Kim jest człowiek z klasą?

Od kilku tygodni można kupić moją nową książkę, wydaną przez PWN, „Etyka życia codziennego”. Książka składa się krótkich rozdziałów o bardzo „życiowym” charakterze. Dla zachęty i autopromocji zamieszczam tu jeden z nich. Mam nadzieję, że skusicie się na więcej!

Wspominaliśmy o „klasie” (a raczej jej braku), mówiąc o sytuacji, gdy ktoś w sposób niejednoznaczny wycofuje się z powziętych wcześniej zobowiązań. Człowiek z klasą gdy zawiedzie, to przyznaje się do swoich win i daje zadośćuczynienie. Gotów jest nawet, aby jego działanie naprawcze zawierało pewien naddatek w stosunku do obowiązkowego minimum. Bardziej ogólnie – to ktoś, kto umie się w niełatwych sytuacjach zachować w sposób budzący szacunek.

Jakkolwiek człowiek z klasą to jeszcze nie żaden moralny heros ani święty, to przecież jest to ktoś znacznie wyżej stojący i znacznie bardziej szanowany niż zwykły „porządny człowiek”. O ile jednak najwyższe kwalifikacje moralne są dla zwykłego człowieka bardzo trudno dostępne, to „klasa” wydaje się w zasięgu możliwości większości z nas. Być może bardziej realistyczne jest stawianie sobie celów moralnych na poziomie, któremu odpowiada wypowiadany z podziwem epitet „człowiek z klasą”, niż pretendowanie do nieskazitelnej czystości moralnej, o której prawie każdy z nas wnet się dowie, że przekracza jego możliwości.

Z pewnością człowiek z klasą jest nie tylko uczciwy i rzetelny w wykonywaniu swoich obowiązków i zobowiązań, godny zaufania i odpowiedzialny, lecz jeszcze coś ponadto. Zdobią go takie cnoty, które budzą podziw otoczenia i wywołują w innych ludziach pragnienie naśladownictwa. Klasa to coś, co chciałby mieć każdy, kto napotka w swoim życiu kogoś, kto ją ma. Bo napotkawszy już taką osobę, z łatwością się w niej rozpoznaje ów chwalebny i godny podziwu zestrój cnót.

Co się na niego składa? Tym, co rzuca się w oczy najpierw, jest elegancja, uprzejmość i tak zwane obejście bądź kultura osobista. W zubożonym znaczeniu tego słowa „klasa” wręcz do tego się sprowadza. Przypisuje się ją komuś, kto umie się znaleźć w różnych sytuacjach, to znaczy zachowuje spokój, łagodzi wzburzone emocje, jest uprzejmy wtedy, gdy innym przychodzi to z trudem, oraz proponuje dobre rozwiązania w konfliktowych sytuacjach. Jest więc roztropny i łagodny, a jednocześnie wyrozumiały i elastyczny. Umie ustąpić, zrezygnować z jakiejś należnej mu korzyści, gdy wymaga tego dobro innych bądź ogólny spokój. W pełniejszym rozumieniu „klasy” znajdujemy wszelako jeszcze coś, co etyka nazywa wspaniałomyślnością. W klasycznym zestawie cnót to właśnie wspaniałomyślność wydaje się tą, która w największym stopniu charakteryzuje kogoś nazywanego człowiekiem z klasą.

Wspaniałomyślny jest ten, kto „daje z siebie”, zapominając niejako o sobie, a więc rezygnując z jakichś należnych mu korzyści, i to korzyści znacznych. Ma taką „wspaniałą myśl”, że lepiej wybaczać, niż chować urazę, lepiej dać, niż odmówić, lepiej ustąpić pierwszeństwa komuś, kto bardzo pragnie być pierwszy w dostępie do jakiegoś dobra. Ta „wspaniała myśl” jest właśnie taką, bo jest przeciwieństwem małości, płaskiego egoizmu, zawiści, pamiętliwości, chciwości i żądzy zemsty.

