„New Yorker” napisał prawdę! ABC polsko-żydowskie
Ten tekst ma dwie części. Pierwsza odnosi się do artykułu Mashy Gessen, a druga to synteza elementarnych wiadomości na temat relacji polsko-żydowskich w czasie wojny i po wojnie.
Histeria wokół artykułu Mashy Gessen „The historians under attack for exploring Poland’s role in the Holocaust”, opublikowanego 26 marca w „New Yorkerze”, to kolejny przykład załgania polskich władz i części polskich elit, popadających w chorobliwe pobudzenie w każdym przypadku, gdy zetkną się z reakcjami na swoje prowokacyjne ekscesy. Jedyną winą Gessen jest posłużenie się gazetową angielszczyzną i skrótami myślowymi czytelnymi dla amerykańskiej klasy intelektualnej, nie bacząc na to, że w Polsce może zostać źle zrozumiana. Tylko czy amerykańska dziennikarka naprawdę jest zobowiązana przejmować się znajomością angielskiego oraz międzynarodowego kodu kulturowego wśród zaściankowych polskich nacjonalistów? Napisała artykuł na temat polskiej propagandy związanej z Zagładą oraz represji, jakie z inicjatywy organizacji zbliżonych do władzy państwowej i Kościoła spotykają w Polsce osoby badające zbrodnie popełniane przez Polaków na Żydach bądź badające polski antysemityzm.
Napisała, jak jest, choć widać, że temat zna powierzchownie (słusznie więc nadała mu formę omówienia wywiadów, jakie przeprowadziła z prof. Janem Grabowskim i prof. Andrzejem Lederem). Nie jest specjalistką i może nie dobrała najlepszych słów w kilku zdaniach i w tytule (o ile pochodzi od niej). W dziennikarstwie to sytuacja typowa (swoją drogą, w polskiej prasie zwanej prawicową nigdy nie ukazują się artykuły poświęcone tym sprawom, których poziom zakłamania i manipulacji byłby na tyle niski, aby porządni ludzie w ogóle zniżali się do ich wytykania i prostowania).
Gessen napisała tekst taki sobie, choć co do głównej myśli całkowicie prawdziwy i rzetelny, za to polskie reakcje na artykuł opierają się na przekłamaniach i insynuacjach, co oznacza, że niezręczności Gessen przeciwstawiono agresję i kłamstwo. Szczególnie brutalny (a przy tym bardzo nieprofesjonalny) jest komentarz dyrektora Muzeum Auschwitz Piotra Cywińskiego, który nie tylko zarzuca Gessen „tak wiele kłamstw” (nie podając, jakich), lecz w dodatku formułuje insynuację w typowo bolszewickim stylu („trudno uwierzyć, aby był to przypadek”), by wreszcie powtórzyć odwieczne holokaustowe kłamstwo, jakoby mordowanie Żydów przez Polaków było czymś jedynie incydentalnym („były przypadki…”).
Przy mało wyważonym tekście Gessen polemika Cywińskiego wygląda jak przysłowiowe Himalaje hipokryzji przy pagórkach niedbalstwa. Nie warto chyba wspominać, że na temat meritum Cywiński nawet się nie zająknął. Tak jakby tekst Gessen nie był reakcją na skandaliczny wyrok przeciwko zasłużonym i godnym najwyższego szacunku profesorom i nie dotyczył represjonowania polskich historyków.
Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Nie ma innego sposobu uniknięcia bardzo przykrych i niechętnych Polsce publikacji i wypowiedzi niż otwarte i jednoznaczne odżegnanie się od kłamliwej propagandy, mówiącej o rzekomo masowej pomocy udzielanej Żydom przez Polaków w czasie wojny i rzekomej wyjątkowości czy incydentalności morderstw dokonywanych przez Polaków na Żydach. Zakłamana narracja o dzielnych Polakach i niewdzięcznych Żydach, którzy dziś skupiają się wyłącznie na swoich krzywdach, fałszując historię, budzi irytację, gniew i pogardę demokratycznej opinii publicznej na świecie. Rząd, krzewiąc te kłamstwa i zniesławienie, godzi w polską rację stanu i wznieca pożary, które potem gasi benzyną.
