Narodowe skretynienie, czyli Duda czyta

I znów mieliśmy w kraju wielki festiwal obłudy i politycznego obciachu zwany „Narodowym Czytaniem”. Wymyślił to sympatyczny, ale nieco taki, powiedzmy, gajowniczy, Bronisław Komorowski i jego filisterskie otoczenie, a kontynuuje z ochotą i werwą Andrzej Duda, reprezentant obficie w kraju występującej klasy zachwyconych sobą i zadufanych we własne zacofanie parweniuszy.

Dla „inteligencji pracującej” z kancelarii Komorowskiego czytanie to klasowy obowiązek i rytuał tożsamościowy, a dla klasy aspirującej i „nowowysferzonej” czytanie znaczy „a co! my też sroce spod ogona nie wypadlim i czytać umiemy”. I tak to ponad podziałami dwa środowiska podały sobie dłonie i „Narodowe Czytanie” przetrwało zmianę władzy.

Tym razem kilka tysięcy sług pańskich w kraju i za granicą dawało wyraz swojemu posłuszeństwu i uniżeniu względem naszego Wielkiego Strażnika Konstytucji, odczytując publicznie „Przedwiośnie” Stefana Żeromskiego. Wstyd, panie i panowie, lektorzy! Można być oportunistą, ale ostentacja w oportunizmie budzi niesmak, tudzież zażenowanie. A może jesteście tak naiwni lub tak zakłamani, że wyobrażanie sobie, iż Narodowe Czytanie w istocie nie jest żadną imprezą propagandową, służącą poprawianiu wizerunku Dudy, lecz prawdziwą promocją czytelnictwa? Tedy współczuję.

Obłuda pierwszym stopniem do piekła. Żaden człowiek czytający książki nie wpadłyby na pomysł zachęcania ludzi nieczytających do czytelniczej inicjacji, pakując ich w Żeromskiego. To nieznośna (acz szacowna) ramota, której poza paroma koneserami nikt dobrowolnie nie bierze do łóżka. Nie wiem, czy Andrzej Duda czyta jakieś książki, lecz dam sobie łeb uciąć, że nie lubuje się w Żeromskich i Orzeszkowych. Bo takich rzeczy prawie nikt nie czyta i wszyscy o tym wiedzą. I nikogo publiczna lektura Żeromskiego do kupowania i czytania książek – a tym bardziej książek Żeromskiego – nie zachęci. Podobnie jak dręczenie szkolnych dzieci lekturami, o których wiadomo z pewnością tylko jedno: po dobroci i bez przymusu nikt ich dzisiaj do rąk nie bierze. Bezmyślność i zakłamanie nie potrafią same się zmiarkować i w końcu dochodzi do tak żenujących i barbarzyńskich ekscesów jak cenzurowanie książek, jak to się właśnie przydarzyło Bogu ducha winnemu „Przedwiośniu”, które prezydent pozbawił 30 proc. objętości. Biedny Żeromski w grobie się przewraca na to Wasze Narodowe Czytanie.

Wyniki badań są konsekwentne i porażające – Polacy (nie tylko Polacy) zamieniają się na powrót w naród analfabetów. Za PRL czytali, a w wolnej Polsce jest z dekady na dekadę coraz gorzej. Większość ludzi nie czyta nic zgoła, spośród czterdziestu kilku procent ludzi mających kontakt ze słowem pisanym większość to dzieci i młodzież szkolna oraz czytelnicy tabloidów. Potem idzie grupa konsumentów różnych poradników, broszur religijnych i groszowych romansów. Badaczom nie uchodzi wartościować literatury – trzeba to sobie dośpiewać. Wartościowe książki (łącznie z literaturą popularną i rozrywkową, jak kryminały) i poważne gazety czyta z pewnością nie więcej niż 10 proc. ludności kraju.

Człowiek, który niczego nie czyta lub czyta tylko gazetę z programem telewizyjnym czy gazetki dewocyjne, może być na swój sposób mądry i godny szacunku. Zdarzają się mądrzy analfabeci – w końcu kiedyś czytać i pisać umieli nieliczni, a i królowie też bywali niegramotni. Ale mądrzy nieczytający zdarzają się rzadko – bo jak nieczytający jest mądry, to zaczyna czytać…

Dlatego statystyczny obywatel nieczytający jest półgłówkiem. I potem idzie głosować. I wychowuje dzieci. Tak to niestety wygląda. Powiadam półgłówkiem – i nie wycofam się z tego, bo wiem, co mówię. Jest nim na własne życzenie, więc nie może się domagać, że będę przemilczał prawdę o jego ciemnocie i tępocie. Czytanie tak bardzo wzmacnia siły intelektualne i moralne człowieka, że z punktu widzenia czytającego nieczytający najczęściej jawi się tępakiem, który nie rozumie, co się do niego mówi, jest kompletnym ignorantem (często w dodatku zadufanym w swoją ignorancję), pozbawionym zdolności logicznego myślenia i krytycyzmu. To potwornie frustrujące.

I nawet gdy ktoś już zrobił dobry początek i coś tam czyta od paru lat, daleko mu jeszcze do tego, by ze zrozumieniem i krytycznie czytał trudniejsze rzeczy. Kiedyś zabrałem studentów pierwszego roku do księgarni naukowej. Byli tam po raz pierwszy w życiu. Ich zadaniem było brać do rąk dowolne książki i robić sobie małe notatki. Tydzień później mieli opowiedzieć na zajęciach, jakie książki wpadły im w ręce i co ich ewentualnie zainteresowało. Wynik eksperymentu był tragiczny. Studenci, bardzo znudzeni, sięgali po największy chłam, jaki dało się w księgarni wynaleźć, to znaczy jakieś trzeciorzędne poradniki i paranaukową sensację, a potem umieli tylko powiedzieć, że „była tam taka jedna książka”. Oczywiście nikt niczego nie kupił. I to była młodzież, którą przez poprzednie 12 lat „zachęcano do czytania”.

Jeśli chcemy, żeby kolejne pokolenie naprawdę zaprzyjaźniło się z książkami, trzeba dać młodzieży fajne, dobrze napisane współczesne rzeczy, zrozumiałe i interesujące dla młodych ludzi. I położyć je na stole. I powiedzieć: „słuchajcie, tu macie 50 książek do wyboru. Teraz mamy godzinę wolnego, to znaczy każdy może sobie wziąć dowolną książkę i czytać. A jak nie chce, to nie, byleby siedział cicho i innych nie przeszkadzał”. Ale tak się nie robi. Bo władzy tak naprawdę nigdy nie zależało i nie zależy na tym, by społeczeństwo było inteligentne, mądre, światłe i krytyczne. Nie zależało jej na tym, żeby naprawdę czytano książki. Wszak w książkach różne rzeczy piszą… Szkoła służy jedynie propagandzie nacjonalistycznej i tożsamościowej, którą posługuje się rząd, podając się za hipostazę „narodowych wartości”.

Mam nadzieję, że Pan Prezydent, jak już zakończy swoje radosne urzędowanie i będzie miał więcej czasu „na rozwój osobisty”, to zechce poczytać sobie jakieś poważne książki. Proponuję jednakże zacząć od czegoś lekkiego. Na przykład od Tuwima dla dzieci. To może potem sobie przeczyta tegoż Tuwima „My, Żydzi polscy”? Powolutku, po kolei. Literatura nie lubi pośpiechu, a za to przyjaźni się z humorem i ironią. A więc (zdania można zaczynać od „a więc” – gdyby kogo w szkole uczono inaczej) na zachętę dla Pana Prezydenta ten oto filmik, bardzo proszę i kłaniam się nisko: