Kaczyński abortuje Polskę z Unii Europejskiej

Wyrok byłego Trybunału Konstytucyjnego, wydany bezprawnie przez nieuprawnione do tego osoby, aczkolwiek złowrogo skuteczny – uznający za niezgodne z konstytucją przeprowadzanie aborcji w przypadku ciężkiego, nieodwracalnego uszkodzenia płodu – stawia nasz kraj na krawędzi katastrofy politycznej na płaszczyźnie narodowej i międzynarodowej.

Jeśli zdezorientowany i przestraszony sytuacją w kraju Jarosław Kaczyński zdecyduje się wprowadzić go w życie ustawą, dokona symbolicznej aborcji Polski – wydalenia naszego kraju, pretendującego do wspólnoty z kulturą Zachodu, z Unii Europejskiej, dokąd zostaliśmy przyjęci na fali entuzjazmu i podziwu, jaki wzbudzała walka narodów Europy Wschodniej o wolność i demokrację. Jeśli w paroksyzmie bezmyślnej nienawiści, pseudoreligijnego fanatyzmu i okrucieństwa przechwycone przez partyjno-kościelną szajkę państwo poważy się torturować kobiety, nakazując im nosić, a następnie rodzić zdeformowane, niezdolne do życia płody, świat odwróci się od nas, a nasze trwające ponad pół wieku wysiłki, aby uwolnić się od autorytarnych rządów i przejść przez bramę prowadzącą do wolnego świata, zostaną na wiele lat zniweczone.

Likwidacji wolnych i niezawisłych sądów Zachód nam nie zapomni długo – torturowania kobiet przez perwersyjnych fanatyków, zaczadzonych nieludzką ideologią, nie wybaczy nam przez pokolenia. Jeśli prawny zamach na kobiety, jakiego dopuścili się dziś tzw. sędziowie dublerzy na zlecenie polskiej agencji Kościoła rzymskiego i jej zdradzieckich sługusów na politycznych stołkach, zostanie doprowadzony do końca, Polska stoczy się do kategorii ponurych i okrutnych teokratycznych reżimów katolickich, jakie dziś istnieją jedynie w Ameryce Środkowej.

Zamach na kobiety, jakiego dopuścili się cyniczni starzy mężczyźni, pełni pogardy i frustracji, uzurpujący sobie prawo do znęcania się nad młodymi kobietami w absurdalnym poczuciu „wyższej racji moralnej”, będącej niczym więcej jak przetworzeniem idiotycznych średniowiecznych legend o bóstwie i jego „prawie naturalnym”, którego odczytanie jest wyłączną prerogatywą „Kościoła świętego”, jest dowodem utraty suwerenności oraz rozkładu państwa polskiego, które w szalejącym kryzysie stało się pastwą politycznych i gospodarczych przestępców, wobec wspólnictwa z mafią kościelną pewnych swej bezkarności. Ta bezkarność schamiałego i pozbawionego wszelkich hamulców moralnych przestępczego reżimu jest bardzo prawdopodobna.

Ale prawdopodobne jest również odrodzenie państwa i demokracji, a w konsekwencji postawienie przed sądem pana „sto tysięcy dla księdza”, pana od lewych respiratorów i setek innych, winnych nieznanych w nowoczesnych dziejach Polski przestępczego rozkiełznania władzy i tej władzy politycznych oraz finansowych nadużyć.

W najtrudniejszy po 1989 r. okres w naszej historii (oby okazał się tylko dwu-, trzyletnim mgnieniem losu) jako obywatele wchodzimy sami – z rozbitym i rozkradzionym państwem, rozbisurmanionymi i dramatycznie niekompetentnymi kadrami rządowymi, ze zdemoralizowanymi przywódcami, którzy nie mają już wiele do stracenia prócz pieniędzy i wolności. Kręgi rządowe stopniowo ogarnia panika, wojna brutalnych i nienawidzących się frakcji wisi w powietrzu, a finanse publiczne za pół roku mogą znaleźć się w ruinie.