W długim ciągu antysemickich prowokacji PiS i jego akolitów ostatni akt to skandaliczny wyrok dyspozycyjnego sądu, który skazał dwoje profesorów – Barbarę Engelking oraz Jana Grabowskiego – za rzekome podanie nieprawdy na temat jednej z bardzo licznych postaci krzywdzicieli Żydów, występujących w relacjach zebranych przez nich w książce „Dalej jest noc”. To bardzo ważna i nowatorska praca z dziedziny badań nad Zagładą Żydów i Polska mogłaby bardzo wiele zyskać wizerunkowo, propagując ją za granicą. Mogła też bardzo wiele stracić, piętnując po raz kolejny uczonych zajmujących się problematyką. I, jak zwykle, gorliwie skorzystała z okazji. Cóż, głupota, zakłamanie, ignorancja to typowe atrybuty głębokiej kulturowej prowincji, którą na własne życzenie wciąż jest nasz kraj.
Przytoczmy kontrowersyjne zdania z artykułu Mashy Gessen, żeby było jasne, co stało się pretekstem do kolejnego paroksyzmu polskiej histerii. Najpierw sam tytuł, gdzie mowa o „Poland’s role in the Holokaust”. Słowo „Poland” znaczy po angielsku nie tylko państwo polskie, lecz również społeczeństwo polskie, niemniej ten nieczytelny dla większości z nas odcień znaczeniowy nie stwarza wystarczającego powodu do użycia zwrotu mogącego sugerować, że w czasie wojny istniało polskie państwo, które było czemuś winne. Tytuł jest wadliwy. Trzeba było napisać „rola Polaków” (Polish people, Poles). Przede wszystkim jednak chodzi o następujące zdanie z tekstu: „The two historians’ legal troubles stem from the Polish government’s ongoing effort to exonerate Poland—both ethnic Poles and the Polish state—of the deaths of three million Jews in Poland during the Nazi occupation”.
To zdanie bardzo trudno dosłownie przełożyć na język polski. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że sugeruje, iż Polacy zamordowali trzy miliony Żydów, a polski rząd próbuje Polskę i Polaków wybielić (exonerate) i uwolnić od zarzutu popełnienia tej zbrodni. Trzeba jednakże mieć trochę krytycyzmu wobec własnej znajomości angielskiego oraz trochę rozsądku, aby łatwo się domyślić, że nie o to chodzi.
Pani Gessen oczywiście wie, że to Niemcy mordowali Żydów, a inne nacje brały w tym udział pomocniczo. Diabeł (gramatyczny) tkwi w użyciu liczby mnogiej („deaths” – „[te] śmierci”), czego nie da się dobrze przetłumaczyć. Jednakże to właśnie zastosowanie liczby mnogiej sprawia, że eliptycznie (domyślnie) mowa nie o całościowej winie, lecz o winie skwantyfikowanej, a więc podzielnej (w domyśle: takiej, w której Polacy mają swój udział). Trzeba było napisać „of the deaths of three million Jews…” – zmiana szyku bardzo by pomogła.
Drugie nieporozumienie wiąże się z odniesieniem do państwa polskiego. Mowa jest bowiem o wybielaniu zarówno etnicznych Polaków, jak i państwa. Ktoś mógłby pomyśleć, że chodzi o jakieś państwo polskie z czasów wojny, a przecież takowego nie było (istniało jedynie państwo podziemne oraz niemieckie tzw. Generalne Gubernatorstwo). Znów wszelako potrzebna jest chwila refleksji.
