Precz z komuną!
Po raz kolejny panowie składający przysięgi wierności watykańskiemu monarsze pozwolili sobie uszanować autonomię państwa polskiego i powstrzymać się od wywierania wpływu na jego suwerenne decyzje.
W duchu szacunku dla polskiej suwerenności owi wolni polscy obywatele, ani troszkę niedziałający w imię interesów żadnego obcego państwa i w żaden sposób niezwiązani obcą niedemokratyczną władzą, owi tzw. biskupi byli łaskawi określić nasze europejskie standardy moralne jako wykwit zdeprawowanej „ideologii gender”. Po raz kolejny zaprosili Polaków i polski rząd do wypowiadania się na temat tego, jakie dokumenty ma podpisywać papież i jakie prawa rządzić mają w monarchii absolutnej, zwanej dumnie Stolicą Apostolską.
Zdaniem lokalnych reprezentantów zaprzyjaźnionego, zbierającego w Polsce podatki państewka, zagubionego pośród zabytków Rzymu, „Konwencja ws. przeciwdziałania przemocy wobec kobiet wynika ze skrajnej, neomarksistowskiej ideologii gender”. A to tylko dlatego, że wspomina się w niej, że bicia nie wolno usprawiedliwiać tradycją i religią. A co, panowie, niby wolno? A może chcecie lekko zasugerować, że nie ma żadnego związku między tradycjami społecznymi, uświęconymi przez rozmaite religie, a przyzwoleniem na bicie kobiet i dzieci w różnych środowiskach? Co? Jak tam? Czy dobrze słyszę? Mówicie: „Nie ma żadnego związku!”. Nie, nie mówicie. Za to wystarczy wam, że można tę oczywistość odczytać jako aluzję do waszych katolickich tradycji, by toczyć jady kalumni i łgarstw. Bo wy przecież od dwóch tysięcy lat grzmicie w kościołach: niewiasty bić nie będziesz! Cóż za niewdzięczność! Tyle złota wydaliście przez stulecia na zwalczanie bicia kobiet, a teraz rzuca się w waszą stronę jakieś nieprzyzwoite insynuacje!
Otóż nie grzmicie, grosza nie wydajecie, a za to do bólu rozumiecie, że proste stwierdzenie, że bicia nie wolno niczym usprawiedliwiać, nie jest składnikiem żadnej ideologii, ale prostym aktem moralności, dokładnie tym, czym jest: niezgodą na bicie i jego usprawiedliwianie. Ale co z tego! Wy przecież za nic macie te wszystkie baby, nie mówiąc już o, pfff, „prawdzie”!
Konwencje, srencje – ważne, żeby nikt na tym świecie nie ważył się publicznie uznać czegoś, co mogłoby być zinterpretowane w sposób naruszający waszą nietykalną cześć, w sposób, który zawiera choćby hipotetyczne wątpliwości co do waszej wyniosłej godności i moralnej przewagi nad światem. Otóż cała wasza przewaga nad tymi wszystkimi, których z obłudnym wyrazem troski na twarzy tak podle znieważacie i prześladujcie, streszcza się w jednym słowie: pycha. W pysze nikt wam nie dorówna. To z pychy wypływa ten zdumiewający brak jakichkolwiek skrupułów wobec używania wyzwisk, najpodlejszych oszczerstw i prostackich kłamstw. Niepokalane jest wasze poczucie apriorycznej, nieubłaganej racji i wyższości.
Śmiecie miotać w wolnych i postępowych obywateli swoje wyzwiska: gender, ideologia, deprawacja, dehumanizacja? Jak szamańskie zaklęcie bezsilnie powtarzacie te nic w waszych ustach nieznaczące słowa. Ani przez chwilę nie zastanowiliście się, co te wyrażenia miałyby znaczyć. Ale to przecież nieważne. Ważne jest tylko samo plucie, ów żałosny egzorcyzm, który ma przekonać lud, że diabeł nie zginął i w was tylko nadzieja.
To ja wam może przypomnę, co to jest ideologia… Otóż słowem „ideologia” nazywa się system silnych przekonań i stanowczych postulatów odnośnie do tego, w jaki sposób należy prowadzić życie osobiste i organizować życie społeczne, połączony z przyzwoleniem na posługiwanie się przez władze środkami propagandy i przymusu w dążeniu do upowszechniania owych pożądanych stosunków.
