Budka, Kosiniak-Kamysz, Czarzasty, Gowin… Polska w Waszych rękach!
Wygląda na to, że wokół Kaczyńskiego trwa taniec samców beta, gamma i delta – podbiegają, obwąchują, szczerzą kły, warczą, ale boją się zaatakować. Sprawa obalenia śmiesznego i żałosnego w swej zapiekłości i żądzy władzy za wszelką cenę dyktatora wisi w powietrzu, lecz nikt nie chce dać sygnału do buntu.
Patrzą jeden na drugiego, wysyłają zwiady i dokonują rozpoznania bojem. Wygląda na to, że na zwiady ruszył Gowin. Wystąpił z absurdalną propozycją zmiany konstytucji ad hoc, pod jednego człowieka, w celu utrzymania władzy przez obóz rządzący – zupełnie jakby na serio miał nadzieję, że opozycja poda na talerzu dwa lata prezydentury Dudzie.
Trudno orzec, czy w swoim narcyzmie naprawdę miał nadzieję na taki scenariusz, że oto on, wielki mąż opatrznościowy, znalazł rozwiązanie, a potem w nagrodę zostanie namaszczony przez prawicę na kandydata do prezydentury. Może i tak, bo ambicje Gowina i jego kościelnego zaplecza nie mają żadnych granic. Kto mierzy wysoko, tego i łatwo podpuścić.
Większość komentatorów twierdzi, że Gowin zmarnował szansę, dał się ograć, a może nawet zagrał w ustawce. A jednak miał realną szansę i do pewnego stopnia nadal ją ma. Mógł (i nadal może) zrobić pucz, to znaczy dogadać się z Kosiniakiem-Kamyszem, Budką i Czarzastym, a także z paroma trzeźwiejszymi ludźmi z wierchuszki PiS i po prostu powiedzieć, że tych wyborów nie będzie. To byłby koniec Kaczyńskiego. Opowieści, że nie można się zgodzić na stan nadzwyczajny i wynikające z niego odsunięcie wyborów o trzy miesiące, bo grożą Polsce jakieś gigantyczne odszkodowania dla firm zagranicznych, to bzdura. Każda firma zagraniczna może z takim samym powodzeniem (a raczej bez powodzenia) pozwać Polskę bez względu na to, czy stan nadzwyczajny jest ogłoszony formalnie, czy tylko po prostu jest faktem.
Trzeba powiedzieć jasno: stanu nadzwyczajnego nie ogłoszono, gdyż łatwiej rządzić za pomocą nielegalnych dekretów niż w ładzie prawnym stanu wyjątkowego, a przede wszystkim żeby umożliwić przeprowadzenie wyborów. Kaczyński jest bowiem przekonany – i słusznie – że jesienią miłość ludu do PiS się skończy i wybory mogą zostać przegrane.
A jednak jeszcze nie wszystko stracone. Lecz jeśli Morawiecki, Gowin, Szumowski i paru innych nieco rozsądniejszych ludzi tego reżimu się nie opamięta i nie zdobędzie na odwagę wypowiedzenia posłuszeństwa Kaczyńskiemu, czeka nas polityczny dramat o nieobliczalnych konsekwencjach. Jeżeli przejdzie brutalnie bezprawna ustawa o głosowaniu korespondencyjnym, beton PiS gotów jest faktycznie te wybory przeprowadzić. Będą niebezpieczne dla życia wielu ludzi, groteskowe i poronione. Odbędą się szczątkowo, z udziałem prawie wyłącznie twardego elektoratu PiS. Pośród nieprzeliczonych nieprawidłowości, w atmosferze bojkotu, oburzenia i obstrukcji ze strony połowy samorządów 30 proc. Polaków niemal jednogłośnie wybierze Dudę, który z błazna stanie się uzurpatorem. Ruszy fala protestów wyborczych, a w końcu wybory „zalegalizuje” przejęty przez PiS Sąd Najwyższy.
