Trzaskowski kontra Celiński
Uczepili się biednego Rafała Trzaskowskiego jak rzep psiego ogona. Latają za nim po Warszawie i odczytują mu na głos jego słynny wpis na Facebooku z okazji rocznicy śmierci prof. Geremka. Nie ma litości w polityce. Ale właśnie dlatego budzi się litość we mnie. Chyba już trzeba by dać sobie spokój – ileż można się znęcać nad biedakiem. Tym bardziej, że krzywdy nikomu nie uczynił, a tylko się trochę wygłupił.
Spójrzmy obiektywnie na to, co napisał:
Bronisław Geremek uczył mnie Cywilizacji europejskiej w Kolegium Europejskim w Natolinie, po francusku. Był poważny, zadumany i srogi. Dostałem najwyższą notę na roku, bo mój ówczesny francuski nie pozwolił na oratorskie popisy i zmusił do wypowiedzi chłodnej, precyzyjnej i oszczędnej. Profesor lubił konkret. Pamiętam, że referowałem credo Edgara Morina z „Penser l’Europe”. Czułem się, jakbym zdawał egzamin życia u biblijnego patriarchy z obrazów Rembrandta. Książkę zrozumiałem 10 lat później. A kiedy w 2015 roku wręczałem Edgarowi Morinowi nagrodę na szczycie ministrów europejskich Trójkąta Weimarskiego w Paryżu, miałem nieodparte wrażenie, że z obrazów zawieszonych na ścianie pałacu przy Quai d’Orsay spogląda na mnie lekko rozbawiony profesor. A jednak warto było czytać Morina.
Owszem, nie jest to może popis dojrzałości i skromności. Czterdziestolatek mógłby być bardziej samokrytyczny i przewidujący. Trochę to było pretensjonalne, trochę mitomańskie, trochę zarozumiałe. Ale też bez przesady. Każdy ma prawo podzielić się swoimi wspomnieniami. A że wspomnienia ze studiów zwykle bywają „zatrzymane w kadrze”, naznaczone emocjami typowymi dla wieku młodzieńczego, to, cóż, taka już ich uroda. Cieszymy się bardzo, że przyszły prezydent Warszawy zna francuski i cieszymy się, że czytał książkę Morina, choć niepokoi nas, że jej nie rozumiał, gdyż jest to książka jak książka. Prawdę mówiąc to samochwalcze popisy, z okazji różnych jubli i pogrzebów, są u nas codziennością, a narcyzmu nie umieją ukrywać nawet znacznie starsi od Trzaskowskiego. Widuję bardziej żenujące elukubracje niż osławiony compte rendu przystojnego Pana Rafała. Ileż to razy na pogrzebach siwe głowy opowiadają o sobie, zamiast o szacownym nieboszczyku. A tak samo na celebrach różnych, post et ante mortem.
Na szczęście Rafał Trzaskowski złożył samokrytykę i nie ma co już go męczyć. Otwarte pozostaje pytanie, czy jest poważnym człowiekiem. Teraz musi to udowodnić, a nie będzie to takie proste. Kampania wyborcza Jakiego będzie zachęcać do różnych błazeństw i jarmarcznych popisów. To bym kandydatom demokratycznym jak najbardziej odradzał. Nie wygrają w tej konkurencji. Lepiej niech Trzaskowski będzie sobą – inteligentnym i miłym facetem, który wie, co chce w Warszawie zrobić. I niech nie udaje, że nie bierze udziału w wojnie z reżimem PiS – starcie warszawskie taką ma bowiem stawkę.
Osobiście będę głosował na Celińskiego, bo choć mój kandydat nie ma za sobą potężnej partii i takich szans, jak Trzaskowski, to przynajmniej z dojrzałością nie ma problemu, a i dorobek życiowy – z racji wieku choćby – ma większy. Czy Rafał Trzaskowski będzie miał odwagę zmierzyć się z Celińskim intelektualnie, czy też będzie go ignorował, latając za Jakim? Sądzę, że powinno to być strategiczne pytanie dla jego sztabu. Jeśli Rafał Trzaskowski jest człowiekiem poważnym i ambitnym, a nie tylko kolejnym Nowakiem, pięknym i próżnym, to nie bacząc na skromne poparcie dla Celińskiego w sondażach, a za to szanując potencjał intelektualny i moralny swojego konkurenta, powinien otwarcie się z nim zmierzyć, podejmując wyzwanie wyborcze na poziomie poważnej dyskusji o Warszawie i Polsce, zamiast deptać po piętach karierowiczowi z Opola. Jeśli pozwolicie, żeby ton kampanii nadawał Jaki, to PiS te wybory wygra. Nie powtarzajcie błędów Komorowskiego. Stawka jest naprawdę wysoka. To nie jest czas na budyniowe uśmiechy i orły z białej czekolady. Wybory warszawskie to poważna sprawa i trzeba, aby ludzie to odczuli i zmobilizowali się do udziału w nich. Jeśli Trzaskowski z Celińskim zdołają wyjaśnić milionowi Warszawiaków, że odepchnięcie Jakiego od ratusza jest kluczową sprawą dla umocnienia bądź osłabienia autorytarnego reżimu w Polsce, to Jaki przegra. Jeśli zaś Jaki wygra, to będzie to ich wspólna wina. Sądzę zresztą, że do tej „zmowy” odpowiedzialnych kandydatów powinien zostać włączony (oraz samodzielnie się przyłączyć) również Jan Śpiewak, który może akurat dla mnie jest już za bardzo bardzo, na lewo i do przodu, lecz z pewnością i on zasługuje na to, aby z nim dyskutować. Niezależenie od tego, ile ma procent w sondażach. Szanujcie się, a będziecie szanowani.
Celiński nie zagraża Trzaskowskiemu. Śpiewak też nie. Wszyscy grają do tej samej bramki i powinni ze sobą współdziałać, tocząc szlachetną rywalizację. Owszem, w jej wyniku Celiński i Śpiewak zbiorą jakąś premię i zrobią lepszy wynik, ale zyska również Trzaskowski – bo więcej ludzi uzna go za poważnego faceta i w ogóle na te wybory pójdzie. Zaś w drugiej turze poważna image przyda się tym bardziej, podobnie jak „przekazane” głosy rywali. Panowie, pokażcie klasę, a Warszawa będzie uratowana!