Michnik + Jaruzelski = love?
Jakie wieści z Polski 40 lat po ogłoszeniu stanu wojennego? Ano marszałek Senatu nazywa premiera rządu zbrodniarzem, kibole pobili piłkarzy w ich własnym autobusie, a telewizja publiczna upaja się filmem, na którym pijany Adam Michnik obściskuje Wojciecha Jaruzelskiego, wyznając mu miłość i nazywając prawdziwym patriotą.
Może tego nie czujemy na co dzień, ale żyjemy w upadłym moralnie państwie, w tragicznych czasach bezprawia i śmierci, odcięci od świata i pogardzani przez świat. A jedyny powód, dla którego nie jesteśmy przejęci grozą, to ten, że w kranie płynie ciepła woda, a w sklepach są pełne półki. To jednakże dodatkowo tylko zaświadcza, jak marną istotą jest człowiek i jak niewielu jest ludzi sumienia.
Łajdactwo, złodziejstwo i faszyzm plenią się jak chwast i żadne wydarzenie wzięte z osobna nie robi już wrażenia. Aż szkoda gadać. Mimo to uznałem za swój obowiązek wyrazić raz jeszcze swój wstręt (bo czas oburzenia już minął) do tego reżimu i jego aparatu propagandy z Jackiem Kurskim na czele z racji tego, że jako banda sprzedawczyków, bez honoru, bez zasług i wstydu, ośmielili się w tak podły sposób zaatakować Adama Michnika, który przesiedział dobrych kilka lat w komunistycznych więzieniach, był wielokrotnie bity i poniżany, a nawet usiłowano go zabić.
Można nie lubić Adama Michnika i się z nim nie zgadzać. Ja się nie zgadzam. Nie zgadzam się z jego „centryzmem”, skutkiem którego brata się z biskupami i komuchami. Nie zgadzam się z jego poglądem o pozytywnej roli, jaką w historii Polski odegrał Kościół katolicki i Jan Paweł II. Nie zgadzam się z pomijaniem przez niego własnej żydowskiej tożsamości. Nie zgadzam się z jego poglądami na życie i podejściem do życia. Ale wiem, że jestem – w porównaniu z nim – pozbawionym zasług, mało znaczącym i grubo młodszym człowiekiem, który w swojej krytyce powinien zachować daleko idącą powściągliwość. Ujadające kundle propagandy tej dysproporcji i tego respektu nie czują. Nie wiedzą, kim jest Michnik, nie zastanawiają się, ile sami mu zawdzięczają, jak wielką wykazał się odwagą. Nie dociera do nich, że jest historyczną postacią i współtwórcą polskiej niepodległości. Nie chcą tego wiedzieć. Chcą za to przypodobać się swemu pryncypałowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, który całe życie przełyka żółć zawiści z powodu wielkiego Michnika, który nie zachciał docenić i przytulić do serca jego i jego brata, a za to traktował ich protekcjonalnie.
Przede wszystkim jednak głupcy ci nie pojmują, że gdy ktoś jest politykiem uczestniczącym w wydarzeniach o historycznym znaczeniu – i to w roli twórczej czy wręcz kluczowej, a nie tylko w asyście, to ma prawo cieszyć się zwycięstwem razem ze swoimi byłymi przeciwnikami. A jeśli nie rozumie się, czym było to zwycięstwo i jaką zapłacono za nie cenę, nie można zrozumieć uścisku Michnika z Jaruzelskim ani jego bratania się z Kiszczakiem albo Urbanem.
Adam Michnik jest głęboko przekonany, że Polska zwyciężyła, bo udało się zaprowadzić demokrację przy ograniczonych kosztach i stratach. Zwyciężył duch porozumienia, a reżim komunistyczny z takich czy innych powodów dał się przekonać do kompromisu i pokojowego oddania władzy, dzięki czemu uniknięto krwawej rewolucji bądź krwawej wendetty reżimu. Adam Michnik wierzył i nadal wierzy, że lepiej się razem napić i pogadać, niż do siebie strzelać. Jego koncepcja zwyciężyła. Zwyciężyła Solidarność i pokojowy model przejęcia władzy. A jako że porozumienie wymaga współpracy obu (lub więcej) stron, sukces jest zawsze wspólny. Jeśli więc Michnik ceni i wychwala Jaruzelskiego, to przecież nie znaczy, że nie pamięta ofiar Wujka, lecz że porównuje go z innymi dyktatorami i szefami wojskowych junt i stwierdza prosty fakt – w porównaniu ze swoimi „kolegami” ten akurat dyktator zdecydował się zgodnie współpracować przy zmianie ustroju, oddał władzę bez walki i wsparł proces demokratyzacji.
