W obronie księdza Dębskiego

Cały internet trzęsie się a to ze śmiechu, a to z oburzenia, oglądając albo czytając obscenicznie kawałki, jakie ks. Andrzej Dębski – gwiazda telewizyjnych programów katolickich dla dzieci, wykładowca seminarium duchownego, rzecznik kurii, kapelan klubu Jagiellonia Białystok – wysyłał nieznanej sobie osobiście, a jedynie z Facebooka Oli. Jeszcze chwila, a zaszczuty ks. Dębski gotów coś sobie zrobić. Dajmy mu spokój – niech odejdzie z pracy i znajdzie normalne zajęcie i kobietę, która polubi jego elektroniczne awanse.

Ksiądz dobrze wygląda, a jego obficie cytowane wiadomości erotyczne nie odbiegają od normy. Każdego dnia dziesiątki, jeśli nie setki milionów wygłodniałych seksualnie mężczyzn wysyła takie nomen omen głodne kawałki swoim partnerkom bądź partnerom albo osobom, z którymi w taki sposób flirtują. Oczywiście, powinno się to dziać za zgodą adresatek/adresatów erotycznych wiadomości, więc dla oceny zachowania ks. Dębskiego kluczowe jest to, czy otrzymał jasny komunikat od Oli, że nie wolno mu tak się zachowywać w stosunku do niej. Jeśli dostał takowy, a mimo to nadal wysyłał erotyczne wiadomości, to jest to oczywiste napastowanie. Jeśli nie, to sytuacja jest odrobinę lepsza, lecz nadal zła, bo o ile pierwsza wiadomość erotyczna może być wynikiem nieporozumienia, to już druga musi być następstwem jasnego komunikatu, że taka korespondencja drugiej stronie odpowiada. A pani Ola bodajże żadnego sygnału zainteresowania ks. Dębskim i jego seksualnością nie dała. Można więc uznać, że ks. Dębski jest winien słownego molestowania.

Aż tyle i tylko tyle. Pisanie wiadomości erotycznych jest bardzo podniecające dla osób, których seksualność jest silnie autoerotyczna oraz rozwinięta w kierunku bodźców werbalnych. Obie cechy przejawia bardzo wielu mężczyzn i dlatego zachowanie ks. Dębskiego jest czymś nader pospolitym. A że pisząc erotyczne wiadomości w stanie silnego podniecenia, nie widzi się ich odbiorcy, bardzo łatwo ulec iluzji, że ona tam na nie czeka. Bo też i cała zabawa we flirt z nieznajomą lub prawie nieznajomą osobą opiera się na iluzji. Wielu ludziom w stanie podniecenia puszczają hamulce, nie mówiąc już o utracie poczucia rzeczywistości.

Nie powiem, że ks. Dębski nie zrobił nic złego. Chciałbym tylko, abyśmy zmierzyli proporcje i zważyli, z kim i z czym mamy do czynienia. Gdyby na takim zachowaniu przyłapano, dajmy na to, etyka albo szanowanego prawnika czy też przedsiębiorcę, mogłoby to budzić szczere oburzenie. Jeśli jednak takie oburzenie pojawia się w przypadku księdza, to może to oznaczać tylko jedno – mianowicie że żywi się przekonanie, a przynajmniej udaje się, że żywi się przekonanie, iż status księdza nakazuje spodziewać się po osobie taki status posiadającej prawego i rzetelnego postępowania.

Tymczasem powszechnie dostępna, szeroka i dobrze udokumentowana wiedza o środowisku kleru katolickiego w żadnym razie nie uprawnia do takich oczekiwań. Wręcz przeciwnie – środowisko to znane jest z wyjątkowego rozpowszechnienia anomalii seksualnych oraz drastycznych i dewastujących następstw patologii i przemocy panującej w seminariach duchownych oraz celibatu, w wyniku którego życie erotyczne księży ma notorycznie charakter tajny i nieuporządkowany, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nie istnieją żadne opracowania naukowe ani dziennikarskie, żadne kościelne i świeckie raporty, z których wynikałoby, że życie seksualne kleru katolickiego jest zdrowe i wolne od patologii. Wręcz przeciwnie, niezliczone świadectwa – badania, wspomnienia, relacje ofiar itd. – świadczą o czymś zupełnie innym. Dość wspomnieć, że ze wszystkich krajów, w których rzetelnie badano pedofilię kleru, najmniej okazało się jej być we Francji. Ale to najmniej to 3 proc., czyli wielokrotnie więcej niż w całkowitej populacji męskiej.

Nie zgrywajmy więc świętoszków i nie ekscytujmy się „skandalicznym” zachowaniem ks. Andrzeja Dębskiego. To obłuda – wstrętna cecha, którą epatuje społeczeństwo Kościół. Zresztą nie takie rzeczy każdego dnia robią księża! Ksiądz Dębski też robi „nie takie rzeczy”. Uczenie dzieci kultu dziewictwa oraz oddawania czci boskiej człowiekowi z pewnością jest bardziej niemoralne i niebezpieczne dla psychiki i rozwoju moralnego w ten sposób molestowanych religijnie bezbronnych istot niż wysyłanie zdjęć swoich pięknych klejnotów trzydziestolatce. Niech pierwszy rzuci kamieniem w ks. Dębskiego, kto nie posłał własnego dziecka do kościoła i na katechezę! Znajmy więc proporcje i wstydźmy najpierw za własne grzechy. Te natury erotycznej również.