Czy ludzkość wyginie?

Życie człowieka trwa kilkadziesiąt lat – trochę za mało, aby odczuwał grozę historycznych przemian, które wywracają świat w ciągu co najmniej kilku dekad. Każdy, kto nie był dzieckiem, zawsze mógł liczyć na to, że zdąży umrzeć, zanim świat zmieni się w sposób, jakiego nie może zrozumieć ani zaakceptować.

Można było się pocieszać, że zmiana będzie kłopotem następnych pokoleń. Albo mieć nadzieję, że będzie ich szczęściem – bo przecież przez ostatnie dwieście lat optymizm przeważał. Zresztą słusznie, bo mimo wojen z pokolenia na pokolenie świat jako całość miał się coraz lepiej.

Ale to się już skończyło. Zaczynamy jazdę w dół, a jak nisko zjedziemy i co nas tam czeka, to trudno dziś przewidzieć, choć wolno i należy snuć hipotezy. Za to można przewidzieć, jakie problemy czekają nas w ciągu półwiecza, czyli w czasie, gdy dzisiejsi młodzi będą dojrzewać i się starzeć. To jest po prostu ich życie, całe życie. Podsumujmy.

1. Globalne ocieplenie. Jest nieuniknione i spowoduje katastrofę cywilizacyjną. Jest kwestią może dwóch dekad, gdy skończy się palenie węgla i benzyny dla prywatnych celów, podróżowanie bez potrzeby, używanie zbytecznych przedmiotów i jedzenie mięsa. Zacznie się od gorączkowej ascezy ekologicznej, która już niewiele pomoże, ale zwykły lęk przez upałem, huraganem i suszą będzie nas do niej przymuszał.

Ascezą i dyscypliną przebłagiwać będziemy przyrodę, lecz daremnie. Brzegi zostaną zalane, suche i gorące kraje wyludnione, żyzne okolice wyjałowione. Wszędzie zjawią się miliony, wiele milionów uchodźców. Wszędzie zapanuje chaos, nad którym będziemy się starać zapanować metodami policyjnymi. Demokracja nie będzie tu miała wiele do gadania, a „prawa człowieka” staną się staromodnym zwrotem, kojarzonym z epoką nieodpowiedzialności, czyli naszą.

2. Stan klęski ekologicznej będzie jednocześnie stanem klęski gospodarczej. Imperatyw reglamentacji będzie dusił wolny rynek i innowacje technologiczne, co doprowadzi do konfliktów w łonie załamującego się społeczeństwa konsumpcyjnego. Drożyzna, ubożenie mas, dramatyczne restrykcje nakładane na produkcję i konsumpcję będą wywoływać niepokoje społeczne i destabilizować państwa. Najbardziej zaawansowane technologie będą służyły ochronie ziemi przed nadmiarem ciepła, zarządzaniu przemieszczającymi się masami ludzkimi, produkcją i dystrybucją pomocy żywnościowej i medycznej, uzdatnianiu i racjonowaniu wody itd., a jednocześnie szerzyć się będzie nędza, dewastacja infrastrukturalna, anarchia i przemoc.

Ośrodki, kontrolując kluczowe oprogramowanie i węzły dystrybucyjne, będą przejmować władzę – niektóre z nich będą działały jak gangi, poza prawem. Wybuchać będą lokalne wojny o zasoby, a zanarchizowane grupy ludności będą prowadzić koczownicze i pasożytnicze życie, któremu sprzyjać będą kliki bogaczy robiących interesy na kryzysie i wojnie. Rynek będzie się stawał wielkim „czarnym rynkiem”, a codzienność zacznie przypominać życie w stanie toczącej się wojny.

3. Już za 30, może 40 lat każdy nasz krok śledzić będzie algorytm. Każde naruszenie przepisów reglamentacyjnych i dyscyplinujących skutkować będzie karami pieniężnymi lub odcięciem od zasobów i ograniczaniem uprawnień. Nie będzie już sfer całkowicie prywatnych, nie będzie gotówki i nierejestrowanych transakcji.

Nie będzie można się nigdzie ukryć ani wyłączyć z sieci. Wspólnota będzie miała prawo nas kontrolować i to jej prawo przeważy nad prawami jednostki. Chińczycy nauczą świat tej formy organizacji. W zamian za likwidację prywatności otrzymamy sporo małej demokracji, pozwalającej uczestniczyć poprzez głosowania w sieci w podejmowaniu rozmaitych lokalnych decyzjach.

