Etyka epidemii

Moralna wzniosłość towarzysząca społecznemu zjednoczeniu w obliczu zagrożenia sprawia, że z pola widzenia znika ogromne ryzyko moralne, jakie niosą ze sobą katastrofalne wydarzenia oraz sposoby zapobiegania im. Emocje i nazbyt proste schematy myślowe sprzyjają ich bagatelizowaniu, usuwając w cień niezliczone ofiary niesprawiedliwości. Wobec patosu „stanu wyjątkowego” te niewygodne ofiary nie mają głosu, a ich rzeczników słucha się niechętnie.

Ofiar epidemii w Polsce jest już zapewne wiele. Są to głównie osoby, które nie otrzymały należnych im świadczeń medycznych z powodu koncentracji środków organizacyjnych na zwalczaniu koronawirusa. W praktyce nie działa lub działa w stopniu znacznie zredukowanym wiele oddziałów szpitalnych i przychodni, a NFZ zatrzymał większość procedur.

Trudno policzyć pacjentów onkologicznych i innych, którzy z tego powodu będą żyli znacznie krócej. Być może są już pacjenci z zawałem bądź udarem, dla których zabrakło respiratorów? Wiadomości z internetu są bardzo niepokojące, ale też nie we wszystko trzeba wierzyć. Tak czy inaczej istnieje ciemna liczba pobocznych, „niewirusowych” ofiar epidemii, a właściwie środków podjętych dla jej opanowania. Może Polacy stracili już 10 tys. osobolat życia? A może 50 tys.? Tego nie da się oszacować, tak jak nie da się na razie dokładnie zmierzyć skali epidemii i ocenić jej długofalowych następstw.

W etyce stanów nadzwyczajnych obowiązuje zasada szerokiego marginesu. Oznacza ona, że podejmuje się środki zaradcze możliwie wcześnie (wyprzedzając nieszczęście) i w skali większej, niż wynika z rozeznania zagrożenia. Roztropność nakazuje bowiem przygotować się na scenariusze gorsze niż te najbardziej prawdopodobne. Jednakże czym bardziej radykalne wprowadza się obostrzenia i ograniczenia, tym dotkliwsze są uboczne skutki, w tym skutki tragiczne, takie jak zgony z powodu braku dostępu do leczenia i opieki bądź samobójstwa. Żadna, nawet najtragiczniejsza sytuacja epidemiologiczna nie zwalnia z obowiązku dokonania bilansu przeciwstawnych wartości, oszacowania ryzyka, strat i korzyści, celem doboru proporcjonalnych środków. Szeroki margines nie stoi w sprzeczności z proporcjonalnością.

Nie jest tak, że w imię obrony życia ludzkiego wolno wszystko – w wielu dziedzinach życia zachowujemy pewne ograniczone środki ostrożności, godząc się, w imię jakości życia, na znaczną liczbę dających się przewidzieć ofiar śmiertelnych. Dotyczy to np. komunikacji, lecz również zagrożenia chorobami zakaźnymi, takimi jak grypa czy gruźlica. Nawet jednak gdyby przyjąć, że zgonów należy unikać wszelkimi dostępnymi środkami, to i tak musiałyby one być moderowane, bo stosowanie ich w skali masowej, nie bacząc na ich skutki uboczne, samo w sobie prowadziłoby do zagrożenia życia.

Od bilansu zysków i strat oraz zbalansowania wchodzących w grę często skonfliktowanych ze sobą praw, interesów i wartości nie można uciec. Władza działająca w amoku i usprawiedliwiając wszelkie drastyczne posunięcia ochroną życia, bez refleksji nad rzeczywistym bilansem skutków swoich działań, jest niebezpieczna. Niebezpieczna dla ludzkiego życia. Brak moralnej świadomości i moralnej refleksji to zbrodnicza bezmyślność i pycha. Dlatego za wszelką cenę trzeba uświadamiać rządzącym, na czym polega ich odpowiedzialność i jak bardzo jest ona złożona. Inaczej władze będą zachowywać się jak małpa z brzytwą.

Kwestia proporcjonalności jest dyskutowana najczęściej. Jest czymś uderzającym, że istniejące zagrożenia nie powodują prawie żadnych reakcji władz publicznych, a zagrożenia nowe wywołują niezwykłą mobilizację. W Polsce jak na razie więcej osób umiera z powodu zakażeń wirusami grypy niż nowym koronawirusem – jakkolwiek to się zapewne szybko zmieni. Ryzyko zakażenia i śmierci, jakiemu podlegamy, kontaktując się z innymi, wciąż jednak w większym stopniu dotyczy innych zarazków niż tego, którego się tak obawiamy.

