Walentynka dla Lichockiej

Lichocka jest skończona. Ale niech się dowie na koniec, co właściwie zrobiła. Trzeba sobie wyjaśnić, czym właściwie jest taki gest…

Zaprzedanie się autorytarnej władzy i jej aparatowi propagandy jest z pewnością hańbiące nieporównanie bardziej niż wulgarny, obsceniczny gest triumfu nad opozycją, jaki zechciała nam pokazać była dziennikarka Joanna Lichocka, nagrodzona za zdradę dziennikarskiej powinności poselskim mandatem. Pamiętając o tym i prosząc czytelników, aby o tym pamiętali, zajmę się wyłącznie tym żenującym incydentem, którego polityczne znaczenie może być przecież niemałe.

Obrzydliwość gestu zwanego w świecie „the finger” (by pominąć określenia wulgarne) w wykonaniu p. Lichockiej jest szczególna i wyjątkowa przez to, że został wpleciony w gestykulacyjną aranżację mającą dostarczyć sprawczyni wymówki i usprawiedliwienia. Zanim na ułamek sekundy pokazała światu palec, potarła nim dolne powieki – aby móc potem kłamać, że nie było jej zamiarem wykonywać obscenicznego gestu, który zdarzył się przeto całkiem przypadkiem i nieświadomie.

Złośliwy uśmiech p. Lichockiej mówi sam za siebie i manipulacja jest w tym przypadku aż nadto oczywista. Podłe i głupie jest natomiast kombinowanie przez Lichocką, że idąc w zaparte, może zamknąć ludziom usta i wykręcić się od odpowiedzialności. Wszystko jest nagrane i odgryzanie się nam z powodu „niesamowitej kampanii nienawiści” jest już tylko popisem bezradności człowieka, który przekroczywszy granice i popadłszy w panikę, ucieka się do szyderstwa.

Panika jest zresztą jak najbardziej zrozumiała – Jarosław Kaczyński z pewnością zakończy karierę p. Lichockiej, a profity ze sprzedaży własnej osoby przestaną ubogacać jej życie.

Odrazę budzi także powód i okoliczności obscenicznego zachowania p. Lichockiej. Triumfalna pogarda, którą pokazała posłankom i posłom opozycji, związana była z przegłosowaniem haniebnej dotacji w wysokości niemal 2 mld zł na rzecz aparatu propagandy PiS, pochodzącego z przejętych mediów publicznych. W kontrze do tej noweli budżetowej opozycja zaproponowała przekazanie tej kwoty na cele onkologii. Była to zagrywka moralnie ryzykowna, bo chociaż zestawienie propaganda–życie ludzkie jest spektakularne jako ilustracja demoralizacji tej władzy, to wiadomo było z góry, że postulat opozycji przepadnie, wobec czego można mówić o pewnym zmanipulowaniu społeczności chorych na choroby nowotworowe i użyciu ich jako narzędzia szantażu moralnego.

Nie mam do końca wyrobionego zdania w tej sprawie – casus wymaga dyskusji etyków, do której zachęcam. W każdym razie Lichocka pokazała środkowy palec pośrednio również chorym na raka, którym Sejm odmówił pomocy, przedkładając potrzeby propagandy wyborczej nad ich zdrowie i życie. I chyba właśnie ta okoliczność wzbudza największe oburzenie i rezonans społeczny.

Niewykluczone, że pojawią się billboardy z wizerunkiem Lichockiej i cała sprawa zostanie do końca wykorzystana politycznie, kto wie, czy nie z dobrym skutkiem. Zapewne za dwa, trzy tygodnie zobaczymy jakiś spadek w sondażach PiS i Andrzeja Dudy, który będzie można częściowo przypisać spawie Lichockiej. Przeprosiny i inne zagrywki PiS w celu odwrócenia uwagi od Lichockiej, np. kontratak, zapewne nie będą skuteczne. Ludzie nienawidzą pogardy okazywanej przez polityków osobom pokrzywdzonym przez los, a już w szczególny sposób źle reagują na wulgarność kobiet. Chamstwo widzimy znacznie częściej u mężczyzn i dlatego szczególnie razi ono u kobiet.

No i wreszcie sam gest… Żeby od razu rozwiać wszelkie wątpliwości. Wysunięty środkowy palec oznacza męski członek w stanie wzwodu, a zagięte dwa palce po lewej i prawej – jądra. Gest wykonują mężczyźni w stosunku do innych mężczyzn, życząc im w ten sposób, aby stali się ofiarami gwałtu homoseksualnego. W łagodniejszej formie gest może sugerować, że dany mężczyzna jest homoseksualny i ma wyrażać pogardę do tej orientacji seksualnej. W wykonaniu kobiety oznacza najczęściej coś, co po angielsku oddajemy przez „f… you”, czyli wezwanie do dokonania aktu masturbacji. Pełny sens jest taki: nie możesz mnie mieć (lub mieć kogoś albo czegoś innego), więc pozostaje ci tylko pomarzyć i onanizować się. Jest to najbardziej upokarzający komunikat, jaki może usłyszeć mężczyzna.

Współcześnie gwałcicielski i homoseksualny kontekst „the finger” nieco się zatarł. Stało się tak z powodu jego „amerykanizacji”, bo wprawdzie pochodzi z południa Europy, lecz świetnie zadomowił się w USA i przeniknął nawet do kultury popularnej. Wraz z nią na nowo upowszechnił się w całym świcie i wszędzie jest doskonale rozumiany. Wszyscy wiedzą, że palec to członek, a gest jako taki wyraża bezmierną pogardę. Kontekst genderowy nie zawsze jest obecny. Może nawet p. Lichocka nie jest go całkiem świadoma.

W antropologii kultury śródziemnomorskiej gest środkowego palca ma dobrze ugruntowaną pozycję. Stało się tak za sprawą Arystofanesa i jego komedii „Chmury”, będącej satyrą, jeśli nie paszkwilem na Sokratesa. To właśnie tam młody rozmówca mędrca pokazuje mu „katapygon” (w wolnym tłumaczeniu: „usiądź na tym”), czyli właśnie to, o czym mówimy.

Uczą o tym na studiach filozoficznych. Jak wszystko, co greckie, gest środkowego palca z entuzjazmem przejęli Rzymianie i tak już poszło. Był używany przez wieki, więc obrósł kontekstami i anegdotami. Bywało, że pokazywało się środkowy palec trochę żartem i bez nienawiści, lecz najczęściej wymowa gestu była – i pozostaje – skrajnie obraźliwa.

Mam nadzieję, że p. Lichocka, która będzie miała teraz więcej czasu, poczyta sobie trochę na temat swoich gestykulacyjnych poprzedników i zastanowi nad swoją infamią. A gdy za kilka miesięcy dotrze do niej, co zrobiła, kim jest i kim będzie po upadku postkomunistycznego reżimu, wtedy może dozna moralnej przemiany, po której z radością puścimy w niepamięć walentynkowy incydent. W końcu nie takie rzeczy się ludziom zapomina. Bo i nie takie rzeczy ludzie (a już zwłaszcza ludzie z kręgu PiS) wyprawiają.