Czy Polacy są narodem moralnym?
Odrażający faszyści pastwiący się szyderczymi pochodami nad dziećmi ofiar ludobójstwa bandytów, których imiona powinny być wymazane, maszerujący pod osłoną policji państwowej. Kilkaset kilometrów dalej na zachód policja biernie przyglądająca się nielegalnej reerekcji pomnika zbrodniczego pedofila i notorycznego rasisty. Kościół (strojący się w piórka nauczyciela moralności!) opluwający ofiary pedofila, oskarżający ich hurtem o kłamstwo i oddający się kultowi wspomnianego pedofila (wespół z wielkim związkiem zawodowym). Banda polskich faszystów usiłująca w Paryżu zerwać konferencję poświęconą stosunkom polsko-żydowskim. Podupadający dyktator „mówiący do ręki” obywatelom i oferujący im sowitą łapówkę w żywej gotówce w zamian za głosy…
Wszystko to dzieje się w ciągu dwóch dni. Rzadko kiedy przydarza się w tak krótkim czasie tyle publicznych aktów podłości. Każe mi to zadać sobie pytanie, gdzie ja właściwie żyję? Na jakim poziomie moralnym znajduje się społeczeństwo mojego kraju? Tak, tak, wiem – wymiataj do Izraela, jak ci się nasza gościna nie podoba… Tak, tak, słyszałem. I to setki razy. Niestety, wyjazd jednego jeszcze Żyda nie poprawi moralnych statystyk Polaków. Choćby tak podłego Żyda jak ja. Jednak warto dopisać do listy: w ciągu ostatnich dni internet został zalany szczególnie wielką porcją antysemickiego hejtu, przez co wszelako nie należy rozumieć, że kiedykolwiek było go mniej niż przerażająco dużo.
Pytania o morale stawia się nie tylko w odniesieniu do jednostek, lecz również grup i całych populacji. Niestety, w Polsce nie zwykło się ich zadawać, czego wymownym przejawem jest kalectwo języka polskiego w tej sferze. Powiedzenie o kimś, że jest moralny (tak jak w tytule tego artykułu), balansuje na granicy zrozumiałości, a słowo „niemoralny” odnosi się prawie wyłącznie do sfery seksualnej. Język polski zna głównie określenia potoczne, które swój kontekst etyczny ukrywają bądź zawężają do jednej z cnót: szlachetny, przyzwoity, uczciwy, porządny, albo do jakiegoś aspektu zepsucia charakteru: podły, drań, złodziej, oszust, świnia. Słowo „cnotliwy” brzmi wręcz śmiesznie. Gdy pojawia się bardziej abstrakcyjna świadomość swoistości afery moralnej, posiłkujemy się słowem „etyczny”. Można by więc zapytać, „czy Polacy są etyczni?” – jednak to zwrot tyleż nieporadny, co eufemistyczny. Łatwiej przecież powiedzieć o kimś, że jest nieetyczny, niż nazwać rzecz po imieniu: „niemoralny”.
My jednak nie będziemy się tym przejmować. Pytanie o moralność Polaków oznacza wezwanie do moralnej oceny ogółu, czyli pewnej przeciętnej społecznej. Byłoby obrazą inteligencji czytelnika, gdybym musiał dodawać tu zastrzeżenie, iż ocena ogólna nie odnosi się do wszystkich; z faktu, że jest wielu Polaków bardzo szlachetnych i całe miliony porządnych i przyzwoitych, nic jeszcze dla naszego zagadnienia nie wynika.