Tylko obalenie tego rządu i oczyszczenie instytucji z partyjno-kościelnej złodziejskiej sitwy może nas uratować. Wielki błąd rządów PO, jakim było nierozliczenie przestępczości reżimu PiS z lat 2005-07 oraz przestępczości kościelnej, na czele z pedofilią i masowymi wyłudzeniami ziemi i budynków, mści się na nas srodze, lecz jego powtórzenie byłoby ostateczną katastrofą. Obalenie reżimu musi wiązać się z powołaniem specjalnej prokuratury i specjalnych sądów pracujących nad ściganiem i osadzaniem przestępstw kryminalnych przywódców i kolaborantów reżimu, a także ich kościelnych patronów. Lecz przywracanie porządku prawnego i konstytucyjnego wymagać będzie nadzwyczajnych ustaw naprawczych. Będzie to zadanie dla polityków wielkiej odwagi i hartu ducha. Zadanie z tych politycznie najtrudniejszych.

I nie tylko z powodu oporu, jaki odrodzeniu demokracji i przywróceniu w Polsce prawa i sprawiedliwości z pewnością stawiać będą beneficjenci reżimu oraz jego kadry wraz z rodzinami. Grozi nam, że odzyskując państwo z rąk uzurpatorów i przestępców, pójdziemy ich śladem. W zdeprawowanym państwie pewnej demoralizacji ulegają bowiem niemal wszyscy obywatele, a w szczególności klasa polityczna. Pokusa, by łamać zasady, iść w „depisyzacji” na skróty i po prostu się mścić za całe to poniżenie i zdziczenie, jakie dotknęło nasze państwo i sferę publiczną, będzie wielka.

Jednakże ten, kto tego dzieła dokona i przebije osinowym kołkiem truchło kleptomańskiego reżimu, zaczadzonego przez antyludzką ideologię wszechwiedzących głosicieli „woli bożej” i „prawa naturalnego”, przejdzie do historii. Oby jego ręce pozostały czyste.

Tymczasem musimy bronić kobiet. Kaczyński, choć najzupełniej oderwany od rzeczywistości i zaskorupiały w swej paranoi, kompleksach i mitomaństwie, musi usłyszeć krzyk ulicy. Ulicy, która powie temu otępiałemu, zatopionemu w żółci abnegatowi, że torturowanie kobiet jest granicą, której przekroczenie oznaczać będzie koniec jego imperium zła, odrażającego i tandetnego jak brudna buda, z której nami rządzi. Nie możemy się poddać. Jeśli znów zwycięży wola Kaczyńskiego, oszalałych z pychy i chciwości biskupów – zdemoralizowanych ochroniarzy pedofilskiego przemysłu w Kościele – kręcących się przy nich wszystkich typków spod ciemnej gwiazdy i pławiących się w swym fanatyzmie hunwejbinów, tedy zostanie udowodnione, że nie zasługujemy na wolność i państwo prawa.

Jeśli dziś nie obronimy naszych córek, żon, partnerek i sióstr przed gwałtem na ich sumieniach i ciałach, jakiego w imię odrażającej i wulgarnej ideologii, bluźnierczo podającej się za pochodzącą od Boga, nie będziemy mieli prawa spojrzeć im w oczy. Jeśli pozostawimy je same w ich walce o godność i wolność, zasłużymy sobie na ich pogardę i pogardę świata. Pseudotrybunał Przyłębskiej uderzył dziś na odlew ok. 6 mln polskich kobiet, które mogą zostać matkami, a także kilka milionów dziewcząt, których okrutne prawo może dotyczyć za kilka lat. Te kobiety i dziewczęta stanowią dwudziestoparoprocentową mniejszość społeczeństwa. Lecz ich poniżenie, ich sprawa jest również sprawą pozostałej jego części, a więc sprawą nas wszystkich.

Dziś te blisko 10 mln młodych Polek nie może być pozostawionych samym sobie. Mimo pandemii musimy znaleźć sposób, aby sprzeciwić się haniebnym zakusom psychopatów, rojących sobie, że gdy skryją się w lepkich fałdach biskupich ornatów, mogą krzywdzić bezkarnie, a nawet z bożą aprobatą. Niedoczekanie wasze!