11/9 x 15. Pamiętamy!
11 września 2001 r. byłem w Davos. Tym samym, które nie chciało słyszeć o nadciągającej katastrofie Wielkiej Wojny.
Z tomem „Czarodziejskiej Góry” w ręku, rumiany i zadowolony wpadłem z grupą Amerykanów, kolegów z konferencji, do hallu hotelu, w którym mieszkaliśmy. Wracaliśmy z wycieczki kolejką górską. TO działo się na naszych oczach w telewizji. Wianuszek oniemiałych ludzi otaczał ekran zawieszony pod sufitem. Inni siedzieli w fotelach, pogrążeni w swoich gazetach i książkach. Woleli odsunąć tę chwilę, zanim będą musieli przyjąć do wiadomości, że TO się dzieje naprawdę. Durni, jak ci z kart powieści Manna.
Wszystko było absurdalne i surrealistyczne. Jak się zachować? W środku obrzydliwie bogatego Zachodu, w obrzydliwie pięknych górach Szwajcarii, zalęgł się strach i bezradność. Przerwaliśmy konferencję. Ale życie hotelu toczyło się swoim rytmem. Amerykanie byli dzielni. Reszta mniej. Telefony do Polski – wszyscy pytali, czy będzie wojna? Trudno to sobie wyobrazić, ale takie były wtedy nastroje i uczucia. Tak rozpoczął się XXI wiek. Niemożliwe stało się możliwe i zamieszkało między nami. Odtąd już każdego dnia oczekujemy Niemożliwego i liczymy się ze wszystkim. Trochę się postarzeliśmy.
Każdy ma swój 11/9. Każdy ma swoją historię do opowiedzenia. Pamiętajmy je i opowiadajmy dzieciakom, które nie pamiętać nie mogą. Tyle możemy zrobić dla Ameryki, która jaka jest, taka jest, ale innej mieć nie będziemy. God bless America!