Liczba szlachetnych ludzi, którzy żyjąc na co dzień uczciwie, z poświęceniem pracują, a nawet ryzykują dla dobra swych bliskich i przyjaciół, podobnie jak liczba oddających swój czas i siły dla ważnych spraw społecznych, jest bez wątpienia znaczna. Podobnie jak w innych społeczeństwach. Jak ma się jednakże sprawa z ogółem, z większością? Jak ją oceniać? Może przez porównanie z innymi narodami? Z pewnością nie należymy do tych społeczeństw, w których nie trzeba się obawiać kradzieży, zamykać domów, a za to można bez obawy chodzić nocą po ciemnych ulicach, wchodzić do dowolnych lokali o dowolnej porze itp. Nie wyróżniamy się małą liczbą aktów przemocy czy niskim poziomem zakłamania i opresyjności życia publicznego. Niestety, żadnych dokładniejszych porównań bez stosownych badań przeprowadzić się nie da. Lepiej więc poprzestać na konstatacji wynikającej z prostego i łatwego do uzyskania doświadczenia, że powodów do zaufania społecznego, a więc i takiego poziomu tego zaufania jak w Skandynawii i paru innych szczęśliwych miejscach na ziemi u nas nie ma. Przyczyny są różne, lecz nie należy ich mylić z usprawiedliwieniami. W sferze moralnej to tak nie działa.
Tak więc pogłębionych porównań w sposób odpowiedzialny przeprowadzić nie możemy – z pewnością powiedzieć możemy tylko tyle, że do czołówki moralnej narodów nie należymy. Nie wiemy wszelako, czy jesteśmy gorsi od Rosjan, czy też może stoimy od nich moralnie wyżej. Jednak w sferze moralnej nie porównania są najważniejsze – każdy raczej powinien zająć się sobą i robić rachunek własnego sumienia, nie wskazując palcem na innych, może gorszych. To właśnie samokrytycyzm moralny jest symptomem wrażliwości moralnej i przesłanką uprawdopodobniającą hipotezę, że mamy do czynienia z osobą bądź zbiorowością stojącą na wysokim poziomie moralnym. I odwrotnie – kto jest z siebie zadowolony i z oburzeniem odrzuca wszelką krytykę, a nawet samą propozycję dokonania oceny moralnej, ten prawie już powiedział, że jest istotą zdemoralizowaną.
Gdy widzę wokół siebie tyle prostactwa, cwaniactwa, pijaństwa, przemocy wobec ludzi i zwierząt, ogarnia mnie zniechęcenie. Gdy widzę lud chętnie dający się podburzać przeciwko „obcym”, a za to uwielbiający słuchać o swojej moralnej przewadze nad innymi z powodu „wierności Kościołowi” i „tradycji”, jestem pełen obaw, czy ulegając tym ciągłym impulsom demoralizacji, nie zakleszczył się gdzieś w swoim rozwoju moralnym na wczesnym etapie wychodzenia z poniewolniczego, a potem wojennego upodlenia. Przecież to jest lud w większości trwający przy trywialnym reżimie, który wyłonił do władzy i na którego odrażające ekscesy zdaje się być jak dotąd całkiem niewrażliwy.
Mogę zrozumieć, że mniej inteligentna i mniej wykształcona połowa społeczeństwa nie jest w stanie zrozumieć i przejąć się imponderabiliami demokracji i państwa prawa. Że nie wie, co to Trybunał Konstytucyjny, trójpodział władzy albo służba publiczna. Ale żeby akceptować jawną korupcję polityczną i gangsterkę? Żeby nie domagać się procesu dla człowieka, który jawnie nadużywa swej władzy dla celów biznesowych i odmawia płacenia swych rachunków? I jeszcze go popierać?
Powiedzmy sobie jasno. Każda populacja pod każdym względem, a ściśle pod względem każdej cechy stopniowalnej, dzieli się na dwie połowy: gorszą i lepszą. Jest połowa Polaków inteligentniejsza od tej drugiej. I ta lepiej wykształcona. I również ta bardziej moralna. Bo moralnym może być człowiek bardziej lub mniej. W demokracji trzeba zaakceptować to, że niektóre partie będą szukać wyborców także wśród mniej inteligentnych albo wśród gorszych (jedno nie musi iść w parze z drugim). Co innego jednak odwoływać się do gorszych, a co innego wykorzystywać ich wady moralne, by demoralizować ich jeszcze bardziej. A to właśnie czyni rządzący PiS. Jest czymś moralnie odrażającym, gdy cyniczni i pozbawieni wszelkich skrupułów włodarze państwa ściągają na kraj katastrofę gospodarczą, aby tylko przekupić swoich wyborców żywą gotówką. I jeszcze bardziej odrażające jest to, że takie przekupstwo, zamiast obrażać honor adresatów niemoralnej propozycji, w milionach przypadków okazuje się skuteczne.
