Niech Duda i Kurski odpowiedzą!
Co jest, do jasnej Anielki?! Już od dwóch dni wiemy, że Stonoga oskarża Dudę i Kurskiego, a media nabrały wody w usta. Ależ oczywiście, że nagranie rozmowy telefonicznej z asystentką posła PiS (obecnie ministra – szefa gabinetu w kancelarii Andrzeja Dudy) Adama Kwiatkowskiego, w którym oświadcza ona w imieniu posła, że zgodnie z wcześniejszą obietnicą Dudy Stonoga zostanie ułaskawiony, jeśli poprze go medialnie jako kandydata na prezydenta, może być, i pewnie jest, sfałszowane.
Czy takie rzezy w ogóle załatwia się przez telefon? Ależ oczywiście, że Zbigniew Stonoga nie jest osobą godną zaufania – choćby dlatego, że ma wyrok za przywłaszczenie samochodu i na wszystkich wokół w odrażający sposób bluzga (jakkolwiek udziela się też jako filantrop – żeby i o tym „po sprawiedliwości” wspomnieć).
Nieprawdą może być również jego oświadczenie, że spotkał się w czerwcu 2015 roku z Jackiem Kurskim (co wszelako potwierdziła Danuta Hojarska) i że otrzymał od niego słynne nagrania z „afery taśmowej” rządu PO (tego „transferu” nikt jeszcze nie potwierdził). Oskarżenia są jednak na tyle poważne i rzucił je człowiek na tyle wdrożony w brudne arkana polityki i na tyle skuteczny w ujawnianiu rzeczy, które powinny być tajne, że ignorowanie ich jest po prostu niedopuszczalne. Tym bardziej że nagrania Stonoga z afery podsłuchowej miał i je ujawnił, a Dudę faktycznie poparł. Podlizywał się mu potem wielokrotnie, ale teraz jakoś przestał. Nie jest bodajże zadowolony ze swojej sytuacji procesowej.
Kancelaria Dudy oświadczyła, że nie będzie odpowiedzi na oskarżenie Stonogi. Kurski nie wypowiedział się wcale. Na co liczą? Zapewne na to, że ludzie uwierzą, iż oskarżenia są absurdalne i niezasługujące na odpowiedź. No i na to, że ostrożne media kupią taki wariant i również nie będą drążyć tematu.
Jak na razie scenariusz ten się sprawdza. Ale tak dalej być nie może. Po pierwsze, Stonoga przedstawił nagranie, które wprawdzie mogło być spreparowane, lecz brzmi dość wiarygodnie – trzeba by niemałych umiejętności, aby wygenerować tak naturalnie brzmiącą rozmowę. Byle kto by tego nie umiał. No, ale może Stonoga to nie byle kto. Po drugie, oskarżonym jest przede wszystkim Duda, w imieniu którego działał Kwiatkowski. Gdyby Duda nie pokazał swojego stosunku do prawa, gdy ułaskawiał nieprawomocnie skazanego Mariusza Kamińskiego, nie mówiąc już o łamaniu konstytucji i nierespektowaniu wyroków Trybunału Konstytucyjnego, można by machnąć ręką. Mamy jednakże do czynienia z człowiekiem, który nie stroni od nieczystych zagrywek. A w dodatku nie jest i nigdy nie był graczem samodzielnym. Jeśli był jakiś „deal” ze Stonogą, to mogli o nim wiedzieć i Beata Szydło, i nawet sam Jarosław Kaczyński.
Jeśliby mnie ktoś spytał, czy obstawiam, że rewelacje Stonogi są fałszywką, to powiedziałbym, że pewnie tak. Gdybym usłyszał proste dementi prezydenta, zwykłe dwa słowa „to nieprawda”, byłbym silnie przekonany, że jest to oszczerstwo. Jednak gdy tego dementi brakuje, wątpliwości narastają. Czyżby Dudzie miała korona spaść z głowy, gdyby napisał tweeta, że „Stonoga kłamie”? A Kurski to co? Niby dlaczego mielibyśmy uważać za nieprawdopodobne, że cwaniak mający na koncie „dziadka z Wermachtu” czy (niespełnioną nigdy) zapowiedź ujawnienia „kompromatów” na temat polskich transplantologów nie kręcił kwitami?
Jeśli Stonoga mówi prawdę – co wciąż wydaje się mimo wszystko znacznie mniej prawdopodobne niż to, że kłamie – to mamy do czynienia z ciężkimi przestępstwami. Prezydent przyłapany na korupcji musiałby albo złożyć urząd, albo żyć w hańbie i rządzić dalej jako bezprawny okupant swego urzędu.
Gdyby okazało się, że PiS maczał palce w aferze podsłuchowej, to utraciłby moralną legitymację do sprawowania władzy. Gdyby Kurski przekazywał materiały Stonodze, nie miałby moralnego prawa rządzić telewizją ani minuty dłużej. Rzecz jasna mówimy o świecie ludzi honoru, czyli bujamy w obłokach. W świecie PiS nie ma takiej „całożyciowej kompromitacji” (cytat z Jarosława Kaczyńskiego), która miałaby jakiekolwiek praktyczne konsekwencje. Wiemy nie od dziś, że jedyną odpowiedzią PiS na najgorsze świństwa, które wychodzą na jaw – groteskowy nepotyzm w spółkach skarbu państwa, afery SKOK, odrażającą komunistyczną przeszłość niektórych działaczy – jest tylko bezczelne szyderstwo. Czy jednak spodziewając się i tym razem tego wulgarnego bezwstydu, tego „i co nam zrobicie?”, mamy zupełnie zamilknąć?
To chore i smutne, że media i politycy (z wyjątkiem Sikorskiego i Giertycha) nie domagają się głośno odpowiedzi ze strony prezydenta i prezesa telewizji. Gdzie my żyjemy? Czy Wam też jest już wszystko jedno? Czy PiS może już robić wszystko, a my na zawsze pogrążymy się w apatii i bezsilności?
Wzywam prezydenta Andrzeja Dudę do napisania dwóch prostych słów: „Stonoga kłamie”. Wzywam prezesa Jacka Kurskiego do napisania trzech prostych słów: „Nie dałem Stonodze”. Za kogo macie ludzi, że zostawiacie ich bez żadnych wyjaśnień? Przecież tu nie chodzi o Zbigniewa Stonogę, lecz o opinię publiczną, która ma prawo wiedzieć. Jeśli jesteście bez skazy, wyjaśnienie nie kosztuje was nic. Dosłownie nic.