Czy autorka artykułu myślała, że w Polsce działał jakiś rząd kolaboracyjny (państwo polskie), który pomagał Niemcom mordować Żydów? Przecież nie. Dziennikarce chodzi o współczesne państwo polskie, które w odróżnieniu od USA czy Kanady, otwarcie mówiących o zbrodniach popełnianych przez Amerykanów i Kanadyjczyków, nie jest w stanie przyznać, że zabijanie Żydów nie było incydentalne, lecz miało w czasie wojny charakter masowy i w wielu przypadkach systematyczny. Tak czy inaczej, pani Gessen powinna była wyrazić się jaśniej. Zacytowane zdanie nie powinno znaleźć się w artykule w takiej postaci.
Trudno policzyć korzyści moralne, wizerunkowe i polityczne, jakie Polska odniosłaby, biorąc na siebie prawdę w spawie tragicznej przeszłości relacji polsko-żydowskich. Podobnie trudno wymierzyć straty, jakie ponosimy z powodu upartego powtarzania kłamstw.
Sprawy te są niezmiernie skomplikowane i dlatego nawet ludzie kompetentni niechętnie mówią o nich na sposób publicystyczny. To błąd. Możliwe jest mówienie prawdy uproszczonej i zredukowanej do pewnej esencji i uprawnionych uogólnień. Prawdy będącej odwróceniem kłamstw opartych na manipulacjach, przemilczeniach, podawaniu wyjątków za regułę i nieuprawnionych uogólnieniach, a więc tych wszystkich niegodziwościach, jakie składają się na tzw. politykę historyczną.
I choć robiłem to już kilkakrotnie, raz jeszcze pozwolę sobie zebrać w postaci najbardziej zwięzłej elementarne prawdy o Polakach i Żydach w czasie wojny i po wojnie. Każde z tych zdań jest prawdziwe, a ich zbiór na tyle kompletny, że nie można tu mówić o manipulacji i przemilczeniu, choć rzeczywistość była oczywiście znacznie bardziej złożona. To, co znajduje się poniżej, to pewne minimum wiedzy, które posiada każda osoba zainteresowana tematem i którą powinni posiadać wszyscy wykształceni Polacy. Takie polsko-żydowskie ABC:
- W czasie II wojny światowej zginęło ponad 5,5 mln europejskich Żydów, a w tym blisko 3 mln Żydów z Polski. Nie są znane dokładnie straty wśród etnicznej ludności polskiej i innych nacji. Aby przynajmniej w liczbach bezwzględnych liczba nieżydowskich ofiar wojny nie odbiegała od liczby zamordowanych polskich Żydów, przyjęło się mówić, że w sumie podczas wojny zginęło 6 mln polskich obywateli – po połowie Żydów i nie-Żydów. Prawdziwa liczba ofiar etnicznie polskich jest znacznie mniejsza, lecz bardzo sporna.
- Stosunek etnicznych Polaków do Żydów już w latach 30. był generalnie bardzo nieprzychylny, a podczas wojny był na ogół wrogi. Wrogi był też stosunek Kościoła katolickiego do Żydów. Niemniej były też miliony Polaków, których powszechny w Polsce antysemityzm oburzał.
- Holokaust był zbrodnią niemiecką na Żydach. W dokonaniu tej zbrodni w rozmaity sposób i często pod silną presją pomagali przedstawiciele innych narodów, np. Łotysze czy Ukraińcy. Wśród tych narodów byli też Polacy. W samych obozach koncentracyjnych obsługą komór gazowych i pieców krematoryjnych zajmowały się w bardzo dużej mierze specjalne oddziały tworzone z więźniów żydowskich. Niemcy bardzo dbali, aby eksterminacja Żydów dokonała się nie tylko ich rękami. Wywózki z gett do obozów zagłady organizowane były w dużej mierze przez same służby żydowskie. Poza murami (zasiekami) często pomagali w nich Polacy z tzw. granatowej policji, wyłapując lub zabijając tych, którzy uciekali podczas akcji likwidacyjnych. To jeden z wielu przykładów tego, że krzywdzenie Żydów dokonywało się w różnych warunkach – od pełnej dobrowolności do skrajnie silnego przymusu.