Nie podejmuję się wydania cenzurki moralnej Polakom. Sprawa jednak wygląda niepokojąco. Obawiam się, że ogół ma o sobie dobre mniemanie, co samo już bardzo źle świadczy o jego świadomości etycznej. Wkrótce jednak będziemy wiedzieli więcej. Rząd PiS uczynił już wszystko, by okazać stopień swojego zdemoralizowana. To już nie jest zwykły czy nawet groteskowy nepotyzm – to dzikość polityczna. Również Kościół katolicki, pękający z zadufania w sobie i omdlewający z samouwielbienia, chyba nie może już upaść niżej – a przecież wciąż miliony ludzi karmi go swoimi datkami.
To nie jest tak, że każdy wybór demokratyczny należy szanować. Należy szanować w sensie uznania faktów dokonanych i podporządkowania się zalegalizowanemu stanowi rzeczy. Nie wolno jednak szanować wyboru Polaków, jeśli jest niemoralny – bo uszanowanie jest właśnie stosunkiem moralnym. Nie, nie można z szacunkiem odnieść się do kogoś, kto głosuje na partię flirtującą z faszystami i zanurzoną po uszy w szambie korupcji, a w dodatku bezczelnie i prymitywnie wtłaczającą swoim wyborcom kiełbasę wyborczą, za którą zresztą sami zapłacą. Głosowanie na PiS jest po prostu niemoralne, choć legalne i domagające się uznania za legalny fakt polityczny. I nie mówcie mi, że wszyscy wyborcy są równi. Są równi, bo mają równy głos. Ale są wyborcy mądrzy i odpowiedzialni. Bo są też ludzie mądrzy i odpowiedzialni. Ale są też wyborcy (i ludzie) źli i głupi. Oni i ich wybory tak samo podlegają ocenie moralnej jak wybory ludzi zasługujących na uznanie dla swej moralności i inteligencji.
Jeśli Polacy znów wybiorą PiS – po tym wszystkim, co przeżyliśmy przez ostatnie lata i ostatnie dni – będzie to dowód moralnej degradacji naszego społeczeństwa. W tegorocznych wyborach rozstrzygnie się nie tylko przyszłość i powodzenie Polski, lecz również nasz honor jako moralnego społeczeństwa. Kwestia wyborów politycznych to również kwestia moralna. Nie mówi się o tym publicznie, żeby nie naruszać demokratycznej zasady równego traktowania wszystkich obywateli.
To zupełne nieporozumienie. Zasada ta obowiązuje władze publiczne, a nie osoby prywatne. My obywatele, będący prywatnymi podmiotami moralnymi, mamy nie tylko prawo, lecz i obowiązek dokonywania ocen moralnych. Jeśli odmawiamy sobie i innym tego prawa, to tak jakbyśmy mówili: „nie oceniam, żebyś sam nie został oceniony”. Otóż to – to właśnie jest amoralny kontrakt! Wśród ludzi moralnych panuje zasada odwrotna: oceniaj i pozwól oceniać – byle sprawiedliwie. Więc oceniam i ostrzegam – głosowanie na PiS jest niemoralne. Czy znajdzie się ktoś, kto podjąłby się – po tym wszystkim, co się wydarzyło w sferze polityki i moralności publicznej w ciągu trzech lat tych rządów – obrony tezy przeciwnej? Jakoś dziwnie jestem spokojny, że obrońców poziomu moralnego panów Kaczyńskiego, Macierewicza, Ziobry czy Morawieckiego nie stanie. Za to pyskaczy, jak zawsze, będzie wielu.
Zresztą już jesteśmy z tymi osobami umówieni, iż jesteśmy „gęby zdradzieckie”. To już ustalone. Najwyższy czas na moralną oceną dygnitarzy PiS i ich wyborców. Bo – raz jeszcze przypomnę – wyborcy nie są niewiniątkami; są ludźmi, a ich czyny i wybory podlegają moralnej ocenie.