Kościół nienawiści. Doigracie się!

„Związki homoseksualne, którym chce się nadać godność małżeństwa, nie mają nic wspólnego z Bożym zamysłem wobec człowieka i są szyderstwem z Boga i Jego najwspanialszego dzieła, jakim jest człowiek” – takimi oto słowy popisał się metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski.

Nie po raz pierwszy ten pan, słynący z aktywnego tuszowania afery Peatza, dał upust swojej nienawiści do gejów i lesbijek. Ciekawe, że jakoś nie przeszkadza mu masowa pedofilia księży katolickich, których odsetek, jak wskazują coraz to nowe dowody, nie jest nędzne kilka razy większy niż w męskiej populacji świata i nie jest to owe straszliwe 2 proc., do których przyznaje się – niby to ze zgrozą – Kościół, lecz znacznie więcej.

To jakoś go chyba nie gorszy, bo słowa zgrozy i wstydu na ten temat od niego nie słyszałem. Nie słyszałem komentarzy o kolejnych tabunach księży pedofilów ujawnianych w kolejnych krajach ani nawet o setkach zagłodzonych i zamęczonych dzieci w Irlandii. O tysiącach polskich dzieci mówiących do swoich ojców księży per wujku szkoda nawet gadać. Widocznie pedofilia, podobnie jak złodziejstwo i pijaństwo, nie jest szyderstwem z Boga. Jest nim homoseksualizm. Ciekawe, dlaczego. Kogoś krzywdzi?

Kościół katolicki słynie w świecie przede wszystkim z horrendalnych, niekończących się afer pedofilskich, ale nie tylko. Każdy, kto ma jakąś minimalną choćby wiedzę o tej organizacji, wie, że skupia ona ogromną rzeszę gejów. Ks. Prusak mówił kiedyś, że dane kościelne są w tej materii nieścisłe, ale pozwalają szacować, że co najmniej jeden na trzech księży, a może nawet co drugi ksiądz jest gejem. Nawet gdyby tylko co czwarty, to i tak byłoby to pięć razy tyle co średnia dla męskiej populacji świata. I bardzo dobrze! Tylko skoro Kościół jest w tak wielkim stopniu zrzeszeniem gejów, to dlaczego tak strasznie ich nienawidzi? Jakieś kompleksy? A może doszczętne zakłamanie?

Jeśli ktoś chce należeć do Kościoła nienawidzącego gejów i przegniłego do szpiku kości, moralnie upadłego i zionącego odorem pychy i nienawiści, to jego sprawa. Ale jeśli istnieje Bóg, to nie chciałbym być w skórze tych, którzy będą musieli odpowiedzieć na pytanie, dlaczego przypuszczali, że prawdziwy Kościół Pana to akurat ten, w którym szaleje przestępczość seksualna.

Ale to już nie moja rzecz. Na szczęście, dzięki demokratom i liberałom, żyjemy w wolnym kraju i każdy może sobie wierzyć, w co chce. Problem w tym, że ci panowie próbują wtrącać się w życie ludzi, którzy nie zapisywali się do ich organizacji. Wypowiedź pana Jędraszewskiego zawiera niedwuznaczną sugestię, że coś jest nie tak z małżeństwami homoseksualnymi. I to nie tymi zawieranymi przez katolików, lecz w ogólności. Co panu do niekatolików, ja się pytam? Co panu do małżeństw niekatolickich? Zajmuj się waszeć swoimi owieczkami i opowiadaj im te brednie, jeśli chcą słuchać. Ale wara od niekatolików. My Wam nie mówimy, co macie robić, a zwłaszcza w łóżku.

A tak przy okazji, to w doktrynie katolickiej człowiek nie uchodzi za najwspanialsze dzieło Boże. To jakaś antropocentryczna herezja i obcy wtręt „świeckiego humanizmu”. Oj, będzie pan Jędraszewski musiał wytłumaczyć się aniołowi, jak już którego spotka. Dziwnym trafem księża i biskupi zupełnie nie dbają o ortodoksję, wygadując z ambon takie dyrdymały, że ci panowie z Watykanu od czystości wiary dostaliby zawału, gdyby to słyszeli. W średniowieczu (a i później) przeciętny polski duchowny katolicki miałby bardzo niemiłą okoliczność ze Świętą Inkwizycją. Jak byłem mały, to ciągle mówili, żeby się nie masturbować i żeby się modlić o nawrócenie Żydów. To jeszcze było „do pogodzenia”. Ale dzisiaj? No, szkoda gadać. A może to jakowaś ichnia wolność słowa i sumienia jest? No, sam już nie wiem. Mniejsza.

Wypowiedź Jędraszewskiego wpisuje się w cały szereg oświadczeń biskupów rzucających wyzwanie niepodległości i świeckości państwa polskiego. Przed kilkoma dniami niejaki pan Depo, też w randze arcybiskupa (za jakie grzechy oni nie dostają tych słynnych kapeluszy kardynalskich?), ośmielił się wypowiedzieć takie oto słowa, zaiste godne Polaka i obywatela: „Bardzo boleśnie powróciły w ostatnim czasie wypowiedzi, że w Polsce rządzi konstytucja, a nie Ewangelia, że konstytucja ma iść przed Ewangelią”. No, uszom własnym nie wierzę. Czyżby Depo naprawdę nie wiedział, że polska nie jest państwem wyznaniowym i właśnie konstytucja gwarantuje obywatelom, że państwo nie będzie się kierować Koranem, Ewangelią ani islandzką Sagą, gdyż jest neutralna religijnie i światopoglądowo?

A zresztą pewnie nie czytał konstytucji i nie wie. Dla niego konstytucja to szmata, a świeckość państwa to żydowski i masoński spisek. Nawet konkordatu taki nie uszanuje – a przecież wynika z niego wprost, że rząd polski nie będzie się wtrącał w prawa kościelne ani Watykan w porządek prawny Polski. Nie wiem, czy próby udawania, że się nie wie i nie rozumie, że Polska nie kieruje się i nie może się kierować prawem wyznaniowym (nawet pod nazwą „naturalnego”), lecz właśnie konstytucją, to bezczelność uzurpatorów czy też może zwykła głupota. I nie wiem również, czy bardziej straszna jest pierwsza, czy druga ewentualność.

Tak czy inaczej – bomba tyka. Za rok, dwa albo dziesięć również w Polsce przebada się sprawy pedofilii w Kościele. I jestem pewien, że nie będzie tak jak w USA, tak jak W Australii, Irlandii, Kanadzie, Chile, Belgii… Z całą pewnością okaże się, że u nas księży pedofilów było i jest o wiele mniej niż na zgniłym Zachodzie i w zgniłej Ameryce Południowej takoż. Ale ratuj się, kto może, bo to „o wiele mniej” starczy aż nadto. Za pedofilię, za wyłudzenia, za wymuszanie prawa wyznaniowego na państwie polskim, za chciwość i pychę trzeba będzie zapłacić słony rachunek. Oczywiście w granicach prawa i sprawiedliwości. Ale tym razem przez małe p i małe s. Módlcie się!