Ratujmy dzieci przed obłędem i samobójstwem!

Niezależnie od tego, kto ma rację w coraz gorętszych sporach specjalistów odnośnie do tego, jakie środki walki z epidemią są właściwe i proporcjonalne i jaki poziom ryzyka śmierci osób niezakażonych, lecz potrzebujących pomocy lekarskiej, jest akceptowalny, nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że idące przez świat śladem zarazy złowieszcze domino „lockdown” dla wielu żądnych władzy polityków stanowi doskonałą okazję do nadużyć i pastwienia się nad społeczeństwem.

Tak jest również w przypadku Polski. Różnice w sposobie funkcjonowania reżimów sanitarnych w Niemczech czy Wielkiej Brytanii i w Polsce są coraz bardziej widoczne, a stopnień dewastacji życia społecznego i gospodarczego w naszym kraju znacznie większy niż w większości krajów Europy. Najlepszym dowodem sadystycznych uczuć, jakimi kierują się rządzący, są absurdalne rozporządzenia bądź ich projekty.

Przypomnę, że omalże nie wprowadzono przepisu umożliwiającemu prokuratorom uwięzienie dowolnego obywatela na trzy miesiące w areszcie domowym. Udało się to szokujące bezprawie powstrzymać, ale samo pojawienie się takiego projektu pokazuje, że za plecami rządzących czają się psychopaci.

Ten sam sadystyczny motyw stoi za absurdalnymi i drakońskimi przepisami zakazującymi spacerów po lesie oraz zabraniającymi samodzielnego wychodzenia z domów dzieciom i niepełnoletniej młodzieży. W obu przypadkach mamy do czynienia z niczym nieuzasadnionym zamachem na elementarne prawa człowieka. Bezsens zakazu chodzenia po lesie z punktu widzenia epidemiologicznego jest poza dyskusją. Spacerując w lesie, jesteśmy znacznie mniej narażeni na kontakt z innymi i zakażenie, niż spacerując po ulicach.

Chodzi po prostu o to, żebyśmy nie spacerowali. O nic więcej. Tymczasem zniechęcanie ludzi do spacerów (samotnych lub z domownikami) to prosta droga do osłabienia odporności, zaostrzenia chorób i pogorszenia nastroju. Nawet jeśli spojrzymy na to z zimno epidemiologicznego punktu widzenia, zakaz jest po prostu szkodliwy dla zdrowotności społeczeństwa. Jeśli już zakazywać spacerów w pewnych miejscach, to raczej w wąskich uliczkach i alejkach.

Mógłbym od biedy zrozumieć zakaz wędrowania alejkami krakowskich Plant czy nadodrzańskimi wałami we Wrocławiu, lecz wzbranianie wstępu do Lasku Wolskiego w Krakowie czy Lasu Kabackiego w Warszawie jest po prostu znęcaniem się nad społeczeństwem przez rozbisurmanionych i głodnych władzy urzędasów. I naprawdę nie ma żadnego znaczenia, że któryś z nich skończył kiedyś medycynę. A nie zdziwiłbym się, gdyby w tle były jeszcze jakieś ciemne interesy.

Zakaz wstępu do lasów jest bez wątpienia pogwałceniem naszych praw, lecz o wiele bardziej skandaliczny jest zakaz samodzielnego opuszczania domu przez dzieci i młodzież do lat 18. To nie tylko konstytucyjne bezprawie, lecz czysta agresja wobec młodzieży, niosąca z sobą wiele szkód i zagrożeń, a zwłaszcza prowadząca do jednego drastycznego skutku – wzrostu i tak już zatrważającej liczy samobójstw wśród nieletnich. Za kilka miesięcy będziemy mieli statystyki – te dodatkowe samobójstwa to będzie wasza wina!

Setki tysięcy młodych ludzi mieszkają w ciasnych mieszkaniach z pijącymi i bijącymi rodzinami, w atmosferze lęku, wiszącej w powietrzu agresji, a nierzadko nienawiści. Wiele dzieci nie może liczyć na to, że rodzice wyprowadzą je jak pieski na spacer, a dla wielu, które doczekają się spaceru, będzie on upokarzający. Dotyczy to zresztą nie tylko domów „przemocowych”, lecz wszystkich. Dla 16-, 17-latka zdanie na łaskę matki, ojca czy starszego rodzeństwa, aby w ogóle wyjść z domu, najczęściej jest ciężkim upokorzeniem. A takie wyjścia z „obstawą” nie pomagają w tym, co najważniejsze dla większych dzieci i młodzieży – nie pozwalają oddzielić się od rodziny i spotkać z daleka od rodziców z najbliższym przyjacielem lub przyjaciółką.

