Bronię Urbana

W prasie pojawiły się jednocześnie dwie aktualne wiadomości na temat Jerzego Urbana. Pierwsza wręcz bulwersująca – otóż po kilkuletnim procesie sędzia Rafał Stępniak z Sądu Rejonowego na Mokotowie skazał Urbana na horrendalną grzywnę 120 tys. zł (trzykrotność tego, co zażądał prokurator) za opublikowanie w 2012 r. w „Nie” wizerunku Jezusa (nawiązującego do ikonografii Najświętszego Serca Jezusa) ze zdziwioną miną.

Nawet nie karykatury! Po prostu Jezusa zdziwionego i tyle. Rysunek ilustrował tekst o apostazji, a skargę złożyło sześć osób, które nie zadały sobie nawet trudu przeczytania owego artykułu. Bo po co? Wiadomo, że obraża i tyle. Takoż i sąd uznał Urbana za winnego obrazy uczuć religijnych, a więc zbezczeszczenia przedmiotu kultu. Trudno sobie wyobrazić utrzymanie tego wyroku przez sąd wyższej instancji, lecz gdyby tak się stało, konieczna byłaby społeczna akcja na rzecz ratowania zasłużonego dla Polski tygodnika „Nie”. Byłby to również dowód na staczanie się kultury demokratycznej w Polsce do poziomu republik islamskich.

Nawet jeśli uznać, że twarz Jezusa z Nazaretu jest symbolem religijnym i przedmiotem kultu, to z całą pewnością przekształcenie wizerunku Jezusa w sposób, który nie uwłacza godności uwidocznionej osoby (jakkolwiek sąd twierdzi, że Jezus z „Nie” jest mało inteligentny…), nie jest żadną obrazą ani bluźnierstwem. Dziwienie się nie stoi bowiem w żadnej sprzeczności z godnością ani nawet z powagą osoby, nie mówiąc już o inteligencji. Można być bardzo dostojnym i mądrym, a dziwić się. Czyż nie?

Zresztą kontekst rysunku bardzo dobrze go uzasadniał. Trudno przypuszczać, by Jezus z Nazaretu (jeśli tylko istniał takowy i faktycznie uważał się za wysłannika Boga), zważywszy na przypisywane mu poglądy, nie zdziwiłby się na wieść, że jego wyznawcy utworzyli imperium o strukturze monarchii absolutnej, z królewską władzą papieży, i to w dodatku imperium prowadzące krwawe wojny i… prześladujące współwyznawców religii wyznawanej przez Jezusa oraz jego współplemieńców, czyli Żydów.

Wolno mieć pogląd przeciwny i z pewnością nie powinno się za to karać, lecz tak samo nie wolno karać nikogo za wyrażenie przypuszczenia, iż hipotetyczny Jezus w hipotetycznej sytuacji powzięcia informacji o Kościele katolickim bardzo by się zdziwił. Ja zresztą tego poglądu akurat nie podzielam – sądzę, że wpadłby w gniew podobny do tego, który okazał w Świątyni, wypędzając z niej kupców. Nie jestem w tym odosobniony – podobny pogląd na relację Kościoła rzymskiego do Jezusa i jego przesłania mają chrześcijanie ogromnej większości Kościołów tego wyznania. W głowach im się nie mieści, że Kościół Jezusa może być strukturą polityczną – państwem, i to państwem o imperialnym charakterze.

Sąd swoim wyrokiem dał dowód nie tylko kompletnego niezrozumienia przepisu kodeksu karnego (art. 196 kk) mówiącego o obrazie uczuć religijnych, lecz przede wszystkim nieopanowanego fanatyzmu religijnego i serwilizmu politycznego wobec Watykanu i rządzącej Polską partii katolickiej. Wyrok przynosi wstyd polskiemu wymiarowi sprawiedliwości, który w ostatnim czasie zapisał wszak kilka pięknych kart w swej historii, broniąc niezawisłości sędziowskiej przed zakusami autorytarnego narodowo-katolickiego reżimu.

Drugi powód, dla którego mówi się dziś dużo o Jerzym Urbanie, to jego wypowiedź z wywiadu udzielonego pewnej dziennikarce przed premierą filmu „Kler”. Urban wypowiedział się przeciwko tej odmianie antyklerykalizmu, który dobrze życzy Kościołowi bądź w swej hipokryzji i tchórzostwie za takowy się podaje.

Urban powiedział m.in., że chcąc dla Kościoła jak najgorzej, chciałby też, żeby wszyscy księża okazali się pedofilami. Popełnił błąd i w tym punkcie przyłączam się do krytyków jego wypowiedzi – z pedofilii bowiem nie wolno sobie żartować. Po prostu przez szacunek dla ofiar. Co do meritum zaś, to nie tylko wypada z Urbanem się zgodzić, lecz i podziękować mu, że jako jeden z niewielu upomina się w przestrzeni publicznej o prawo do bycia nie tylko niekatolikiem, lecz antykatolikiem, nie tylko krytykiem Kościoła z pozycji dobrze mu życzących i troszczących się o jego dobro, lecz również krytykiem Kościoła i katolicyzmu po prostu.