Wspaniałomyślność blisko wiąże się z gestem. Gest ma bowiem ktoś, kto umie przezwyciężyć swoją chciwość i pazerność, okazując zdolność wyzbywania się dóbr, jeśli może w ten sposób dać komuś radość i zyskać miłą wszak każdemu wdzięczność. Gest jest cnotą pokrewną hojności, jakkolwiek mniejszą od niej, gdyż ma w sobie przymieszkę próżności. Wyraża się w sposób bardziej spektakularny, lecz dochodzi do głosu rzadziej niż hojność, będąca cnotą głębiej ugruntowaną i poważniejszą. Kto ma klasę, nie musi być trwale i niezawodnie hojny, lecz przynajmniej czasami musi okazać gest – na przykład w formie wyjątkowej gościnności albo dobroczynnego daru. I to właśnie z tego powodu klasa budzi podziw otoczenia i tak miło jest ją samemu posiadać.

Nieczęsto cnota wiąże się z przyjemnością – przynajmniej z taką, którą przeżywałoby się natychmiast po spełnieniu chwalebnego uczynku. Zwykle drobne naruszenia obowiązków moralnych i nieznaczne niesprawiedliwości okazują się bardziej opłacalne i dają więcej satysfakcji niż moralny rygoryzm. Jednakże moralność nie miałaby szansy przetrwać, gdyby nie gratyfikacja, którą daje dyscyplina moralna przynajmniej czasami. Ludzie rzetelni, roztropni, uprzejmi i wspaniałomyślni cieszą się szacunkiem i podziwem otoczenia, dając jednocześnie dobry przykład i zachętę innym. Trudno znaleźć w sferze moralnej tak bliski związek między szczęściem a dobrym postępowaniem, z jakim mamy do czynienia wtedy, gdy ktoś z klasą ma sposobność, aby ją pokazać. Nawet mierni i zatwardziali w złych nawykach ludzie nie potrafią się oprzeć uczuciu podziwu dla tych w gruncie rzeczy niezbyt trudnych do wykształcenia w sobie cnót, które składają się na „klasę”. Zupełnie inaczej ma się sprawa z odwagą cywilną, cierpliwością czy prawdomównością – są to przykłady cnót nieszczególnie „popłacających” w życiu codziennym.

Klasa, rzec można, to cnota czy też wiązka cnót o charakterze popisowym – okazując klasę, „wychodzimy ponad siebie”, tak jak artysta, który jest lepszy w swej sztuce niż na co dzień. Te „klasowe” cnoty można wyhodować w sobie nawet na grząskim podłożu próżności. Tym lepiej, bo dzięki temu klasę może mieć prawie każdy. Wystarczy się trochę postarać i popraktykować. Z pewnością jednak przyjdzie to z większą łatwością tym, którzy mają w swoim charakterze i sposobie bycia coś, co nazywa się prostotą. Prostota to naturalność i spontaniczność, połączona z otwartością i życzliwością. Jeśli te piękne cechy charakteru zostaną podniesione na wyższy poziom moralnej świadomości, mogą przekształcić się w szczerość, a nawet w coś więcej – uczciwość mowy i uczciwość intelektualną.

Wyzbycie się zakłamania i sztuczności to pierwszy krok na drodze do „klasy”. Może go wszelako zrobić tylko ktoś, kto już pogodził się z tym, kim jest, i nie pragnie już niczego udawać. Właśnie ktoś taki jest „prosty” i jako taki budzi nasze zaufanie. Ufamy mu, bo zdaje się niczego przed nami nie ukrywać, przez co okazuje zaufanie i nam. W atmosferze zaufania moralność miewa się znakomicie – ludzie „prości” to zaufanie budują, a „ludzie „z klasą” opromieniają wspólnotę pięknem swego obejścia i swych uczynków. Szkoda tylko, że na tym życie moralne się nie kończy. Te wszystkie miłe rzeczy nie są jeszcze wszystkim, czego nam trzeba do etycznego życia.