Jan Paweł II z asteroidą – zwiastun upadku Kościoła

Przed Muzeum Narodowym w Warszawie stanęła przerażająca figura, mająca być pomnikiem Jana Pawła II jako herosa i tytana brnącego przez krwawe pola ziemskiej, pogańskiej nienawiści, a do tego niosącego nad głową ów wielki kamień, który niegdyś go w pewnym muzeum akurat przygniatał. Cała Polska pokłada się ze śmiechu.

Ale to nic śmiesznego. To coś przerażającego, wręcz dzikiego. To jakiś paroksyzm szaleństwa, które miało już się skończyć, a z powodu narodowej katastrofy politycznej odradza się w nowych, monstrualnych formach.

Dla każdego człowieka niewinnego, dla jakiegoś cudzoziemca niezdolnego wyobrazić sobie skali bezhołowia i hipokryzji panujących w tym kraju figura ta mogłaby mieć tylko jeden sens: szyderstwa i oskarżenia wymierzonego w postać Karola Wojtyły, przez ćwierć wieku kierującego potężną organizacją, której zdziczenie moralne i zdeprawowanie w samym XX w. strach opisywać. Strach, bo mówiąc o setkach przemyconych do Ameryki Południowej – często poprzez klasztory, często z watykańskimi paszportami – nazistów, można zapomnieć o tysiącach pomordowanych w katolickich ochronkach-katowniach irlandzkich dzieciach albo nie mieć już miejsca na wzmiankowanie terrorystycznych katolickich reżimów totalitarnych, dlatego tylko niewspieranych przez Kościół, że organicznie przez niego tworzonych.

Strach o czymś nie wspomnieć, wstyd pominąć jakieś krwawe ofiary – wszak takie pominięcie jest prawie jak wspólnictwo. Więc przepraszam, że i tu nie wymieniam wszystkich – mam nadzieję, że kiedyś ofiary zostaną policzone i stosownie upamiętnione, a w dalszej przyszłości nikt, kto ma Boga w sercu, nie zbliży się nawet do przybytków bluźnierstwa, gdzie cuchnące usta śmią kalać święte imiona i profanować ideały miłości i pokoju.

Trudno mi sobie wyobrazić, aby obywatel mógł uczynić przeciwko swojemu krajowi gorszą rzecz, niż stać się obcym monarchą, jedynowładcą państwa tak niedawno jeszcze otwarcie wrogiego własnej jego ojczyźnie i zdradzieckiego, a następnie rzucić tę ojczyznę na kolana przed swoim „majestatem”, podpisując z nią haniebny traktat, wasalizujący ją i wymuszający na niej szalone kontrybucje.

Obywatel Rzeczypospolitej Polskiej Karol Wojtyła nie poprzestał na tym, że nie płacił PIT, jakkolwiek samo w sobie to naprawdę śmieszne w przypadku kogoś, kto ma odwagę mówić coś o patriotyzmie. Obywatel Karol Wojtyła podpisał z Polską haniebny konkordat, będący jawnie i otwarcie hołdem złożonym jego własnej osobie. Czy świat współczesny zna przykład większej, bardziej zapierającej dech w piersiach pychy? Czy jakiś wolny i demokratyczny kraj we współczesnej historii podpisał traktat równie haniebny i upokarzający niż tzw. konkordat polski? Proszę o przykłady?

A czy któryś kraj ukorzył się przed własnym obywatelem w roli obcego monarchy? To istne szaleństwo. Coś tak absurdalnego, że samo opisanie tych faktów brzmi jak jakaś niewiarygodna kpina. Czyż nie? Nie czujecie jakiejś pijanej absurdalności tego, o czym ja tu piszę, a Wy tu czytacie? Czyżbyśmy śnili? Czy to naprawdę tak? Tylko czy jest w tym jakieś najmniejsze choćby ziarenko nieprawdy, jakieś małe choćby przeinaczenie czy uproszczenie? Chciałoby się! A tu nic – życie pisze czasami scenariusze, które nie nadają się nawet na najgłupszą farsę.