- W pierwszej fazie wojny kilkaset (300?) tysięcy Żydów uciekło na Wschód, na terytoria okupowane przez ZSRR i dalej. Większość z nich (ok. 250 tys.) przetrwała wojnę. Pozostanie na terenie okupacji niemieckiej oznaczało prawie pewną śmierć. Było to jasne już w 1942 r., gdy Zagłada Żydów stała się faktem. Pewna liczba Żydów nie zameldowała się w gettach, a niektórzy uciekali z gett, szukając ratunku i kryjówki poza murami. Były to w większości osoby zasymilowane i dobrze sytuowane, lecz nie wyłącznie takie. Szanse ich przetrwania były jednakże niewielkie. W tzw. Generalnym Gubernatorstwie wojnę przetrwało ok. 50 tys. ukrywających się Żydów.
- Sytuacja ukrywających się Żydów oraz osób ukrywających była straszna. Jedni i drudzy bali się w pierwszym rzędzie polskich sąsiadów, którzy mogliby wytropić, że w ich pobliżu ukrywają się Żydzi, i donieść o tym Niemcom. Tak było faktycznie w większości przypadków. Tylko nieznaczna część ukrywających się Żydów została wykryta przez Niemców bez pomocy ze strony nieżydowskich denuncjatorów. Większość Żydów, którzy przetrwali w kryjówkach, uratowała się w Warszawie i jej okolicach. Wiele osób (dzieci) przetrwało w klasztorach i zostało uratowanych przez księży, zakonników i zakonnice. Małe dzieci oddawane klasztorom często chowały się w nieświadomości swego pochodzenia.
- Znaczna większość osób ratujących Żydów robiła to dla pieniędzy, co nie jest samo w sobie niczym nagannym. Spośród nich jednakże duża część pozbawiała swoich podopiecznych Żydów wszelkiej własności, nierzadko w końcu wyrzucając ich, a nawet zabijając. Odsetek Polaków niosących bezinteresowną pomoc Żydom był bardzo niewielki, gdyż Żydzi byli uważani przez znaczną większość społeczeństwa za obcych i co najmniej nielubiani. Natomiast wśród zasymilowanej ludności żydowskiej, mieszkającej poza gettem (w nadziei – w większości przypadków płonnej – że ich żydowska tożsamość nie zostanie ujawniona, a oni sami nie zostaną wydani grantowej policji lub Niemcom) i posiadającej dobre papiery pomoc Żydom była zjawiskiem bardzo częstym. Dla Żydów inni Żydzi byli bowiem „swoi”.
- Osób ratujących Żydów całkowicie honorowo (bez zysku) było niewiele, z pewnością jednak wielokrotnie więcej niż tych, których bohaterstwo zostało udokumentowane i uznane przez Izrael poprzez tytuł Sprawiedliwej/Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Tytuł ten posiada ok. 7 tys. Polaków – najwięcej ze wszystkich nacji. Zasługuje na niego być może i dziesięć razy więcej osób. Izrael uczynił niezwykle dużo dla udokumentowania polskiej pomocy dla Żydów, podczas gdy Polska komunistyczna nie chciała w tej sprawie robić niczego. Osoby pomagające Żydom aż do lat 90. najczęściej ukrywały ten fakt przed otoczeniem (a i sami Żydzi mieszkający w Polsce najczęściej woleli nie ujawniać tego sąsiadom; bardzo często też zmieniali nazwiska na polskie). Już bowiem w czasie wojny lub bezpośrednio po jej zakończeniu Sprawiedliwi oraz inni, którzy ukrywali Żydów, bywali mordowani (w przekonaniu, że mają ukryte żydowskie kosztowności). Takich morderstw było około dwustu, co stanowi około jednej piątej wszystkich Polaków zabitych z powodu ukrywania (honorowego lub komercyjnego) Żydów. Reszta (ok. 800) została zmordowana przez Niemców.
