Fatimski policzek dla Polski
Kościół katolicki, za pośrednictwem swoich posłów w klubie PiS, po raz kolejny chwycił za kark polskie państwo i rzucił na kolana. 7 kwietnia 2017 r. polski Sejm złożył najbardziej z dotychczasowych upokarzający hołd watykańskiej władzy, przyjmując uchwałę o uczczeniu setnej rocznicy tzw. objawień fatimskich.
Poddając się najbardziej ciemnej i zabobonnej bigoterii, państwo polskie objawiło za jednym razem swą śmieszność, głupotę i zakłamanie, które to łącznie złożyło w ofierze archaicznemu Kościołowi katolickiemu, przebranemu w teatralny kostium średniowiecznej świętej monarchii. Ten akt najbardziej bezwstydnej i załganej dewocji obnaża w żałosny i godny politowania sposób służalcze poddaństwo Rzeczypospolitej Polskiej obcemu państwu, którym – mimo całej operetkowej śmieszności tego faktu – jest Kościół katolicki jako (podwójny) podmiot państwowy: Stolica Apostolska i Watykan.
Ci, którzy dopuścili się tego czynu, zdradzili Polskę jako suwerenne państwo, podeptali polską konstytucję, gwarantującą religijną neutralność naszego państwa, i napluli w twarz milionom niewierzących Polaków.
Czego dotyczy uchwała? Oto przykładowe słowa, którymi państwo polskie oddało w niej cześć:
Demony miały straszne i obrzydliwe kształty wstrętnych, nieznanych zwierząt, lecz i one były przejrzyste i czarne.
Albo:
Pod dwoma ramionami Krzyża były dwa Anioły, każdy trzymający w ręce konewkę z kryształu, do których zbierali krew Męczenników i nią skrapiali dusze zbliżające się do Boga.
Istota rzeczy tkwi zaś w tym, że podczas drugiej wojny światowej pewna zakonnica, siostra Łucja, oświadczyła, że w czasie pierwszej wojny, jako dziecko, wraz z dwojgiem innych dzieci, miała widzenie, które zapowiadało już tę drugą:
Widzieliście piekło, dokąd idą dusze biednych grzeszników. Aby ich ratować, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeśli zrobi się to, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych, nastanie pokój na świecie. Wojna się skończy. Ale jeżeli się nie przestanie obrażać Boga, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga, gorsza.
Owa siostra Łucja oddała się pisaniu obfitych tekstów o różnych swoich wizjach religijnych, podobnych do wielu innych, pisanych przez niezliczonych autorów różnych kultur i religii. Tego rodzaju literatura dewocyjna bywa wartościowa z literackiego punktu widzenia, a nierzadko stanowi ciekawy dokument swojej epoki, zwłaszcza zaś jej traum, lęków i obsesji.
Poważne państwa gromadzą taką literaturę w państwowych bibliotekach, a zajmują się nią opłacani przez państwo religioznawcy. W ciemnych teokracjach autonomiczny i krytyczny rozum nie istnieje. Tam legendy i majaki mają rangę wiedzy i prawa. Tak jak w Polsce.
Z religioznawczego punktu widzenia objawienia fatimskie są dokumentem o tyle ciekawym, że występuje w nich bardzo archaiczne wyobrażenie „bogini pośredniczki”, która obiecując obłaskawienie groźnego boga, w zamian żąda hołdów i ofiar dla siebie. Motyw ten, znany w wielu kulturach i religiach, odzwierciedla prehistoryczną jeszcze organizację plemienną z wbudowanym w nią systemem hołdów i darów, utwierdzającym hierarchię władzy i prestiżu.
Archaiczna religijność, której relikty można jeszcze znaleźć w XX-wiecznej Europie, to ważny i ciekawy temat badań religioznawczych. Państwo powinno takie badania wspierać odpowiednimi grantami. Jeśli zaś samo angażuje się w uprawianie archaicznych kultu, samo też staje się „zjawiskiem etnograficznym” i zasługuje na zbadanie w ramach odpowiedniego grantu. Ktoś kiedyś będzie badał naukowo klerykalną Polskę początku XXI wieku, dewocyjne anachronizmy polskiego życia publicznego w szóstym stuleciu od upadku średniowiecznej teokracji w Europie. A my będziemy częścią tej badanej rzeczywistości. Jakiż to wstyd.
Jak już napisałem, swoją uchwałą Sejm napluł w twarz milionom niewierzących Polaków. Niewierzących, czyli wywodzących wartości, w tym wartości moralne, z innych źródeł niż osobowy bóg, posiadający wolę i rozum, tak jak posiada je człowiek. Oto cytat z uzasadnienia uchwały, równie głupiego i haniebnego jak sama uchwała: „Wciąż istnieje jeszcze niebezpieczeństwo, że miejsce marksizmu zająć może ateizm w innej postaci, który wychwalając wolność, zmierza do zniszczenia samych korzeni moralności ludzkiej i chrześcijańskiej”.
Nie wiem, czy debil, który to napisał, zasługuje na to, aby tłumaczyć mu, że swymi słowami depcze konstytucję, gwarantującą obywatelom, że nie będą dyskryminowani za wiarę lub jej brak. Nie wiem, czy zasługuje na to, by profesor filozofii wyjaśniał mu, iż tłumaczenie obowiązków moralnych wolą takiego czy innego „boga jedynego” nie jest jedynym możliwym ich utwierdzeniem. Pewnie nie zasługuje. Ale jeśli umie czytać, to niech sobie przynajmniej przeczyta preambułę do polskiej konstytucji.
Powaga państwa wyraża się w jego racjonalności. Racjonalność zaś wyraża się w pierwszym rzędzie w zdolności odróżniania porządku wiedzy i faktów od porządku fantazji, wierzeń i marzeń. Partnerem i mentorem państwa w zakresie wiedzy i rozumienia świata jest nauka. Dla nauki zaś „objawienia fatimskie” są zjawiskiem etnograficznym i socjologicznym, związanym z konkretnym kontekstem kulturowym i historycznym.
Państwo, które wyrzeka się elementarnego oświecenia i krytycyzmu, popada w śmieszność. Uchwała polskiego Sejmu jest oczywiście śmieszna. Ale przede wszystkim jest straszna. Bo to nie jest przecież tak, że 245 posłów polskiego Sejmu naprawdę i szczerze oddaje się ludowej wyobraźni religijnej rodem ze średniowiecza. Gdyby byli to ludzie po prostu ciemni, można by się śmiać, ale nie gniewać. Lecz ich głosowanie za uchwałą było dowodem nie tyle ciemnoty, ile bezrefleksyjnego serwilizmu wobec władzy. W tym wypadku – obcej władzy.
Oto ów sromotny, wiernopoddańczy i zdradziecki wobec Polski akt. Przeczytajcie sobie uważnie ten dokument bezprzykładnej bigoterii, pogardy dla rozumu i sponiewierania konstytucji. Czy nasze wnuki zdołają odróżnić histerycznie religiancką Polskę naszych czasów od tej XIX-wiecznej? Czy w ich wyobraźni nasze czasy skleją się w jedną dziejową breję z niekończącą się epoką teokracji i feudalizmu? Ciężko na to pracujemy. Bo na wstyd też trzeba sobie zapracować.