Czy można protestować w kościołach?

Można. Nie można niszczyć fasad ani niczego innego w kościele i wokół niego, nie można nikogo atakować fizycznie ani zachowywać się w sposób agresywny wewnątrz świątyni (żadnej). Nie znaczy to jednak, że są jakiekolwiek przeszkody, aby wchodzić do kościołów w czasie mszy i głośno mówić o niegodziwościach popełnianych przez księży i całym złu, jakiego dopuszcza się ta instytucja. Jakie miejsce jest bardziej stosowne do protestowania, jeśli nie to, w którym poczyna się zło?

Akcja „Słowo na niedzielę” z 25 października spotkała się z niemal powszechną krytyką środowisk liberalnych. Ludzie na co dzień bardzo otwarci i bardzo stanowczy w krytyce rządu, a często również solidnie i szczerze antyklerykalni, twierdzili, że przekroczono jakąś granicę, której przekraczać nie wolno.

Osoby, które tak mówią, przyjmują fałszywe założenie, że obrzędy religijne zasługują na większe uszanowanie niż inne sytuacje życia społecznego i publicznego. Nie próbują jednakże tego uzasadniać. Co więcej, zakładają również, że protest wewnątrz kościoła jest jakimś zgorszeniem – niestosownym zestawieniem rzeczy z wyższego porządku i z porządku niższego. Tym samym przeciwnicy protestów w kościołach uznają jakby złagodzoną, świecką wersję idei świętości świątyni (obecności Boga w domu bożym) oraz idei profanacji. Obawiam się, że obie te idee i związane z nimi roszczenia kleru i wiernych do specjalnego traktowania kościołów są całkowicie bezpodstawne.

Zacznijmy od tego, że zgorszeniem jest pedofilia i jej ukrywanie przez biskupów, wyłudzenia i malwersacje, sianie nienawiści do osób LGBT, nie mówiąc o zabijaniu dzieci (np. w irlandzkich przytułkach) czy udział w rwandyjskim ludobójstwie. Zgorszeniem jest budowanie reżimów totalitarnych we Włoszech, Chorwacji, Słowacji, Hiszpanii, Chile i wielu innych krajach. Zgorszeniem jest przerzucanie do Ameryki Południowej zbrodniarzy nazistowskich, aby mogli uniknąć odpowiedzialności. I tak dalej.

To jest właśnie zgorszenie. Organizacja prowadząca taką działalność nie może sprawować kultu, gdyż ma zakrwawione i brudne ręce. Gdy to robi – sama dokonuje profanacji. Z kolei protestowanie przeciwko złu i niegodziwości nigdy nie jest żadnym zgorszeniem, lecz zaangażowaniem po stronie dobra. Kogo krzywdzi, wobec kogo jest niesprawiedliwością przypominanie o zbrodniach Kościoła? Czy szkodzi wiernym? Przecież to właśnie oni powinni protestować jako pierwsi, gdyż w jakiejś mierze współodpowiadają za Kościół, z którym się identyfikują i na który łożą.

A może apel do sumień kleru i wytykanie jego win w czasie nabożeństwa miałyby obrażać Boga? Chyba jednak nie jakiegoś dobrego Boga? I chyba nie Boga chrześcijan, skoro chrześcijanie tak bardzo podkreślają znaczenie wyznawania win?

Akt słusznego i sprawiedliwego obwiniania sam jest chwalebny. Kto wchodzi do kościoła, ryzykując pobicie, aby dać świadectwo zgorszeniu oczywistymi przestępstwami i nadużyciami, dokonuje czynu chwalebnego i odważnego. Byłoby inaczej, gdyby rzucał oszczerstwa. Ale tak jest w każdym przypadku – protest i jego stosowność zależy przede wszystkim od samej słuszności tego, co głoszą protestujący. Wchodzenie do kościołów z napisami i wznoszenie krytycznych haseł podlega ocenie ze względu na swoją treść.

Co do formy zaś – to nie ma żadnych, ale to żadnych powodów, aby traktować kościoły inaczej niż pozostałe części przestrzeni publicznej. Powodem takim z pewnością nie może być przecież samo roszczenie Kościoła, żeby być traktowanym wyjątkowo. Roszczenie to opiera się bowiem na przekonaniu o istnieniu Boga (takiego, jakiego wyobrażają sobie chrześcijanie) i na tym, że jest on w kościołach tak właśnie czczony, jak sam sobie tego życzy.

Nie wolno jednak katolikom oczekiwać, aby inni podzielali te poglądy. Żądanie takie i związane z nim żądanie specjalnego traktowania jest po prostu bezczelne. Dlaczego osoba niewierząca miałaby mieć większy respekt dla mszy niż, powiedzmy, dla potrzeb kierowcy zatrzymanego podczas blokady ulicy? Modlitwa jest czynnością, którą z ważnych powodów można przerwać, by potem do niej powrócić. Wysłuchanie przesłania o złu czynionym przez Kościół jest powodem szalenie ważnym.

Właśnie tak. Katolicy mają szczególne powody, aby protestować przeciwko temu, co czynią ich kapłani. Nie robią tego, bo nie zostali nauczeni być gospodarzami swojej organizacji. Dlatego obowiązek protestowania przeciwko złu pleniącemu się w Kościele, złu krzywdzącemu całe społeczeństwo i poniżającego bezradne wobec niego polskie państwo – spada na niewierzących.

W ostateczności można by jeszcze użyć argumentu mówiącego o tym, że przeszkadzanie w mszy jest krzywdzące dla wiernych. Że jest przeszkadzaniem, dokuczaniem, intruzją. Jednakże to dotyczy wszystkich form protestu – strajków, blokad, pikiet. Nie ma walki politycznej bez przeszkadzania komuś. Jeśli walka jest uzasadniona, przeszkadzanie uzasadnione jest również. Przestrzeń publiczna (a do niej należą również kościoły) jest takową dlatego, że rozgrywa się w nim i może się rozgrywać życie społeczne. Przestrzeń prywatna nazywa się tak właśnie dlatego, że jest z życia publicznego wyłączona (provatio).

A może kościoły nie są przestrzenią publiczną, lecz prywatną? Bynajmniej. Kościół sam uznaje swoje świątynie za miejsca publiczne przeznaczone do sprawowania kultu, podobnie jak państwo uznaje urzędy za miejsca publiczne do załatwiania różnych spraw. Czasami jednak miejsca publiczne zmieniają przeznaczenie z ważnych powodów. Jezdnie dla samochodów stają się trasą pochodu, a urzędy zamieniają się w obozowiska protestujących. Nie ma żadnego, ale to żadnego powodu, aby z kościołami miało być inaczej. O tym, czy protest jest słuszny, decyduje jego treść. W naszym przypadku nie ma wątpliwości – winy Kościoła są bezsporne, a krzywdy społeczne związane z przestępczą działalnością kleru i ingerowaniem przez Kościół w życie polityczne Polski są ciężkie i domagają się ukarania.

Dziękuję wszystkim młodym ludziom, którzy mają tyle odwagi, aby wejść do kościoła i zamanifestować swoją niezgodę na zło, swoje zgorszenie moralnym brudem, którego coraz to nowe pokłady odkrywają się przed naszymi zdumionymi oczami. Ludziom pytającym nas „jak można protestować w kościele?”, odpowiadam: jak można modlić się w takiej świątyni? Jak można uznawać zdolność kapłańską kleru tego właśnie Kościoła?