Krzyż w Sejmie znieważa konstytucję i państwo

Brawo dla posłanek i posłów lewicy, którzy domagają się usunięcia krzyża z Sejmu! To akt odwagi i zapowiedź, że ten rzucony (dosłownie) na kolana kraj kiedyś wreszcie z nich wstanie i odkryje niepodległy i demokratyczny byt, jakiego tak naprawdę nigdy jeszcze nie zaznał. Kropla drąży skałę. Nie wolno ustawać.

W XIX w. też niewielu walczyło, a większość pukała się w głowę, ścieląc się do nóżek Namiestnika bądź Kajzera tak samo, jak dziś ich następcy przypadają do papieskich bądź biskupich pierścieni i okradają Polskę, ładując naszymi pieniędzmi wyświeconą kabzę Rydzyków większych i mniejszych, w oczekiwaniu pochwały i jakże doczesnej nagrody. Jeszcze dekada albo dwie, a każdy niemal Polak zrozumie, co jest od stuleci oczywistością dla mieszkańców Zachodu – że kształt stosunków z Watykanem to dla każdego kraju sprawa jego niepodległości i godności jako niezależnego państwa. Jeszcze trochę wysiłku, a każdy niemal obywatel tej pseudodemokracji pojmie, że nie ma niepodległej i demokratycznej Polski bez świeckiego ustroju państwa.

Tylko bowiem świeckość gwarantuje, że prawo wyznaniowe nie będzie przemycane do prawa państwa, a wyznawcy wszystkich religii oraz niewierzący będą traktowani tak samo, bez dyskryminacji ani uprzywilejowania którejkolwiek konfesji albo jej braku.

Dlaczego krzyż wciąż wisi w sali plenarnej Sejmu? Odpowiedź jest prosta: bo ci, którzy rozumieją, że wisi tam bezprawnie, symbolizując przewagę katolicyzmu nad innymi religiami, nie mają odwagi, żeby go zdjąć. Ci, którzy wiele lat temu go zawiesili, też się bali. Ba, byli tchórzami – zrobili to po kryjomu, pod osłoną nocy, co stanowi najlepszy dowód na to, że zdawali sobie sprawę, iż jest to czyn bezprawny, a ściśle biorąc – zamach na konstytucję, gwarantującą, że państwo, a więc w szczególności organy władzy publicznej, będą religijnie neutralne.

Jednak nocni harcownicy nie musieli się bać przemocy i brutalnej nagonki tak jak posłowie demokratyczni, którzy zdejmując krzyż, byliby narażani nawet na wyzwiska i pobicie, a krzyż i tak za chwilę wróciłby na miejsce. Taki tu jest stosunek sił: kto wiesza bezprawnie krzyż, jest bezkarny, a raz powieszony krzyż – „nietykalny”; kto zaś go zdejmuje, przywracając praworządność i przyzwoitość, ten narusza tabu i dokonuje świętokradztwa.

Wiszący w Sejmie krzyż to nie tylko jawna kpina z równości wyznań, kpina z neutralności religijnej państwa i podżeganie posłów do łamania przysięgi poselskiej i kierowania się w stanowieniu prawa świeckiej republiki wiarą w Boga i prawem wyznaniowym, lecz jednocześnie szantaż moralny. Szantażyści, czyli ci, co krzyż powiesili i zapewne gotowi są na agresywne zachowania względem osób starających się przywrócić porządek prawny i godność Sejmu, mogą być dziś pewni swej przewagi. Mogą dziś śmiać się w nos obrońcom polskiej racji stanu przed ideologiczną presją Kościoła. Ale do czasu.

Jest i głębsza przyczyna tej hańby niż bojaźliwość demokratów i groźba użycia przemocy. To głęboka ignorancja polityczna narodu. Narodu, który od małego słyszy, że Maryja była dziewicą, lecz o tym, czym jest demokratyczne państwo prawa, a zwłaszcza czym jest państwo świeckie, słyszy – jeśli w ogóle – raz albo dwa w ciągu całego czasu trwania edukacji. Ogromna większość Polaków nie dostrzega związku między wolnością i równością a świeckością, która gwarantuje wszystkim – wierzącym i niewierzącym – równe traktowanie oraz zapobiega podporządkowaniu całego społeczeństwa, w całej jego różnorodności, prawu wyznaniowemu. I właśnie z powodu tej ignorancji – z pewnością dotykającej również posłów – prawie nikt nie protestuje przeciwko krzyżowi w Sejmie.

