Witajcie w czterech literach!

No to nam prowincja urządziła kraj. Głosami mieszkańców wsi i małych miasteczek, „zaopiekowanych” przez TVP, Kościół i „Twój Weekend”, pan Jarosław „pięćdziesiąt tysięcy dla księdza” Kaczyński wygrał drugą kadencję prezydentury. Nadal może sobie robić z nami, co chce i co mu jego paranoiczny umysł i suflerzy podpowiedzą.

Gangsterzy i „służby” schowane za plecami Kaczyńskiego i jego partyjnych czynowników zacierają ręce – czy prowadzisz burdel, czy handlujesz bronią, znajdziesz swego „przyjaciela”, który da ci zarobić i zadba, żeby włos z głowy ci nie spadł. Złowrogi „delfin” Ziobro nadal budować będzie swoje imperium strachu i zemsty. Rydzyk i inne pasożyty Watykanu jeszcze głębiej wcisną w nas swoje ssawki i podwoją perystaltykę ssania.

Nie ma co się łudzić. Duda będzie trochę fikał i podskakiwał, bo to ostatnia kadencja, ale z próżnością i poczuciem godności ludzi małych i nawykłych do służenia jest tak jak z pieskami – szczeknie raz czy dwa, a potem już leży grzecznie u stóp pana. Więc co tam dobrego będzie jeszcze Anżejek musiał podpisać? Coś o samorządach, żeby do końca przejąć niepokorne miasta. Coś tam o mediach i organizacjach pozarządowych, żeby nie śmiały pisnąć, bo stracą kasę. Coś tam o uczelniach, żeby wszyscy czmychali przed panoszącymi się płaskoziemcami, a uniwersyteckie aule gościły bez ograniczeń konwentykle faszystów. Po prostu Budapeszt, nic specjalnego.

I żeby była jasność. Żadnej demokracji już nie ma. Wybory były fikcją i ich wynik nie daje żadnej legitymacji wybranemu prezydentowi. Wybory przeprowadzono w niekonstytucyjnym terminie, wedle nielegalnie zmienionej ordynacji, z udziałem instytucji rządowych do tego niepowołanych. W kampanię wyborczą bezprawnie zaangażowano rząd i media publiczne, a jej treść i forma niczym nie odbiegały od wulgarnej agitki pospolitej dyktatury. Sam proces wyborczy zorganizowany był w wielu miejscach – zwłaszcza za granicą – w sposób urągający standardom.

W porządnym kraju do takich wyborów by nie doszło, a nawet gdyby doszło, musiałyby zostać powtórzone. Jednakże „fakty dokonane” zawsze zwyciężają. Cała władza PiS już dawno się sama zdelegalizowała, notorycznie łamiąc konstytucję i uprawiając monstrualne, nieporównywalne nawet z II RP złodziejstwo. I co? Nie możemy nic z tym zrobić, musimy się z tym pogodzić, a w konsekwencji musimy się zachowywać tak, jakby rząd PiS był legalny, a wybory prawomocne. Na tym polega upokorzenie zniewolonego narodu, że musi uznawać władzę taką, jaką jest, i wbrew sobie ją legitymizować. A więc witaj nam prezydencie Dudo!

Czy mogło się stać inaczej? Oczywiście. Gdyby opozycja była odpowiedzialna i w ciągu ostatnich pięciu lat współpracowała, zamiast bawić się w przepychanki, Kaczyńskiego dawno by już nie było. Ale nawet w tych ostatnich tygodniach można było pokazać jedność i odpowiedzialność. Gdyby politycy niechętni Platformie wznieśli się ponad swoje uzasadnione nawet idiosynkrazje i dla dobra sprawy aktywnie włączyli się na te kilka dni w kampanię Rafała Trzaskowskiego, miałby te ćwierć miliona głosów więcej, których zabrakło mu do zwycięstwa.

Trzaskowski zrobił świetny wynik, tylko co to za pociecha? Nie jest liderem partyjnym, lecz prezydentem stolicy. Nie ma za bardzo jak i kiedy odgrywać roli anty-Kaczyńskiego, czyli przywódcy opozycji. Czy Budka ma mu oddać swą władzę? Czy Kosiniak-Kamysz ma mu złożyć hołd lenny? Za kilka miesięcy wszystko wróci do normy – będzie w Sejmie business as usual, czyli żałosna i frustrująca szarpanina bez perspektyw, a polityczni gangsterzy będą się nam śmiali w nos. Trzaskowski nic na to nie poradzi.

Los Polski jest teraz w rękach przywódców Unii Europejskiej. Za chwilę popłyną wielkie pieniądze, za które PiS będzie mógł nadal, mimo kryzysu, kupować i epatować swą pychą i megalomanią ogłupionych już ze szczętem mieszkańców prowincji. W jakim stopniu ten strumień pieniędzy będzie regulowany politycznie? Czy Zachód zechce postawić wymagania Kaczyńskiemu, czy też uzna, że to już i tak nic nie da i lepiej zapchać pieniędzmi autorytarną dziurę na rubieżach Unii, żeby nie stała się rozsadnikiem populizmu?

Obawiam się, że zbrzydzenie Polską i cynizm zwyciężą. Unia z odrazą będzie płacić, a Kaczyński z pogardą i rozkoszą chciwca będzie te pieniądze brał. I obie strony będą doskonale rozumieć, do czego posłużą – do umacniania władzy gangsterskiej sitwy zblatowanej z Partią i biorącej w posiadanie państwo polskie jako swój łup. Łup należny, bo w mentalności hołoty wszystko zawsze należy się temu, kto umie po to sięgnąć.

Jednak nie sądźcie, że stanie się coś gwałtownego. Ogromna większość ludzi nie czuje żadnej opresji w związku z panowaniem dyktatury. Bo dyktatura zawsze gnębi i prześladuje mniejszości, dając spokój ludziom, którzy się nie wtrącają. I tak będzie nadal. Dyktatura pewna siebie staje się wielkoduszna i łagodna. Zresztą Kaczyński jest już słaby, wobec czego rządzące „rodziny” będą zajęte układaniem się w sprawie schedy po „ojcu chrzestnym”. Targi o władzę i pieniądze nie będą sprzyjać dokręcaniu śruby. Przy dzieleniu łupów powinien wszak panować spokój.

Dlatego proces hungaryzacji będzie przebiegał spokojnie i miarowo, czyli „na salami”. A za trzy lata wybory będą już tylko farsą. Jeśli nie udało się wygrać tych, które jeszcze były do wygrania, to jakim cudem mamy wygrać w czasie, gdy gangstersko-partyjny monopol władzy będzie już ustanowiony i ugruntowany w pełni? W PRL, gdyby jakiemuś sekretarzowi przyszło do głowy dopuścić wybory wielopartyjne, PZPR nie miałaby kłopotu z wygraniem takich wyborów. Dlaczego miałby je mieć PiS, skoro wkrótce dysponować będzie taką władzą, jaką w PRL miała PZPR?

Po 30 latach wracamy do starego ustroju, skorygowanego o istnienie internetu i wolności słowa oraz legalną opozycję. Różnica niby znaczna, lecz w obliczu dramatycznej nierównowagi sił jest to różnica o charakterze moralnym, a nie realnym. W takim ustroju nawet działalność opozycyjna legitymizuje władzę, bo stwarza pozór wolności i demokratyzmu, podczas gdy jest tylko niszowym folklorem. Witajcie w czterech literach! Czujcie się jak u siebie w domu!