PiS obrzydza polską flagę

Jako człowiek z pretensjami do nie wiadomo czego mam włączone radio na Program Drugi. Mądrzy, kulturalni ludzie mówią w nim ważne i ciekawe rzeczy, a gdy nie mówią, to słychać piękną muzykę. Niestety, odkąd PiS jest u władzy, błoga atmosfera obcowania z mądrymi ludźmi, pięknem muzyki i literatury raz po raz zakłócana jest przez agresywne wtręty politycznej propagandy, której obecność zdaje się warunkiem, jaki władza ludowa nałożyła na ten przedostatni przyczółek i azyl inteligencji, aby wolno mu było jeszcze istnieć. A to muszę wysłuchiwać, co tam na „stronach kulturalnych” gadzinówek, a to znowu przyjąć nieproszonego gościa, który będzie mi bronił życia, rodziny i wiary, na koniec zaś muszę się ostatecznie przełączyć, bo leci reżimowa „reklama społeczna”.

Z tym ostatnim jest od jakiegoś czasu istny koszmar. Ni z gruchy, ni z pietruchy co godzina upominają mnie, jak jakiegoś kibola, abym nie smarował po polskiej fladze. W poczuciu absurdu zajrzałem do mateczników propagandy rządowej, aby dowiedzieć się, dlaczego polska inteligencja atakowana jest przez polską ćwierćinteligencję takimi bredniami.

No i co się okazało? Otóż okazało się, że akcję odchamiania flagowego, pod hasłem „Nasza historia ma dwa kolory – nie pisz na fladze”, prowadzi w mediach Ministerstwo Kultury, a osobliwie jego wiceszef Sellin Jarosław, wykazując się w ten sposób wkładem w wielkie patriotyczne obchody stulecia RP. Celem kampanii, finansowanej chyba głównie przez LOTOS, jest nauka „poprawnego używania symboli i barw narodowych”.

Jakaż to jest nędza kulturowa i umysłowa, gdy rząd państwa istniejącego od stu lat (wprawdzie z przerwą na wojnę i nie za bardzo albo i wcale niesuwerennego przez połowę tego czasu) kojarzy sobie patriotyzm z niepisaniem po fladze. Niepisaniem czego? Chyba głównie nazw miejscowości, bo inne napisy pojawiają się raczej nie na flagach, lecz na biało-czerwonym tle.

Otóż moje drogie PiS! W żaden sposób nie uwłacza godności państwa polskiego i polskiego narodu, gdy ktoś napisze nazwę swojej miejscowości na fladze. Ani nawet gdy napisze nazwisko swojego ulubionego sportowca. Wręcz przeciwnie – takie wykorzystywanie flagi i barw narodowych sprawia, że żyją one poza oficjalną drętwotą i fałszywym patosem rządowych ceremonii. A jeśli już chcielibyście chronić polskie symbole przed nadużyciami, to napiętnujcie ich używanie przez kler katolicki, który chowając się za polskimi barwami, udaje idiotów i robi z ludzi idiotów – w wyniku czego znaczny odsetek społeczeństwa nie uświadamia sobie, że Kościół katolicki jest zagraniczną organizacją państwową, a biskupi są w pełni lojalni względem swoich watykańskich mocodawców, ich ideologii i interesów.

Patriotyzm nie polega na wymachiwaniu flagą ani biciu pokłonów przed bohaterami nacjonalistycznej wyobraźni. To marna patriotyzmu podróbka, a raczej kiczowata zasłona, skrywająca moralną i intelektualną pustkę. Gdyby rząd miał trochę kultury umysłowej i świadomości tego, na czym polega siła moralna narodu, wykorzystywałby rocznicę stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości do uczenia ludzi, czym są naród i państwo, czym wartości zapisane w konstytucji, na czym polega tragizm skomplikowanej polskiej historii oraz tego, jak bardzo ta historia i jej bohaterowie są różni – etnicznie, religijnie, klasowo – i co z tego zróżnicowania wynikło.

Bo jeśli ktoś myśli, że Polska to dzieło jednakowo myślących i wierzących bohaterów, którzy zawsze bez winy i zawsze pod jednym sztandarem, z jedną wiarą w sercu walczyli ze złymi i okrutnymi sąsiadami, nigdy nikomu krzywdy nijakiej nie czyniąc, to z pewnością nie jest patriotą – jest idiotą. A to nie to samo.

Obawiam się, że w środowiskach pisowskich parweniuszy i bigotów patriotyzm, nie mówiąc już o jakimś krytycznym rozeznaniu w polskości i jej dziejach, w ogóle jako idea (nie mówiąc już o praktyce) nie występuje. Jego miejsce zajmuje zidiocenie, którego nader wymownym wyrazem jest wymysł, aby w ramach krzewienia szacunku dla państwa i ojczyzny uczyć ludzi, aby nie smarowali po fladze. Ci ludzie są tak słabi, tak żenujący, że aż wstyd się ich bać.