- Żydów ratowali zarówno ludzie oburzeni powszechnym antysemityzmem, jak i wielu antysemitów, przekonanych, że tego wymaga od nich etyka i wiara. Najważniejsza organizacja (konglomerat mniejszych grup) pomagająca Żydom związana była z AK. Była to Rada Pomocy Żydom, znana jako Żegota. Jedną z założycielek tej organizacji była Zofia Kossak-Szczucka, niekryjąca swych silnie antysemickich poglądów. Większość bojowników Żegoty, wspierających ucieczki z gett (zwłaszcza ucieczki dzieci) i dostarczających pieniądze, produkty i broń do gett, było Żydami, lecz generalnie była to organizacja kierowana przez Polaków niebędących Żydami. Najsłynniejszą bohaterką Żegoty, ratującą dzieci z warszawskiego getta, była Irena Sendler. Innym sławnym bohaterem ratującym Żydów (oraz nieżydowskich uchodźców z Polski) był Henryk Sławik, działający na terenie Węgier. Udało mu się ściągnąć na Węgry i uratować ok. pięciu tysięcy Żydów.
- Większość Polaków była nastawiona do Żydów wrogo. Prawie każdy Żyd przebywający poza gettem na jakimś etapie swojej historii ukrywania się był szantażowany, okradany lub w inny sposób krzywdzony przez Polaków. Nawet uciekinierzy z obozów koncentracyjnych pod koniec wojny musieli czasami wracać do nich, gdyż na zewnątrz czekała ich śmierć ze strony partyzantów bądź ludności wiejskiej. Na terenach, z których na początku wojny niemiecko-sowieckiej wycofywali się Rosjanie, wybuchały pogromy, w których Polacy masowo mordowali Żydów. Najwięcej pogromów miało miejsce na Podlasiu w lipcu 1941 r. Niektóre z nich były inspirowane przez Niemców (co nie oznacza mniejszej winy morderców), inne nie. Miejsca pogromów są dziś upamiętniane staraniem Żydów – polskie upamiętnienia były bardzo wątłe i dwuznaczne. W przestrzeni publicznej nadal nigdzie nie mówi się wprost o winie ludności polskiej. Osoby starające się upamiętniać dawną obecność Żydów, a zwłaszcza los, jakiego doświadczyli, najczęściej spotykają się z wrogą postawą miejscowej ludności oraz władz.
- Nie wiadomo dokładnie, ilu Żydów zostało wydanych Niemcom przez Polaków lub też wprost zabitych przez ludność bądź przez formacje mundurowe (Policja Polska Generalnego Gubernatorstwa, Ochotnicza Straż Pożarna, formacje partyzanckie). Z pewnością jest to jednakże liczba znacznie większa niż liczba Żydów uratowanych przez etnicznych Polaków. Szacunki wahają się od 80 do 200 tys. Najczęściej badacze Holokaustu na pytanie o tę liczbę mówią, że może to być ok. stu tysięcy.
- Mordowanie Żydów nie skończyło się wraz z wojną. W ciągu pierwszych lat po wojnie zabijano (nielicznych bardzo) Żydów powracających do swoich dawnych domostw, zajętych już przez ludność polską. Urządzano też pogromy, z których najbardziej znane miały miejsce w Krakowie (1945) i Kielcach (1946). Obławy na Żydów oraz napaści na sierocińce żydowskie dokonywane były ponadto przez formacje partyzanckie, wśród których są również oddziały czczone przez polskie władze pod nazwą żołnierzy wyklętych. Szacuje się, że już po wojnie Polacy zabili od tysiąca do półtora tysiąca spośród ok. 300 tys. Żydów ocalałych z Zagłady i przebywających w Polsce. W takich warunkach znaczna większość Żydów w ciągu pierwszych kilkunastu lat opuściła Polskę. Ostatnia wielka fala emigracji miała zaś miejsce w latach 1968-70, kiedy to nielicznych polskich Żydów prześladowały władze komunistyczne.
