Jestem Kiepski. Jan Kiepski
Nad Czelabińskiem wybuchł meteoryt. Papież abdykował. 16 marca w nocy było minus 19 stopni. Unia omalże nie okradła Cypryjczyków z pieniędzy trzymanych w banku. Korea Północna otwarcie grozi wojną. Armstrongowi odebrali tytuły za koks, a Pistorius zastrzelił narzeczoną przez drzwi łazienki. O Głodziu napisali to, co wszyscy od lat mówią. Nowy papież nie był w Hitlerjugend, ale też lekko nie miał. A do tego nad zachodnim horyzontem straszy kometa. Nieźle jak na jeden początek roku. Będzie chyba ostra jazda na wiosnę. Już się cieszę na ciekawe „Fakty” i „Wiadomości”. Może Tusk wstąpi do klasztoru? Wszak ma chyba ostatnio jakieś wlania Ducha Świętego. A może Kaczyński też sobie abdyknie? Bo co sobie ma żałować?
Czekam na tę wiosenną jazdę, choć przecież wiem, że nic już mnie tak porządnie i naprawdę nie zadziwi w tym internetowo-telewizyjnym teatrzyku. Byle daleko od naszych czterech liter, a wtedy co by się tylko działo, to jeno kolejny odcinek światowego sitkomu. Choć z drugiej strony, nigdy nie mamy dość. To właśnie dlatego, że mało co nas rusza. Media to wiedzą i starają się dostosować do naszej przesytem przesyconej wrażliwości. Drobne sensacyjki w stylu „w układzie słonecznym jest 700 mln gwiazd wielkości ziemi” czy „Angela Merkel ma kuzynów w Polsce” utrzymują się na jedynkach portali parę godzin krócej niż wiadomości większego kalibru, jak na przykład, że rektor prowincjonalnego UMCS odwołał wykład wielkiego filozofa z UJ. Tak konkretniej to się jednak w mediach kurzy, gdy Stoch albo Żyła coś wyskaczą albo mamusia Magdy przemaluje się na rudo. Za to cuda sprawione przez bł. Jana Pawła już się słabo sprzedają. Naród już nawet w cuda nie wierzy, czy co? Albo mu może spowszedniały i wiszą, jak jakieś tsunami na końcu świata?
Nic nas już nie zadziwi, nic nie przestraszy. Wszystko jest na godzinę, no, może na dzień albo dwa. Nie ma już ludzkości, która dokonuje wielkich odkryć albo przeżywa wielkie wydarzenia. Są już tylko historyjki, które nas mniej czy bardziej zabawiają, jakkolwiek w ogólności pozbawione są większego znaczenia, podobnie jak całe nasze życie. Nie przywiązujemy wszak już do niego zbyt wielkiej wagi. Żyję to żyję. Nie ja, to będzie inny. A póki żyję, to sobie popiję piwka i posiedzę w necie. Może będzie co ciekawego. Jakieś trzęsienie ziemi zapodadzą albo fajny mem na fejsa ktoś wrzuci.
Taaa, Anetha, blondyna z Abby, właśnie nagrała singla. Jak miałem 12 lat, to się w niej kochałem. Była 16 lat starsza i mieszkała w Szwecji, więc jakoś nic z tego nie wyszło. Szkoda. A teraz ten singiel. Cóż, już mi wychłódło… No ale idźmy dalej.
Z roku na rok mój zlasowany i przepalony munio traci ciekawość świata, entuzjazm, egzystencjalną trwogę, inteligencję, pamięć, ambicję, zdolności komputacyjne, empatię i neurony lustrzane. Moim bohaterem jest dziś Ferdek Kiepski, którego kocham szczerze, jak siebie samego, bo coraz bardziej staję się do niego podobny. Kanapa i ekran są już dla mnie prawie wszystkim. Bo nie ma tak naprawdę pracy dla ludzi z moim wykształceniem!