Dla nastolatków ta sytuacja jest prawdziwą torturą. Wyjście z domu, spotkanie z dziewczyną czy chłopakiem, z najlepszym kumplem albo koleżanką jest absolutnie podstawową potrzebą emocjonalną. Wielotygodniowe uwięzienie w domu, nieraz w złych warunkach, dla setek tysięcy naszych dzieci oznacza gwałt na ich fundamentalnych prawach i psychice. Ta podłość, którą dziś zgotowali im dorośli, nie pozostanie bez wpływu na ich rozwój i postawę.

Zapamiętają tę traumę i niesprawiedliwość na całe życie. A gdy będą mieli okazję odreagować i ukarać świat za doznaną krzywdę, uczynią to. I wcale im się nie dziwię. Gdybym to ja dziś miał 16 lat, kipiałbym z nienawiści do społeczeństwa, które wyłoniło z siebie władzę zdolną do takiego draństwa.

Jeśli chcemy uchronić setki dzieci przed samobójstwem, musimy głośno protestować w ich obronie. Autorytety publiczne i politycy opozycji powinni monitować władze w sprawie zniesienia haniebnego zakazu, powinny być zbierane podpisy pod obywatelskimi protestami, w internecie powinny pokazać się akcje solidarnościowe. Również sama młodzież nie może pozostawać bierna. Szeroko zakrojony protest młodzieży może być skuteczny, a nawet gdyby tak nie było, samo uczestniczenie w nim dodaje otuchy i przywraca utraconą przez poddanie się upokorzeniu godność.

To, co się dzieje w tym naszym stanie wojennym, jest tak niespodziewane i w wielu przypadkach absurdalne, że wciąż stoimy oniemiali, nie dowierzając, że to się dzieje naprawdę. Ale za chwilę poczucie odrealnienia ustąpi na rzecz agresji i depresji. Jedni popadną w rozpacz i bezwład, a innych ogarnie gniew. Zmieni się atmosfera. Zaczniemy zadawać pytania i stawiać władzom żądania. Lęk przed zarazą i lęk przed przyszłością połączą się w jeden żywioł. Nasze więzi i relacje zostaną wystawione na próbę, której w wielu przypadkach nie przetrwają.

Rozpadną się tysiące rodzin, tysiące ludzi nie będzie miało za co kupić najpotrzebniejszych rzeczy. Tysiące chorych nie otrzyma leczenia. Tragedie już są wokół nas, a będzie ich coraz więcej. I kto tu będzie najbardziej poszkodowany? Oczywiście starsi ludzie, których sprawa epidemii i kwarantanny dotyczy w największym stopniu. Ale starsi są dorośli i muszą być silni. A dzieci i młodzież z natury rzeczy silne być nie mogą.

To oni zapłacą największą cenę psychiczną. To oni będą najbardziej poszkodowanymi ofiarami. I to ofiarami niewidzialnymi. Bo przecież to nie nastolatek traci pracę czy firmę. Ale to on/ona nie może dzisiaj wyjść z domu, w którym się dusi do obłędu, i to on/ona wchodzi w życie, które będzie inne, znacznie skromniejsze i mniej kolorowe, niż mieli prawo sobie wyobrażać.

To młodzież nie wie, co z nią będzie – począwszy od szkolnych egzaminów, poprzez relacje z bliskimi i przyjaciółmi, aż po perspektywy życiowe w bardzo odległym z punktu widzenia młodego człowieka horyzoncie kilku lat. Są całkowicie zdani na nas – nie mają własnych pieniędzy, a nawet nie mogą bez nas ruszyć się z domu. To prawie jak więzienie. Ciężka frustracja stanie się doświadczeniem tego pokolenia. Zróbmy, co w naszej mocy, żeby tej frustracji nie pogłębiać i oszczędzić młodzieży najbardziej upokarzających przeżyć. A przede wszystkim dajmy jej więcej uwagi, miłości i solidarności. To nie jest czas na konflikt pokoleń.