4 czerwca – wielka, opluta data

Tylko jeden jedyny raz w nowoczesnych dziejach Europy i świata Polska odegrała istotną, to znaczy sprawczą, a w dodatku pozytywną rolę. 29 lat temu w naszym kraju dokonał się proces pokojowego, stopniowego ustanowienia demokracji i przekazania władzy przez autorytarny reżim.

A przełomowym momentem w tym trwającym około trzech lat procesie były częściowo wolne wybory parlamentarne 4 czerwca 1989 r. Wydarzenie to nie tylko zmieniło wszystko w Polsce, inaugurując epokę demokracji i swobód obywatelskich w naszym kraju, lecz jednocześnie stało się zachętą i rzeczywistą inspiracją dla narodów Europy Wschodniej, które w ciągu pamiętnego roku 1989 pozbyły się rządzących nimi reżimów i w znacznym stopniu uwolniły się od protektoratu osłabionej i przechodzącej wielkie przemiany Rosji (ZSRR).

Żadne z krwawych polskich powstań XIX i XX w., łącznie z najbardziej tragicznym powstaniem warszawskim, nie przyniosło Polsce tak jednoznacznych korzyści ani nie miało większego znaczenia dla polityki europejskiej i światowej. Jedynie odrodzenie Polski w roku 1918, a następnie powstanie PRL w granicach ustalonych przez Stalina można uznać za fakty polityczne o znaczeniu więcej niż lokalnym. I chociaż nie byłoby suwerennej II RP ani kalekiego pod względem atrybutów niepodległości PRL bez wielkiej ofiary krwi Polaków walczących w różnych armiach I wojny światowej i walczących z Niemcami w czasie II wojny, to jednak w obu przypadkach Polacy zdani byli na wyniki gry politycznej, w której więcej do powiedzenia mieli inni.

W roku 1989 było inaczej – wyjątkowy na skalę światową ruch Solidarności oraz wspólna pokojowa walka o demokrację stoczona przez sprzymierzone ze sobą dla tych najwyższych celów siły lewicy i prawicy, inteligencji i robotników, była w całości procesem wewnątrzkrajowym, a jednocześnie jakże brzemiennym w skutki dla całego regionu, a nawet dla świata. Każdy, kto żył świadomie w tamtych czasach, doskonale pamięta powszechne poczucie historycznego znaczenia wielkich wydarzeń zainicjowanych właśnie w Polsce wiosną 1989 r., a kulminujących w „Jesieni Ludów”, której symbolem okazało się obalenie muru berlińskiego.

Każdy, kto odegrał wtedy ważną rolę polityczną, łącznie z obrońcami aktywów reżimu, stał się postacią polskiej historii. Od Lecha Wałęsy, Bogdana Borusewicza, Bronisława Geremka i Zbigniewa Bujaka po stronie solidarnościowej po Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka i Mieczysława Rakowskiego po stronie reżimu – oni wszyscy przesądzili o tym wielkim sukcesie, jakim było porozumienie Okrągłego Stołu i wybory do Sejmu kontraktowego. Dzięki roztropności tych ludzi, w tym samych komunistów, w naszym kraju nie polała się krew, a nasze pokojowe przemiany stały się wzorem dla innych narodów i państw.

Osiągnięty w 1989 r. kompromis – jak to kompromis – nie zadowolił w pełni nikogo. Nasze odnowione państwo – III RP – miało i ma mnóstwo wad. Niewątpliwie wiele rzeczy można było przeprowadzić lepiej. Łatwiej wszak krytykować ex post, niż dokonywać najlepszych wyborów w toku realnej walki politycznej i w realiach hic et nunc. Zresztą sprawy mogły potoczyć się o wiele gorzej.

Bez względu na ocenę kolejnych rządów i procesu transformacji polityczno-ekonomicznej (a ja np. oceniam ten proces krytycznie) każdy patriota i demokrata musi uznać wielkość i doniosłość przełomu, jaki przyniósł Polsce rok 1989. 4 czerwca jest jedyną wielką i chwalebną datą współczesnej polskiej historii, którą wiążemy nie z tragedią, lecz wyłącznie z wydarzeniem radosnym i dla Polski szczęśliwym. Przez cała lat 90. Europejczycy podziwiali nas i wspierali w naszych reformach i naszych dążeniach. Ten jeden jedyny raz byliśmy dla Europy i USA ważni – nie tylko politycznie, lecz przede wszystkim emocjonalnie. Każdy niemal mieszkaniec Zachodu znał nazwisko „Waleza”. Każdy nam gratulował. Coś takiego mogło się zdarzyć tylko raz. I nie zostało z tego nic. Uczyniliśmy wszystko, by zaprzepaścić, zmarnować, wręcz zdeptać jedyny pozytywny i (co akurat wyjątkowe) prawdziwy polski mit.

To, że osobiste animozje i idiosynkrazje Kaczyńskich i kilku innych frustratów doprowadziły do zdeprecjonowania wielkiej i chwalebnej rewolucji, jaka dokonała się u nas w 1989 r. (a poprzedzonej „karnawałem Solidarności” z lat 1980-81), jest absurdem, hańbą i wstydem dla nich, lecz i dla całego polskiego społeczeństwa. Myśmy nawet nie zgubili złotego rogu – myśmy zrobili sobie z niego pisuar.

Jest czymś niewybaczalnym i zdumiewającym, że 4 czerwca nie jest datą celebrowaną przez państwo polskie i powszechnie uważaną za świąteczną. 3 maja świętujemy uchwalenie Konstytucji 1791 r., której znaczenie było niewielkie, a treść w minimalnym tylko stopniu demokratyczna; 2 maja jest „Święto flagi”, czyli łącznik z 1 maja – świętem pracy. A co jest 4 czerwca? Jedynie coroczne połajanki PiS na temat „zdrady Wałęsy”, braku „prawdziwej dekomunizacji” i moralnego zepsucia III RP, czyli – ni mniej, ni więcej – naszego państwa.

Tego naprawić się już nie da. Oddane w pacht Kościoła i skrajnej prawicy szkolnictwo starannie wychowało nowe pokolenie, które nie wie nic o tamtych wydarzeniach i nie czuje żadnego z nimi związku. Zrobiono wszystko, by chwalba dla wąskiej grupy duchownych i działaczy narodowo-katolickich, a także kult powstania warszawskiego i działających po roku 1944 oddziałów zbrojnych przesłoniły w całości widok na epopeję polskiej wolności. To załganie sięga tak głęboko, że nie ma już szans, aby jakaś przyszła „polityka historyczna” mogła je odwrócić. Dzisiejsi trzydziestolatkowie nie opowiedzą już swoim dzieciom o chwale Solidarności i polskich przemian. Na zawsze będą się już one kojarzyć ze szlamem wydobywającym się z ust Jarosława Kaczyńskiego i innych cynicznych potwarców-frustratów.

Dla młodszej połowy Polaków rok 1989 to po prostu jakaś przebrzmiała awantura polityczna, której kontynuacją jest awantura współczesna. I jeśli obóz Kaczyńskich uczynił świadomości narodowej Polaków i Polsce jakąś trwałą krzywdę, to właśnie tę. Odebrali nam naszą chwałę i naszą miłość. Podeptali nasz piękny i prawdziwy mit. Zapluli, zbryzgali błotem i ze szczętem obrzydzili nam nasz własny kraj i jego wielkie dokonania ostatnich dekad. Oto i bilans życiowy odchodzącego dziś z polityki Jarosława Kaczyńskiego. Gratulacje!