Test Kaczyńskiego: czy szurnie Ziobrę?

Jarosław Kaczyński jest dziś jak ten stary lew, który nikomu już nie zagraża, lecz jeszcze ryczy. Młode lwy czekają przyczajone – żadnemu nie chce się skakać byłemu samcowi alfa do gardła, bo po co ryzykować zranienie, skoro można poczekać? Młode podchodzą bliżej i bliżej, zaczepiają samice, znaczą terytorium. A stary tylko ogonem macha i grzywą potrząsa.

Wybory samorządowe poszły fatalnie, a druga tura nie zapowiada się lepiej. Miało być eldorado, ostateczne przejęcie kraju, a wyszło, że nawet połowy władzy w terenie nie będzie. Biedny Kaczyński stał się zakładnikiem partii, która jak kukłę obwozi go po kraju, choć ten za wszelką cenę chciałby tego uniknąć. Błazeństwa z wbijaniem palików na plaży i inne tam „konwencje” po małych miasteczkach to dowód na to, że najbliższe otoczenie Kaczyńskiego może już nim sterować i go dręczyć.

Słabnięcie Kaczyńskiego zaczęło się, gdy przez całe miesiące nie był w stanie pozbyć się coraz bardziej oszalałego Macierewicza, w dodatku podzielając jedno z tych szaleństw, jakim było perwersyjne odgrywanie komedii polegającej na udawaniu wiary w zamach smoleński. Kaczyński zagubił się w tym tak dalece, że z lęku przed własną obłudą i znieważaniem pamięci ofiar sam zaczął bodajże wierzyć w zamach. A w polityce ten, kto traci rozsądek i poczucie rzeczywistości, w końcu traci władzę.

Potem przyszła afera z nagrodami dla rządu. Kaczyński kazał je oddać – jedni posłuchali, inni nie. Ta niesubordynacja nadszarpnęła autorytet wodza – potem już nic nie było tak samo.

A dalej był szpital – po wyjściu z niego Kaczyński już nie odzyskał pełni władzy w partii, która zaczęła się rozłazić. I oto doszliśmy do kluczowego momentu, w którym Kaczyński musi stoczyć walkę ze swoim największym wewnętrznym wrogiem. Jeśli się od niej uchyli albo ją przegra, to już po nim – nie będzie już kontrolował ani resortów, ani spółek, ani list.

Chodzi rzecz jasna o walkę ze Zbigniewem Ziobrą, który rzuca Kaczyńskiemu harde wyzwanie. Najpierw, razem z Jakim, dokonał sabotażu z nieszczęsną nowelą ustawy o IPN zakazującą mówienia o udziale Polaków w mordowaniu Żydów, sprowadzając tym samym na Polskę i samego Kaczyńskiego najcięższe upokorzenie. Po raz pierwszy obce państwa, z Izraelem włącznie, wprost zaingerowały w polski porządek prawny. Antysemici mają wreszcie to, czego tak pragnęli: Żydzi nimi rządzą! A dewastacja wizerunku państwa polskiego i prestiżu Polski w świecie jest prawdziwą tragedią dyplomatyczną, której skutki będą ciągnąć się przez wiele lat po upadku reżimu.

Teraz znowu Ziobro zaatakował Unię Europejską, otwarcie podważając prerogatywę Trybunału Sprawiedliwości UE oraz prawo Sądu Najwyższego do kierowania doń pytań dotyczących interpretacji traktatów europejskich. Zapachniało polexitem. I znów Kaczyński musi gasić pożar – ale co się spali, to się spali. Akcja Ziobry, obliczona na upokorzenie Kaczyńskiego, będzie kosztować Polskę ładnych parę miliardów euro. Nikt już z nami cackać się nie będzie. A już na pewno nie Macron ani następca Merkel.

Jeśli Kaczyński chce zachować władzę i autorytet w partii, musi wyrzucić Ziobrę – jako wroga, buntownika i sabotażystę. Musi, ale czy może?

Dawno by już to zrobił, gdyby sprawa była prosta. Dlaczego Kaczyński przygląda się bezradnie, jak Ziobro przejmuje prokuratury i sądy, wsadzając wszędzie swoich ludzi, którzy wszak są właśnie jego ludźmi, a nie ludźmi PiS i Kaczyńskiego? Odpowiedź może być tylko jedna (chyba że znacie inną): Ziobro ma już tyle haków na Kaczyńskiego, PC i PiS, że Kaczyński musi się go po prostu bać. Obrośnięta biznesowo-korupcyjnymi układami partia, poczęta z nieetycznych uwłaszczeń na państwowym majątku i mediach, jest z pewnością kopalnią diamentów pozamykanych w teczkach, do których Ziobro ma pełny dostęp. Kaczyński zapewne nawet nie wie, co Ziobro na niego ma. Wie natomiast, że w razie wyrzucenia z posady były delfin nie zawaha się użyć całego arsenału. Taka jak nie zawahają się użyć swoich nagrań dysponenci taśm.

Hakownie, taśmy, teczki – wszystko, co tak wesoło i niefrasobliwie, pod dyktando KGB i z pomocą paru szemranych typów chłopcy z PiS i okolic sobie sprokurowali, teraz zwróci się przeciwko nim. I żadnej kontroli nad tym procesem Kaczyński nie ma. Teczki w jego własnym archiwum są zapewne jak pamiątki z przedszkola z porównaniu z tym, co mają Ziobro, Ruscy i rozmaita gangsterka. Polityka w stylu Kaczyńskiego to przy tym czysta dziecinada. No i jest jeszcze Kościół, z którym Ziobro trzyma, i to z wzajemnością. Na biskupów teczek jest pewnie co niemiara, a do tego audio i wideo, bo jest wszak postęp w domu i zagrodzie. Dopóki Ziobro z Kamińskim rządzą, biskupi i Rydzyk czują się bezpieczni. I Kaczyński wie, że posunięcie Ziobry kosztować go będzie starcie z Rydzykiem. I nie chodzi tu bynajmniej o wyłączenie tuby propagandowej w jego mediach, lecz o poważny konflikt, w którym mogą polecieć haki. Za Ziobrę Kaczyński nie będzie mógł zapłacić Rydzykowi parudziesięciu baniek – jak za Szyszkę. To nie ten kaliber.

A jednak Kaczyński musi… Żeby tego dokonać i jakoś przetrwać, musi sprzymierzyć się z Morawieckim, Dudą i pewnie jeszcze z paroma innymi. Ale potraktowanie po partnersku swoich pionków to również będzie oznaka słabości. A jednak chyba na to pójdzie. Bo dla Kaczyńskiego już nie władza jest najważniejsza – większej już nie będzie, a i ta się powoli kończy. Teraz musi pracować na swoją legendę, czyli na konsens w partii, że po jego odejściu zapanuje kult braci Kaczyńskich jako ojców założycieli. I ten cel jest do osiągnięcia – pod warunkiem że partia nie znajdzie się w rękach najbardziej cynicznych i zdeprawowanych cwaniaków, gotowych wyrzucić Kaczyńskich na śmietnik.