Schetyna, szarańcza i inne stworzenia

Oberwało się szefowi Platformy Grzegorzowi Schetynie za porównanie PiS do szarańczy – PiS wydrukował je nawet na wyborczych plakatach, co nadało sprawie znaczenie. Krytyka popłynęła z liberalnych mediów i różnych zacnych środowisk. Utarło się bowiem jakoś ostatnio, że na forum publicznym nie obrażamy jedni drugich, a w szczególności nie przyrównujemy bliźnich do zwierząt, gdyż ich to dehumanizuje, a więc poniża.

Nie zgadzam się. Zwierzęta bardzo awansowały (i słusznie!) w naszej przestrzeni moralnej, więc ludzko-zwierzęce porównania nieco musiały stracić na ciężarze gatunkowym. Nie każdym już zwierzęciem nie chce się być. Choć – ciekawy to wyjątek – kochamy psy, a „ty psie” wciąż jest obelgą. Taka jest wszelako siła inercji językowego zwyczaju. Nie można nie obrazić, nazywając kogoś psem, baranem, świnią lub gadem. Czasem jednak trzeba. Nie ma nic złego, gdy człowieka podłego, którego wina jest bezsporna, nazwie się właśnie świnią. Zwłaszcza gdy jego występek ma charakter seksualny.

Do tych zwierząt „zawsze obraźliwych” nie należy jednak szarańcza. Nie ma uzusu językowego związanego z tym stworzeniem, podobnym do sympatycznego skądinąd pasikonika, a przeto można korzystać z całego zasobu metaforycznego, który swymi obyczajami może nam ta mała a plenna bestia zaproponować, nie będąc obciążonym kulturowymi konotacjami. A biblijne skojarzenia z plagą akurat niczemu tu nie przeszkadzają ani nie pomagają. Po prostu biblia, jak i każdy człowiek wie, że szarańcza wyjada wszystko, co napotka na swojej drodze, zostawiając gołą ziemię i obgryzione ze szczętem gałęzie.

I wcale nie takie to niedorzeczne porównanie, gdy oceniać, jak postępuje reżim PiS. Jego chciwość i bezwstyd w przejmowaniu wszelkich stanowisk i opłacaniu swoich ludzi synekurami nie ma precedensu w historii Polski po 1989 r. Gdy trzeba zapłacić swoim za lojalność, nie liczy się nic, nie są potrzebne nawet najnędzniejsze pozory. Podobnie gdy trzeba obsadzić ważne dla reżimu stanowiska posłusznymi aparatczykami i sługusami. Czy to sędzia, czy dyrektor teatru – nie ma żadnego znaczenia, jak bardzo jest marny i nienadający się, a nawet skompromitowany. Porównanie do szarańczy jest więc zupełnie na miejscu. Poza tym szarańcza to istota siejąca zniszczenie – a czyż PiS nie niszczy państwa, łamiąc wszelkie zasady demokratycznego państwa prawnego i zalewając każdą możliwą instytucję nie tylko swoimi partyjnymi kadrami, lecz również swoją narodowo-katolicko-socjalną ideologią, ogłupiającą i demoralizującą społeczeństwo?

A co do obrażania, to bynajmniej nie ma zakazu bezwzględnego. Kto nazwie mnie kanalią i mordą zdradziecką, ten daje mi prawo do tego, bym nazwał go łajdakiem albo i baranem. Mowa nienawiści jest zła, lecz słuszny gniew i zdecydowana reakcja na podłe słowa – dobrem. Nonsensem i niejako bezmyślną przemądrzałością jest ocenianie wszelkich brutalnych słów tak samo – bez względu na to, czy wyrażają słuszne racje, czy nie oraz czy są atakiem, czy może obroną.

PiS kłamie, obraża, insynuuje i pomawia na każdym kroku. Nie ma żadnych hamulców ani żadnego wstydu. Bezwstyd jest wręcz jego zasadniczym modus operandi. Wymagać od wszystkich ludzi kulturalnych, by mówili o tej władzy oględnie i parlamentarnie, to obłuda. Bo niby czemu? Bo w pewnych kręgach wszelkie mocne słowa uchodzą za „niekulturalne”? Owszem, każdy ma prawo do swojego stylu – są tacy, którzy ze względu na własne poczucie godności nie używają pewnych słów i określeń. Nie chcą się nimi brukać. Jednak inni mogą mieć inną wrażliwość i nie brzydzić się mocnych słów, zwłaszcza gdy taki język został im narzucony bądź zostali sprowokowani. Dlatego jedynym uprawnionym kryterium oceny słów Grzegorza Schetyny jest to, czy porównanie PiS do szarańczy samo jest uprawnione, czy nie.

A swoją drogą mamy dowody na to, że PiS słowa Schetyny nie zabolały. Używa ich bowiem w walce politycznej i nagłaśnia. Przecież gdy kto cierpi z powodu obrazy, nie stara się niczego na własnym znieważonym honorze zyskać. Ale to już są subtelności naprawdę nie dla panów Morawieckich i pań Szydło. Bez obrazy.