Dzień Kobiet – dzień chwały
Obok 1 maja, święta pracy, 8 marca, Dzień Kobiet, to drugie święto lewicy i ruchu robotniczego. Podobnie jak to pierwsze upamiętnia wielkie przebudzenie wyzyskiwanych pracowników i walkę o podstawowe prawa pracownicze. W przypadku 8 marca chodziło o strajki i demonstracje kobiet, które przelały się przez Nowy Jork i inne wielkie miasta USA w 1908 r.
Z corocznych upamiętnień tamtych wydarzeń w naturalny sposób z czasem zrodziło się półoficjalne, a następnie całkiem oficjalne święto emancypacji kobiet. I tak jak to bywa z nośnymi i ważnymi symbolami – rozmaite cyniczne struktury polityczne, włącznie z reżimami totalitarnymi, starały się przejąć emocje i przesłanie Dnia Kobiet, sprawiając, że święto zapadło się z czasem w odmętach politycznej obłudy i sztampy. Również w Polsce odechciało się nam 8 marca, gdy tzw. komuniści, czyli aparat partyjny PZPR, zredukowali święto do żenujących i błazeńskich popisów męskiego szowinizmu, przebranego za męski charme.
Ale to było dawno. Można już zapomnieć o nieszczęsnych rajstopach i goździkach, powracając do źródeł i do chwały kobiecego ruchu emancypacyjnego, który pomimo całego swego zróżnicowania i wewnętrznych tarć zgodnie i wspólnie upamiętnia 8 marca. Zresztą gdy chodzi akurat o Polskę, to można (niechętnie) przyznać, że władze PRL jednak sporo zrobiły w celu zredukowania poddaństwa i upokorzenia kobiet. Przez kilka dekad PRL sytuacja kobiet, zarówno w sferze obyczajowo-społecznej, jak i w sferze pracy, uległa znacznej poprawie w stosunku do czasów II RP, nie mówiąc już o wcześniejszych epokach.
Wyzwolenie kobiet i uzyskanie przez nie pełnego statusu człowieczeństwa jest niebywałym dokonaniem ostatnich 150 lat. Dokonaniem Zachodu, nie w pełni jeszcze upowszechnionym, dokonaniem wymagającym pewnych korekt i uzupełnień, niemniej dokonaniem. Coś niewyobrażalnego i niebywałego stało się w sposób nieodwracalny. Nigdy i nigdzie na świecie, jak świat długi, szeroki i stary, kobiety nie miały równych z mężczyznami praw i nie były w pełni szanowane przez mężczyzn jako wolne, dorosłe osoby, mające zdolność i prawo do stanowienia o sobie i dysponowania swoim życiem, a także prowadzania wszelkiej działalności publicznej i zawodowej.
To niebywałe zwycięstwo moralne ludzkości, osiągnięte w krwawej walce z politycznymi, religijnymi i gospodarczymi siłami reakcji, jest częścią większej całości – rewolucji wolnościowej, która toczy się od czasów reformacji i odrodzenia, czyli od zarania walecznej epoki, nazywającej samą siebie nowoczesnością. Wyzwolenie kobiet należy umieszczać w szerszym kontekście wielkich ruchów emancypacyjnych: odrzucenia niewolnictwa, wyzwolenia narodów, reformacji religijnej, zaprowadzania demokratycznych rządów prawa, a przede wszystkim powszechnego zanegowania przemocy jako legalnego środka ustanawiania i egzekwowania przewagi jednych osób nad innymi.
Dla emancypacji kobiet kwestia przemocy zawsze była najważniejsza. Zawsze bowiem roszczenia do autonomii i samostanowienia wysuwane przez kobietę mogły spotkać się z brutalną odpowiedzią w postaci przemocy fizycznej. Stałe zagrożenie pobiciem i gwałtem tworzyło niewidzialną, aczkolwiek nader realną barierę dla postępu w równościowym kształtowaniu relacji płci. Gdy w wyższych klasach społecznych zaczęła ponad sto lat temu znikać (zrazu powoli) przemoc domowa, rozpoczął się proces delegitymizacji przemocy, który pozwolił kobietom podnieść głowy. Za tym zaś poszło wyzwolenie od ucisku ekonomicznego oraz walka o prawa polityczne, dzięki której demokracja stała się naprawdę egalitarna i powszechna, czyli zgodna z własną naturą.
Proces prawnego i politycznego wyzwolenia kobiet potoczył się bardzo szybko, podczas gdy przemiana stosunków w sferze obyczajowej najwyraźniej wymaga nieco więcej czasu. Dlatego życie prywatne stało się w ostatnich dekadach polem walki płci. Wzmocnione w swej podmiotowości oraz wyposażone w realną równość praw kobiety stawiają nowe wymagania mężczyznom w życiu domowym. I jeśli znaczna większość mężczyzn uznała moralną słuszność partnerskich stosunków w związkach i rodzinach, realne ich ukształtowanie jest bolesnym procesem.
Żyjemy w epoce, w której powszechny demokratyzm, a w szczególności wyzwolenie kobiet odmieniło stosunki międzyludzkie w sferze prywatnej, łącznie z najbardziej wrażliwymi emocjami i związkami intymnymi. Zmieniło się wszystko – relacje małżeńskie, przeżywanie miłości, a nawet seks. Zmieniło, a właściwie wciąż się zmienia – w kosztownym emocjonalnie procesie, w którym nie da się uniknąć konfliktów i psychologicznej próby sił.
Daleko nam jeszcze do tego, abyśmy zrozumieli, na czym polegać będzie w nowym świecie równych sobie kobiet i mężczyzn (oraz osób trans) bycie mężem i żoną, parterem i partnerką, matką syna, córką ojca itd. Wszystko to się zmienia, choć coś bardzo głębokiego właśnie – na przekór wszystkiemu – się jednak nie zmienia. Nie wiadomo jednak, czym jest dokładnie to, co się nie zmienia, i co z tą atawistyczną niezmiennością zrobić. Tymczasem żyć trzeba. I doprawdy nie jest łatwo być dzisiaj kobietą, gdy swojej tożsamości płciowej nie da się już tak dobrze osadzić w metodach manipulowania emocjami mężczyzn, i nie jest łatwo być mężczyzną, gdy swojej tożsamości płciowej nie można już zakotwiczyć w mętnej i niewypowiedzianej pogróżce skierowanej do kobiety. A najtrudniejsze jest wyjście poza relację płci, gdy nie ma ona znaczenia, to znaczy patrzeć w oczy drugiego człowieka i nie myśleć sobie: to jest baba, to jest baba lub: to jest chłop, to jest chłop. Emancypacja kobiet i walka płci skończy się wtedy, gdy patrząc w oczy kobiety, będziemy myśleć po prostu: to jest człowiek. A to jeszcze trochę potrwa.
W Dniu Kobiet dziękuję wszystkim kobietom, które nauczyły mnie wyzwalać się z uprzedzeń wobec drugiej płci oraz poczucia wyższości względem niej. Była to długa i żmudna nauka, bo wychowywano nas inaczej. Teraz jednakże ja sam i miliony innych mężczyzn z mojego pokolenia stały się po prostu lepszymi ludźmi.