Adam Michnik był politykiem, który dokonał wielkich rzeczy, a uczynił to wespół z innymi – również swoimi przeciwnikami. Zarówno on sam, jak i Wałęsa i Jaruzelski „przeszli samych siebie”, powściągnęli własne urazy i przezwyciężyli swoje własne ograniczenia, by poprowadzić kraj ku demokracji. Koncyliacyjność Jaruzelskiego była zaskoczeniem i bezcenną pomocą w trudnej grze. Trudnej nie tylko dlatego, że komuniści mieli czołgi i pałki, lecz głownie dlatego, że mieli poparcie niewiele mniejsze niż Solidarność. Zgoda między obozem Solidarności a ekipą Jaruzelskiego była symbolem zgody narodowej, dzięki której udało się zaprowadzić w ciągu dwóch, trzech lat ustrój demokracji liberalnej i wolny rynek. I Adam Michnik po prostu się tym zwycięstwem raduje. Nic dziwnego, że 20 lat temu, we wspaniałym dla Polski okresie akcesji do struktur Zachodu, a więc w momencie, gdy jego walka uwieńczona została ostatecznym sukcesem, wyściskał swego dawnego nieprzyjaciela i partnera najtrudniejszych w życiu negocjacji. Czy naprawdę tak trudno tę radość zrozumieć? Gdyby Kaczyński zmienił kurs i nagle podążył w stronę demokracji i praworządności, Michnik też by go po latach wyściskał. Taki jest – wspaniałomyślny i bratać się lubiący.
Owszem, ktoś inny pałałby wiecznym oburzeniem na czerwonych, na czele z generałem stanu wojennego. I to też trzeba by było uszanować. Sam byłem świadkiem trudnej rozmowy Jaruzelskiego z twardym „antykomunistą” – było to na przyjęciu u prezydenta Komorowskiego, gdzie byli „wszyscy” i „wszyscy” rozumieli doskonale, jaką wartość ma to, że są tam właśnie „wszyscy”. Tylko że kto jak kto, ale Adam Michnik ma prawo do swojej postawy i swoich wyborów. Oparł swoje życie i swoją walkę na idei dialogu i porozumienia – i trzeba przyznać, że idea ta w jego przypadku się sprawdziła. Walczył o wolną Polskę po swojemu, to znaczy „miłując nieprzyjacioły swoje” – i walkę tę wygrał. Żadne ujadające kundelki nie są w stanie tego mu odebrać. Po Kaczyńskim zostanie ponury przypis w podręczniku, a Michnik pozostanie zawsze, razem z Kuroniem, Wałęsą, Borusewiczem i Mazowieckim, na kartach historii i na pomnikach. I czym bardziej Kaczyński z Kurskim maję tego świadomość, tym raźniej sobie grają w swojego dupniaka, udając, że nie wiedzą, o co chodzi. A chodzi o to, że zero plus zero… plus zero równa się zero.
Mali ludzie są małostkowi, tchórzliwi, interesowni i zawistni. Tak też widzą świat. Ich mała mądrość polega na tym, że swoją karłowatą mentalność przypisują wszystkim wokół siebie. Sądzą, że Michnik jest taki sam jak oni, to znaczy tak samo mały, interesowny, cwany i sprzedajny, a tylko mu się „udało” wygrać w grę w „kto przejdzie do historii”. Dlatego można nim teraz pomiatać, tak jak sami są pomiatani przez swoich pryncypałów, u których są na pensji. Z pogardy i nienawiści czynią sobie styl bycia, utwierdzając się w przeświadczeniu, że cały świat jest cyniczny i ten ma racje, kto akurat ma władzę. Więc lżą, kłamią i szkalują „bez urazy” i „co złego to nie my” – tak jakby to była tylko zabawa. Ale to nie jest zabawa. Jesteście łajdakami naprawdę, a nie tak sobie sami wyobrażacie – na niby i nie bardziej niż inni. Michnikowi do krocza nie dorastacie, więc sami wiecie, co możecie mu zrobić, a właściwie czego nie możecie mu zrobić.