Tylko Trzaskowski – nie bawmy się w drobnicę!
Porządni ludzie mają dziś dylemat: czy w pierwszej turze głosować od razu na Trzaskowskiego, czy dać wyraz swoim rzeczywistym preferencjom, to znaczy oddać głos na Hołownię, Biedronia albo Kosiniaka-Kamysza. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że byłoby korzystnie, aby każdy głosował sercem. Bo przecież wtedy więcej ludzi pójdzie do urn i będzie mniejsze ryzyko, że Duda wygra w pierwszej turze. Tyle że Duda tak czy inaczej nie ma już żadnych szans na zwycięstwo w pierwszej turze, a mobilizacja własnego elektoratu przez konkurentów Trzaskowskiego i tak będzie miała miejsce.
Kto kocha Hołownię, Biedronia i Kosiniaka-Kamysza, ten i tak na niego zagłosuje. Na miłość nie poradzę – zwracam się dziś do tych, którzy po prostu nie lubią PO i wolą już jakiegoś innego kandydata opozycji. Otóż mówię Wam: bądźcie pragmatyczni!
Kilka przyczyn złożyło się na to, że sytuacja polityczna w Polsce w ciągu miesiąca zmieniła się diametralnie. Nie warto tych przyczyn teraz wymieniać, bo są oczywiste. A istota zmiany jest taka, że pojawia się realna szansa odbicia urzędu prezydenckiego przez obóz demokratyczny, a tym samym możliwe jest zapoczątkowanie procesu odzyskiwania państwa, które znalazło się w rękach mafii – sprzedajnych polityków i stojących za nimi typów spod ciemnej gwiazdy.
Odzyskanie państwa, a więc obalenie coraz bardziej oszalałego reżimu Kaczyńskiego, jest naszym zbiorowym i indywidualnym obowiązkiem. Takim samym jak zapłacenie podatku, zaprowadzenie dziecka do przedszkola i pójście do pracy. Po prostu każdy z nas musi uczynić przynajmniej minimum tego, co jest niezbędne, aby zdemolowane i rozkradane państwo wróciło w ręce jako tako przyzwoitych i kompetentnych ludzi, którzy podejmą się jego odbudowy. Takie minimum to oddanie głosu na Trzaskowskiego. A właściwie dwóch głosów – w pierwszej i drugiej turze.
Cała nasza szansa na obalenie Dudy zasadza się na entuzjazmie, jaki pojawił się po ogłoszeniu kandydowania Rafała Trzaskowskiego. Tylko podtrzymanie tej fali entuzjazmu i wiary w możliwość zwycięstwa to zwycięstwo umożliwi. Tej energii nie wolno dziś rozpraszać. I nie ma przy tym żadnego znaczenia, czy ktoś lubi pana Trzaskowskiego, czy może bardziej mu jest miły kto inny. Tylko Trzaskowski będzie konkurował w drugiej turze z Dudą i nie ma sensu bawić się w wyborczą komedię, polegającą na udawaniu, że ktoś mógłby zająć jego miejsce.
A skoro tak czy inaczej rozstrzygać będzie druga tura Duda–Trzaskowski, to powinniśmy w pierwszej turze postąpić w taki sposób, aby jego pozycja w decydującym okresie między turami wyborów była jak najlepsza. A będzie tym lepsza, im więcej głosów otrzyma w pierwszej turze. Jeśli różnica między Dudą i Trzaskowskim będzie niewielka, np. rzędu 10 proc., utrzyma się w demokratycznej części społeczeństwa wiara w możliwość zwycięstwa i mobilizacja, aby pójść do urn, będzie większa. A tylko ta mobilizacja da nam zwycięstwo. PiS będzie w stanie posłać do urn prawie wszystkich zwolenników reżimu, a jest ich blisko połowa społeczeństwa. Demokratów jest więcej, lecz nieco trudniej ich zdyscyplinować. Nic nie jest jeszcze przesądzone.
Jeśli nie jesteś beznadziejnie zakochany w Biedroniu, a tylko „popierasz lewicę”, to wyraź to w inny sposób i przy innej okazji niż wybory prezydenckie. Co to ma w ogóle za znaczenie, czy Biedroń dostanie 5 czy 7 proc. głosów? Po paru miesiącach nikt już tego nie będzie pamiętał. To samo z Hołownią i Kosiniakiem-Kamyszem. A te parę procent przekazane najsilniejszemu kandydatowi naprawdę coś znaczy, da mu lepszą pozycję przed drugą turą.
Jednak nic nie pomoże, jeśli PO popełni poważne błędy w kampanii. Znajomi mają mi za złe, że krytykuję przemówienia Trzaskowskiego. Robię to dla jego dobra, licząc, że mój (i nie tylko mój) głos dotrze tam, gdzie trzeba. Team kandydata nie może składać się z partyjnych kolegów. Musi być w pełni profesjonalny. Przemówienia musi pisać wprawny specjalista od przemówień pod kierunkiem samego kandydata i zespołu doradczego. Przekazy dnia i program muszą być wytworem poważnej analizy i dyskusji w gronie fachowców. Scenariusze – zwłaszcza kryzysowe, na wypadek awantur i prowokacji – muszą być ćwiczone każdego dnia. Odpowiedzi na pomówienia i paszkwile muszą być z góry przygotowane.
Niestety, znając PO i w ogóle polskie życie partyjne, mam obawy, że znowu wszystko będzie na łapu-capu, bez porządnej obsługi i dyscypliny. A przecież nie trzeba od razu wynajmować cynicznej agencji z USA. Wystarczy rozejrzeć się wśród dziennikarzy i politologów z obozu demokratycznego. Specjalistów gotowych pomagać za darmo nie brakuje. Tylko że aparatczycy wiedzą lepiej. I tego się boję.
Obawiam się też, jak Trzaskowski poradzi sobie w terenie, zwłaszcza zaś na wschodzie kraju. Bezwzględnie musi tam jeździć, ale czy umie tak rozmawiać z ludźmi, żeby pozostawić po sobie pozytywne wrażenie? To jednak nie jest żaden charyzmatyczny przywódca ani trybun ludowy. Ale jest fajny i sympatyczny. I chyba najlepiej, żeby takim pozostał, nie kreując się na nikogo wielkiego ani nie zgrywając brata-łaty. Jest wystarczająco dobry, żeby być sobą.
W 1989 r. nie zastanawialiśmy się tak bardzo nad tym, kto tam jest na tych zdjęciach z Wałęsą. Nie wybrzydzaliśmy. Po prostu trzeba było wygrać i każdy to rozumiał. Tym razem też tak jest. Nie wybrzydzajmy, tylko wygrajmy! Jak chamska hołota z prawdziwymi Polakami i patriotami.