PiS kradnie na rympał. Czy Kaczyński zapłaci poparciem?
Wygląda na to, że rozbisurmaniona i zepsuta do szpiku kości władza na oczach społeczeństwa łapie co tylko się da, bo jej koniec bliski. A jak nie bliski, to tym bardziej warto kraść. Afera z napaścią na publiczne środki z kierowanego przez Czarnka MNiSW, bezwstydnie rozdane przez tego zadufanego w sobie pyszałka i ostentacyjnego bigota partyjnym i kościelnym popychadłom, aby mogły pokupować dla swoich „organizacji” wille i mieszkania, oznacza przekroczenie kolejnej granicy bezwstydu i bezczelności.
I nie chodzi o te kolejne po chamsku zrabowane miliony (tym razem jest ich tylko kilkanaście – cóż to jest przy takich respiratorach Szumowskiego albo „Funduszu Sprawiedliwości” Ziobry?), lecz sposób, w jaki do kradzieży doszło, oraz zachowanie ministra, premiera i prezydenta po tym, jak została ona ujawniona. Bezczelność tych ludzi nie zna żadnych granic. Czarnek zamiast się pokajać, parska tylko szyderczo: co, lewactwo nic nie dostało? I nie dostanie! Skąd takie chamstwo u tego człowieka? Kto nauczył go bezwstydu i poczucia bezkarności? Czy to może „wychowanie katolickie”?
Morawiecki nie lepszy – z typową dla siebie przewrotnością i obłudą pogratulował Czarnkowi, że wspiera organizacje pozarządowe. A pierwszy narciarz RP zagadnięty w sprawie tego skandalu miał czelność kolejny raz rżnąć głupa i stwierdzić, że przecież to żaden problem – raz takie organizacje dostają, raz inne. To też sposób na bycie gangsterem – głupota. Cóż to za gangster z głupka, czyż nie?
Tak bezczelne wyłudzanie milionów „na organizację pozarządową” w lipnym konkursie to w Polsce nowość. Owszem, wiele konkursów jest ustawianych w taki sposób, żeby dobór recenzentów wniosków gwarantował zwycięstwo „swoich”, czyli narodowych katolików, akolitów władzy. Tu jednak nikt nie starał się zachować pozorów. Konkurs był dęty, kandydaci fikcyjni, opiniodawcy pisali negatywne opinie (w ośmiu przypadkach), a Czarnek i tak rozdał swoim, co chciał.
Dlaczego? Bo w swej pysze, co to przed upadkiem kroczy, jest pewny, że Tusk i spółka sami mają tyle za uszami, iż nie poważą się go wsadzić za nadużycie władzy. Bo też w Polsce obowiązuje niepisana reguła „ręka rękę myje”, czyli nie wsadza się za przestępstwa i nadużycia władzy ludzi z poprzedniej ekipy, aby w przyszłości, tytułem zemsty, tamci nie wsadzili swoich konkurentów, gdy tylko znowu dorwą się do władzy. Jednakże reguły nie działają bezterminowo, a poza tym istnieje coś takiego jak masa krytyczna. Jest szansa, że właśnie została przekroczona.
Nie wierzę, że Kaczyński czy Morawiecki – przy całej bezczelności ich „wałków” – pójdą siedzieć. Jeden jest stary, a drugi jest bogaty i umie się zabezpieczyć. Ziobro też wydaje się zbyt potężny ze swoim archiwum kwitów. Ale taki Czarnek i dziesiątki innych pomniejszych cwaniaczków, tworzących ten do cna skorumpowany i zdemoralizowany reżim? Na ich miejscu urządzałby już sobie życie daleko od Polski. Może w Albanii? Jest szansa, że jakaś ułomna sprawiedliwość jeśli nie dopadnie, to przynajmniej muśnie niektórych złodziei i zdrajców.
Sprawa „willa plus” może też oznaczać przekroczenie masy krytycznej w percepcji władzy. Owszem, PiS łowi w niższych warstwach społecznych, gdzie nie ma szacunku dla rządów prawa, nie ma obywatelskiego etosu, a za to przekonanie, że każda władza kradnie, jest powszechne. Ci ludzie nie wierzą w państwo prawa, a często nawet nie znają tej idei. Są przekonani, że natura ludzka jest jednaka, a kto wyżej siedzi, ten większym jest łajdakiem. Ważne, aby był łajdakiem swoim i jeśli kradnie, to żeby się dzielił, a przede wszystkim „ludziom” nie zabierał. Dla wyborców PiS kolejna informacja, że władza coś tam sobie przywłaszczyła, niewiele znaczy. Dopóki płacą za głosy żywą gotówką, złodziejstwo „na górze” to dla nich jedynie potwierdzenie ich światopoglądu. To nawet dobrze, że kradną na rympał i nie próbują się kryć ani wybielać. Chwaty! Swoje chłopy.
Z pewnością miliony ludzi tak na to patrzą. Są jednakże i tacy, dla których afera „willa plus” będzie bardziej bolesna od innych afer. To setki tysięcy urzędników oraz pracowników biurowych, którzy w niezliczonych firmach i urzędach mitrężą co dnia wiele godzin, aby każdy papierek się zgadzał i każda kwota w przysłowiowym Excelu zgadzała się co do grosza. Nad tymi „maluczkimi” nieustająco wisi „kontrol”, pisząca w swych protokołach dyrdymały o „przekroczeniach” na dziesięć groszy i braku parafki na 75. stronie umowy. Tępa, oparta na braku zaufania biurokracja dręczy zwykłych pracowników, jak kraj długi szeroki, a jedyny sens jej istnienia jest taki, że stanowi ponoć zaporę przed korupcją. Tymczasem stanowi jedynie fasadę, za którą korupcja, i to najbezczelniejsza, kwitnie.
Dla tysięcy polskich księgowych rozliczających rozmaite wnioski i dotacje, nie mówiąc już o pracownikach organizacji pozarządowych, żyjących w nieustającym stresie, że „coś znajdą”, wiadomość o tym, że jakieś małe cwaniaczki, pętaki na posyłki tej władzy, ciągną miliony z publicznej kasy, a najwyższa władza, organizując tę kradzież, odmawia nawet tej ostatniej odrobiny szacunku dla ludzi, jaki wyraża się w zachowywaniu pozorów, to jak splunięcie w twarz. Tu trzeba pilnować każdej rubryczki, każdej parafki i każdej dziesięciogroszówki, a tamtym na górze nawet się nie chce kraść w taki sposób, żeby choć na pierwszy rzut oka zgadzało się w papierach. Nic z tych rzeczy. Po prostu zakłada się firmę krzak i kupuje się za ministerialne pieniądze willę. Nie trzeba nawet przekupywać recenzentów ani szukać już przekupionych. Nieważne, co jest w papierach. Bo papiery są dla maluczkich. Czarnki i biskupy stoją ponad prawem – i ludek powinien dobrze o tym wiedzieć.
Mam nadzieję, że za upokarzanie setek tysięcy ciężko pracujących na to, aby państwo było państwem, czyli obowiązywały w nim przepisy i procedury, nie zaś prywatnym folwarkiem partyjnych i kościelnych bonzów, sitwa Kaczyńskiego poniesie wyborczą karę. Nie mogę się doczekać najbliższych sondaży! Może „willa plus” to właśnie jest ta kropelka, która przeleje czarę?