Lecz polski naród znajduje się w takim stanie odrętwienia, że nie tylko nie jest zdolny zbuntować się przeciwko tej hańbie i grotesce, lecz w ogóle jej nie dostrzega. Ale może właśnie groteskowość tego nieszczęsnego „pomnika” zwróci uwagę etycznej i oświeconej części narodu na całą groteskowość kultu Jana Pawła II, który to kult w swej istocie jest szaleństwem samouwielbienia ludu, ekscesem niepohamowanego ludowego narcyzmu, dla którego ani rozum, ani żadna moralność nie istnieją.

Czy ten pomnik będzie początkiem moralnego przebudzenia, w wyniku którego do Kościoła katolickiego zaczną być wreszcie stosowane miary moralne i prawne?

Wydawało się, że skoro papież Franciszek w zasadzie wygasił już kult Jana Pawła II, to Polacy okażą tyle przynajmniej posłuszeństwa swemu papieżowi, żeby go nie rozwijać. Ale nie. Polacy nie słuchają papieża. Nie są katolikami. Mają swojego własnego papieża – i choćby z roku na rok coraz straszniejsze kłębiły się wieści o potwornościach życia Kościoła za jego pontyfikatu – od symbiotycznej współpracy z mafią, poprzez oszalałą rozpustę Watykanu, światowy system ochrony pedofilów w sutannach, aż po udział w afrykańskich ludobójstwach – lud polski będzie nieubłagany. Nasz ci on jest i święty naszą świętością!

A te wszystkie zbrodnie to dzieło szatana, kara boża za wszeteczeństwa Żydów, komunistów i liberałów. Czym bardziej zbrodniczy jest ten Kościół, tym świętszy i tym większej powinien zażywać czci i uwielbienia. A Ojciec Święty za nic tu nie odpowiada, jakoż i sam Bóg za żadne zło nie odpowiada. Ojciec Święty musiał to wszystko zgorszenie znosić – dźwigać na barkach swych świętych. Cierpiał z jego powodu nadludzkie męki, a kto by obarczał go odpowiedzialnością za dziesiątki tysięcy zgwałconych za jego pontyfikatu przez księży dzieci i tysiące pomordowanych z księżych poduszczeń Afrykańczyków, ten dopuści się jeno oszczerstwa i bluźnierstwa.

Bo i Kościół, i papież święci są z zasady i zawsze, bez względu na to, co uczynili i czego zaniechali. A z grzechów Bóg, nie człowiek, będzie ich rozliczał. Ojciec Święty sytuuje się poza kategorią winy i niewinności. Jako święty należy do innego, wyższego porządku.

O tak. Papież idący krwawą ścieżką to dobra metafora, subtelne upamiętnienie milionów miłosiernie pomordowanych, aby nie urągali Panu swą zatwardziałością, nie chcąc przyjąć Dobrej Nowiny i dołączyć do wieczystej wspólnoty życia i miłości, do Państwa Bożego – bądź odstępując od prawowierności. Och, ileż to milionów litrów chrześcijańskiej i niechrześcijańskiej krwi wsiąkło w ziemie całej niemal planety, ile rzeczułek i rzek spłynęło posoką tych, którzy nie dość gorliwie i nie dość szybko przyjęli wieść o nachodzącym Królestwie Bożym, w którym nie będzie już ni Greka, ni Maura, ni żadnego niewiernego, bo wszyscy ukorzą się przed jednym Panem.

A ów straszliwy kamień uniesiony nad głową Świętego Herosa to przecież pocisk Cyklopa, bezmyślnie ciśnięty w ludzkość – upamiętnienie nieznanej historii ludzkości hekatomby, jaką było pojawienie się chrześcijańskiej przemocy, znaczącej krwawym śladem kilkanaście stuleci dziejów Europy, Afryki, Azji, a następnie obu Ameryk.

