Macierewicz i symboliczny upadek Polski
Ledwie prezydent Andrzej Duda rozdał sobie w imieniu Rzeczypospolitej Ordery Orła Białego po uważaniu, bez udziału Kapituły (w której pozostał sam jeden), nagradzając najwyższym polskim odznaczeniem „zasłużonych dla PiS”, a już Antoni Macierewicz w podobny sposób ośmieszył najwyższe odznaczenie resortu obrony – Złoty Medal za Zasługi dla Obronności Kraju – przyznając go, z pominięciem zasad i procedury, swemu młodemu asystentowi, 26-letniemu Bartłomiejowi Misiewiczowi.
Po raz kolejny wykazał się w ten sposób osobliwą kombinacją arogancji z infantylizmem. Pamiętamy wszak eksces z zatrudnieniem w roli doradcy szefa MON 20-letniego Edmunda Jannigera. Jeśli wtedy Macierewicz ośmieszył urząd i poważnych fachowców, doradzających (miejmy nadzieję) władzom RP w kwestiach bezpieczeństwa, to tym razem ośmielił się spoliczkować żołnierzy, którzy swoje medale za zasługi dla obronności państwa opłacili krwią, walcząc na Bliskim Wschodzie.
Panu Misiewiczowi zabrakło honoru, by odznaczenia nie przyjąć. Mógł to zrobić w sposób delikatny, nie narażając się na gniew pryncypała. Nie zrobił i stał się pośmiewiskiem. Jego wybór – jest już wszak dorosły. Mniejsza zresztą o niego – jednego z wielu funkcjonariuszy PiS i asystenta Macierewicza, farmaceuty z Łomianek, od paru miesięcy w MON. Jego zasługi dla „systemu obronnego kraju” są wszak niewątpliwe. Misiewicz zasłużył na medal PiS, lecz nie zasługuje na naszą uwagę. Ale jego symptomatyczny casus – owszem. Czy sprawa ta jest poważna?
Moim zdaniem tak, jakkolwiek w przerażającej historii działalności państwowej Antoniego Macierewicza epizody z Jannigerem i Misiewiczem to tylko epizody właśnie. Można by się śmiać z tych ekscesów, gdyby nie płynące z nich przesłanie. A przesłanie jest proste i straszne: robimy, co chcemy na swoim polskim folwarku i g…o nam możecie zrobić. To jest nasze państwo, my tu rządzimy, a przepisy są dla Was, nie dla nas. Dla nas jest chwała, wieczysta racja i medale. Te ostatnie to nasze zabawki, które rozdawać będziemy naszej dzieciarni jak grzechotki. Nic Wam do tego. Cieszcie się, zdrajcy i zaprzańcy, że pozwalamy Wam jeszcze chodzić po wolności. Ale tylko do czasu – pamiętajcie, że Polska jest państwem prawa i jak przyjdzie pora, to na każdego z Was paragraf się znajdzie.
Nie ma już Orderu Orła Białego. I nie ma Medalu za Zasługi dla Obronności Kraju. Dotychczas aby dostać ów medal w kolorze złotym, trzeba było najpierw otrzymać srebrny, a wcześniej brązowy. Zgodnie z przepisami cały proces, a więc i okres, w którym należało zasługiwać się dla bezpieczeństwa Polski po uzyskaniu brązowego medalu, musiał trwać co najmniej osiem lat. Osiem lat temu pan Misiewicz był prawie dzieckiem. Na medal brązowy zasłużył więc zapewne, bawiąc się w Indian, tylko przez przypadek zapomniano mu go przyznać. Dziś dopełniła się jednakże dziejowa sprawiedliwość. „Żołnierze wyklęci”, hurtem i bez bawienia się w detale, dostali tablicę na Grobie Nieznanego Żołnierza, a Misiewicz złoty medal.
Macierewicz nie dostał, bo jego zasługi oceni sam Bóg i Historia – on jest ponad medalami, ponad przepisami, ponad wszystkim. A jego pomnik (z fajką, rzecz jasna) stanie tam, gdzie teraz lewacka palma – na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich (Lecha Kaczyńskiego) z Nowym Światem (Jarosława Kaczyńskiego). Będą się pod nim umawiać patriotyczne pary w odzieży z „petkami”. A on będzie się do nich dobrotliwie uśmiechał z cokołu. Tak jak tylko on potrafi.
Pisowski walec rozjeżdża państwo polskie nie tylko w sferze prawa i administrowania, lecz również w sferze symboli. Gdy znów uda nam się wyłonić rząd demokratyczny i praworządny, będzie można w krótkim czasie przywrócić trójpodział władzy, publiczny charakter mediów, niezależność prokuratury itd. Będzie też można wyrzucić bezwstydnie nomenklaturowych urzędników i innych tam członków „rad nadzorczych” z partyjnego nadania. Będzie można niemal natychmiast przywrócić władzę polskiej konstytucji, a może nawet symbolicznie ukarać sprawców zamachu na polską demokrację i kolaborantów dyktatury PiS.
Dwóch rzeczy nie uda się jednak zrobić szybko. Nie powrócimy do Unii Europejskiej i polityki międzynarodowej ot tak, jak gdyby nic się nie stało. Na odzyskanie reputacji – takiej, jaką mieliśmy za czasów Skubiszewskiego, Geremka czy Rotfelda – trzeba będzie pracować wiele długich lat. Jednak najbardziej bolesne i żmudne będzie odzyskiwanie przez Polaków szacunku dla państwa i jego symboliki. Zawłaszczanie insygniów i symboli polskości przez awanturniczy nacjonalizm i populizm degraduje nasze państwo w sferze symbolicznej i przynosi mu niepowetowane moralne i psychiczne szkody. Gdy biel i czerwień stają się narzędziem agresywnej propagandy partyjnej, a patriotyzm kojarzy się coraz bardziej z katolicko-nacjonalistyczną nowomową, szowinistyczną pychą i tanim, kiczowatym patosem przemówień partyjnych bonzów, jakże trudno będzie oczyścić zbrukaną biało-czerwoną flagę, przywrócić szacunek Białemu Orłowi, a choćby i medalowi za zasługi dla obronności kraju.
Trauma, którą w bezradnym stuporze przeżywamy, pozostawi ślad nie tylko w naszych duszach i sumieniach (wszak nikt nie jest bez winy…), lecz również w samej polskości. Będziemy musieli, po raz kolejny, podjąć trud wymyślenia jej na nowo. Oby tym razem w sposób dojrzały i godny światłego europejskiego narodu.