Owszem, zapewne nazbyt przyzwyczailiśmy się do grypy i zaakceptowaliśmy pewien poziom śmiertelności związany z tą chorobą (pół miliona rocznie w skali globu) i być może nie postępujemy racjonalnie, nie wprowadzając obowiązkowych szczepień. Jednakże istnieją dobre powody, aby skupić się dziś na Covid-19. Jest to bowiem choroba nowa, jeszcze nieznana, a przede wszystkim bardzo szybko ekspandująca na całym świecie.

Niewiedza, brak szczepionki i sprawdzonego leczenia sprawiają, że musimy być bardzo przezorni. Wiemy, że epidemia oznacza dodanie do długiej listy zagrożeń dla zdrowia (zwłaszcza ludzi starszych) jeszcze jednego. I wiemy, że w początkowej fazie oswajania się gatunku ludzkiego z nowym zarazkiem – zanim wytworzy się odporność naturalna, wzmocniona masowymi szczepieniami – wiele osób będzie musiało zachorować i umrzeć. Wiemy też, że od naszych działań zależy, jak duża będzie ta liczba ofiar. I właśnie ta świadomość nakłada na nas moralny obowiązek działania. I nawet jeśli być może bardziej racjonalne byłoby skupienie się na innych chorobach, teraz jest czas na Covid-19. Nasze obowiązki mają bowiem nie tylko racjonalne źródła.

Niemniej wciąż obowiązuje naczelna zasada etyczna medycyny: unikać możliwie największej liczby zgonów. Zasada ta ma charakter regulatywny, to znaczy jest pewnym wskazaniem kierunkowym, a nie wyłączną podstawą prowadzenia polityki zdrowotnej. Ogranicza ją kilka innych zasad, różnicujących wartość życia różnych grup osób, jak również obowiązek ratowania osób w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Dlatego wydajemy na pacjentów w stanach ostrych środki, które może efektywniej – z punktu widzenia statystycznego bilansu życia i śmierci – wydać np. na badania przesiewowe i profilaktykę nowotworów. Anonimowi „pacjenci statystyczni” są dla nas mniej istotni niż realne osoby w stanie krytycznym.

Podobnie też abstrakcyjna zasada równości wszystkich ludzi ustępuje przed konkretnymi ocenami i odczuciami, gdy musimy wybierać między ratowaniem osób młodych, mających małe dzieci, i osób w wieku podeszłym. I bynajmniej nie zawsze tłumaczy się to efektywnością bądź zamianą zasady unikania zgonów na „ustatystycznioną” zasadę ratowania osobolat życia w akceptowalnej kondycji – jeśli w ogóle to ostatnie miałoby czymkolwiek różnić się od wartościowania ludzkiego życia i faworyzowania jednych kosztem innych.

Istotnym ograniczeniem działania zasady unikania zgonów jest bezpieczeństwo personelu medycznego, który w czasie epidemii narażony jest w szczególny sposób na zachorowanie, nadmierny stres i przeciążenie. Jest kwestią osobistego wyboru każdego lekarza i pielęgniarki, jak wiele będą w stanie poświęcić, jak bardzo będą ryzykować i ile uczynią ponad swój obowiązek. Jednak rolą przełożonych oraz zarządzających jest niedopuszczanie do nadmiernej eksploatacji personelu, nawet jeśli niektórzy sami się na to godzą.

W procesie poszukiwania właściwej miary nadzwyczajnych środków zaradczych, zgodnie z wymogiem proporcjonalności, ogromne znaczenie ma respekt dla konstytucyjnych praw jednostki, na czele z wolnością osobistą. Władza mająca zdolność radykalnego ograniczenia wolności obywateli pozbawia ich tym samym możliwości protestu przeciwko tym zarządzeniom, a w konsekwencji stawia się poza społeczną kontrolą. To od niej tylko zależy, czy wolność zostanie w możliwie najkrótszym czasie i zakresie przywrócona, czy też elementy stanu nadzwyczajnego utrwalą się w ustroju państwa.

Ryzyko nadużycia władzy jest w czasie epidemii ogromne, a degradacja praw obywatelskich i swobód demokratycznych – nader prawdopodobna. Dlatego obowiązkiem opozycji i mediów jest stałe monitorowanie praworządności i ciągłe demaskowanie publicznego szantażu moralnego, polegającego na epatowaniu społeczeństwa fałszywą zasadą, jakoby w obliczu zagrożenia życia władzy wolno było wszystko. Nawet jeśli bezpieczeństwo jest co do zasady ważniejsze od wolności (bo najpierw trzeba żyć, aby móc cieszyć się wolnością), to w bilansie środków proporcjonalnych wartość wolności nie spada przecież do zera.