Daremne te kpiny. Daremne. Ręce opadają. Dlaczego ludzie wokół są tak zaślepieni? Dlaczego rodzaj ludzki wciąż pławi się w głupocie i bezmoralności? Dlaczego jesteśmy en masse tak straszliwie tępi i występni? Gdzie nasza cywilizacja, która miała wyprowadzić nas poza dzikość pierwotnych praw tabu i plemiennej wyobraźni?

Proszę tych, którzy pomyślą, że przesadzam, że histeryzuję albo (horribile dictu!) rozmijam się prawdą i moralnością – niechaj spróbują dowiedzieć się czegokolwiek. Czegokolwiek. Dziś jak nigdy dotąd wszelka wiedza – raporty, dokumenty – dostępna jest na wyciągnięcie ręki. Po prostu zamiast rezonować, coś przeczytajcie!

Powiedzieć, że Jan Paweł II zawzięcie bronił kościelnych dygnitarzy, o których zbrodniach seksualnych aż huczało w prasie i w samym Kościele, to nic nie powiedzieć. Jeśli jakiś wielbiciel „naszego Papieża” chciałby przez chwilę poudawać, że bawi się w grę pt. „stawanie w prawdzie”, to niechaj poświęci tę chwilę na poczytanie w internecie poważnych źródeł.

Jeśli to uczyni, to pierwej odgryzie sobie język, zanim całą winę zwali na Dziwisza i innych „ukrywających prawdę przed Ojcem Świętym”. A jeśli nawet w swym bezdennym zakłamaniu taki ktoś zachowa jakieś wątpliwości, czy Wojtyła wiedział o całej ohydzie zbrodni popełnianych przez swoich protegowanych, to zechce przy tym łaskawie przyznać, że ów papież, który rzekomo miał nie wiedzieć tego, co wiedziały miliony czytelników gazet, nie mówiąc już o najmarniejszym sekretarzyku w Watykanie – o Hermannie Groerze, o Macielu Degollado i innych – musiałby być bardzo, ale to bardzo ograniczony.

No więc macie do wyboru: papież zaciekle broniący swoich kumpli pedofilów albo papież nieskończenie naiwny, niezdolny mentalnie do sprawowania swego urzędu. Sami sobie wybierzcie.

Nie wiem, czy groteskowy pomnik Wojtyły trzymającego nad głową wielki czarny głaz odegra rolę, jaką chciałbym mu przypisać. Może przyzwyczaimy się do tej żenady, tak jak do faktu, że 1200 szkół nosi imię Jana Pawła II, a nawet tak się nazywa sopockie molo. Może to jeszcze nie teraz, nie dziś. Ale kiedyś wreszcie to szaleństwo musi się skończyć. Żaden naród nie może żyć bez końca w upodleniu własną pychą i zaślepieniem.

Patrzcie, co stało się w Hiszpanii, Irlandii i innych krajach, przez stulecia, tak jak Polska, żyjących pod papieskim i biskupim knutem. Starczyło kilka dekad, by średniowieczna mara, dręcząca tamte społeczeństwa jeszcze w XX w., rozwiała się jak zły sen. Obłęd nienawiści, w którym pogrążają się polscy biskupi, bezprzykładna, nienasycona pazerność i bezkarność „książąt Kościoła”, oślizła, nieznająca żadnej miary pycha i obłuda – to wszystko są znaki zwiastujące Armagedon.

Wasz koniec jest bliski, a wyłudzone przez was bogactwa ani żadne gusła nie uratują was przed pogardą przebudzonego ludu. Dosięgnie was prawo – prawo moralne i karne. Groteskowość waszego dzisiejszego samozatracenia w pysze to zwiastun waszego rychłego upadku. Spadnie na was ten kamień, który warszawski Wojtyła tak mocarnie dzierży nad głową.