Feministyczne rewelacje Gowina

Minister Jarosław Gowin oświadczył w radiu TOK FM, że ministrem jest między innymi po to, by strzec dziedzictwa kultury i cywilizacji Zachodu, opierającej się na: greckiej filozofii (Platonie i Arystotelesie), rzymskim prawie oraz tradycji judeochrześcijańskiej.

Strzec przed inwazją nierespektujących „naszych wartości” muzułmanów. Przykładem takiej wartości, która wymaga antymuzułmańskiej zapory, jest równość kobiet i mężczyzn. Dowiedzieliśmy się również, że Zachód wprawdzie nadal opiera się na swoich wartościach, ale często czyni to w sposób karykaturalny. Enuncjacje te wymagają odpowiedzi.

Po pierwsze, minister nauki nie jest od wartości, tylko od tego, aby nauka mogła rozwijać się swobodnie i była wolna od politycznych nacisków, w tym również nacisków, dla których pretekstem mogłoby być stróżowanie wartościom przez wzmożonych moralnie ministrów. Jedyna wartość, której strzec powinien Jarosław Gowin, to wolność nauki polskiej, w tym wolność od ideologicznej presji ze strony polityków zarażonych uprzedzeniami i obsesjami. Resztę niech łaskawie zostawi naukowcom.

Po drugie, nauka milczy na temat szczególnego zamiłowania Platona, Arystotelesa, prawa rzymskiego i cywilizacji judeochrześcijańskiej do równości płci. O ile mnie pamięć nie myli, równość płci jest postulatem XIX-wiecznych liberałów i socjalistów, który wcielono w życie mimo dramatycznych oporów ze strony wszelkiej maści obrońców „cywilizacji Zachodu i tradycji judeochrześcijańskiej”.

Po trzecie, rzucając ciężkie oskarżenia pod adresem wyznawców Mahometa, pan minister powinien być nieco bardziej konkretny. Czy poza kwestią równości płci, w której muzułmanie nie odbiegają bodajże od standardów, które aż do całkiem niedawnych czasów obowiązywały również w naszym kręgu kulturowym, Jarosław Gowin może wskazać choćby kilka innych tajemniczych „wartości”, których to muzułmanie nie respektują (do czego zresztą, jak sam przyznaje, mają prawo)?

Czy chodzi o to, że na Zachodzie się pije, a muzułmanie są z alkoholem na bakier? A może rzecz w tym, że Zachód nie lubi kradzieży i rozbojów, a tacy na przykład Arabowie owszem? Albo że my jesteśmy mili i gościnni, a oni zadufani w sobie i zamknięci? O co konkretnie chodzi? Bo jeśli o nic konkretnie nie chodzi, to cała ta gadanina o wartościach wydaje się niczym innym jak manifestacją uprzedzeń lub dyskursem zastępczym, w którym po prostu wyraża się o lęk (uzasadniony) przed terroryzmem i fundamentalizmem islamskim.

Minister nauki nie zajmuje się wszak polityką bezpieczeństwa antyterrorystycznego. Dobrzy byłoby, aby szanując naukę, zachował dalej idącą powściągliwość. Przecież wie, że istnieją dobrze rozwinięte studia nad kulturą i cywilizacją, zarówno w wymiarach historycznych, jak i socjologicznych. Byłoby roztropnie komentarze w zakresie studiów porównawczych cywilizacji oraz problemów społecznych związanych z integracją społeczną mniejszości muzułmańskich w Europie pozostawić osobom, które się na tym znają.

Po czwarte, jest czymś zaiste żenującym, gdy dygnitarze z kraju mającego bardzo wątłe tradycje w zakresie praktykowania liberalnej demokracji, a przede wszystkim kompletnie niemal homogenicznego etnicznie i kulturowo, przemawiają tonem mentorskim do narodów i państw Zachodu, mających niezwykle bogate doświadczenia w kwestiach wielokulturowości i zwalczania związanych z nimi zagrożeń, w tym również zagrożeń terrorystycznych. Pouczanie Niemców czy Francuzów w tym względzie jest po prostu śmieszne.