Wartości słabsze trzeba uwzględniać, a nie skreślać i pomijać dlatego, że w danych okolicznościach są mniej znaczące. Jeśli wolność musi „ustąpić” przed bezpieczeństwem, to nie znaczy jeszcze, że nie liczy się wcale i w ogóle przestaje podlegać ochronie.

Ogromne ryzyko społeczne związane z epidemią wiąże się z nierównościami społecznymi i podziałami klasowymi. Długotrwała kwarantanna jest możliwa i znośna dla lepiej sytuowanych pracowników umysłowych. Pracownicy fizyczni, ludzie niezamożni, nierzadko żyjący w ciasnocie, siłą rzeczy narażeni są na zachorowanie w znacznie wyższym stopniu. Etyka stanu epidemii podnosi kwestię nierówności do poziomu kwestii życia i śmierci – jest wspólną odpowiedzialnością lepiej sytuowanych grup społecznych i państwa, aby w miarę możliwości niwelować różnice poziomu bezpieczeństwa i ryzyka między warstwami uprzywilejowanymi i grupami najsłabszymi. Epidemia nie może stać się „zabawą w zamek strachów” dla lubiącej się bać klasy średniej i jednocześnie „wkalkulowanym w życie ryzykiem” dla klasy pracującej.

Stosowaniu środków reżimu sanitarnego towarzyszy paradoks dyskryminacji. Z czasem ogólnospołeczne środki dyscyplinarne są wycofywane, życie wraca do normy, a jednocześnie reżim sanitarny skupia się na grupach podwyższonego ryzyka. W przypadku epidemii koronawirusa są to przede wszystkim osoby w podeszłym wieku. Wkrótce to one będą podlegać kwarantannie i znosić inne ograniczenia, podczas gdy ogół społeczeństwa będzie się cieszył odzyskaną wolnością.

Izolacja osób starszych nie będzie jednakże bezkarna. Mimo najlepszych racji i motywów izolacja jest zawsze niebezpieczna dla zdrowia psychicznego, a ponadto chcąc nie chcąc oznacza naznaczenie i wykluczenie społeczne. Jako że ludzie starsi nie stanowią silnej społecznie grupy, narażenie ich na dyskryminację i porzucenie przez państwo oraz ogół społeczeństwa jest poważnym moralnym ryzykiem, które trzeba mieć na uwadze, planując zawężanie środków izolacji i obostrzeń do tej właśnie grupy. Ryzyko to dotyczy zwłaszcza osób samotnych.

I wreszcie być może najbardziej newralgiczna kwestia moralna w domenie etyki stanu epidemii, a mianowicie triage, czyli zasady i priorytety w selekcji chorych i różnicowaniu dostępu do świadczeń medycznych w warunkach narastającego deficytu środków. W normalnych warunkach, to znaczy gdy deficyt środków medycznych jest niewielki, triage polega na regulowaniu czasu oczekiwania na uzyskanie świadczenie – aby najbardziej zagrożeni mogli uzyskać pomoc w pierwszej kolejności. Dzięki temu nikt nie umiera z powodu zbyt długiego oczekiwania na pomoc.

Niestety, gdy deficyt środków medycznych, np. respiratorów, przekracza pewien punkt krytyczny, zgony spowodowane niedostępnością leczenia stają się nieuniknione, a stan zdrowia nie jest już jedynym kryterium kwalifikującym pacjenta do uzyskania szybkiej pomocy kosztem innych pacjentów, który muszą czekać dłużej. W skrajnych wypadkach zły stan pacjenta, podający w wątpliwość efektywność leczenia, może przemawiać przeciwko udzieleniu mu pomocy w pierwszej kolejności. Ponadto istotną rolę zaczynają w takich dramatycznych okolicznościach ogrywać względy pozamedyczne, takie jak społeczne i rodzinne obowiązki pacjenta oraz przewidywana długość i jakość życia pacjentów rywalizujących ze sobą o dostęp do tego samego świadczenia – np. sztucznej wentylacji.

Czym gorsza jest sytuacja, tym większe znaczenie dla decyzji instytucjonalnych i medycznych mają względy społeczne, nawet gdy są to decyzje odnoszące się do konkretnych osób. Epidemia jest procesem masowym, a przez to i refleksja etyczna, która musi być udziałem osób odpowiedzialnych za praworządne i sprawiedliwe zarządzanie kryzysem, powinna odwoływać się raczej do konsensualnych reguł etyki życia publicznego niż do intuicji i uczuć moralnych towarzyszących naszemu życiu prywatnemu.