Tusku, musisz!
Jeszcze przed miesiącem plotki, jakoby Donald Tusk miał szanse na objęcie stanowiska Przewodniczącego Rady Europejskiej, wtajemniczeni zbywali pobłażliwym uśmieszkiem. Dziś wszystko się zmieniło.
Postępująca inwazja Rosji na Ukrainie powoduje, że wypuszczenie polskiego jastrzębia do pary z włoskim gołąbkiem, czyli panią Mogherini z Włoch, staje się realnym scenariuszem. Na pewno bardziej realnym niż nominowanie na szefa RE któregoś z premierów małych krajów nadbałtyckich.
Po raz pierwszy od 1989 roku Polska miałaby „ważnego człowieka” w polityce międzynarodowej, a nasz kraj, dotąd funkcjonujący na marginesie EU/Eurolandu, znalazłby się w pobliżu jądra Zachodu. To niebywały awans i wielka odpowiedzialność. Ale do odważnych świat należy! Teraz albo nigdy!
Takie myśli powinny dziś powstać w głowie premiera, jeśli jest walecznym zdobywcą, a nie znudzonym biurokratą. Europę czeka teraz największa próba od wielu dziesięcioleci, być może od samej II wojny. Będzie ciężko, ale w perspektywie lat mamy szansę wyjść z kryzysu wzmocnieni, jako pełnoprawny członek wspólnoty Zachodu.
Nominacja Donalda Tuska sama w sobie tego nie sprawi, lecz wzmocni nasze szanse na uruchomienie tego procesu. A Polska, choć trochę przesunięta na zachód na mentalnej mapie przywódców i społeczeństw Europy (a siłą rzeczy także i Rosjan), będzie bez porównania bezpieczniejsza niż dzisiaj. Bo dziś nadal – nie oszukujmy się – jest przedmurzem, za które nikt krwi przelewać nie będzie. Jednakże współrządząc Unią Europejską, przestanie być wygonem, na którym można będzie dokonać próby sił między Rosją i NATO. Donald Tusk na stanowisku Przewodniczącego RE zmienia optykę obu stron i wart jest tyle, co tysiąc czołgów i samolotów!
Traktowanie szansy Tuska przez pryzmat losów PO jest niemądre. Walka o Polskę, o to, by nie dostała się cała w łapy Kaczyńskiego z Rydzykiem, odbędzie się w całym społeczeństwie, a nie na salonach. Ludzie wiedzą, jaka jest stawka, i na wybory pójdą – terminowe czy przyśpieszone.
Trudno mi sobie wyobrazić, by nasz premier w Brukseli miał być argumentem dla wyborców, żeby głosować na PiS, a tym bardziej, żeby pod platformianym dywanem pod nieobecność pana pogryzły się buldogi, ku zgorszeniu wyborców. To są rozsądni ludzie, a poczucie narastającej odpowiedzialności za kraj, w obliczu rosyjskiego zagrożenia, doda krajowej polityce powagi i substancjalności. Naród nie pozwoli, by ministrem spraw zagranicznych w czasie burzy była pani Fotyga… Bo naród to może jest i głupi, ale nie aż tak.
Sukces Tuska będzie sukcesem także PO i z pewnością doda tej partii skrzydeł. Nie jestem zwolennikiem PO, ale widzę szansę, której grzechem byłoby nie wykorzystać. „Jak dają, to brać!” – to jedna z ważnych zasad w polityce. Jest szansa podnieść polską flagę wysoko na maszt, a w dodatku zapędzić endecką zarazę z powrotem do nory. A gdyby nawet to ostatnie się nie udało, to Donald Tusk w Brukseli, razem z prezydentem Komorowskim, mogliby opóźnić i złagodzić skutki katastrofy. To jest poważna gra. To jest duża polityka.
Panie Premierze! Dwie godziny konwersacji angielskich każdego dnia i huzia na Brukselę!