Po piąte, byłoby lepiej, gdyby zatwardziały konserwatysta, związany z ultrakonserwatywnym i populistycznym rządem, łudząco podobnym do klerykalnych rządów większości krajów muzułmańskich, nie stroił się w piórka feministy, zatroskanego o równość płci. Brzmi to nawet nie fałszywie w jego ustach, lecz po prostu śmiesznie.

Piszę te słowa w Wiedniu, mieście pełnym muzułmanów i Polaków. Jednych i drugich spotykam na każdym kroku. Wczoraj na przykład widziałem całą bandę zapijaczonych polskich „meneli” pod dworcem. A dziś spotkałem się z mieszkającymi w Wiedniu polskimi naukowcami. Są Polacy tacy i inni. Zupełnie jak muzułmanie, choć akurat ci raczej nie zataczają się na ulicy i nie żebrzą. Pewnie są wśród nich jacyś „nie tacy”, na przykład bijący kobiety, co oczywiście w Polsce jest nie do pomyślenia.

Skoro pan Gowin nie zna Zachodu, to może zamiast słuchać bzdur i je powtarzać po prostu spróbuje poczytać o tym, co robi się w Austrii albo w Szwecji, żeby wszyscy mieszkańcy i obywatele pochodzący z różnych stron świata czuli się dobrze i sprawiedliwie traktowani, równi i solidarni w ramach jednego wielokulturowego społeczeństwa. A robi się w tych sprawach wiele mądrych rzeczy – i to z dobrym skutkiem. Jakkolwiek nie brakuje tu ludzi, którzy praktykują, tak jak pan Gowin, poczucie wyższości i uprzedzenia. Na szczęście są oni ciągle w mniejszości.

Gdyby miało się to zmienić i zapanowała „naszość”, polegająca na jakiejś „supremacji” kulturowej i obyczajowej, odczuwanej przez mniejszości jako dyskryminacja, z całą pewnością nie zrobiłoby się tu bezpieczniej. Na razie, na szczęście, jest bardzo bezpiecznie. Nieporównanie bezpieczniej niż w Polsce, w której mniejszości stanowią ułamek procenta populacji. Namawiam pana Gowina do odrobiny pokory i takiego zwyczajnego, ludzkiego zaciekawienia się światem. Zachód jest naprawdę duży, ciekawy i skomplikowany. Warto go trochę poznać! Warto też go szanować i uczyć się od niego. Twórcy polityk społecznych pomagających utrzymać jednocześnie porządek i sprawiedliwość w złożonym społeczeństwie mają nam do powiedzenia nieporównanie więcej ważnych i praktycznych rzeczy niż kapłan, który za nic nie odpowiadając i na niczym się nie znając, może sobie międlić wciąż te same wyświechtane frazesy.

To wszystko są poważne sprawy, którymi zajmują się poważni ludzie. I właśnie dzięki temu, że Zachód ma poważnych ludzi do poważnych problemów, jest tym, czym jest. Gdyby zamiast tego rządziły tu jakieś „PiS-y”, to pomijając wszystko inne, w Wiedniu ani w innych stolicach Europy nie byłoby ani pół Polaka. Kto i po co miałby tu wpuszczać miliony ludzi kulturowo nieprzystosowanych, zarażonych patologiami społecznymi czasów komunizmu, nieznających języków i mających niewielką skłonność do integrowania się z miejscowym społeczeństwem, poznawania i szanowania praw krajów gospodarzy?

A jednak wpuścili. I trzymają – mimo wielu kłopotów, jakie z nami mają. Dlaczego? Bo liczą się (nowe) zachodnie wartości! Te, o których pan Gowin nie pamięta: otwartość, tolerancja, solidarność z ubogimi i pokrzywdzonymi. To młode i piękne wartości Zachodu. Nauczyliśmy się ich niedawno, mimo oporu reakcjonistów i całej tzw. prawicy. Muzułmanie też ich się uczą. Może zdąży się ich jeszcze nauczyć Jarosław Gowin. A jak nie, to może jego dzieci. Powolutku.