Grecy nazywali ludzi o ograniczonych horyzontach myślowych i nierozumiejących spraw publicznych idiotami. Starożytny idiota nie korzystał ze swych praw i nie zjeżdżał do Aten na posiedzenia Areopagu. Współczesny idiota mówi: „a komu przeszkadza krzyż w Sejmie?”.

Ano każdemu, kto rozumie, że wisi on tam, aby urągać artykułowi 25 konstytucji RP, gdzie w punkcie 2 powiedziane jest: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Sformułowanie to jest – umyślnie, bo nie sami pisaliśmy naszą konstytucję, lecz pod nadzorem rzymskich biskupów! – mylące, mogąc sugerować, że gdy krzyż wisi w Sejmie, to znaczy, że ktoś po prostu publicznie wyraził swoje przekonanie religijne”.

Otóż nie – Sejm nie jest tak po prostu miejscem publicznym jak ulica, lecz publiczną przestrzenią państwa, miejscem, w którym manifestują się wyłącznie wartości konstytucyjne i symbole państwa. Krzyż wiszący na ścianie sali obrad plenarnych nie wyraża osobistych przekonań tego czy innego posła, lecz wyraża stanowisko władzy publicznej – podobnie jak godło; za to brak symboli religijnych w takich miejscach oznacza szacunek dla konstytucji, a nie ateizm.

Nikt nie pojmuje tego w inny sposób, a jeśli ktoś uważa krzyż nad drzwiami sali obrad za znak prywatny, to robi z siebie, jako się rzekło, idiotę. Prywatnie może sobie poseł postawić krzyż na swoim stoliku, wyrażając w ten sposób (publicznie) swoje przekonania, przy okazji strasząc wyborców, że gotów jest zdradzić Rzeczpospolitą Polską na rzecz interesów Rymu. Każdemu wolno się kompromitować, aczkolwiek na własną rękę. Gorzej, gdy kompromituje się państwo, nie znajdując dość siły i odwagi, aby pokazać swą niezależność od Watykanu i brak lęku wobec fanatyzmu religijnego i zmanipulowanej masy, której się wmawia, że brak krzyża oznacza wrogość i zamach na wolność religijną. Brak krzyża w Sejmie jest – wręcz przeciwnie! – warunkiem koniecznym wolności religijnej.

Żeby każdy obywatel wiedział, iż może śmiało wyrażać w życiu publicznym antychrześcijańskie przekonania moralne, nie obawiając się, że znajdzie się w gorszym położeniu niż osoba manifestująca publicznie swój katolicyzm, przedstawiciele władzy nie mogą poniżać siebie (i Polski) przed biskupami i papieżami, padając im do nóg, a w miejscach, gdzie sprawowana jest władza publiczna, nie mogą wisieć krzyże ani inne znaki religii.

Czy to jest jasne, czy jednak trzeba raz jeszcze wyjaśnić? Krzyż w Sejmie to sygnał, że państwo jest bardziej związane z chrześcijaństwem niż z jakąkolwiek inną religią. Negując ten prosty fakt, „obrońcy krzyża” , robicie z siebie durniów. A zgadzając się na to uprzywilejowanie chrześcijaństwa (a w praktyce katolicyzmu) – sprzeniewierzacie się konstytucji i fundamentalnym zasadom demokratycznego państwa prawa, które nie może istnieć bez równości wierzących wszystkich wyznań i niewierzących, niezależnie od ich liczby.

Lepiej być lojalnym obywatelem niż „obrońcą krzyża” i złym obywatelem. Jeśli istnieje Bóg chrześcijański, to z pewnością nie ma mentalności Jędraszewskiego i nie nagradza łamania konstytucji. A może macie złe zdanie o Bogu i wyobrażacie go sobie jako kogoś w rodzaju Wielkiego Jędraszewskiego? W takim razie bójcie się Boga!