Czymś żenującym jest panujący w polskim życiu społecznym dogmat, że wolno krytykować Kościół tylko dla jego dobra, a więc „konstruktywnie”. A niby to dlaczego? Czy Kościół, krytykując New Age, organizacje masońskie i ateistyczne, kierując się dobrem każdego człowieka, również im życzy jak najlepiej? Że taki „obowiązek”, by krytyką Kościół wspierać, a nie zwalczać, wciąż w Polsce pokutuje, to efekt tępej bezmyślności, z jaką powszechnie przyjmuje się, że doktryna katolicka jest bardzo słuszna moralnie i mądra, a tylko ludzie Kościoła bywają grzeszni. Otóż nie trzeba wiele rozumu, by zauważyć, że doktryny katolickie najeżone są tezami, które napotkane w jakimś innym miejscu i kontekście uznane byłyby przez niemal każdego katolika za skandaliczne. Czyż przekonanie wyznawców innej religii, że katolicy są „niewiernymi”, pozbawionymi pewnych kluczowych cnót i szans na zbawienie, odpowiada członkom Kościoła? A czy od ateisty można oczekiwać czegoś poza gniewem i wzgardą, gdy słyszą lekkie tam kościelne aluzyjki, że ateista stoi moralnie niżej niż katolik?

A tak przy okazji, to mój pogląd jest taki, że jeśli ktoś naprawdę wierzy w Boga, bałby się tego Boga, chodząc do Kościoła, który nakazuje oddawać cześć boską człowiekowi i przypisującego Bogu ludzkie cechy, jak osobowość, a nawet uczucia. I mam prawdo do takiego zdania, tak jak inni mają prawo twierdzić, że Bóg jest absolutnie jeden i troisty, absolutnie bezcielesny, lecz przebywający ze swym ciałem w niebie itp. Na to przez pokolenia walczyło się ze sprzysiężonymi siłami feudalizmu i katolicyzmu o wolność słowa i opinii, a także wolność religijną, żeby dziś każdy mógł otwarcie i bezpiecznie być katolikiem lub antykatolikiem. Ale tego najwyraźniej jeszcze Polska nie pojmuje. Może dzięki Urbanowi zacznie pojmować, że katolicyzm nie jest nietykalny i poza krytyką?

Gdyby w stanie wojennym, gdy wraz z milionami Polaków oglądałem Urbana kłamiącego w sprawie Jerzego Popiełuszki w reżimowej telewizji, ktoś powiedział mi, że po latach zostanę jego znajomym, żywiącym do niego sympatię i szacunek, pomyślałbym, że zwariował. Wszak „gdyby Urban nosił turban…” itd. Nie usprawiedliwiam ówczesnych wyborów politycznych Urbana, choć jestem w stanie je zrozumieć i nie mam wątpliwości, że prowadząc pionierską w naszym kraju działalność mającą na celu śledzenie ciężkich nadużyć i demoralizacji kleru oraz informowanie o tym opinii publicznej, z nawiązką odpokutował za swoje dawne kłamstwa.

W długim życiu Jerzego Urbana okres służby dla Jaruzelskiego jest tylko jednym z kilku, a pozostałe – działalność dziennikarska, za którą bywał w PRL szykanowany, oraz wydawanie tygodnika „Nie” – były przecież chwalebne i społecznie pożyteczne. Słusznie powiada Urban w inkryminowanym wywiadzie, że jego pismo „Nie” przygotowało grunt pod „Kler”. Tak, bez Urbana, Palikota i kilku innych bylibyśmy dziś jedynie podnóżkiem Watykanu, a rozbestwienie kleru nie miałoby żadnych ograniczeń i hamulców. I nikt nie może gazecie „Nie” tego odmówić – przez dekady z wielką rzetelnością i profesjonalizmem śledziła sprawy do wyśledzenia najtrudniejsze, bodajże ledwie kilka razy popełniając poważniejsze błędy.

Jeśli ktoś uważa piętnowanie złodziejstwa, korupcji, rozwiązłości, pijaństwa i pedofilii wśród kleru – a tym zajmuje się od wielu lat Jerzy Urban – za niegodziwe, złośliwe, przesadne, agresywne i Bóg wie, jakie jeszcze, to niechaj lepiej uważa, bo jak wybroni się przed zarzutem, że staje się w ten sposób wspólnikiem przestępców i oprawców, a wzgardzicielem ich ofiar?

Jerzy Urban ma wiele na sumieniu i jeszcze większe tytuły do chwały. Wiele kłamał, lecz nie tyle co współcześni politycy wiadomych „opcji”. Przyjęty w Polsce powszechnie zwyczaj opluwania Urbana i brzydzenia się nim brzydzi mnie po stokroć bardziej niż sam Urban ze swoimi kłamstwami z czasów stanu wojennego oraz obscenicznymi dowcipami. W tym odruchu awersji do Urbana nie ma nic poza obłudą i stadnym resentymentem. A kto zna Urbana z jego dorobku dziennikarskiego, a zwłaszcza ten, kto zna go osobiście, w każdym znanym mi przypadku ceni go za inteligencję i talent.

Ja też znam Urbana osobiście i mogę powiedzieć, że jest człowiekiem niezwykle miłym, uprzejmym i skromnym. A więc nie tylko inteligentnym, bo to akurat wiedzą nawet jego zagorzali wrogowie. Swoją drogą cieszę się, że rzecznicy rządów PiS, z pewnością prześcigający Urbana w cynizmie i zakłamaniu, tak bardzo nie dorównują mu intelektem. Z pewnością w takim wypadku byłoby nam trudniej obalić ten reżim. Dziękujmy Bogu, że Kaczyński nie ma na swoje usługi ani ćwierć Urbana. I żałujmy, że Jaruzelski miał – bez Urbana miałby wszak znacznie bardziej pod górkę.