Życzenia dla nas i dla nich

Nie da się żyć bez nadziei. A każdy, kto ją ma, jest w pewnej mierze człowiekiem dobrej woli. Nie ma ludzi całkiem złych ani całkiem dobrych. Nie zawsze to, co mówimy, i to, co robimy, w pełni wyraża to, jacy jesteśmy naprawdę. Nawet nasze myśli tego nie wyrażają. Sami dla siebie jesteśmy tajemnicą.

Życie jest trudne i zagadkowe, a świat spowija mgła, poprzez którą nasze słabe oczy widzą tylko zarysy tych rzeczy, które są najbliżej. Boimy się świata i boimy się przyszłości, na której końcu jest przecież śmierć. To czyni nas niespokojnymi i nakazuje nam trzymać się blisko swoich – tych, którzy stojąc najbliżej, dzielą nasz los.

Ale to wszystko w końcu nie jest takie ważne. „My” czy „oni” – jakże niewiele nas różni, skoro przecież łączy nas ten sam ludzki los i te same, dziwne i niepojęte czasy. Nikt tu nie jest ostatecznie mądry. Nikt nie ma racji zupełnej i nieodpartej. Spotkamy się wszyscy u kresu dni. Dobro i zło, które czynimy, czynimy z lęku i z nadziei. Lęk i nadzieja są od siebie nieodłączne. Któż może nas winić? Jesteśmy tylko ludźmi. Niczego lepszego ani gorszego nie znamy. Dajmy więc sobie wzajem prawo do życia.

Każdy człowiek chce dobrze. Czy jest z PO, czy z PiS. Los rzucił go w którąś stronę, lecz przecież mogło zdarzyć się zupełnie na odwrót. I każdy się boi o siebie, o bliskich i o świat, który zwisa nad jednostką swym niepojętym, przytłaczającym ogromem. Wszyscy jesteśmy niepozorni i słabi, nawet jeśli krzyczymy głośno i pękamy z dumy lub złości. Nawet ta duma jest jedną z naszych słabości. Nawet siła jest tylko bezsilną niezgodą na słabość ludzkiej kondycji.

Polityka jest wielką sceną naszych małych dramatów. Rządzą nią lęki i nadzieje, egoizm i urazy, ideały i wzruszenia. Kto by się w tym wyznał! Robimy, co możemy: głupi – głupio, mądrzy – mądrzej. Któż jednak jest mądry wobec Nieskończoności?

Święta noworoczne, ustanowione przez naszych przodków dla uczczenia zwycięstwa dnia nad nocą, są czasem danym człowiekowi, aby ukoił swój lęk i zawierzył Nieskończoności, która go zrodziła i która go pochłonie. Wszyscy powrócimy do łona Nieskończoności, którą jedni nazywają Naturą, inni Bogiem. Jesteśmy zbyt mali i słabi, aby cokolwiek naprawdę od nas zależało. Nasza odpowiedzialność jak wzrok ogarnia wszystko, lecz nasza władza nie sięga nawet granic naszej własnej egzystencji.

Ponad wszystko jesteśmy godni litości. Biedne, wojownicze stworzenia, którym wciąż wydaje się, że są silne swoim geniuszem. A przecież na tyle mądre, że znają miarę, gdy już powściągną swe zapały. Litość nie wyklucza szacunku. Jedno i drugie nam się należy od nas samych. Niech przeto litościwy pokój wypełni śmiertelne serca, gdy wszystko jest marnością. Zlitujmy się nad sobą i cieszmy się, że pośród śmiertelnych istot tylko nam dane jest poznać własną znikomość. Zlitujmy się jedni nad drugimi – bo wszyscy litości łakniemy. Powróćmy na ciche łono Ogromu, który tak nas trwoży, gdy zbyt szerokim chcemy go objąć spojrzeniem, lecz staje się bezpieczny i przytulny, gdy znajdujemy swą miarę małości.

Odetchnijmy dziś od rzeczy wielkich, które nas wszystkich przerastają. Zaszyjmy się na kilka świątecznych dni we własnej znikomości, zawierzając Nieskończoności, że doskonale poradzi sobie bez naszego udziału. Nie musimy wciąż wlepiać bezsilnego wzroku w kosmos, wypatrując znaków jego upadku lub naszego wybawienia od śmierci. Nic od nas nie zależy – dajmy więc sobie wytchnienie. Gdy miną te dni, mądrze oddane przez nas temu, co nas przerasta i czego nie jesteśmy zdolni pojąć, powróci zew codzienności. Lęk i nadzieja znowu wypędzą nas na agorę. Znów będziemy walczyć o jakieś lepsze życie – każdy tak jak potrafi. Człowiek jest wszak istotą aktywną i waleczną.

Nie miejmy sobie za złe – coś trzeba wszak robić i na coś się decydować. Ty pod swoim, ja pod swoim sztandarem. Ale nie udawajmy, że się nie znamy i nie rozumiemy. Rozumiemy się aż zanadto. Ja umrę i ty umrzesz. Ja mam nadzieję i ty ją masz. Ja się boję i ty się boisz. Pomni naszej znikomości, odgrywajmy swoje role z umiarem. Dopóki Ziemia kręci się…

O, bracia w ludzkości, którzy po nas przyjdziecie
Nie burzcie swych serc przeciw naszym grzechom
Bo jeśli nam, maluczkim, te grzechy darujcie
Rad będzie i Pan przyjść do was z pociechą

(F. Villon, „Ballada wisielców”, XV w.)