Jednak wielkie ośrodki władzy – globalne korporacje, największe państwa, największe miasta – będą poza zasięgiem „władzy ludu”. Już niedługo mało kogo będzie obchodzić, który z pretendentów będzie premierem. Obchodzić nas będzie woda, żywność, bezpieczeństwo – dokładnie tak jak w dawnych, predemokratycznych i prenowoczesnych czasach. Śmierć spowszednieje, tak jak nierówności społeczne i przemoc. Nasze aspiracje skurczą się do tego, aby w naszym otoczeniu (dzielnicy, mieście, regionie) jako tako panowały rządy prawa, a to prawo było w miarę wytłumaczalne i akceptowalne.

4. Nie można liczyć na to, że w sytuacji masowych przemieszczeń ludności i klęski demograficznej prokreacja będzie wciąż sprawą całkowicie prywatną. Surowa kontrola urodzeń jest w przyszłości nieunikniona, włączając się w wielki system powszechnego nadzoru nad zużywaniem zasobów i poruszaniem się ludzi.

Biopolityka i bezpieczeństwo znajdą się w rękach inteligentnych algorytmów, podobnie jak administracja, medycyna i wiele innych obszarów życia. Algorytmy będą wypierać człowieka z wielu stanowisk pracy i społecznej interakcji. Rosnąć będzie klasa pariasów – ludzi zbędnych, żyjących w poczuciu całkowitego wyobcowania, negatywnie zweryfikowanych genetycznie.

To coś więcej niż bezrobocie – to banicja społeczna. Konflikt między mającymi zatrudnienie, a właściwie coś więcej – mającymi sens życia a tymi, którzy nikomu do niczego nie są potrzebni, stanie się głównym napędem życia społecznego na bardzo długi czas. Konflikt ten będzie się pogłębiał wraz z pojawianiem się mas rozmaitego rodzaju cyborgów, istot hybrydowych, inteligentnych botów i nowych gatunków biologicznych zwierząt rozumnych, sztucznie wykreowanych przez człowieka i algorytmy. To kwestia może stu lat. A może mniej?

5. W czekającym nasze wnuki okresie zmierzchu cywilizacji najcenniejszym zasobem ludzkości staną się słabo zaludnione dotąd połacie zielonych terenów, głównie Syberia i Kanada. Miliard ludzi niemogących już żyć w upalnych regionach Afryki i Azji będzie dążyć do skolonizowania ostatnich „płuc planety”. Znalezienie kompromisu między potrzebami ludzi niemającymi gdzie się podziać a „racją planety”, czyli najżywotniejszymi interesami ludzkości, stanie się głównym wyzwaniem czasu schyłku. Może uda się zasiedlić uwolnioną od czapy lodowej Grenlandię? Może globalne ocieplenie będzie miało jakieś strony pozytywne? Jeśli tak, to niezbyt znaczące wobec rozmiarów katastrofy.

Strach myśleć… Ilu ludzi zginie? Czy kiedyś dojdzie do prawnej reglamentacji czasu życia? Czy przerzucimy się na żywność chemiczną? Czy wolno będzie mieć dom? Czy będzie można mieć dziecko, z kim się chce?

Nie wiem. Ale ponad tymi pytaniami stawiam pytanie bardziej filozoficzne: czy zwycięży ostatecznie stare proste życie prostego człowieka, zdolne przetrwać wszystkie zawirowania dziejów, czy może jednak zwycięży manichejski świat dwóch wielkich sił – anarchii i totalnej kontroli – wieczyście ze sobą walczących?

Chcę wierzyć, że stanie się to pierwsze. Gdy już to wszystko się przewali, a z ludzkości zostanie marny ogryzek, nasi potomkowie za te kilkaset lat będą – mam nadzieję – siedzieć sobie pod palmą, popijać winko i śpiewać.

Skąd ta nadzieja? Ano wypływa ona z metafizycznego przekonania, że to, co archetypowe i archaiczne, jest najtrwalsze. Ludzka prostota nie zginie i nie wyginie, tak jak nie wyginęły żółwie. Upór zwyczajności w końcu weźmie górę.