Jednakże władzy Dudy nie będzie uznawać nikt poza PiS i jego zwolennikami, a przede wszystkim nie uzna jej zagranica. Polska znajdzie się w permanentnym konflikcie dyplomatycznym, z nieuznawanym międzynarodowo – a przede wszystkim w Unii Europejskiej – prezydentem. Pseudowybory zostaną potraktowane przez świat i przez ogół społeczeństwa jako zamach na demokrację i staną się powodem trwałego konfliktu społeczeństwa z rządem.
Jeśli teraz – w ciągu dwóch, najdalej trzech tygodni – nie obalicie Kaczyńskiego, czeka nas jesienią potężny kryzys gospodarczo-polityczny, mogący nawet doprowadzić do wydalenia nas z Unii Europejskiej. A Kaczyńskiego i tak już nie będzie. A chwilę później nie będzie i Was, panowie Morawiecki, Gowin, Brudziński, Terlecki i kto tam jeszcze.
Jeśli PiS chce przetrwać, musi podzielić się władzą i odpowiedzialnością. To jedyna szansa dla tych ludzi. W zamian może nawet uzyskać coś w rodzaju „grubej kreski”. To naprawdę wielka pokusa, bo w razie utraty władzy w wyniku społecznych protestów wyroki więzienia dla politycznych gangsterów będą nie do uniknięcia.
Nie będzie już Tuska, który by chciał i mógł ułaskawić mafię – a nawet jak wróci, to tym razem z dziką rozkoszą się na was zemści. Wszystkie te wasze skoki-podskoki, srebrne i złote, fundacje-przepompownie publicznej kasy, udzielne księstwa, leśne i orężne, bezbożne „dzieła” i przeciekające jak durszlak spółki skarbu PiS – wszystko to pójdzie pod nóż prokuratury.
W trzy lata nie zostanie kamień na kamieniu z finansowego imperium PiS, a w wynędzniałym i opuszczonym przez sojuszników kraju, igrzysku rosyjskich służb i mafii, znajdzie się jeszcze kilka cel dla przestępców epoki Kaczyńskiego. Ani KGB, ani biskupi nie będą po was płakać czy was bronić. To jest dla was gra o wszystko i czym prędzej to zrozumiecie, tym lepiej dla was.
Wyborów 10 maja trzeba uniknąć za wszelką cenę. Budka, Czarzasty i Kosiniak-Kamysz muszą wyciągnąć rękę do tych, którzy w PiS i jego okolicach zechcą przyłączyć się do spisku. W słabym (bardzo niekorzystnym) wariancie Morawiecki zostanie z rządem mniejszościowym, a w mocnym dokona się „rekonstrukcji rządu”, który otrzyma warunkowe i tymczasowe poparcie opozycji w celu przygotowania poważnego pakietu osłonowego dla tracących dochody w wyniku kryzysu.
Premierem tego rządu może być dalej Morawiecki, a może być ktoś inny. Ważne, żeby rozpoczęła się merytoryczna współpraca wszystkich partii na rzecz dobrych ustaw i dobrego rządzenia w czasie kryzysu. Wszyscy mogą na tym tylko zyskać – społeczeństwo, opozycja, a także sam PiS.
Dla rządzącej partii to jedyna szansa na przetrwanie. Budka o tym wie i ma pokusę, żeby zostawić PiS samego z tym kryzysem, który raz na zawsze zatopi tę partię. Mam nadzieję, że nie ulegnie takim nieodpowiedzialnym kalkulacjom. Dziś trzeba myśleć o bezpieczeństwie narodowym, a nie o partyjnych interesach. Za kombinowanie naród nie wypłaci politykom premii. Za to współpracę rządu z opozycją przyjmie z uznaniem i ulgą. Podobnie jak obalenie Kaczyńskiego. Bez tego nie ruszymy do przodu! Sapere aude!