraz będzie? To są pytania zwykłych ludzi, ale również pytania polityków. A my możemy jedynie stanąć zawstydzeni i obiecać, że za parę lat jakoś się z tym ogarniemy.

Bardzo chciałbym silnej i szanowanej w świecie Polski, zdolnej jasno artykułować swoje interesy i ich bronić. Ale w odróżnieniu od pana Kaczyńskiego czy Dudy wiem, z czego wynikać może prestiż Polski. Nie z siły demograficznej i gospodarczej. Nie z siły militarnej. I nie z bezczelności i pouczania Niemców, gdzie jest ich „miejsce w szeregu”. W taki sposób można się tylko narazić na śmieszność.

Siła Polski wynikać może jedynie z siły naszych kadr międzynarodowych. Gdy polscy ministrowie, polscy urzędnicy unijni, polscy europosłowie zdolni są wnosić realny wkład intelektualny do rozwiązywania problemów Europy, gdy reprezentują najwyższy poziom wiedzy, kultury osobistej i mądrości politycznej, jak wspomniany Bronisław Geremek czy Krzysztof Skubiszewski, wtedy nasz głos jest słyszalny i słuchany z szacunkiem. Gdy zaś byle kto coś tam poszczekuje, jak na partyjnym wiecu, uważając się za nie wiadomo co, to skutek jest jeden – zażenowanie.

Polska żenująca to nie tylko wstyd dla nas wszystkich. To również niebezpieczeństwo dla naszej wolności i suwerenności. Od takiej Polski Zachód szybko oddzieli się granicą. Taką Polskę szybko porzuci i zostawi na pastwę Rosji, która dziś dziękuje Bogu za zwycięstwo wyborcze PiS, za Kaczyńskiego i Macierewicza. Trudno o lepszą gwarancję, że nie powstaną w Polsce bazy amerykańskie, niż postawienie administracji USA przez problemem, czy polski szef MON jest „crazy”, „mad”, czy może jednak „ill”.

Mniej więcej na takim miejscu się znaleźliśmy. Można to nazwać delikatnie parterem. Wspinaczka na to piętro, z którego spadliśmy, zajmie nam o wiele więcej czasu niż wyzwalanie Polski spod władzy Kaczyńskiego, Rydzyka, Macierewicza i Ziobry. Cóż, co się stało, to się nie odstanie. Zacznijmy się wspinać, każdy po swojemu, bo za parę lat może być już za późno. Idzie czas patriotów…