- Nienawiść do Żydów najczęściej usprawiedliwiano (podczas wojny oraz w czasach PRL) masowym udziałem osób pochodzenia żydowskiego (rzadziej: uważających się za Żydów) w stalinowskim aparacie represji. Faktycznie aż kilkanaście procent oficerów i żołnierzy formacji w rodzaju UB było Żydami. Nadreprezentacja Żydów występowała również pośród ofiar stalinowskich represji, w tym represji stosowanych przez funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego. Istniały też żydowskie grupy partyzanckie urządzające u kresu wojny napaści na polskie wsie, jakkolwiek było to zjawisko rzadkie (choćby z racji bardzo niewielkiej liczby Żydów, którzy przetrwali).
- Stosunki polsko-żydowskie były przez kilka dekad przedmiotem badań izraelskich historyków, a także historyków polskich (niekoniecznie mających żydowskie korzenie). Polskie badania rozwinęły się szczególnie po 1989 r. Do niedawna nacisk w badaniach izraelskich i polskich położony był na rekonstrukcję dokonań Sprawiedliwych oraz dzieje powstań w gettach (na czele z warszawskim) i samego życia w gettach. Istniała i nadal istnieje znaczna nierównowaga pomiędzy żydowskimi i polskimi badaniami poświęconymi pomocy dla Żydów oraz badaniami nad polską przemocą względem Żydów (Sprawiedliwi często mają nazwiska, a tzw. szmalcownicy prawie zawsze są anonimowi). W ostatnim czasie dokładniej bada się te kwestie, co spotyka się z oporem i represjami ze strony polskich władz.
- Polskie społeczeństwo karmione jest mitami i kłamstwami na temat relacji polsko-żydowskich. Oprócz wypierania win i przewrotnego zasłaniania ich bohaterstwem Sprawiedliwych władze, a także historycy, politycy i inni komentatorzy powtarzają rozmaite nieprawdy na temat Żydów i ich losów podczas wojny. Jeden z tych antysemickich mitów (powtarzany nawet w Izraelu) mówi o bierności Żydów wobec terroru Zagłady. Było dokładnie odwrotnie. Historia Holokaustu to dzieje zbrodni, lecz również dzieje bohaterskiej walki z Niemcami w czasie powstań w gettach i obozach, a także walk partyzanckich (np. Odział Bielskich). Warto też pamiętać, że kilkaset tysięcy ofiar Holokaustu to były osoby w pełni identyfikujące się z Polską i polskością. Również pośród ofiar zbrodni katyńskiej ok. 10 proc. stanowili Żydzi.
- Po wojnie całe mienie żydowskie zostało przejęte przez państwo oraz ludność. Po 1989 r. gminy żydowskie odzyskują obiekty sakralne i cmentarze. W kraju panuje przekonanie, że całe bezspadkowe mienie pożydowskie należy się Polakom – choćby z racji masowej pomocy i ratowania Żydów. Ogromna większość Polaków nie wie, że Polaków krzywdzących Żydów było o wiele więcej niż takich, którzy Żydom pomagali, a zwłaszcza już takich, którzy pomagali bezinteresownie. Większość Polaków sądzi, że naród polski może być dumny ze skali swej pomocy Żydom, zwłaszcza że za udzielanie takiej pomocy groziła śmierć. Skrajnym przejawem poczucia uprawnienia do własności żydowskiej była powszechna, trwająca przez wiele lat po wojnie praktyka przekopywania terenów wokół obozów i innych miejsc zagłady Żydów w poszukiwaniu złota, a także masowe rabowanie nagrobków żydowskich i zabieranie ich do gospodarstw. Do dziś spotkać można macewy wmurowane w budynki gospodarcze, a nawet druty z ogrodzeń gett, używane do ogradzania posesji.