Inaczej mówiąc, ideologia to program obejmujący życie prywatne i publiczne, kierowany przez pewien ideał ostatecznego celu i ostatecznego stadium życia ludzkości. Otóż matką wszystkich takich projektów i wszystkich ideologii jest… no co? Kto? Oczywiście chrześcijaństwo. Jest tu wizja, bardzo ścisła, tego, jak ludzie mają żyć. Jest wizja ostatecznego celu, którym jest Królestwo Boże na ziemi. I jest cały program działalności politycznej, opartej na propagandzie i przymusie, zmierzających do podporządkowania społeczeństwa owej wizji celu ostatecznego i przygotowania go na ostateczne ustanowienie owego docelowego, zbawczego porządku. Program ten, z całą konsekwencją i brutalnością, realizowany był przez półtora tysiąca lat w postaci imperium chrześcijańskiego (zachodniego i wschodniego), w którym władza opierała się na graniczącym z niewolnictwem poddaństwie, na wszechobecnej propagandzie i brutalnym terrorze wobec opornych i niesubordynowanych. Tym właśnie był świat feudalny, którego resztek ta upadła potęga próbuje jeszcze bronić.
Co jest istotą chrześcijańskiej, a w tym i katolickiej ideologii? Ano jest nią przekonanie, że dążyć należy do takiego świata, w którym nie będzie już żadnej innej władzy niż boska, a więc nie będzie państw i klas, żadnych różnic wyznaniowych ani herezji. Ani własności prywatnej. Świata, w którym wszyscy będą dla siebie braćmi i siostrami. Do tego świata (który z pewnością kiedyś nastanie, gdyż Bóg to obiecał!) dążyć należy ze wszystkich sił.
Tymczasowo musimy tolerować państwa, prywatność, świeckość, obecność nienawróconych jeszcze niewiernych. Ale to się kiedyś zmieni! Cały świat się nawróci i stanie się Kościołem – świętą wspólnotą zbawionych, oddanych bez reszty chwale Pana, Jezusa Chrystusa, który jako Król panować będzie na ziemi na wieki wieków.
Czy może w czymś się pomyliłem? A może to słowo „ideologia” zostało przeze mnie jakoś nadużyte? A pamiętacie, jak nazywa się ideologie obiecujące raj na ziemi, społeczeństwo bez państw, klas i własności prywatnej? Społeczeństwo braci i sióstr? Otóż to się nazywa komunizm. Tak, tak. Chrześcijaństwo, a w jego ramach katolicyzm, to najstarsza wersja komunizmu. Tego komunizmu, którym tak sobie, dla niepoznaki, gęby wycieracie. Owszem, znacznie później, bo w XIX, wieku powstała wersja judaistyczna komunizmu, a następnie anarchistyczna, ateistyczno-pozytywistyczna i ateistyczno-socjalistyczna.
Ale korzeniem komunizmu jest i na zawsze pozostanie chrześcijaństwo. I dobrze. Ja też chciałbym, tak jak katolicy, żeby ludzie stali się dla siebie jak bracia i siostry. Szkoda mi tylko tych milionów ludzi zamordowanych w imię ślepego ideologicznego fanatyzmu. Tych wszystkich zaszlachtowanych w religijnym szale lub z cynicznym wyrachowaniem zarówno przez religijnych, jak i antyreligijnych komunistów w ciągu minionych dwóch tysiącleci. Wszyscy jesteście siebie warci. Jedną tylko rzecz katolicy i inni komuniści nauczyli świat: że ludzie nigdy nie staną się dla siebie jak bracia i siostry, jeśli będzie się ich dręczyć, zniewalać i mordować w imię raju na ziemi. Widzieliście wczoraj, jak się pali żywcem niewiernego? To pamiętajcie i wspominajcie każdego dnia, że Kościół katolicki w taki właśnie sposób przez długie, długie stulecia, z tą samą nienawiścią i zapiekłością co Państwo Islamskie torturował i mordował nie tysiące, nie dziesiątki tysięcy, lecz miliony „niewiernych”, w tym również przodków współczesnych mieszkańców tej ziemi. Była jakaś różnica? Macie czelność pisnąć, że była jakaś różnica…?
My was nie zaczepiamy, nie atakujemy. Ale nie pozwolimy się bezkarnie opluwać. Nie przeszkodzicie nam swoimi kalumniami i oszczerstwami budować etycznego, wolnego społeczeństwa na gruzach średniowiecznej, feudalnej smuty, których jesteście ponurymi strażnikami. Wasza brutalna ideologia, nakazująca poddanym bezwzględne posłuszeństwo i daniny, w zamian za mrzonki nagrody na tamtym świecie, ideologia na półtora tysiąclecia mrożąca społeczeństwa Europy w niekończącej się zimie nędzy i strachu, wasz zdradziecki komunizm, który w imię miłości bliźniego mordował, niewolił i poniżał, doszedł swego kresu.
Pozostało już tylko szczekanie na kukły „gender” i straszliwego „neomarksizmu”. Żeby zacytować waszego klasyka: pieski szczekają, a karawana jedzie dalej. Jeszcze niedawno to my byliśmy pieskami. Dziś wy nimi jesteście. I jeszcze macie czelność powoływać się na wolę Boga, jakbyście mieli o niej jakieś pojęcie i prawo do mówienia w Jego imieniu. O, pycho ludzka! Niech wam Bóg wybaczy, jeśli istnieje. Precz z komuną!